avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2015

Dystans całkowity:781.60 km (w terenie 164.00 km; 20.98%)
Czas w ruchu:45:25
Średnia prędkość:17.21 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:14130 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:52.11 km i 3h 14m
Więcej statystyk
  • DST 85.80km
  • Teren 7.00km
  • Czas 05:30
  • VAVG 15.60km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 1170m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 31 października 2015 | Komentarze 4


Emocje opadły i nie będę nawet próbowała ich odtworzyć, bo jestem z góry skazana na porażkę.

Podczas doświadczania wschodu Słońca na szczytach bodźce tak silnie oddziałują na zmysły i emocje, że niemożliwym jest by ubrać je w słowa.
Nie, inaczej.
Dla mnie jest to niemożliwe, gdyż nie dysponuję takimi narzędziami i umiejętnościami, które pozwoliłyby mi na to.
Więc daruję sobie tym razem nieśmiałe próby opisania tego poranka. Tego wspaniałego czasu zlepienia nocy z dniem, ciemności z brzaskiem, baśniowości tych kiludziesięciu minut, podczas których kurtyna unosi się do góry, a monumentalny podniebny reflektor zaczyna ukazywać skrywane do tej pory tajemnice. Ezoteryka tych kilku chwil, tajemna wiedza dedykowana nielicznym, którzy zrezygnowali z uciech nocy, na rzecz doznań poranka, zalewa moje serce i duszę, przenosi na chwil kilka do świata pełnego  wrażeń i emocji, a pozbawionego zbędnej analizy.
Nie żałuję, że nie chce mi się częściej. Bo dzięki sporadyczności tych wypadów nie tracą one w moich oczach na wyjątkowości. Za każdym razem odnoszę wrażenie jakby to był mój pierwszy raz z Jutrzenką.

6:19


6:36


6:41


6:43


W dole wspaniała pierzyna:




7:01


7:05


Ze szczytu decyduję się zjechać niebieską pieszą ścianką na stronę polską. Z jedną podpórką, ale zjazd wychodzi całkiem przyzwoicie.



Szybko wracam z powrotem do Łomnicy, która jeszcze śpi przykryta warstwą porannej mgiełki.


Po prawe Ruprechitcki Szpiczak,




Nad Jeziorem Bystrzyckim:


Do domu wracam o godzinie 9:00, szybko się ogarniam i po 10:00 ruszamy z Kubą szynobusem do Wrocławia, na cmentarze. Zabieramy ze sobą rowery, by po mieście nie tłuc się komunikacją miejską. NIE ZNOSZĘ jazdy rowerem po Wrocławiu!!!



Szpiczak:

Wrocław:



  • DST 69.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 18.00km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Podjazdy 1470m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 30 października 2015 | Komentarze 2


Tego dnia mam dwa cele:
1. wdrapać się na Kozie Siodło zielonym szlakiem pieszym odbijającym w lewo z szosy za krzyżówką Sokolec-Jugów-Przełęcz Jugowska z dwoma mocniejszymi kawałkami na trasie.
2. Z Wielkiej Sowy zjechać bez postojów do Walimia, wciąż żółtym szlakiem pieszym, przez Małą Sowę.

Punkt numer dwa prawie udany. Dwa razy po kilka sekund straciłam - wpierw konieczność poprawienia kasku, który mi zleciał na oczy, później, pod koniec, wyciągnięcie sporej gałęzi, która mi wlazła między tylne widły a koło. Poza tym żadnych przerw spowodowanych błędami technicznymi na zjeździe. A lekko nie było - trasa pokryta grubą warstwą liści, spod których nie było widać morza kamieni na szlaku. A może to i wręcz było pomocne... :)
W drugiej połowie niemałe spustoszenie, które poczynili ścinacze drzew.
Jestem zadowolona. Kolejna próba moich lęków zjazdowych pooperacyjnych zdana na 4+.








  • DST 32.20km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 16.10km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Podjazdy 260m
  • Sprzęt Terenowy Reign

Czwartek, 29 października 2015 | Komentarze 0

Kategoria Masyw Ślęży


Kross jeszcze w serwisie, ja mam czas tylko rano, bo od 10:00 do załatwienia kilka spraw. Biorę Reigna-czołg!!! i jadę z nim na krótką rundkę po Wzgórzach Kiełczyńskich.
Tego dnia bez Słońca.








