avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:1379.34 km (w terenie 203.00 km; 14.72%)
Czas w ruchu:73:47
Średnia prędkość:18.69 km/h
Maksymalna prędkość:60.90 km/h
Suma podjazdów:21960 m
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:72.60 km i 3h 53m
Więcej statystyk
  • DST 90.15km
  • Teren 25.00km
  • Czas 05:21
  • VAVG 16.85km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Podjazdy 1644m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 30 marca 2014 | Komentarze 18


Oj ciężko było się rano zebrać do wyjścia. Czas jednak uciekał nieubłaganie. Każdy miał do wypełnienia jakieś obowiązki (największe pozdrowienia w tym miejscu przekazuję Bogdanowi!) więc ostatecznie z wybiciem 11 ruszyłam w świat.
Na "dzień dobry" 10 km podjazdu z Kudowy do Karłowa. Idzie wyśmienicie, choć cisnę ciut za mocno. Cieszę się zatem gdy w połowie podjazdu doganiam jakiegoś rowerzystę. Zwalniam ciut i trzymam się niedaleko za nim, wypoczywając i podziwiając widoczki.

W Karłowie rzut oka na Szczeliniec Wielki:


I zaczyna się: niebieskim pieszym okrążam Szczeliniec Mały by omyłkowo dotrzeć do szosy i nią zjechać prosto do Pasterki i Opata.





Mogłabym się tak wygrzewać w tym Słońcu i kilka godzin, ale zbieram się w końcu do kupy i podążam w stronę Bozanovskiego Spicaka.
Trzy hopki zaraz za Machovskym Krizem, które zawsze mnie zrzucały z roweru, tym razem wchodzą bez żadnych problemów. Zdumiewa mnie to wielce i raduje.










Po dotarciu do U Panova Krize wybieram opcję zielonego pieszego i nią zmierzam powoli w stronę zielonego rowerowego i osławionych telewizorów, które dziś udaje mi się zjechać w całości, razem z końcówką - JUPI!!! :D




Z Martinkovic stary asfalt doprowadza mnie do Americi, gdzie znów rozkoszuję się latem.


I to w tym miejscu rozpoczyna się największy hit dzisiejszego dnia, czyli zielony szlak rowerowy w stronę Hlavnov. NIGDY nie pomyślałabym, że można wytyczyć szlak rowerowy w takim miejscu. Wcześniejsze tv chowają się przy tym zjeździe. Niebywałe. Zarówno podjazd, który nieprawdopodobnie daje w dupsko, jak i późniejszy zjazd.






Z Hlavnov docieram do Polic a stąd już powtórka dojazdu z dnia poprzedniego. Czyli podjazd w stronę Broumova, a na koniec mordęga na podjeździe do Janovicek.
To zdecydowanie był dzień pełen wrażeń :)




  • DST 141.88km
  • Teren 30.00km
  • Czas 07:45
  • VAVG 18.31km/h
  • VMAX 58.60km/h
  • Podjazdy 2600m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 29 marca 2014 | Komentarze 10

Uczestnicy


Kolejny wypad z ekipą.
Co jest cudownego w tych spotkaniach - zawsze znajdzie się ktoś kto rzuci hasło wypadu, zaraz znajduje się osoba chętna by oprowadzać resztę, większość z uśmiechami na ustach dołącza i podąża - czasem w ciemno - za przewodnikiem "stada". Tym razem wodzem był Bogdan. Postanowił sprezentować nam wycieczkę po Pogórzu Orlickim.
Na miejsce spotkania, czyli do Kudowy, docieram na rowerze. Wybieram przejazd przez przejście graniczne na Przełęczy pod Czarnochem, Broumov, Police n. Metuji i Hronov. Na samej końcówce się trochę gubię i przypadkiem zjeżdżam aż do Nachodu.






Klasztor Benedyktynów w Broumovie:


U Cerbera i Ani czeka już na mnie pyszna kawa oraz Toomp z Arturem :) Chwila na wytchnienie i przegryzkę i zaraz docierają do nas z Kłodzka: Ania, Ryjek i Bogdano. Przed ustalonym czasem ruszamy w tany!

W drodze do Jiraskovej Chaty:








W Jiraskovej czas na zasłużony wypoczynek w dymie przy pysznym Primatorze.




Kolejny punkt wycieczki to Peklo, do którego podążamy fantastycznym czerwonym szlakiem pieszym.




