avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2014

Dystans całkowity:644.08 km (w terenie 164.00 km; 25.46%)
Czas w ruchu:38:36
Średnia prędkość:16.69 km/h
Maksymalna prędkość:40.00 km/h
Suma podjazdów:10252 m
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:53.67 km i 3h 13m
Więcej statystyk
  • DST 33.22km
  • Czas 01:28
  • VAVG 22.65km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt ZaSkarb

Czwartek, 30 stycznia 2014 | Komentarze 6


Nadejście zimy wykorzystałam na doprowadzenie Zaskara do użyteczności. Zmieniłam linkę i pancerz tylnego hamulca, wyszorowałam cały rower ze starego syfu, wyczyściłam i nasmarowałam napęd, wyczyściłam i nasmarowałam wszystkie linki oraz golenie amortyzatora. Pewnie o wielu sprawach zapomniałam, ale nic tam, chodzi jak złoto :D

Intensywnie spędzony zeszły weekend w czeskich Jesenikach ze wspaniałą ekipą podładował moje akumulatory, ale dość szybko znów zaczęło mi brakować ruchu. Do biegania coś się zmusić nie mogę więc nadszedł czas wrócić na rower, bo bym rozniosła niebawem mieszkanie :)

Na drogach warunki b. dobre. Dopiero po wjechaniu na trasę wokół Jez. Bystrzyckiego musiałam się mieć trochę na baczności ze względu na błoto pośniegowe, na którym zaliczyłam dwa ciut przerażające ślizgi, całe szczęście nie zakończone glebą.




  • DST 24.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:10
  • VAVG 20.57km/h
  • Podjazdy 150m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 19 stycznia 2014 | Komentarze 2


Zdecydowanie nie tak to miało wyglądać. Paskudna pogoda pokrzyżowała wcześniej ustalone plany. W lecie mogę jeździć w deszczu, zimą to już dla mnie za wiele. Kiedy przestaję czerpać przyjemność z jazdy to traci ona dla mnie sens.




  • DST 65.71km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 13.93km/h
  • Podjazdy 1222m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 18 stycznia 2014 | Komentarze 8

Uczestnicy


Jakoś tak zauważyłam, że nie potrafię się przestać ekscytować tegoroczną jazdą, niezależnie od warunków pogodowych. Kiedy przy tym warunki owe są tak genialne jak w dniu dzisiejszym, towarzystwo przecudowne, ścieżki coraz bardziej ekstremalne to ekscytacja sięga zenitu i zaczyna się przeradzać w tak wielką fascynację, że brakuje mi serca by ją pomieścić.

Asfaltowy dojazd ze Świdnicy do wsi Tąpadła znów w towarzystwie szklanki na drogach. Od rana jednak Słońce pięknie przyświeca i szybko pozbywa się lodu z szos.


We wsi Tąpadła wbijamy w teren, którym po chwili dojeżdżamy do Przeł. Tąpadła.


Stąd spokojny i bezproblemowy podjazd na szczyt Ślęży. Pod koniec towarzyszy nam trochę śniegu. Od razu wbijamy na wieżę widokową, bo wiemy już co za cuda będą tam na nas czekać:












W schronisku na szczycie chwila na wytchnienie i pogaduchy. A następnie wbijamy na czerwony w stronę Sobótki. Masakra!!! Z początku kamienie, których jest tam mnóstwo są zalodzone, później jest ciut lepiej, bo zamiast lodu kamolce otacza wilgoć. Zdecydowanie jest to najcięższy zjazd czerwonym w mojej "karierze". Ale dajemy radę:) Zaliczając po drodze zboczenie ze szlaku ostatecznie docieramy do Wieżycy. Absolutnie nie brałam dziś pod uwagę ewentualności zjazdu żółtym z Wieżycy, ale gdy już się znaleźliśmy na szczycie to decyzja jakoś sama się podjęła, bez naszego udziału :D Genialnie było!! Końcówka znów nie zjechana, jednak kamienie dziś zdecydowanie za śliskie były, ale i tak - bomba! Znów uśmiech mi z paszczy zejść nie chciał przez długi czas:))) I znów w schronisku pod Wieżycą zaliczamy radosne chwile wytchnienia, by niedługo potem ruszyć czarnym pieszym od wschodniej strony okrążającym Ślężę. Po drodze odbijamy na chwilę w nieoznaczoną drogą, by zaliczyć kawałek zjazdu czerwonym, ostatecznie jednak docieramy czarnym na Przeł. Tąpadła.