  • DST 63.40km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:14
  • VAVG 19.61km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 28 października 2015 | Komentarze 3


Wiało nielicho!
Pogoda jednak wciąż piękna więc wykorzystując to zapuściłam się w okolice kompleksu "Włodarz", podąrzając leśną ścieżką rowerową w kierunku przeciwnym do tego który zawsze do tej pory obierałam wracając do domu.











Podczas tej wycieczki stwierdziłam, że napęd (korba, łańcu, kaseta i kółka tylnej przerzutki) chodzi już tak fatalnie, że czekanie jeszcze kilku dni dłużej z jego wymianą może ostatecznie poskutkować rozkraczeniem się śmiertelnym roweru gdzieś na trasie.
Pojechałam, oddałam, na drugi dzień przed pracą odebrałam.
Postanowiłam przejść z trzy- na dwurzędową korbę. Póki co wrażenia ani na plus ani na minus. Jest dobrze :)








  • DST 82.60km
  • Teren 29.00km
  • Czas 04:51
  • VAVG 17.03km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 1800m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 27 października 2015 | Komentarze 2


Ten tydzień w szkole to zgrupowanie w Szklarskiej Porębie. Co oznacza, że w poniedziałek i wtorek miałam więcej wolnego czasu przed rozpoczęciem pracy. Jak już w poniedziałek zasmakowałam Jesieni tak we wtorek nie mogło być inaczej. Plan z grubsza ustaliłam przed wyjazdem, ale w trakcie wycieczki trochę go na bieżąco modyfikowałam.

Po pierwsze chciałam dojechać do Wałbrzycha i tu wbić w teren w Góry Czarne (człon Gór Wałbrzyskich), ale omijając przeklęte Julianowy.
Mapa papierowa przychodzi z pomocą. Po podjechaniu asfaltem do Modliszowa, na jego końcu nie skręcam w prawo asfaltem tylko jadę prosto taką oto drogą. Nie wiem co mnie na niej czeka, ale wiem, że to raptem 2 kilometry i na jej końcu wyląduję w Dziećmorowicach.


Po wjechaniu w las okazuje się, że to taka droga. Cudo!


Trochę mniej cieszy fakt, że wyjeżdżam na samym początku Dziećmorowic, ale to nic. Spokojnie asfaltem pnę się lekko pod górę, aż do początku Wałbrzycha, gdzie odbijam ostro w prawo wraz z niebieskim szlakiem pieszym , a później czerwonym rowerowym, omijając asfalty. Jadę przez park, gdzie napotykam takie cudeńka:




Z parku wyjeżdżam przy skrzyżowaniu dróg 379 i 281, jadę chwilę ulicą Świdnicką i za chwilę odbijam w lewo w zielony szlak rowerowy. Tenże kawałek daje ostro popalić. Około kilometra dużej kostki brukowej o nachyleniu wciąż w okolicach 20 - 30%. Po pokonaniu tego dziada chcę pojechać niebieskim szlakiem pieszym szczytami, więc odbijam na czerwony rowerowy, bardzo urokliwy, singielek:


Niestety jestem sama, jest mokro i ślisko, mnóstwo liści, nie wiem co mnie czeka na górze, a szlaki nie wyglądają jakby nimi tłumy chodziły w tygodniu. Rozsądek wygrywa - rezygnuję ze szczytów, wracam na szutrowy trawers, którym przez Przełęcz Kozią i przełęcz pod Borową ostatecznie docieram do Rybnicy Leśnej i dalej asfaltem do Andrzejówki. Tu chwila odpoczynku nad pierogami i w drogę!
Romet z pozdrowieniami dla Mariuszka, Ryjeczka i Tomiego :)


Okrążam czerwonym rowerowym Waligórę, jadę na Przełęcz pod Szpiczakiem. Stąd przez szczyt Granicznika zjeżdżam do Radosnej i dalej zielonym rowerowym na Przełęcz pod Czarnochem. Myślę o Janovickach ale wiem, że czasu przed pracą nie starczy. Kontynuuję zatem zielony rowerowy aż do Sierpnicy. Na ostatnim odcinku NARESZCIE wychodzi piękne Słońce i zostaje ze mną do końca trasy :)








  • DST 75.30km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 19.06km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 26 października 2015 | Komentarze 2


No i zaczął się.
Wspaniały tydzień prawdziwie złotej polskiej Jesieni.