(podwędzone Ryjkowi:)


Z Pekla cisnęliśmy do Novego Hradka. Nie obyło się bez ostrych podjazdów. Przewodnik postarał się byśmy wrócili do domów mocno zmęczeni :)




Niedaleko Olesnicy rozłączamy się na chwilę z trójką współtowarzyszy, którzy krótszą drogą pomykają schłodzić nam piwka. Piątka ślepo podąża za Przewodnikiem, który ma dla nas przed obiadem kilka niespodzianek podjazdowych, a na końcu cudowny łąkowy zjazd.






Po obiedzie czeka nas kolejna górka, która kończy się w Borovej gdzie niestety musimy pożegnać się z Kłodzką częścią ekipy, pędzącą do Kudowy na pociąg. W piątkę kontynuujemy zabawę z rowerami i kosztujemy czadowy przejazd nad piekielnym urwiskiem:)










Od wspaniałych Kudowian dostaję propozycję noclegu. Nie mam innej opcji - muszę (i chcę) przyjąć zaproszenie :D
Dzień kończy się pogaduchami i piwnym wypoczynkiem w sielankowej atmosferze.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za wspaniałą gościnę!!

Całej ekipie wielkie dzięki za genialną atmosferę, śmiechy i snute plany na najbliższą rowerową przyszłość!

Druga część mapki będzie kiedy podwędzę orlicką cześć Bogdanowi. Na razie tylko dojazd.



  • DST 72.29km
  • Czas 02:58
  • VAVG 24.37km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Podjazdy 561m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 26 marca 2014 | Komentarze 8


Pogoda prawdziwie wiosenna, choć z rana trzymał delikatny przymrozek.
W teren zapuszczać się jeszcze, po opadach zeszłodniowych, nie chciałam. Zostawiam sobie tę frajdę na weekend :)






Ze szczególnymi pozdrowieniami dla moich Przyjaciół: Karkonoskich Piwoszy:





  • DST 49.02km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:18
  • VAVG 11.40km/h
  • VMAX 60.90km/h
  • Podjazdy 1650m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 22 marca 2014 | Komentarze 23

Uczestnicy


Panie i Panowie. Dzień nr 2 rozpoczęty.
Pobudka o 6:00. Wstaję. Nieszczególnie pamiętam jak się nazywam. O-o...
Za krótki sen, ciut zbyt intensywne wieczorne uzupełnianie minerałów.
Ciągłe łypanie oczyma za okno nie powoduje wcale, że mżawka się ulatnia. Trochę jakoś tak pochmurno. Czyżby deszcz? Ryjek i Jego niezawodne prognozy mówią, że absolutnie nie ma się czym przejmować. Będzie pięknie, będzie zabawa! :) I tak oto Ryjek został naszym nadwornym Wróżbitą-Synoptykiem, bo pogoda tego dnia była chyba jeszcze lepsza niż piątkowa. Równie ciepło, ale znacznie spokojniej ze strony wiatru.
Z Okraju jakoś naokoło, bocznymi drogami kierujemy się w stronę Peca. Po drodze Artur o mało co nie taranuje na zjeździe dzieciaka, który niepostrzeżenie, puszczony samopas przez rodziców, pakuje mu się pod koła. Rodzicielska wyobraźnie potrafi czasem mocno szwankować. Dobrze, że skończyło się ino na wielkim strachu w oczach (i w przypadku dzieciaka pewnie jakiejś niespodziance w gatkach).


Ania wspomina znak, który utkwił Jej z wcześniejszego wypadu w pamięci. Po dojechaniu do niego Feniks-Poratowany-O-Poranku-Przez-Ryjka-Reanimacją-Tylnego-Hamulca postanawia świętować pod znakiem odzyskaną umiejętność zatrzymywania się :)






"Takie-tycie" hopki po drodze powoli rozbijają nasze ciężkie głowy. Lekko nie jest, ale powoli wracamy do życia. Niedaleko Peca postanawiamy z Bogdanem i Zbychem obczaić fajnie się prezentujący zjazd terenowy. Byłoby zupełnie kapitalnie gdyby nie paskudne kamienne rynny w poprzek dróżki. Na jednej z nich Zbychu łapie snejka. W pięknych okolicznościach przyrody czeka nas krótka leśna sielanka.