Z Przełęczy szybko pędzimy na Radunię, radując się i wygłupiając po drodze na każdym kroku :-)








Na szczycie Raduni tęskno patrzymy na zjazd niebieskim. Wiemy, że pakowanie się na niego w tych warunkach byłoby szczytem bezmyślności. W decyzji utwierdza nas spotkany na szczycie tubylec, który radzi zjazd nieoznakowanym singlem zaczynającym się z polany na szczycie. Dwa razy nam proponować tego nie trzeba. Jedziemy. Początek dla mnie nie do pokonania, na pewno nie póki się nie zapoznam z tym kawałkiem. Za skałkami to już miód i cudo! Genialny, stromy, wijący się singielek. Pycha!




Uradowani zajeżdżamy jeszcze na drugą, lżejszą część zjazdu niebieskim, którym dojeżdżamy do żółtego, a nim szybciutko i miejscami mocno błotniście żółtym do Jędrzejowic, gdzie dobrać do Młodego próbuje się napalona Ruda :P






Dzień - marzenie. Zima - marzenie! Niech to trwa, niech to trwa!!!
Dzięki Młodzieniaszku :*


  • DST 49.65km
  • Teren 13.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 18.62km/h
  • Podjazdy 576m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 16 stycznia 2014 | Komentarze 5

Kategoria Masyw Ślęży


Po wczorajszych opadach śniego-deszczu w Świdnicy, samego śniegu w wyższych partiach gór, spodziewałam się w dniu dzisiejszym jazdy odrobinę zimowej.
Ale nie chce mnie zima wykurzyć w letarg rowerowy.
Byłam przekonana, że towarzyszyć mi dziś będzie przymrozek. Nie-e. Za towarzyszy miałam błoto, kałuże, roztopy i placki śnieżno-wodne spadające bez przerwy na mnie i obok mnie.
Zostałam niedawno przez Takiego Jednego nazwana Błotną Panią. I coś w tym jest. Czerpię jakąś pierwotną radość z jazdy błotnej. Im go więcej, im paskudniejsze, tym fajniej. Nie no, nie do końca. Jasne, że wolę po suchym, w Słońcu i 28 st. C. Ale świadomość obecności w terenie błotnego armagedonu absolutnie mnie nie powstrzyma przed jazdą. Dużo we mnie z dzieciaka w takich chwilach :)

Rano zerkam przez okno. Zima odwiedziła Wielką Sowę:


Na trasie okazuje się, że również Ślęża się nie uchowała:


Na Przełęczy Jędrzejowickiej skręcam w prawo w żółty szlak pieszy, który doprowadzić mnie ma (i tak też się dzieje) na Przełęcz Tąpadła. Pierwszy raz jadę całą tę część Jędrzejowice-Przeł. Tąpadła. Dziś, zwłaszcza na początku, atakuje mnie gliniaste błoto, zaklejając opony, utrudniając jazdę. Muszę badylem jakimś zdzierać to dziadostwo z kół. Nic tam. Później już jest tylko lepiej. Całość bezproblemowo przejezdna.








Z Przeł. Tąpadła znów pakuję się na zielony pieszy lecący do wsi Biała.


Po tych paru kilometrach terenu ciuchy ściągnięte rano z suszarki prezentują się niezwykle okazale:





  • DST 51.30km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 19.24km/h
  • Podjazdy 666m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 13 stycznia 2014 | Komentarze 10

Kategoria Masyw Ślęży


Zamarzyło mi się dziś zeksplorować nową drogę dojazdową na Radunię, zaczynając z wioski Tąpadła, bez asfaltowego podjazdu na samą Przełęcz. Próba zakończona kapitulacją. Kiedyś jeszcze się tam odnajdę, ale teraz, bez mapy... za dużo dróżek, dróżeczek, przecinek i innych cudów bym się umiała w tym wszystkim bezszlakowym połapać.