Wyjazd początkowo tak trochę bez celu. Ostatecznie stanęło na Andrzejówce.
Jednakże w trakcie jazdy zaczęłam czuć mocne zmęczenie. Pomyślałam - nie dotrę na górę. I wtedy zrobiłam coś zupełnie do siebie niepodobnego - zwolniłam :) Bardzo zwolniłam. Stwierdziłam - będę jechać takim tempem i zobaczymy dokąd mnie to doprowadzi. Okazało się, że nawet w bardzo kiepskiej formie można wiele jeśli tylko człowiek odpuści. Stara baba i takie konkluzje. Brawo!
Tak czy siak okazało się, że wolniejsze tempo mnie nie męczy, a wręcz zaczęłam powoli odzyskiwać siły. Dzięki czemu możliwym było zahaczenie jeszcze o Waligórę.



Widok na Suchawę, Kostrzynę i Włostową.


Jesień pod ruinami Schroniska na stoku Waligóry.


Z Waligóry jadę na singiel czarnego pieszego i dalej na Trzy Strugi. Stąd już asfaltem do domu.






  • DST 73.30km
  • Teren 37.00km
  • Czas 04:51
  • VAVG 15.11km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Podjazdy 1700m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 24 października 2015 | Komentarze 1

Uczestnicy


Ten weekend to weekend zjazdowy we Wrocławiu. To raz.
Poza tym w sobotę na 8:00 czekają mnie dwie godziny pracy w szkole. Bywa. To dwa.
Po powrocie ok. 10:00 do domu okazuje się, że nie NIE NIE! Nie zrezygnuję z tak wspaniałes pogody by na 2 godziny szybko lecieć do Wrocławia. No i git. Szybkie pakowanko i około 11:00 ruszam przed siebie.
Cel - Wielka Sowa.
Sama, samiuteńka.
I cudnie, bo okazuje się, że tego mi było trzeba.
Czasu na cieszenie się swoim towarzystwem, jazdę, piękną pogodą.

Po 11 kilometrach asfaltu wjeżdżam w teren, który doprowadze mnie (z małą asfaltową przerwą w Glinnie) prosto na Przełęcz Walimską.


Z Przełęczy Walimskiej wpierw fioletowym a później Toompową drogą na Szczyt. Po drodze piękno otaczających mnie gór przepala mi siatkówki ;)


Na górze posiadówka. Nie krótka (bo jest przemiło) i nie długa (bo trochę zawiewa). Zbieram się i pędzę czerwonym pieszym na Przełęcz Jugowską. Tu chwila zadumy - Kalenica czy nie Kalenica. Decyzja - nie Kalenica. W tył zwrot i czerwonym pieszym+niebieskim rowerowym z powrotem na Szczyt.


Kolejna posiadówka, której spotyka mnie przemiła niespodzianka w postaci zajeżdżających na górę Bożenki i Andrzeja. Siedzimy trochę razem, gadamy o wszystkim i niczym, czyli tak jak być powinno. Ale dzień się powoli zaczyna kończyć. Cykamy kilka fotek i prujemy czerwonym pieszym do Schroniska Sowa.




Pod Schroniskiem czas na chwilę miziania. Niedługą, bo zimno atakuje powoli gołe Bożenkowe nogi. Ja czerwonym pieszym+zielonym rowerowym lecę na Przełęcz Sokolą. Bożenka i Andrzej wybierają zielony pieszy do Sokolca.




Na Przełęczy Sokolej decyduję się jeszcze spróbować przyatakować Sokoła z jego morderczym podjazdem. I - o dziwo! - udaje się podjechać w całości :D Cieszy mnie to niezmiernie. Po dotarciu do Sierpnicy nie decyduję się na asfalt tylko na szlak rowerowy, który doprowadza mnie pod Włodarz.




I z Jugowic już asfaltem do domu, razem z zachodem Słońca... :-)



  • DST 26.60km
  • Czas 01:13
  • VAVG 21.86km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 170m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 21 października 2015 | Komentarze 3


Blisko 2 tygodnie przerwy od roweru. Wpierw paskudna pogoda nie zachęcała by się zmierzyć z lenistwem. Jak już leń przeszedł to się przeziębienie przypałętało.
Ta przejażdżka to była nieudana próba poradzenia sobie z chorobą. Po podjechaniu pod tamę w żółwim tempie stwierdziłam, że ze zmęczenia chce mi się wymiotować. Serio serio. Pierwszy raz w życiu tak mnie wykończył ten podjazdek. W tył zwrot i bolesny powrót do domu.
Fuj!



