avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Od urazu do operacji.

Środa, 24 czerwca 2015 | Komentarze 16

Kategoria Rekonstrukcja ACL


Minęło dokładnie 38 dni od upadku na stoku Ślęży, w wyniku którego doszło do skręcenia stawu kolanowego, czego skutkiem było naderwanie/zerwanie więzadła krzyżowego przedniego, naderwanie pobocznego piszczelowego i inne mniej szkodliwe dolegliwości towarzyszące (mały obrzęk itp.).

17 maja 2015 r. (dzień wypadku)
Diagnoza w dzień wypadku, usłyszana na SORze, brzmiała dość optymistycznie – podejrzenie uszkodzenia więzadeł pobocznych, więzadło krzyżowe nienaruszone. Dlaczego optymistycznie? Ano dlatego, że poboczne – w odróżnieniu od krzyżowych – posiadają zdolności regeneracyjne. Zalecenie lekarza dyżurującego na SORze:
  • odciążenie kończyny, wyższe ułożenie, chód o kulach, później opaska elastyczna
  • okłady z lodu, Voltaren żel 3xdz
  • przez 5 dni lek przeciwzakrzepowy (po co? Ja się pytam. Skoro nogi nie miałam unieruchomionej, żadnego gipsu, żadnej ortezy...)
  • konsultacja ortopedyczna po 10 dniach od urazu.
Hmmm... Coś mi nie chciało grać. 10 dni? Nie czułam się źle. Ból nie był w żaden sposób uciążliwy, nie potrzebowałam środków przeciwbólowych, kolano miało całkiem sensowną ruchomość. Mój stan absolutnie nie wróżył przykrych wieści, które miałam niebawem usłyszeć. Jednak nie zamierzałam czekać aż dziesięciu dni na spotkanie ze specjalistą.


20 maja 2015 r.
Po trzech dniach wylądowałam w Świdnicy w OSTEONie u dra Duszkiewicza, któremu już podczas badania fizykalnego mina zrzedła. No więc jak jemu zrzedła to o mnie wspominać nie trzeba. Podejrzenie – uszkodzenie krzyżowego, poboczne raczej nieruszone i zdrowe. Zalecenie – wykonanie czym prędzej badania rezonansem magnetycznym w celu potwierdzenia (a zdecydowanie lepiej wręcz przeciwnie) podejrzeń.
Zalecenia – izometrią starać się nie doprowadzić do śmierci czworogłowego, stosować okłady chłodzące, nogę trzymać powyżej poziomu.

26 maja 2015 r.
W Wałbrzychu odbywa się badanie MRI. Nawet nie boli fakt dość sporej obsuwy czasowej, w poczekalni spędzamy 2,5 godziny. Nic tam. Byle już dowiedzieć się czegoś konkretnego. Czekanie na werdykt zabija powoli mojego ducha. Samo badanie trwa 45 minut. Wydaje mi się, że pod koniec przysnęłam. Lekarski opis badania otrzymuję następnego dnia rano. Żaden ze mnie lekarz. Na anatomii też znam się tylko ciut lepiej niż na samochodach, ale geniuszem w tym temacie być nie muszę by zrozumieć co znaczy te kilka zdań. Chyba dopiero teraz zaczyna do mnie powoli docierać, że naprawdę nie jest dobrze. Że moje wszystkie plany na ten rok legły w gruzach razem z niefortunnym podparciem się podczas upadku. Że nie będę w tym roku spać z rowerem pod chmurką, na szczytach. Że nie pokonam kolejnego rekordu dystansu. Że nie zrobię kolejnych postępów w zjazdach. Póki co jeszcze w głowie króluje rower, a raczej pożegnanie z nim, dopiero później zacznę tęsknić za zwykłym chodzeniem. Zaczyna się mocno dla mnie ciężki czas.

30 maja 2015 r.
Zjawiamy się z Kubskim na Przełęczy Tąpadła. On rowerem, ja o kulach. Dużo łez wylewam tego dnia, czekając jak wróci z przejażdżki. Nic mi nie wychodzi czytanie książki. Użalam się nad sobą do upadłego. Na sam koniec wsiadam na kilka chwil na rower. Sprawia mi to radość nie z tej ziemi! Pedałowanie, nawet bardzo delikatne, boli w kolanie.