Cel dzisiejszej szybkiej przejażdżki:


W Tąpadłej nie skręcam na Sobótkę lecz jadę dalej prosto, zjeżdżając z głównej drogi. Za chwilę widzę uroczo ulokowaną chatkę u podnóży Raduni:


Dojeżdżam do niej i co się okazuje. Tomi - to ta chatynka co szczeka tymi dwoma szalonymi kundlami. Ok, niby wiem gdzie jestem, jechałam tędy raptem kilka dni temu. Ale czy aby na pewno? ...
Droga robi się coraz bardziej niepewna:




Tu już nie ma szans by podjeżdżać. Chwilę prowadzę rower, ale świadoma pracy zaczynającej się o 13, szybko rezygnuję. Zawracam i na powrocie wybieram jakieś odbicie w prawo. Wygląda bardzo przyzwoicie:


I ok. Tą drogą dojeżdżam do Przeł. Tąpadła. Nie o to mi dziś chodziło, ale nie marudzę, grunt, że znalazłam terenową alternatywę dla końcówki asfaltowego podjazdu na Przełęcz. Zerkam na zegarek... kalkuluję... wychodzi mi, że jeśli zrezygnuję przed pracą z kąpieli to będę mogła jeszcze pocisnąć zielonym szlakiem do wsi Biała :P
Tak też czynię.
Po drodze zerkam na niebieski pieszy schodzący ze szczytu Ślęży. Nie od samego początku, bo tam głaz na głazie, ale mniej więcej od jego środka koniecznie będę musiała go skosztować na wiosnę, bo wygląda cudnie:


Z zielonego genialne widoczki:




Ten bardziej ciekawy kawałek samego zielonego:


A na koniec spostrzeżenie: przepadam za sytuacjami, w których Matka Natura skutecznie zaskakuje i okłamuje samą siebie.
13 stycznie 2014:




Wiem, że takie cuda się zdarzają raz na jakiś czas, ale i tak - niebywałe!!!


  • DST 78.72km
  • Teren 22.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 15.24km/h
  • Podjazdy 1688m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 12 stycznia 2014 | Komentarze 15


Z jakiegoś niewytłumaczalnego dla mnie powodu zarówno w tę jak i nazad (co gorsza) wiatr przeszkadzał dziś zamiast pomagać.
Druga sprawa - ostrzegam Cię Drogi Czytelniku, że czekają na Ciebie poniżej obrazy mogące doprowadzić każdego o tej porze roku do palpitacji serca.

Z trudem, wiatrowi naprzeciw, docieram za Grzmiącą gdzie pakuję się na dawno nie odwiedzany cudowny singiel trawersujący Rybnicki Grzbiet. Początkowego podjazdu nigdy nie udało mi się w całości zrealizować w siodle. Dziś nie było inaczej. Ale mimo ciężkiego początku jakże warto się tu wybrać. Bo czeka nas jakieś 5 km niesłychanej radochy!












Od tego miejsca kupa noszenia roweru. Cholerni, dziadowscy ścinacze drzew!!!!


Odrobinkę po tym syfie zrzedła mi mina, ale nie na długo. Szybki zjazd dalej zielonym TdG i pakujemy się w stronę Gór Suchych, na Skalne Bramy. Po drodze coraz więcej śniegu. Naprawdę niespotykane zjawisko 12 stycznia!






Do kolekcji, do znudzenia...


A po co znów na pod Skalne Bramy? A po czerwony pieszy!!



 
Na powyższym zjeździe Krossowy poległ, jak widać. Zjazd absolutnie nie na te warunki pogodowe.

Zjeżdzam do Grzmiącej, chwila asfaltu do Głuszycy i pakuję się znów na żółty TdG wzdłuż głuszyckich stawów.


Jednakże po drodze zbaczam z żółtego i aż do Rozdroża pod Moszną kieruję się czerwono-pomarańczowym - nowość dzisiejszego dnia. Początkowo jest to szeroka szutrówka okrążająca górę Soboń, która kryje w sobie podziemia komleksu Riese. Szutrówka w pewnym momencie przechodzi w znacznie ciekawszą drogę, którą dojeżdżam prosto na rozdroże (na zdjęciu jedziemy w lewo).


Z rozdroża znów fajnym niebieskim pieszym do Walimia i asfaltem powrót do domu.


A w Walimiu zupełnie nie zaniepokojony gapi się On.