  • DST 4.00km
  • Czas 00:12
  • VAVG 20.00km/h
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 13 października 2015 | Komentarze 7

Kategoria Rekonstrukcja ACL


No i stało się.
Za mną ostatnia wizyta u najukochańszego ortopedy - dra SEBASTIANA KRUPY.
13.10.2015.
Trzy i pół miesiąca po operacji rekonstrukcji ACLa.
Niecałe 5 miesięcy po zerwaniu więzadła krzyżowego przedniego.

Na wizytę szłam pierwszy raz ciut niepewnie. Od wcześniejszej minęły 2 miesiące, podczas których co prawda katowałam rower, ale wizyt u rehabilitantki miałam raptem kilka - na palcach jednej ręki zliczę. Nie do końca czułam w jakim stanie moje kolano powinno się w tym momencie znajdować. I to też zakomunikowałam Doktorowi na samym początku. Rozwiał wszelkie moje wątpliwości co do delikatnego bólu, który odczuwam pod koniec ciężkiej trasy (jeszcze trochę to potrwa), co do dziwnego uczucia skóry w okolicy operowanej (to samo - z czasem minie samo), co do braku pełnego zgięcia (przez pełne rozumiem bezbolesne docićnięcie pięty do dupki). Potem kazał się położyć na kozetce :P i podczas badania fizykalnego i usg już tylko się uśmiechał donosząc mi, że jest wyśmienicie.
Przy okazji "oberwało się" z porządnego komplementu mojej cudownej fozjoterapeutce DOROTCE JASIŃSKIEJ (link). Doktor poprosił mnie bym Jej przekazała, że odwaliła kawał dobrej roboty. Piękne słowa usłyszane od Lekarza, który ciut upierał się bym na rehabilitację przyjeżdżałam do ichniego ośrodka - Centrum Rehabilitacyjnego "U Czamary". Ja byłam uparta. Zaufałam Dorotce i postanowiłam być przy Niej podczas całego procesu - wpierw dojścia do sprawności jako-takiej przed operacją, a później podczas rehabilitacji po operacji. Opłaciło się :-)
Na wizycie Lekarz również pozwolił na rozpoczęcie delikatnych przebieżek na bieżni. Nie byłabym sobą, gdybym delikatnie tego zalecenia nie zmodyfikowała i zamiast bieżni wybrała park. 18.08.2015 też doszło do lekkiej zmiany - miał być spokojny rower, bez podjazdów, wyszła Wielka Sowa jako inauguracja rowerowa pooperacyjna :P Miałam wielkie lęki związane z biegiem. Zaczęłam spokojnie. Podczas pierwszego biegu kolano pobolewało. Po powrocie również ból utrzymywał się do następnego dnia. Na drugim biegu było lepiej. Trzeci wszedł już zupełnie bezboleśnie.
Za każdym razem biegłam ok. 5 km, czyli delikatnie, w tempie 6 min z hakiem/km czyli również dość spokojnie.

No i okazało się, że nic już po mnie w gabinecie Doktora. Co miał zrobić to zrobił. Reszta rekonwalescencji leży w rękach moich i Dorotki. Wypisał zaświadczenie o zakończeniu leczenia, z którym od razu pobiegłam do Ubezpieczyciela. W przyszłym tygodniu mam komisję orzeczniczą. Bardzo jestem ciekawa jak się w tym wszystkim zachowa Nationale-Nederlanden.

No i jeszcze jedna kwestia. W grudniu powinnam stawić się "U Czamary" na pomiarach siły mięśniowej. Bo jeśli idzie o czworogłowy w operowanej nodze to ładnie wraca do siebie, ale wciąż sporo mu brak do zdrowej nogi. Pracuję nad tym ostro, mając nadzieję pięknie się przygotować na pomiary grudniowe.


Cały proces związany z rekonstrukcją ACL to była (i wciąż jeszcze jest!) naprawdę mocna przygoda. Przygoda, która nauczyła mnie pokory. I czerpania jeszcze większej radości z faktu, że MOGĘ! Wciąż mogę wszystko. Wystarczy tylko dać z siebie wystarczająco wiele a w zamian dostanę po dwakroć więcej. Nauczyła mnie, że nie można się załamywać nawet w ciężkich momentach, bo to NIC nie daje w zamian. Popłaca ciężka praca z uśmiechem na ustach i wiarą, że będzie dobrze. Nie!! Że będzie rewelacyjnie :-D



Poniedziałek, 12 października 2015 | Komentarze 3

Kategoria Rekonstrukcja ACL


Wszystkie wpisy dotyczące okresu przed operacją, samej operacji oraz początkowego czasu rehabilitacji po rekonstrukcji więzadła krzyżowego przedniego robiłam w jednym określonym celu - by ewentulanie pomóc komuś kto znajdzie się w podobnej do mnie sytuacji.

