Kategorie bloga
- 1000 - 1500 w pionie
116 - 1500 - 2500 w pionie
42 - 2500 - ... w pionie
6 - Beesową paczką
80 - Beskidy
3 - Bieszczady
2 - Chaszczing
3 - Dolomity 2014
9 - Góry Bardzkie
3 - Góry Bialskie
3 - Góry Bystrzyckie
4 - Góry Kaczawskie
1 - Góry Orlickie
4 - Góry Sowie
115 - Góry Stołowe i Broumovsko
17 - Góry Suche
53 - Góry Złote
4 - Izery
1 - Jesioniki
4 - Karkonosze
15 - Korona Gór Polski
13 - Masyw Ślęży
59 - Masyw Śnieżnika
5 - Rekonstrukcja ACL
11 - Rudawy Janowickie
4 - Single i Ścieżki
6 - Wschody Słońca na szczycie
6 - Zima na całego!
16
Archiwum bloga
- 2016, Luty
16 - 15 - 2016, Styczeń
1 - 4 - 2015, Grudzień
19 - 24 - 2015, Listopad
16 - 49 - 2015, Październik
15 - 39 - 2015, Wrzesień
20 - 144 - 2015, Sierpień
13 - 106 - 2015, Lipiec
2 - 17 - 2015, Czerwiec
2 - 33 - 2015, Maj
12 - 70 - 2015, Kwiecień
16 - 62 - 2015, Marzec
19 - 96 - 2015, Luty
13 - 37 - 2015, Styczeń
10 - 68 - 2014, Grudzień
8 - 65 - 2014, Listopad
15 - 110 - 2014, Październik
18 - 120 - 2014, Wrzesień
13 - 75 - 2014, Sierpień
18 - 42 - 2014, Lipiec
18 - 74 - 2014, Czerwiec
16 - 136 - 2014, Maj
21 - 141 - 2014, Kwiecień
17 - 205 - 2014, Marzec
19 - 175 - 2014, Luty
24 - 135 - 2014, Styczeń
12 - 94 - 2013, Grudzień
16 - 136 - 2013, Listopad
11 - 94 - 2013, Październik
22 - 188 - 2013, Wrzesień
19 - 92 - 2013, Sierpień
18 - 118 - 2013, Lipiec
15 - 66 - 2013, Czerwiec
16 - 43 - 2013, Maj
14 - 118 - 2013, Kwiecień
15 - 100 - 2013, Marzec
18 - 62 - 2013, Luty
11 - 32 - 2013, Styczeń
5 - 8 - 2012, Grudzień
8 - 4 - 2012, Listopad
19 - 43 - 2012, Październik
16 - 62 - 2012, Wrzesień
19 - 100 - 2012, Sierpień
18 - 56 - 2012, Lipiec
14 - 57 - 2012, Czerwiec
14 - 70 - 2012, Maj
20 - 138 - 2012, Kwiecień
19 - 166 - 2012, Marzec
16 - 123 - 2012, Luty
16 - 139 - 2012, Styczeń
20 - 138 - 2011, Grudzień
23 - 47 - 2011, Listopad
1 - 1
- DST 68.80km
- Teren 6.00km
- Czas 03:17
- VAVG 20.95km/h
- VMAX 49.30km/h
- Podjazdy 1100m
- Sprzęt KROSSowy
Czas schudnąć...
Poniedziałek, 21 września 2015 | Komentarze 41
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Budzę się. Przecieram oczy. Zasypiam. Budzę się ponownie. No wciąż świeci. A miało nie świecić...
Bomba!
Najpierw rzut oka na nogę.
Coraz bardziej kwieciście się prezentuje.
Myślę, że kulminacja ubarwienia dopiero przede mną, ale już teraz jest całkiem miła dla oka :D
No ale nie boli. Ja nie wiem jak to możliwe, bo w piątek ledwo nogę mogłam podnieść, ledwo chodziłam, zgięcie w kolanie powyżej 90 stopni tak napinało czworogłowy, że kwiczał z bólu więc tego nie robiłam.
Minęły 2-3 dni i jest wszystko po staremu. No może prócz ubarwienia wojennego. Moro znów w modzie!