1 czerwca 2015 r.
Opis badania MRI przesłałam drowi Duszkiewiczowi 27.05. Uznał on, że nie ma tam informacji, które by mnie zmuszały do super-szybkiej wizyty u niego, ale informację, której się spodziewałam i której się obawiałam, przekazał mi przez telefon od razu – czeka mnie rekonstrukcja więzadła. 1.06 zjawiam się w przychodni, dostaję skierowanie do szpitala i zalecenie dalszego popierdzielania o kulach.

Gdzieś w międzyczasie z pomocą przychodzi mi mój kumpel, który przeszedł tę operację 2 lata wcześniej. Na operację poleca z czystym sumieniem dra Sebastiana Krupę, przyjmującego we Wrocławiu. Sprawdzam opinie na Jego temat w internecie. Utwierdzają mnie w decyzji – rezerwuję wizytę na 10 czerwca. Rozmowa z Bartkiem jest pomocna z kilku innych powodów. Po pierwsze wiem co ten chłopak teraz wyprawia. Na rowerze, na desce, na kajcie... Wiem, że rekonstrukcja to nie koniec świata. To po prostu nowy początek. No dobra. Teraz ze mną lepiej więc brzmię radośnie w tych bredniach. Wtedy na chwilę mnie pocieszył. Potem znów wróciłam do czarnych myśli. Teraz wiem, że ten zły czas musiał przyjść, musiałam to przetrawić, uporać się ze wszystkim na swój sposób i wrócić do żywych. Tak też się stało. A po drodze...

Na początku szydełko.


Później towarzysko:
  • 3 czerwca 2015 – z Alinką jedziemy autem pod Andrzejówki na ploty. Dzień upałów. Dużo plot, spalenia skóry i pierwszego dość sensownego spacerku: 30 minut szutrem. Ręce bolą porządnie.

  • 4 czerwca 2015 – Kouty. Kubi, Ania i Bogu rowerowo. Ja + dwie Mamy towarzysko. Znów trochę kuśtykam. Bardzo to dla mnie ciężki dzień emocjonalnie. Znów ryczę potwornie gdy nikt nie patrzy. Znów chwilę jeżdżę na rowerze. Dłuższą chwilę. Może nawet z minutę :) Po placyku przed knajpą. Pedałowanie wciąż boli.
  • 6 czerwca 2015 – po raz wtóry z Kubą na Przeł. Tąpadła. Teraz już nie daję tak łatwo za wygraną. Dochodzę o kulach ciut powyżej Polany z Dębem. 1,5 km w 45 minut!!! O ZGROZO! No ale ok. Mam do dyspozycji ino jedną nogę. I tak jestem z siebie dumna szalenie! Płaczę, ale coraz mniej. Robię coś a to już dla mnie dużo. Nie lamentuję samotnie w ciemnym domu, lamentuję wylewając siódme poty. Tak można!

10 czerwca 2015 r.
Pierwsza wizyta u dra Krupy. Wrażenie bardzo pozytywne. Badanie usg wykazuje wysięk, badanie fizykalne pokazuje brak pełnego wyprostu, za to świetne zgięcie: 120*. Doktorowi bardzo nie podoba się fakt, że wciąż chodzę o kulach. Stwierdza, że w aktualnym stanie jeszcze nie nadaję się do cięcia. Muszę walczyć o pełen wyprost (dla Niego warunek konieczny by mnie zapisać na operację), muszę stopniowo pozbywać się kul, powinnam chodzić w ortezie ze wzmocnieniami bocznymi (nie uczyniłam tego i dobrze, bo dzięki temu czworogłowy się trochę napracował), mam walczyć o czworogłowy (co do tej pory robiłam ino izometrią ze względu na kule). Wskazany termin kolejnej wizyty – za 2 tygodnie.
Wiem zatem, że mam 2 tygodnie by dojść do jako takiej sprawności. Tak serio? Nie wierzę w to ani trochę, że uda mi się odrzucić kule. Dlaczego? Ano ze strachu. Podczas wypadku staw nie spełnił swojej roli dwukrotnie, co cały czas miałam świeżo w pamięci. W międzyczasie przypadkiem delikatnie podparłam się na tej nodze i czułam gigantyczną niestabilność i pewność, że nie ustoję tego. No nic. Walkę podjąć muszę!