Fajnie było. Zimno, przez wiatr jeszcze zimniej, ale i tak świetnie :)




  • DST 75.15km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 17.68km/h
  • Podjazdy 1316m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 11 stycznia 2014 | Komentarze 9


Ależ było dziś czadowo.
Czasu brak na rozpiskę więc będą zdjęcia, które, mam nadzieję, pokażą, że warto pakować się w teren również zimą (no - prawie zimą:)

W teren wjeżdżam za Łomnicą, w Radosnej, w nieoznakowaną drogę, która prowadzi mnie na szczyt Granicznika. Dwa czy trzy razy tędy zjeżdżałam, to mój pierwszy podjazd. Oj! jakże inaczej to wygląda z tej strony:D Lekko nie jest, ale otoczenie jakby żywcem wyjęte z filmów Tima Burtona, bajek braci Grimm czy też poezji E.A. Poe ładuje mnie niezwykle pozytywnie!






Na szczycie Granicznika:


Dalej uskuteczniam jazdę czarnym pieszym w stronę Waligóry. Również ten podjazd pierwszy raz realizuję w tę stronę. Klawo!


Na chwilę pogoda przesyła mi uśmiech. Króciutki, delikatny, ale jakże śliczny!!!


Pomykam w stronę Waligóry. Wciąż towarzyszy mi wszędobylski szron. Wiem, że jest ciut poniżej zera, bo gleba jest cudnie zmrożona. Kałuże mają porządną skorupę lodową, o żadnym błocie w tej sytuacji nie może być mowy.


Z Waligóry zjazd krótkim urokliwym żółtym pieszym (absolutnie NIE w stronę Andrzejówki)


A dalej genialnym singlem niebieskiego rowerowego Tour de Głuszyca:


Dojazd do Adrzejówki. Nie zatrzymuję się nawet, wbijam na żółty pieszy w stronę Turzyny, którą omijam bokiem i ostatecznie dojeżdżam do Skalnych Bram.
Obracam się (kurde! obracam czy odwracam???) jeszcze za siebie i rzucam okiem na Waligórę.






Do kolekcji:


Spod Skalnych Bram genialny czerwony pieszy, który prowadzi mnie do Grzmiącej.




PYCHA!!! Cudownie dziś było.
Czuję niedosyt, ale niestety praca mnie jeszcze dziś czeka :/




  • DST 62.28km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 18.68km/h
  • Podjazdy 896m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 9 stycznia 2014 | Komentarze 2

Kategoria Góry Sowie


Czyli szlak okołoOssówkowy. Trywialny jeśli idzie o aspekt techniczny jazdy, ale wcale nie tak zupełnie nudny. 
Na wstępie mijamy po drodze pięć głuszyckich stawów, z których aktualnie 2,5 jest zapełnionych wodą, pozostała połowa prawie pusta i bardzo zapracowana:




Towarzyszą nam po drodze liczne kałuże-giganty, za stworzenie i podtrzymywanie żywota których winnam stokrotne dzięki leśnikom:


Kwitnąca woda - standard 9 stycznia:


I kolejne niespodzianki pozostawione przez leśnych przyjaciół:


Na krótką chwilę udaje się nawet wjechać na przyjemny singielek:


który prowadzi do naziemnych obiektów ossówkowej części projektu Riese.


Za chwilę odbijam na sekund kilka z żółtego rowerowego TdG na czarny pieszy, dzięki czemu omijam krótki szutrowy zjazd i krótki szosowy podjazd, na rzecz miłej przejażdżki uroczą terenową alternatywą - bezproblemowa przejezdną. Dobijam do zielonego rowerowego TdG, który prowadzi mnie na:


Za Mosznę tego pięknego jesiennego przedpołudnia dziękuję, wybieram Walim. Odbijam zatem na nie-taki-trywialny już niebieski pieszy, którym radośnie dojeżdżam do rzeczonego Walimia.




Od końcówki żółtego TdG do samego domu towarzyszy mi niewielki deszczyk. Nie przeszkadza zupełnie. Bardziej to sikające małe ptaszki niż porządny opad. 

Na koniec z pozdrowieniami dla Radzia - Jeziorny czarnuch:



A teraz do pracy szykować się MARSZ!