Jak kto będzie na czerwonym pieszym Schronisko Sowa - Schronisko Orzeł to można się rozglądać na trasie za głazem w kształcie siniora na lewym udzie :)
Wpierw jadę do szkoły, by pogadać chwilę z dyrektorką. Przyjmuję miłe wieści i uciekam dalej.
Z wiatrem.
Świdnica, Lutomie, Pieszyce i wdrap na Przełęcz Jugowską. Na Przełęcz docieram ze średnią 19,5 km/h. Jazda z wiatrem popłaca.
Rozglądam się. Co dalej?
Na myśl przychodzi tylko czerwony pieszy na szczyt, choć obawiam się, że na samą górę nie dotrę ze względu na obsuwę czasową.
Jadę zatem do Koziego Siodła. Trochę syfu po ścinaniu drzew wybija mnie dwa razy i podpieram podjazd, ale i tak jestem bardzo zadowolona z dzisiejszej siebie. Kondycja powoli rośnie. Dobrze.
Z Koziego żółtym pod Schr. Sowa i od razu dalej zmierzyć się z "głazami" siniakotwórczymi. Nie taki głaz straszny jak go Lea rysuje. Nie wiem - leszcz jak nic, że tego nie przejechałam tylko rypnęłam otb. Tym razem się nie dałam. Wzięłam bokiem i pognałam dalej w stronę Przeł. Sokolej.
Po drodze piękne widoki.
Wjeżdżam na ostatnią kostkową prostą przed Przełęczą i nagle daję po hamulcach. Macam oponę. Niby nic, ale powietrza jakby ciut mniej. Czekam 10 sekund, macam ponownie. Flak. Sprawdzam czy mam wszystko do zmiany. Dętka jest, pompka jest, łyżek brak. Całe szczęście Krossowy to na tyle uroczy rower, że idzie się ze zdjęciem opony uporać przy pomocy zwykłych kluczy od domu.
15 minut i jadę dalej. Na początku trochę jestem spięta na zjeździe asfaltem do Walimia. Rzadko łapię flaki i nie czuję się pewnie po zmianie dętki. Czy dętka była ok? Czy opona w środku czysta? Głupie myśli, ale zjeżdżam spokojniej niż zwykle. Zresztą wiatr, który tym razem dla odmiany daje w paszczę nie pozwala i tak na zbytnie szaleństwa.
Do domu i tak wracam na tyle wcześnie by spokojnie przygotować się do pracy.
Miły to był dzień.
Komentarze
mors | 16:20 czwartek, 1 października 2015 | linkuj
Oł noł! Taka spamerska rozkmina mnie ominęła?!?
;)
;)
Ancorek | 16:42 piątek, 25 września 2015 | linkuj
Normalnie boję się do Ciebie zaglądać, takie sińce sobie załatwiłaś!!! Nie tak dawno przecież widzieliśmy zdjęcia operacyjno-szpitalne...Szalona Leo, nie lataj już więcej nad kierownicą, gdyż widoku Ciebie jako obandażowanej mumii moja wrażliwa dusza nie przeżyje.
Samych dobrych jazd życzę, pzdr cieplutko.
Samych dobrych jazd życzę, pzdr cieplutko.
starszapani | 19:26 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
Pod kocyk to tylko z termoforkiem Parówo ;))))
Ups! | 19:23 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
Moni - proszę o wybaczenie! Niedawno opierdzielałam Starszą i Morsa, że mi spamują skrzynkę. A tu proszę. Udka to Ty masz, ja - jak plotki głoszą - jestem szczęśliwą posiadaczką parówek. Chyba już nie będę inaczej nazywać mych nóg. Dzięki Kuba! :-D
A teraz nie przeciągając i nie spamując więcej - lecę pod koc z książką w ręku. Póki co wciąż Nick Cave. King będzie następny.
A teraz nie przeciągając i nie spamując więcej - lecę pod koc z książką w ręku. Póki co wciąż Nick Cave. King będzie następny.
Lea | 19:20 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
A Ta się pojawia kiedy ja się zbieram do czytania.