15 czerwca 2015 r.
Pierwsza wizyta u wspaniałej rehabilitantki Doroty Jasińskiej (http://rehabilitacjaswidnica.pl/). Jak się okazuje Dorotka od początku podejrzewała, że to moje „nigdy nie uda mi się chodzić bez kuli” to takie trochę wyssane z palca. Powiedziała mi to oczywiście dopiero po cudownym uleczeniu:) I nie wyolbrzymiam. Po niecałej godzinie (pierwszej u Niej godzinie!) zrobiłam pierwsze kroki o własnych siłach. Skubana wiedziała jak mnie podejść. A ja Jej zaufałam. I udało się! Kochani – UFAJCIE SWOIM REHABILITANTOM!
Wizyty miały miejsce 4 razy w ciągu tygodnia, w kolejnym jeszcze dwie. Zalecenia od Dorotki – zaopatrzyć się w taśmę rehabilitacyjną, poduszkę sensoryczną i okład żelowy chłodzący (zakupiłam wraz z opaską, bardzo wygodne cudo).
Rehabilitacja przyniosła efekty tak cudowne, że:

  • 17 czerwca 2015zdobyłam pieszo szczyt Wielkiej Sowy, w razie potrzeby podpierając się raz na jakiś czas jedną kulą. Dla przypomnienia: chodziłam o własnych siłach dopiero drugi dzień, po miesiącu kuśtykania o kulach. Już w Świdnicy wsiadam na rower. Podczas odrywania chorej nogi od podłoża coś w niej strzela. Ból zalewa mi mózg. Nie umiem się zatrzymać. Kuba dochodzi do mnie. Pomaga mi zejść z roweru. Jakoś dochodzę do domu. Nie wiem co się stało.


  • 21 czerwca 2015zdobyłam szczyt Ślęży, schodząc z niej czerwonym szlakiem pieszym, na którym ponad miesiąc wcześniej doznałam kontuzji. Dobrze było się zmierzyć z tym miejscem. 10 kilometrów porządnego terenu. To było mocne! W pewnym momencie podczas podchodzenia na wysoki kamień znów dzieje się to samo co na rowerze 4 dni wcześniej. Ból wyciska mi łzy z oczu. CO JEST?! Boli, boli, potem boli mniej, po kilku minutach dochodzę do siebie i na spokojnie kontynuuję zejście na parking. Na drugi dzień zauważam nad kolanem opuchliznę. Nie do końca to opuchlizna, ale robi się taka twarda gula, która przywodzi mi na myśl bardzo spięty mięsień. Może to mięsień obszerny boczny – jedna z głów czworogłowego – mi się obraził za ten wysiłek?


24 czerwca 2015 r.
Druga wizyta u dra Krupy. Doktor jest zadowolony z postępów. Pełen wyprost jest, ból przy zgięciu i gula nad kolanem okazuje się nie być mięśniem, a wysiękiem. Nigdy bym nie zgadła! Okazuje się, że te dwa wypadki bardzo bolesne i nieprzyjemne to prawdopodobnie walające mi się po stawie pozostałości więzadła krzyżowego, które się wpieprzają w pracę stawu, blokują ruch i powodują tym ten nagły przeskok, ból i wysięk. Grrr!! Doktor stwierdza, że głównie z tego względu należy się szybko decydować na operację (taki też miałam plan), gdyż każdy taki „psikus” może uszkodzić mi w efekcie chrząstkę. O NIE! Póki co dzięki. Więcej mój organizm nieszczęść sobie nie życzy.
Zapada decyzja – 29 czerwca 2015 roku o godzinie 9:00. Tniemy i jedziemy z koksem. Przez te kilka dni jeszcze będę walczyć ćwiczeniami z czworogłowym. Choć czasu niewiele. A w weekend zjazd w szkole.

DO BOJU!!!