Dla mnie bardzo pomocne były te nieliczne blogi, które udało mi się znaleźć i które do mnie przemówiły:
- Michał Szypliński,
- Czarna Mamba,
- Damian Radowicz, którego filmiki z ćwiczeniami z kilku pierwszych tygodni po operacji oraz opisy do nich okazały się bezcenne, wspaniałe i bardzo motywujące do działania.

Wiem z własnego doświadczenia jak dobrze jest poczytać o kimś kto przechodzi/przechodził przez to samo co ja. Wpisy osobiste, traktujące o sytuacjach i odczuciach, których nie znajdzie się w żadnych naukowych artykułach, były dla mnie wielką pomocą i wsparciem. I bardzo za nie dziękuję!

Menu powypadkowe:
1. upadek na rowerze --> skręcenie kolana --> zerwanie ACLa.
2. diagnoza.
3. czas od urazu do operacji.
4. operacja.
5. tydzień nr 1 i 2.
6. tydzień nr 3 i 4.
7. tydzień nr 5 i 6.
8. tydzień nr 7.
9. Wizyta u fizjoterapeutki po przerwie.
10. Zakończenie leczenia!!

I w wzwiązku z tym, że nie chcę syfić kategorii "Rekonstrukcja ACL" niezliczoną ilością wpisów z wycieczek rowerowych, to dopóki nie usłyszę od lekarza zdania: "leczenie zakończone" linki do wpisów z wycieczek, informacji rehabilitacyjnych, wieści od ortopedy będę wrzucać tutaj.

W związku z tym po kolei wycieczki:
1. Wielka Sowa - 13 km (18.08.2015);
2. Tama na Jeziorze Bystrzyckim - 26 km (19.08.2015);
3. Wokół Jez. Bystrzyckiego - 33 km (20.08.2015);
4. Trochę lekkiego terenu w Górach Suchych - 51 km (22.08.2015);
5. Podjazd do wsi Modliszów - 28 km (23.08.2015);
6. Podjazd na Przełęcz Sokolą - 65 km (24.08.2015)
7. Wokół Jez. Bystrzyckiego - 34 km (26.08.2015)
8. Michałkowa - 45 km + zdjęcie blizn po 2 miesiącach od operacji (27.08.2015)
9. Srebrnogórskie nie-ABeCety - 81 km (29.08.2015)
10. Upalna Wielka Sowa - 62 km (30.08.2015)
11. Ślęża i Radunia - 14 km (31.08.2015)
12. Gorące Jezioro Bystrzyckie - 33 km (01.09.2015)
13. Niedźwiedzica - 45 km (04.09.2015)
14. Do Wrocławia do szkoły - 80 km (05.09.2015)
15. Po Świdnicy - 7 km (08.09.2015)
16. Wokół Jeziora - 33 km (09.09.2015)
17. Glinno - 48 km (10.09.2015)
18. Ślężańskie asflaty - 55 km (11.09.2015)
19. Masyw Śnieżnika - 56 km (13.09.2015)
20. Prawie Wielka Sowa - 58 km (15.09.2015)
21. Jezioro Bystrzyckie - 32 km (16.09.2015)
22. Wielka Sowa i gleba - 63 km (17.09.2015)
23. Pitu-pitu po Ś-cy - 15 km (19.09.2015)
24. Masyw Ślęży - 20 km (20.09.2015)
25. Wielka Sowa bez szczytu - 69 km (21.09.2015)
26. Asfalt wokół Wzgórz Kiełczyńskich - 35 km (23.09.2015)
27. Asfaltowe bujanie się - 60 km (24.09.2015)
28. Rudawy Janowickie - 46 km (26.09.2015)
29. Pogorzała - 37 km (28.09.2015)
30. Wokół Wałbrzycha - 91 km (29.09.2015)
31. Nic ciekawego - 22 km (01.10.2015)
32. Szukając piękna, Michałkowa - 53 km (02.10.2015)
33. Lato w Górach Sowich - 75 km (04.10.2015)
34. Babie Lato atakuje - 37 km (06.10.2015)
35. Cudowne Góry Suche - 82 km (10.10.2015)
...


Wszystko się uda osiągnąć, tylko potrzeba siły, samozaparcia, uśmiechu (mimo cięższych chwil, które NA PEWNO się będą zdarzać) i tony ciężkiej pracy, którą trzeba pokochać całym sercem!