Donoszę z radością przy okazji, że dzięki mojej ulubionej ostatnimi czasy księgarni, której nazwa oznacza latającego insekta (i która sprzedaje owoce i mielonkę) stałam się właścicielką najnowszej powieści mojego ukochanego Stephena Kinga. ''''Znalezione nie kradzione''''. Jedyne 26,99 :-)
Przy okazji najserdeczniejsze życzenia dla Solenizanta, który w dniu wczorajszym obchodził swe 68me urodziny. Sto lat i wielu książek (to drugie to raczej życzenie bardziej w kierunku fanów, tudzież fanatyków:P )
Donoszę z radością przy okazji, że dzięki mojej ulubionej ostatnimi czasy księgarni, której nazwa oznacza latającego insekta (i która sprzedaje owoce i mielonkę) stałam się właścicielką najnowszej powieści mojego ukochanego Stephena Kinga. ''''Znalezione nie kradzione''''. Jedyne 26,99 :-)
Przy okazji najserdeczniejsze życzenia dla Solenizanta, który w dniu wczorajszym obchodził swe 68me urodziny. Sto lat i wielu książek (to drugie to raczej życzenie bardziej w kierunku fanów, tudzież fanatyków:P )
monikaaa | 19:16 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
Przestaniecie mi spamować na maila czy nie? :PPP Wystarczy pokazać udka i wielkie halo :D
R jak refleks | 18:12 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
Dopiero teraz zakumalem ze zawiodl ten Twoj sekeretny sposob na anonimy :D
R jak refleks | 18:12 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
Dopiero teraz zakumalem ze zawiodl ten Twoj sekeretny sposob na anonimy :D
Gościówka | 10:46 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
A tam zaraz bezczelne. Przynajmniej wesoło jest. :)
Parówczak | 06:47 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
Starsza zdecydowania jest OSTRA. Jeśli ktoś ma wątpliwości odsyłam raz jeszcze do kopa w jaja konduktora (i po ostatniej opowieści widać, że nie tylko, a jajka męskie niech drżą podczas spotkania ze Starszymi kolanami :P )
Tygrysie - o mini to ja póki co zapominam tak czy siak - za zimno, a mój umysł, wciąż zawisły w letnim czasie, nie przyjmie do wiadomości konieczności założenia rajtów ;)
Kuba - parówki? No lepsze to niż serdelki ;) a czy z wysoka? - tak se. Ale przytrzaśnięte do podłoża dostateczną masą własną musiały się porządnie poobijać. I po raz kolejny podkreślam - czas chudnąć :P
Tygrysie - o mini to ja póki co zapominam tak czy siak - za zimno, a mój umysł, wciąż zawisły w letnim czasie, nie przyjmie do wiadomości konieczności założenia rajtów ;)
Kuba - parówki? No lepsze to niż serdelki ;) a czy z wysoka? - tak se. Ale przytrzaśnięte do podłoża dostateczną masą własną musiały się porządnie poobijać. I po raz kolejny podkreślam - czas chudnąć :P
k4r3l | 06:20 wtorek, 22 września 2015 | linkuj
te parówki musiały spaść z wysoka - strasznie się poobijały ;)
Kot | 19:46 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Wspaniałe barwy, o mini na razie trzeba zapomnieć :)).