  • DST 34.65km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:45
  • VAVG 19.80km/h
  • Podjazdy 467m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 8 stycznia 2014 | Komentarze 8


Przede wszystkim, bardzo spóźnione (ale czasem lepiej za późno niż za wcześnie...;) wspominki z lipcowego spotkania na Okraju, na którym poznałam Morsowego i Alouette. Spotkanie zacne. Niezapomniana nauka jazdy na mono pod bacznym okiem Nauczyciela, pogadanki na 1046 mnpm. Ależ to miłe wspomnienia są! Szalenie miłe. Od tego pamiętnego 17 lipca obiecuję uparcie Morsowemu, że podzielę się z nim dwoma filmikami. Nie lubię nie dotrzymywać obietnic, więc proszę bardzo - bon appetit :) Nieprawdopodobne Morsie co Ty na tym kole wyprawiasz!! W tym roku już nie odpuszczę - MUSISZ mnie nauczyć!






Druga sprawa to dzisiejsza krótka przejażdżka przed pracą i zima w pełnej krasie :D






Pogoda tak pięknie wiosenna, że się w głowie miesza :-)


Ok, wracamy do normalności...
Dwie fotki à la k4r3l :P







  • DST 66.10km
  • Teren 24.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 14.97km/h
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 | Komentarze 13


Nowe i nieprawdopodobnie wymęczone ścieżki. Było bardzo przyjemnie, choć możnaby ponarzekać trochę na sporą ilość błota po opadach z dwóch wcześniejszych nocy. Ale nie będę narzekać. Za to popłakać trochę zamierzam nad moją dyspozycją tego dnia, albo raczej nad jej brakiem. Jakbym zbudziła się w ciele jakiejś zupełnie niewytrenowanej 7latki, albo 80latki. Dojazd na Przełęcz - karamba, wszystkie podjazdy, choć realizowane, to z największym trudem. Nie będę winy zwalać na bolące, stłuczone udo, bo to nie jego wina. Taki dzień. Zdarza się.
ALE za to - pogoda cudowna, towarzystwo przednie, widoki na trasie i nowe ścieżki fantastyczne. Przeboleję więc chwilową, mam nadzieję, niedyspozycję i zakończę wpis podsumowującym stwierdzeniem - było świetnie :) Dzięki Tomi!

Na dojeździe na Tąpadła cieszę oczy widoczkami.


Jazdę zaczynamy od Raduni; na szczycie obczajka niebieskiego zjazdu - o zgrozo!!!






Zanim się w przyszłości na niego zdecyduję to uprzednio pożegnam się z rodziną i przyjaciółmi... tak na wszelki wypadek.

Chwila refleksji nad Ślężą:




Aby noworocznej tradycji stało się zadość na zjeździe zaliczam glebę, całe szczęście tym razem nie skutkuje ona żadymi przykrymi dolegliwościami.
Dalej Toomp prowadzi mnie nowymi dla mnie ścieżkami na Czernicę - trzecią co do wysokości górę całego masywu. Podjazd dość długi i całkiem wymagający, zwłaszcza dla mnie :D ale widoki z niego na Ślężę i Radunię bardzo klawe!




Z Czernicy zjeżdżamy z powrotem na Przeł. Tąpadła mijając po drodze jakieś sto tysięcy przeróżnych dróg proszących nas cichutko o eksplorację. Innym razem. Na wiosnę. Lub latem.
Na Przełęczy chwila odpoczynku, spotykamy znajomego Toompa - Wieśka i trochę z nim gawędzimy. Czas goni nas jednak nieubłaganie, zatem zbieramy się w sobie i wskakujemy na siodła. Ja z bólem serca decyduję się na skrócenie trasy, kolejne podjazdy to byłaby już dla mnie tego dnia męczarnia, a nie o to przecież chodzi. Wbijamy zatem na zielony szlak pieszy okrążający od wschodniej strony Ślężę, w pewnym momencie żegnamy się i każde z nas ciśnie w swoją stronę (ciekawe gdzie wywiało jeszcze Toompa:).

Urokliwe ścieżynki zielonego szlaku:






I fotka Speca:)




I na powrocie do domu:


Na prawo od środka, widoczna pomiędzy Chełmcem i Trójgarbem, pięknie stożkowa Śnieżka.