Ciut spóźnieni dołączamy czym prędzej do reszty grupy czekającej na nas niecierpliwie w Pecu. Chwila na walkę z (tym razem) Arturowym hamulcem i jesteśmy gotowi rozpocząć napór na Rychtrovą Boude, Vyrovkę i Modre Sedlo. To są trzy punkty postojowe, w których prowadzący peleton zobowiązani są nakazem Ryjkowym czekać na dojazd reszty grupy. Tak też się dzieje. Podjazd pyszny. Na pewno w tym roku jeszcze tam wrócę by, tym razem już bez postojów, spróbować zrealizować całość z Peca na Modre Sedlo. A może od razu na samą Śnieżkę??? Się zobaczy :)

1. Rychtrova Bouda:




2. Vyrovka:






3. Modre Sedlo. Przez jakiś jeszcze czas asfalt jest czyściutki, wszystko przejezdne bez większych problemów. Po drodze punkt widokowy. Wszystko pięknie, aż do...






...aż dotąd. Od tej chwili czeka nas spory kawałek pchania rowerów. Pod samą kapliczkę. W dół, w stronę Lucni Boudy podejmujemy heroiczne próby zjazdu. Radochy podczas tego jest nieprawdopodobna ilość. Ręce bolą, równowaga gubi się co kilka sekund gdzieś pod śniegiem. Gleby, poślizgi, loty nad kierą :) Wszystko pięknie amortyzowane śniegiem/breją. Buty z minuty na minutę coraz cięższe od gromadzonej w nich wody, a im tej wody więcej tym jakoś tak weselej się robi - dziwna prawidłowość :D










TAK się to robi :))




Przed nami Lucni Bouda, w której tyłki grzeje piesza część ekipy - Ania, Beatka, Kubuś, Mariusz oraz Alinka z Adamem. Nie decydujemy się niestety na to by do nich dołączyć i postanawiamy zaparkować dopiero w Strzesze Akademickiej. Tam nabawiamy się jakiś zatruć pokarmowych, płacąc za to przy okazji całkiem grubą kasę (pozdrowienia dla kucharza!), udajemy, że udało nam się przesuszyć skarpetki i buty (szeroki uśmiech dla Dwójki, która przezornie zaopatrzyła się w zapasowe pary skarpet i ukłony dla Żony Ani za podsunięcie im tego genialnego pomysłu) i zaczynamy zjazd w stronę Karpacza.
Po drodze nie stać nas na to by odpuścić sobie podjazd pod Samotnię (pierwsze moje odwiedziny w  tym przepięknym miejscu).










Całe szczęście tego dnia na szlaku bardzo niewielu turystów pieszych mijamy. Pod Świątynię Wang docieramy w kilkanaście sekund :D


Zbychu znów w Akcji:


Z Karpacza szybko asfaltem na początek Kowar a stąd już terenem, moim zdaniem bardzo urokliwym i przyjemnym szlakiem, docieramy po niekrótkim podjeździe na Okraj.




Ten dzień to było istne szaleństwo! Nie mogło być lepiej. Po powrocie do chatki, myjąc twarz, zorientowałam się, że od śmiania się mam na policzkach zakwasy (możliwe to w ogóle?!...)
Oczywiście i tym razem nie podejmę się opisywania tego jak rozwiną się ten dzień/wieczór/noc :)).
Napiszę jedynie, że obraliśmy BARDZO dobry kierunek rozwoju :P


  • DST 101.34km
  • Teren 10.00km
  • Czas 06:02
  • VAVG 16.80km/h
  • VMAX 54.60km/h
  • Podjazdy 1995m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 21 marca 2014 | Komentarze 13

Uczestnicy


Czwartkowa poranna krótka przejażdżka bardzo dobitnie pokazała mi co mnie czeka w dniu następnym na dojeździe na Przełęcz Okraj i dalej do Velkiej Upy na spotkanie z ekipą.
Piątek. Pobudka przed 4 rano. Oczywiście jak to ja - pakowanie zostawione na ostatnią chwilę, a jakże?! :) Najpotrzebniejsze rzeczy zabieram ze sobą, resztę zostawiam Kubie do przewiezienia wieczorem samochodem.
Było tak jak się spodziewałam - prawie całą drogę paszczowiatr. Mimo wszystko jechało mi się wyśmienicie. Na Okraju zameldowałam się ok. 9:30. Piękny czas, piękna pogoda, jeszcze piękniejsze oczekiwanie na powitanie bandy.
Z Okraju szyyyyybki zjazd. Na miejsce spotkania docieram 15 minut przed czasem. Grzeję się w Słońcu, jem kanapkę jedną, potem drugą, czytam książkę, doprowadzam do wyczerpania baterii w mp3 plejerze. A Ich jak nie było tak nie ma. Zaczynam się niepokoić. Ale zanim na dobre wykwitnie we mnie obawa - docierają w składzie: Ania, Ryjek, Feniks, Cyborg, Zbychu, Bogdan i Artur . Radość ze spotkania olbrzymia! Okazuje się, że spowolniła ich wielka kupa śniegu napotkana w terenie po drodze z Janskich Lazni do Velkiej Upy. U-la-la, zapowiada się, że będzie się dziać na górze! I co?! I działo się. Działo się na całego :)