starszapani | 19:30 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Hehe, motyw na męża zawsze działa. Testowałam osobiście np. jak jakiś dziad coś ode mnie chciał to zgrywałam głupią i mówiłam: hmmm.... no nie wiem...muszę zadzwonić do męża i zapytać :D
Miałam jeszcze jedną akcję w nocnym autobusie. A w zasadzie to już poza :D Wracałam sobie, jak zawsze grzecznie, z imprezki na mieście. Wbijam w nocny, potem przesiadka. Mieszkałam na niezłym wygwizdowie i powrót nocnymi to był koszmar. No więc jadę. Przez całe 45 minut tylko jeden dziad ze mną w autobusie, autobus praktycznie się nie zatrzymuje bo i po co skoro jedyni pasażerowie siedzą? Scena jak z horroru. Dobra. W końcu mój przystanek koło cmentarza :D. Wysiadam. Dziad za mną. Idę na przejście. Dziad za mną. Okolica wyludniona, kilka domków. No niemożliwe, żeby też tu mieszkał. Od razu włącza mi się czerwona lampka. Przyśpieszam kroku, dziad krzyczy: Gdzie Pani się tak śpieszy???? Odprowadzę Panią do domu ! No to ja cyk za węgieł. Facet za mną, a ja jak mu nie prysnę gazem po oczach !!! Kopniak w jajca i dylu gdzie pieprz rośnie !!! 3 domki dalej mieszkałam. Schowałam się pod schody i siedziałam tamże w ukryciu patrząc czy dziad się nie skrada. Boziu, ile ja się strachu najadłam wtedy :D Do łóżka padłam trupem :D
Miałam jeszcze jedną akcję w nocnym autobusie. A w zasadzie to już poza :D Wracałam sobie, jak zawsze grzecznie, z imprezki na mieście. Wbijam w nocny, potem przesiadka. Mieszkałam na niezłym wygwizdowie i powrót nocnymi to był koszmar. No więc jadę. Przez całe 45 minut tylko jeden dziad ze mną w autobusie, autobus praktycznie się nie zatrzymuje bo i po co skoro jedyni pasażerowie siedzą? Scena jak z horroru. Dobra. W końcu mój przystanek koło cmentarza :D. Wysiadam. Dziad za mną. Idę na przejście. Dziad za mną. Okolica wyludniona, kilka domków. No niemożliwe, żeby też tu mieszkał. Od razu włącza mi się czerwona lampka. Przyśpieszam kroku, dziad krzyczy: Gdzie Pani się tak śpieszy???? Odprowadzę Panią do domu ! No to ja cyk za węgieł. Facet za mną, a ja jak mu nie prysnę gazem po oczach !!! Kopniak w jajca i dylu gdzie pieprz rośnie !!! 3 domki dalej mieszkałam. Schowałam się pod schody i siedziałam tamże w ukryciu patrząc czy dziad się nie skrada. Boziu, ile ja się strachu najadłam wtedy :D Do łóżka padłam trupem :D
Jurek57 | 19:27 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Nie mam co do tego wątpliwości ! :-)
A co do "ostrości" (nie wiem cudzysłów jest nie na miejscu) Oli to zaświadczam ... żyleta !!!
A co do "ostrości" (nie wiem cudzysłów jest nie na miejscu) Oli to zaświadczam ... żyleta !!!
Emi | 19:16 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Jurku - "kolorowe" nogi służą zacnie, mimo ich kolorowatości :P
Starsza - tego za nic nie uda mi się przebić więc chyba nie będę próbować. Ostra jesteś!!! :)
Choć przypomina mi się chłopak z zeszłego roku, który do mnie podbił w parku jak szłam do pracy do szkoły. Z plecakiem jak na uczennicę przystało :P Rzucił komplement w kierunku moich nóg (serio?! To od zawsze był mój chyba największy kompleks!), doszło do roweru (sam był na rowerze), zaczął coś gadać o plecaku. Na któreś z pytań odpowiedziałam "mąż mi kupił". JEB! Usłyszałam tylko "a to ja już muszę uciekać". I na tym się skończył podryw :P Klasyk :)
Starsza - tego za nic nie uda mi się przebić więc chyba nie będę próbować. Ostra jesteś!!! :)
Choć przypomina mi się chłopak z zeszłego roku, który do mnie podbił w parku jak szłam do pracy do szkoły. Z plecakiem jak na uczennicę przystało :P Rzucił komplement w kierunku moich nóg (serio?! To od zawsze był mój chyba największy kompleks!), doszło do roweru (sam był na rowerze), zaczął coś gadać o plecaku. Na któreś z pytań odpowiedziałam "mąż mi kupił". JEB! Usłyszałam tylko "a to ja już muszę uciekać". I na tym się skończył podryw :P Klasyk :)
