avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Bystrzyckie

Dystans całkowity:415.81 km (w terenie 91.00 km; 21.88%)
Czas w ruchu:23:25
Średnia prędkość:17.76 km/h
Maksymalna prędkość:68.20 km/h
Suma podjazdów:7162 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:103.95 km i 5h 51m
Więcej statystyk
  • DST 125.11km
  • Teren 12.00km
  • Czas 06:54
  • VAVG 18.13km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Podjazdy 1900m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 1 marca 2015 | Komentarze 12

Uczestnicy


Bez wielkiego rozpisywania się, bo wciąż brak chęci by wgłębiać się w słowo pisane.
Kilka słów:

dowiaduję się, że w niedzielę w Spalonej szykuje się bieg narciarski, w którym udział ma brać niemała ekipa. Myślę sobie - czemu by nie dołączyć, zaliczając przy okazji pierwszą konkretniejszą trasę w tym roku.
Ryjek i Feniks od razu przystają na propozycję wypasu.
W piątek wieczorem jeszcze dodatkowo zgaduję się z Radziem, który zamierza hasać po Górach Sowich i razem dojeżdżamy na Przełęcz Sokolą. Tam rozjeżdżamy się w swoje strony.


60 kilometrów do Kłodzka to ciągła walka z paszczowiatrem i pokonane prawie 1000 metrów w pionie. Przed Kłodzkiem łączę się z chłopakami i razem już wspólnymi siłami pędzimy ścieżko-śniego-lodami Gór Bystrzyckich w stronę Schroniska Jagodna w Spalonej.
Tego właśnie chciałam uniknąć - poroztopowego lodu na trasie. I nawet przez chwilę kręciłam po cichu nosem, że mnie wyprowadzono na manowce. Jednakże ukryć się nie da, że zabawa przy tym była naprawdę wyśmienita :-)






Do schroniska docieramy ok 13:30, akurat podczas wręczenia medali - olbrzymie gratulacje dla wszystkich obdarowanych kasą, koszulkami i żelazkami!!! :-D



(podkradnięte Bogdanowi)

W schronisku zabawiamy ok 3 godziny w genialnej atmosferze. Dzięki! Było świetnie!
Przed 17:00 zbieramy się i pędzimy w dół, z wiatrem w plecy, prosto do Kłodzka na szynobus.


Trasa Kłodzko - Spalona - Kłodzko. Dzięki Feniks :-*



  • DST 126.09km
  • Teren 22.00km
  • Czas 06:41
  • VAVG 18.87km/h
  • VMAX 54.76km/h
  • Podjazdy 2100m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 27 września 2014 | Komentarze 3

Uczestnicy


Nosiło mnie ostatnimi czasy. Nosiło nielicho. Czekałam na ten weekend zatem bardzo niecierpliwie.
Dodatkowo - po zeszłoniedzielnej wspinaczce na Śnieżkę - znów poczułam chęć dorzucenia kolejnego kawałka układanki do Korony Gór Polski. Póki co nie muszę zbyt daleko odjeżdżać by pakować do worka nowe szczyty, bo Sudety mają mi jeszcze sporo do zaoferowania w tym temacie. Tym razem obrałam kierunek na Kotlinę Kłodzką, a dokładniej Góry Bystrzyckie z ich najwyższym szczytem - Jagodną.
Pobudka rano, zaspany rzut oka za okno - pada. Przekładam zatem godzinę wyjazdu z 7 na 8 i wracam głową na poduszkę. Po jakimś czasie ślimaczo i niechętnie zwlekam się z łóżka, widoki zaokienne wciąż nie napawają optymizmem; ostatecznie jednak przestaje padać i o 8:30 jestem gotowa by ruszyć w trasę, do Polanicy Zdrój, gdziem umówiona z Feniksem i Ryjówką.
Na Przełęczy Sokolej dostaję wiadomość mniej więcej takiej treści - W Kłodzku pada deszcz i skutecznie zatrzymuje nasze kłodzkie tyłki w ciepłych domach. Uważaj na siebie. Jak mogę się złościć? Na Sokolej również nie wygląda to zachęcająco:


nie dziwię się zatem chłopakom, że im się nie chce. No ale jak już mam 30 km za sobą, w tym pierwszy konkretny podjazd to nie będę się już wycofywać. Niechaj się dzieje rowerowa jesień!
Brnę zatem dalej przed siebie. W Sokolcu pierwszy raz obieram kierunek na Ludwikowice Kłodzkie i Nową Rudę. W tej ostatniej jestem wczoraj pierwszy raz w życiu. Nawigacyjnie - z piękną papierową mapą i pomocnymi panami tubylcami - radzę sobie wyśmienicie, choć w pewnym momencie dałabym sobie uciąć rękę, że coś popieprzyłam, to jednak ostatecznie okazuje się, że intuicja mnie nie zawiodła również i tym razem i wyprowadziła tam gdzie należy.
Od Nowej Rudy coraz więcej Słońca - miła wróżba na dalszą część dnia. Docieram do pierwszej Ścinawki - deszcz. I pada, pada, pada czas jakiś, aż do końca Ścinawki Średniej, po wyjechaniu z której oczom mym ukazuje się:


tak nagle, że aż staję zdębiała. Jeszcze minutę wcześniej pada mi na głowę deszcz i niebo zasnuwają ciemne chmury. Nie wiem jak to się stało, chyba dokonał się jakiś tajemny przeskok czasoprzestrzenny w moim wykonaniu. Absolutnie nie narzekam. Kąciki ust wędrują mi ku oczom i tam zostają. Taaaak... Tak to ja mogę jechać.
Skoro chłopaki nie będą na mnie czekać w Polanicy przestaję się przesadnie spieszyć. Jadę spokojnie, rozkoszuję ciepłem słonecznym i średnio znanymi, ładnymi terenami, Góra-dół. góra-dół... góra.... i dół do samej Polanicy. A po drodze nie mogło zabraknąć kilku sekund przerwy na fotkę wambierzyckiego sanktuarium:


W Polanicy nie robię przerwy, postanawiam kupić tylko w przydrożnym warzywniaku jakieś owoce i pokonać ostatni asfaltowy podjazd na Przełęcz Sokołowską. Nie spodziewałam się takiego nachylenie, całkiem zacny to podjazd. Na górze w rażącym Słońcu robię przerwę na nektarynkę i kilka kulek winogronowych.
W tym miejscu dokonuję nieszczególnie dobrego wyboru i zamiast na Wieczność kieruję się na Drogę Stanisława. Drogę, która przez kilka kilometrów skutecznie ubija mi dupsko, nie dając zbyt wiele chwil wytchnienia...


Taka nawierzchnia zdecydowanie nie należy do moich ulubionych. Nic tam. Jak się powiedziało A... Jadę zaś, jadę powoli, smętnie i bez pary. W okolicach Huty te a`la kocie łby zamieniają się niespodzianie w błotne kałuże. Nie idzie ich wszystkich ominąć więc to okazuje się być czas pierwszej tego dnia błotnej zabawy w moim wykonaniu.
Po drodze doznaję rekompensaty za ubłocone wszystko w postaci pięknych widoków:


a później coś co w bardziej sprzyjających warunkach mogłoby się okazać perełką tego dojazdu. A tak było gwoździem do trumny. Zielony szlak pieszy schodzący do... do nie pamiętam czego (Młotów?), a potem stamtąd przez 4 km wpisnający się jezcze asfaltem do Spalonej.
Do puenty: zielony szlak początkowo - miodek:




po chwili pierwszy raz delikatnie błyska ząbkami. Nie groźnie, bardziej zabawowo, ale ciut wnerwiająco, bo za długo:


ciągnie się to błotne szambo w nieskończoność. Całe szczęście okazuje się być stuprocentowo przejezdne, ale czy z przyjemnością - uprzejmie proszę się domyślić samemu...
Potem znów przez sekundę jest zachęcająco:


ale bardzo szybko te uśmiechające się przed chwilą błotniście ząbki zaczynają gryźć i kąsać:




jak widać - wszystko porośnięte mchem, który po wcześniejszych opadach jest śliski jak lód. Na sucho tylko część byłaby nieprzejezdna, wczoraj - prawie całość sprowadzona. Nieszczególnie długa ale dziko stroma. To tutaj kontuzjowane kolano odzywa się pierwszy raz od dłuższego czasu. I to od razu krzykiem. Myślałam, że już będę mieć z nim spokój. Ale nie. Boli mocno. Niedobrze.
Nic tam. Tyle przejechałam, to te ostatnie kilka kilometrów pod schronisko też dociągnę. W końcu wjeżdżam do Spalonej i już za chwilę zajeżdżam pod Schronisko PTTK Jagodna. Opat w dłoń i na Słońce marsz zabawiać współtowarzysza:


Już na zielonym szlaku otrzymałam od Ryjka informację, że zebrali się w sobie i we trzech spróbują mnie gdzieś złapać po drodze. JUPI! Pod schroniskiem telefon: za ok. godzinę dotrzemy do Ciebie. Bierz się za Jagodną. No i git. Kończę piwo. Wskakuję na rower; szeroką, szalenie nudną szutrówką dojeżdżam do szalenie nieatrakcyjnego w moim mniemaniu szczytu, którego największą atrakcją jest ta oto wieżyczka:


Widoków brak. Nie ma na co czekać. W tył zwrot i powrót pod schronisko. Po drodze coś chce urwać mi hak i zmielić przerzutkę. Dzielą mnie od tego mikrosekundy. Udaje się w porę zareagować choć zaklinowało się ustrojstwo tak mocno, że obawiałam się, że podczas próby wyciągnięcia go sama rozpierdzielę coś niechcący:


Mija krótka chwila i na miejsce docierają dzielni rowerzyści: Feniks, Ryjówka i Tomcar. Radość ze spotkania wielka! (Borówkowa Feniks. 13 lipca - wtedy widzieliśmy się ostatni raz, choć wspólnej jazdy to wtedy było jak na lekarstwo. A ostatnia wspólna wycieczka to Bardzkie 24 maja. Wstyd i hańba! Wnoszę o nierobienie tak długich przerw w przyszłości... Wniosek przyjęty do rozpatrzenia?).
Przemiło nam czas mija na pogadankach o wszystkim i niczym. Jest miło i swojsko, czyli tak jak zawsze z chłopakami. Bardzo się cieszę, że jednak nie tak do końca poddaliście się leniowi!
A schroniskowe psy kochają się na zabój. Chyba z pół godziny udawały, że się nie lubią:


A dalej? Dalej to już szalony trzydziestokilometrowy sprint do Kłodzka. Zmęczenie daje o sobie znać, koniec sezonu daje, kolano daje. Trochę mi wstyd, że zostaję z tyłu, ale chłopaki okazują zrozumienie. Spróbowaliby nie okazać :-P
Pod dworcem jesteśmy chwilę przed 18:30.




Za sekundy trzy przyjeżdża Ania z Zibim i wspólnie we trójkę zmierzamy ku kolejnemu szalonemu pomysłowi...
Gdyby nie kolano to nie miałabym absolutnie żadnych zastrzeżeń do tego dnia. Było świetnie.

Nie dam sobie ręki uciąć czy droga powrotna Spalona-Kłodzko jest poprawnie wytyczona, bo jechałam na ślepo za przewodnikami, ale jakiś wyjątkowo szalonych odstępstw od szlaku to tu chyba nie będzie więc zostaje jak jest.



  • DST 101.79km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:20
  • VAVG 16.07km/h
  • VMAX 68.20km/h
  • Podjazdy 2062m
  • Sprzęt ZaSkarb

Sobota, 10 sierpnia 2013 | Komentarze 11

Uczestnicy


Kochany Ryjek po raz kolejny ustalił na weekend trasę po swoich górach.
Dla mnie wycieczka inna od pozostałych, może to przez jesień, która powoli zaczyna się rozpanaszać w moim ciele..? Wspólnie z Ryjkiem oddawaliśmy się wczoraj, częściej niż nam się to zdarza w letnich okolicznościach, zadumie.
Bardzo to interesujące doświadczenie :)
Dzięki Wam wielkie za ten wspaniały dzień i za to, że nie odstraszyła Was licha dość pogoda.
Jak zwykle - nic tylko konie kraść :D

Spotkanie w Kłodzku i razem z Ryjkiem, Młodym, Ra i Toompem ruszamy do Zieleńca gdzie czekać na nas będą Bogdan i Tomek.


Po drodze wiele razy był czas na rozodzianie, przyodzianie i tak w kółko...


Na rozjeździe, w oczekiwaniu na wskazówki Przewodnika:


Na podjeździe pod Orlicę:




Zupełnie niecodzienny widok zamyślonego Mariuszka:)


Przed szczytem Orlicy nie tylko Toomp raduje oblicze bezproblemowym podjazdem w swoim wykonaniu:






Ze szczytu Orlicy:


I jazda w dół, cudna jazda!


W oczekiwaniu na ekipę pieszą:


Trochę słonecznych radości pod Velką Destną:


Na szczycie:


I na dobre zakończenie Przewodnik - jeszcze raz wielkie dzięki!!


  • DST 62.82km
  • Teren 17.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 17.95km/h
  • VMAX 66.50km/h
  • Podjazdy 1100m

Niedziela, 2 września 2012 | Komentarze 7

Uczestnicy


Z Mężem i Przyjaciółką weekend spędziliśmy w Kłodzku. Fantastyczny piątkowy wieczór/noc w miejscowej knajpce (nasza trójka oraz Anamaj, Ryjek i Feniks) dał mi się tak ostro we znaki, że o żadnej sobotniej wycieczce rowerowej nie mogło być mowy :D
W związku z tym przełożyliśmy wspólne rowerowe wojaże na niedzielę. Pogoda nie zawiodła - nie padało a wycieczka prowadzona przez Ryjosława pięknymi szlakami Gór Bystrzyckich była rewelacyjna. Żałuję jedynie, że tak krótko, niestety powrót do domu nie mógł czekać zbyt długo.
Ryjek i Anamaj to fantastyczni kompani, już czekam na następne spotkanie. Dzięki Wam wielkie!!
Feniks - lecz żebro i następnym razem dołączaj do nas.
Aparat niestety nie ogarniał ruchu więc zdjęcia nieszczęśliwie porozmywane są.

Początek trasy i "przechwalanie" się sprzętem:)


W górach trochę mgły i chmur:


Sławna butelka soku z lat 30-tych:






Piękne okoliczności przyrody:








Troszkę przeszkód:


I pomocnych dłoni:




Zakaz fotografowania?!