Komentarze
birdas
| 19:11 wtorek, 30 czerwca 2015 | linkuj Powodzenia !!
mandraghora
| 15:06 poniedziałek, 29 czerwca 2015 | linkuj A niech to... a więc dlatego taka cisza...
Wiem co czujesz, przechodziłam przez to w zeszłym roku po wypadku. Niesamowity kocioł emocji, niestety głównie tych negatywnych, konieczność rezygnacji z planów i wszystkie objawy odstawienia roweru :( Beznadzieja jednym słowem. A jednak po deszczu zawsze wychodzi słońce. Będzie dobrze, trzymam kciuki za rekonstrukcję i szybki powrót na rower. Na jesieni będziesz znów śmigać jak się patrzy. Zdrówka x 1000!
ankaj28
| 15:39 niedziela, 28 czerwca 2015 | linkuj Trzymam kciuki i życzę dużej odporności na ból - pewnie się przyda. :)
merlin083
| 16:01 sobota, 27 czerwca 2015 | linkuj Trzymaj się Mała :)
Ladziol | 15:35 piątek, 26 czerwca 2015 | linkuj Trzymam kierownicę!
monikaaa
| 10:42 piątek, 26 czerwca 2015 | linkuj Trzymania kciuków nigdy za wiele! Czymam mocno!!!
king13kula
| 07:19 piątek, 26 czerwca 2015 | linkuj powodzenia i szybkiego powrotu do zdrowia
ps. też byłem uparty po skręceniu kolana. zanim dostałem termin na artroskopie trochę się naczekałem, w tym czasie zamiast odpoczywać to grałem dalej w kosza ... przez to mocniej uszkodziłem chrząstkę bo kawałek pękniętej łąkotki o nią bił.
rower miałem w ramach rehabilitacji, niestety lekarz zapomniał powiedzieć bym nie jeździł po górach tylko spokojnie na płaskim, nie wiedział skąd jestem, na szczęście krzywdy sobie nie zrobiłem ale bez rehabilitantki i kolegów nie doszedłbym do zdrowia. Także zacznij jak najszybciej ćwiczenia po zabiegu a może mięsień nie spadnie.
ramborower | 16:47 czwartek, 25 czerwca 2015 | linkuj :) tylko nie przysypiaj na operacji. Trzymaj się- już prawie gotowe !
starszapani
| 16:05 czwartek, 25 czerwca 2015 | linkuj Za kilka dni operacja !!! Już teraz trzymam kciuki za jej pomyślny przebieg :))) Będzie dobrze, nie ma innego wyjścia :) Buziaki :)
Zepsute kolano | 10:10 czwartek, 25 czerwca 2015 | linkuj Dziękuję Wam Kochani!

Kuba - jakbym wysiadła to bym już później nie WSIADŁA. A w takie coś to się nie bawię :) Mam nadzieję w tym roku choć na Ślężę się jeszcze na rowerze wpakować. Tylko śnieg niech za wcześnie nie spada...

Greger - no jak info jest potwierdzone to oficjalnie przestaję się stresować! Dzięki :D
Greger
| 08:03 czwartek, 25 czerwca 2015 | linkuj Mało jest ludzi z Twoim zacięciem i postawą! W poniedziałek będą trzymał kciuki i mam potwierdzone info, że wszystko pójdzie dobrze! Pozdrawiam!
anamaj
| 06:21 czwartek, 25 czerwca 2015 | linkuj Trzymaj się !!! Jesteśmy z tobą !! Trzymamy kciuki w poniedziałek.
Mamir
| 20:30 środa, 24 czerwca 2015 | linkuj Trzymam kciuki. Pamiętaj co nas nie zabije to nas wzmocni.
Powodzenia
k4r3l
| 20:27 środa, 24 czerwca 2015 | linkuj Silna babka z Ciebie - ja bym już dawno "wysiadł" :) Ale nie od dziś wiadomo, że faceci w kwestii bólu to są cienkie Bolki ;) 3mam kciuki za rychłe realizowanie tych wszystkich planów!!!!
Kot
| 19:23 środa, 24 czerwca 2015 | linkuj Ale się porobiło! Będę trzymała kciuki za pomyślny przebieg Twojej operacji i szybki powrót do zdrowia. Twarda jesteś, na pewno wszystko będzie dobrze! Głowa do góry :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa rzepo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]