starszapani | 19:07 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Hehe, dobre Emi. To ja pokontynuuję temat :D
Razu pewnego, jeszcze za czasów studenckich, jadę sobie grzecznie pociągiem do Poznania. Chyba na drugim roku byłam. Nieważne. No więc jadę. Okulary na nos, książka w ręce (to były czasy gdzie miałam z każdego przedmiotu wejściówkę a do tego 4 koła w tygodnia, ogólnie masakra). No więc jadę i się grzecznie uczę. Idzie konduktor. Chłop jak dąb z pokaźnym brzuchem, guziki w koszuli rozpięte, krople potu na twarzy. No wiecie, prawdziwy konduktor. Otwiera drzwi do przedziału i gromko krzyczy: Bileciki proszę, miłe panie (same laski były w przedziale). Każda szybko wyciąga bilecik i legitkę :D Sprawdził bileciki, poszedł, no to ja dylu do kibelka bo siku mi się chciało, że hoho. Idę do kibelka, a konduktor, który sprawdzał bilety w kolejnym przedziale, za mną. O matulu. No to ja pędem miast do kibla - do drugiego wagonu. No to on za mną. Zagrodzi mi drogę i zaczął swoją gadkę. Że on na kawę zaprasza do konduktorskiego przedziału. Że on proponuje randkę w Expressie do Warszawy za kilka dni. O matko. No co za natręt. Masakra. Chciałam się jakoś wyrwać ale nie dało rady, dziad był postawny, przytrzymywał za ręce tak, że nie mogłam się ruszyć. Miałam już czarne wizje, ale na szczęście instynkt zadziałał prawidłowo. Strzeliłam mu kolanem prosto w jajca i w tym samym momencie jak się skulił dostał w twarz z prawego łokcia ;D Najlepsze jest to, że od czasu do czasu w pociągu tej samej relacji (a wtedy jeździłam co tydzień) sprawdzał bileciki - zawsze kłaniając mi się w pas :D:D:D
Razu pewnego, jeszcze za czasów studenckich, jadę sobie grzecznie pociągiem do Poznania. Chyba na drugim roku byłam. Nieważne. No więc jadę. Okulary na nos, książka w ręce (to były czasy gdzie miałam z każdego przedmiotu wejściówkę a do tego 4 koła w tygodnia, ogólnie masakra). No więc jadę i się grzecznie uczę. Idzie konduktor. Chłop jak dąb z pokaźnym brzuchem, guziki w koszuli rozpięte, krople potu na twarzy. No wiecie, prawdziwy konduktor. Otwiera drzwi do przedziału i gromko krzyczy: Bileciki proszę, miłe panie (same laski były w przedziale). Każda szybko wyciąga bilecik i legitkę :D Sprawdził bileciki, poszedł, no to ja dylu do kibelka bo siku mi się chciało, że hoho. Idę do kibelka, a konduktor, który sprawdzał bilety w kolejnym przedziale, za mną. O matulu. No to ja pędem miast do kibla - do drugiego wagonu. No to on za mną. Zagrodzi mi drogę i zaczął swoją gadkę. Że on na kawę zaprasza do konduktorskiego przedziału. Że on proponuje randkę w Expressie do Warszawy za kilka dni. O matko. No co za natręt. Masakra. Chciałam się jakoś wyrwać ale nie dało rady, dziad był postawny, przytrzymywał za ręce tak, że nie mogłam się ruszyć. Miałam już czarne wizje, ale na szczęście instynkt zadziałał prawidłowo. Strzeliłam mu kolanem prosto w jajca i w tym samym momencie jak się skulił dostał w twarz z prawego łokcia ;D Najlepsze jest to, że od czasu do czasu w pociągu tej samej relacji (a wtedy jeździłam co tydzień) sprawdzał bileciki - zawsze kłaniając mi się w pas :D:D:D
Jurek57 | 18:52 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Mimo wszystko "kolorowe" nogi mają potencjał !
Ech ... gdyby nie ONE , naród poniósłby niepowetowane straty ... ! :-)
Ech ... gdyby nie ONE , naród poniósłby niepowetowane straty ... ! :-)
Lea | 18:48 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Starsza - wzruszyłam się, że łezka mi popłynęła po policzku :P
Ale prawdę rzekłszy - dobrze, że są jeszcze na świecie mężczyźni, którzy nie boją/wstydzą/krępują się zwyczajnie zaprosić laskę na randkę.
Miałam w zeszłym roku taką sytuację - po krótkiej rozmowie na jednej z przełęczy Gór Sowich z chłopakiem w samochodzie pojechałam przed siebie. Po jakiś 15 kilometrach mija mnie jego auto, zatrzymuje się, wychodzi chłopak i nieśmiało pyta czy nie umówilibyśmy się gdzieś kiedyś na piwo. No kurczę!! Odmówiłam, ale niezwykle mnie to ujęło za serce.
Markerem? Myślisz, że będzie lepiej? ;)
Ale prawdę rzekłszy - dobrze, że są jeszcze na świecie mężczyźni, którzy nie boją/wstydzą/krępują się zwyczajnie zaprosić laskę na randkę.
Miałam w zeszłym roku taką sytuację - po krótkiej rozmowie na jednej z przełęczy Gór Sowich z chłopakiem w samochodzie pojechałam przed siebie. Po jakiś 15 kilometrach mija mnie jego auto, zatrzymuje się, wychodzi chłopak i nieśmiało pyta czy nie umówilibyśmy się gdzieś kiedyś na piwo. No kurczę!! Odmówiłam, ale niezwykle mnie to ujęło za serce.
Markerem? Myślisz, że będzie lepiej? ;)
starszapani | 17:57 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Ja Wam opowiem love story z własnego podwórka.
Wracam ja sobie pewnego pięknego letniego dnia z pracy. Wrzucam rower do garażu, krzątam się itd. Nagle pukanie do drzwi. Otwieram a tam jakiś stary dziad - robotnik, który u sąsiadów robił taras. Pyta czy mu nie zrobię kawy ponieważ sąsiadów nie ma a on by się chętnie napił. No to pytam jaką chce, sypaną, rozpuszczalną, czarną, białą, z cukrem czy bez. Ok. ustalone. Gość sobie idzie, ja mu robię kawę i zanoszę. Obiecuje za chwilę odnieść kubek. Po kilku minutach puka i daje mi umyty kubek. Pytam czy smakowało, on na to, że owszem. No to ja mu mówię, że super i chcę się żegnać. Gość tak przytupuje i przytupuje z nóżki na nóżkę....no to pytam o co chodzi. A on na to: eeee....no wie Pani....tak sobie pomyślałem.....że.....no....może byśmy się tak zdzwonili ??? Ja na to: że co? Słucham? A on na to: Nooo, może byśmy się tak zdzwonili, na jakąś randkę :D
Myślałam, że padnę trupem ze śmiechu. Pogoniłam dziada gdzie pieprz rośnie ;D
Wracam ja sobie pewnego pięknego letniego dnia z pracy. Wrzucam rower do garażu, krzątam się itd. Nagle pukanie do drzwi. Otwieram a tam jakiś stary dziad - robotnik, który u sąsiadów robił taras. Pyta czy mu nie zrobię kawy ponieważ sąsiadów nie ma a on by się chętnie napił. No to pytam jaką chce, sypaną, rozpuszczalną, czarną, białą, z cukrem czy bez. Ok. ustalone. Gość sobie idzie, ja mu robię kawę i zanoszę. Obiecuje za chwilę odnieść kubek. Po kilku minutach puka i daje mi umyty kubek. Pytam czy smakowało, on na to, że owszem. No to ja mu mówię, że super i chcę się żegnać. Gość tak przytupuje i przytupuje z nóżki na nóżkę....no to pytam o co chodzi. A on na to: eeee....no wie Pani....tak sobie pomyślałem.....że.....no....może byśmy się tak zdzwonili ??? Ja na to: że co? Słucham? A on na to: Nooo, może byśmy się tak zdzwonili, na jakąś randkę :D
Myślałam, że padnę trupem ze śmiechu. Pogoniłam dziada gdzie pieprz rośnie ;D
Lea | 17:37 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Tym razem się nie dałam, bo brak czasu, ale następnym nie wiem czy zdołam się oprzeć. Chyba na wszelki wypadek przez jakiś czas będę Kamionki omijać szerokim łukiem :-D
Bajerka dobra, nie ma co :-)
Bajerka dobra, nie ma co :-)
monikaaa | 17:34 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Lea - no oczywiście, że zazdroszczę! Choć u mnie na wsiach też nie ma posuchy, bo co rusz jakiś wypity podbija i nawija, że też lubi jeździć na rowerze. :) Widocznie taka bajera żuli :)))
Lea | 17:27 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Aniu - właśnie się dziś zaprezentowałam w barwach bojowych w gabinecie dyrektorki. Dobrze, że większość siniaka jednak jest przez spodenki zakryta :-)
A schudnąć nawiązuje do tego, że chyba za gruba ma dupa i snejki generuje :-D
A schudnąć nawiązuje do tego, że chyba za gruba ma dupa i snejki generuje :-D
Lea | 17:26 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Przyznaj się - zazdrościsz, nie? :-P
Całkiem przystojny był. Pomijając całą tę nieszczęsną urynę...
Całkiem przystojny był. Pomijając całą tę nieszczęsną urynę...
ankaj28 | 17:25 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
A schudnąć nawiązuje do mniejszej wagi roweru po kapciu? Hihihi. Super kolorki. To jeszcze jakiś tydzień bez krótkich spodenek?
Lea | 17:21 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Ależ dziś poszarpana ta moja praca...
Nie jest tak źle Laski :-) Choć wygląda mocno przemoco-domowo.
A zapomniałam dodać we wpisie przeuroczej opowiastki z dojazdu na Przełęcz Jugowską. Jadę sobie pod górkę powoli przez Kamionki, asfaltem. Na poboczu widzę jakąś stertę łachów, myślę - żul śpi. Dojeżdżam, staję, patrzę, chrząkam. Żul otwiera oczy. Mówię: "Dobrze. Widzę, że Pan żyje". Jak pana zerwało na równe nogi jakby nie pił od pięciu dni i nie zesikał się przed chwilą pod siebie. "Dzień dobry! A Pani to tak jeździ na tym rowerze. Chętnie bym się z Panią umówił. Bo ja to lubię...". Uśmiech mi wykwitł na ustach. W KOŃCU!!! MÓJ RYCERZ NA SREBRNYM RUMAKU. To dla Niego od 5 lat bujam się tymi drogami, to jego poszukiwałam bez ustanku!!!!!
Wskakuję rychło na rower, uśmiechając się wciąż do siebie. Odwracam się i krzyczę - NIECH PAN NIE ŚPI WIĘCEJ NA ULICY! On dalej coś prawi o randkach, ale ja już jestem zanurzona w świecie swoich fantazji i kontynuuję wspinaczkę.
Czad!
Nie jest tak źle Laski :-) Choć wygląda mocno przemoco-domowo.
A zapomniałam dodać we wpisie przeuroczej opowiastki z dojazdu na Przełęcz Jugowską. Jadę sobie pod górkę powoli przez Kamionki, asfaltem. Na poboczu widzę jakąś stertę łachów, myślę - żul śpi. Dojeżdżam, staję, patrzę, chrząkam. Żul otwiera oczy. Mówię: "Dobrze. Widzę, że Pan żyje". Jak pana zerwało na równe nogi jakby nie pił od pięciu dni i nie zesikał się przed chwilą pod siebie. "Dzień dobry! A Pani to tak jeździ na tym rowerze. Chętnie bym się z Panią umówił. Bo ja to lubię...". Uśmiech mi wykwitł na ustach. W KOŃCU!!! MÓJ RYCERZ NA SREBRNYM RUMAKU. To dla Niego od 5 lat bujam się tymi drogami, to jego poszukiwałam bez ustanku!!!!!
Wskakuję rychło na rower, uśmiechając się wciąż do siebie. Odwracam się i krzyczę - NIECH PAN NIE ŚPI WIĘCEJ NA ULICY! On dalej coś prawi o randkach, ale ja już jestem zanurzona w świecie swoich fantazji i kontynuuję wspinaczkę.
Czad!
monikaaa | 17:02 poniedziałek, 21 września 2015 | linkuj
Dokładnie! Przyznaj się, że to Mauż Cię tak urządził. :P Chyba jednak wolę swoją "ranę otwartą powłok głowy" od tej kolorowanki. :)
Komentuj