Na dzień dobry podziwiam z oddali płonący Masyw Ślęży, zmierzając w stronę Kamiennej Góry.


Nieprawdopodobnie małe ilości śniegu na szczytach Karkonoszy, zważywszy, że to dopiero końcówka marca.


Za Kamienną Górą nadrzewne nawoływania godowe:)


Po drodze na Okraj postanawiam się zatrzymać na serpentynach, bo nie wiem czy w ogóle będę tędy zjeżdżać w niedzielę (no i okazało się, że nieszczególnie się to udało) i pocieszyć oczy widokami.


Na Okraju śniegu zero, ciepełko zakłócane dość silnym wiatrem.


Po spotkaniu z ekipą ruszamy do Peca pod Śnieżką. Tu chwila na wytchnienie, pogaduchy i naładowanie się minerałami przed podjazdem na karkonoską Czarną Górę. Słońce przyświeca tak obłędnie, że nie pozostawia mi wyboru - rozodziewam się i w ten sposób robię ostateczne pożegnanie zimy i przywitanie wiosny. Nie ja jedna na letniaka postanawiam walczyć z resztkami śniegu :) Ryjówka od dłuższego już czasu bombardowany był sennymi rojeniami na temat pewnego podjazdu. Kiedy już się okazało, że nasze spotkanie wypadnie pod Pecem, trasa musiała koniecznie zawierać tenże podjazd. Było stromo, było ostro, ale widoki!!! Dla nich to i 3 razy tyle można kręcić pod górę.








Chwila dla fotografów i na radowanie oczu okolicą i jazda dalej pod górę. Gdzieś po drodze na chwilę zagalopowujemy się z Bogdanami i mylimy szlak. Szybko naprawiamy swój błąd, wracamy do pozostałych, wysłuchujemy Ryjkowych pochwalnych peanów nad schroniskiem, które pęka w szwach od genialnego jadła i napitku, które mamy pod ręką, ale do którego nie zajrzymy. Do diaska!! Przewodnik nie ma dla nas litości - na siodła siad i kręcić bez wytchnienia przed siebie. Jak Szef mówi tak robimy. Na piwo przyjdzie jeszcze czas ;)
Po chwili docieramy do końca Wiosny i wjeżdżamy/wchodzimy w zimę. Mijający nas ludzie patrzą na nas jak co najmniej na szaleńców - my na krótko, oni w puchowych kurtkach, czapkach i z nartami pod pachą. Każdy robi to co lubi :)


Kawałkami trzeba iść, ale okazuje się, że spora część z tej zimy jednak jest przejezdna. Wiosna - 1, zima - 0! Radość na twarzach moich współtowarzyszy doli Wiosennej i niedoli zimowej nie pozostawia złudzeń co do tego jak bardzo nam obecność tego śniegu ciążyła;)




Docieramy do małej ścianki, zaśnieżonej, zalodzonej. Ups! W warunkach sprzyjających wygląda na ciężką do zrealizowania, a co to będzie teraz??!! Chwila kontemplacji górki i próba walki o kolejną wygraną nad zimą, mrozem i lodem. Próba dla niektórych zakończona sukcesem! Brawo chłopaki!! Do dziś czuję zapaszek palonych na podjeździe udek Zbychowych :D






Jeszcze chwila moment i uradowani, już trochę przemarznięci docieramy na szczyt. Przyodziewanie się, sesja z Najbardziej Poświęcającym Się Dla Dobra Sprawy Fotografem Zbychem :) i zjazd w stronę Janskich.




Na zjeździe mijamy stare, zrujnowane schronisko. I już planujemy kiedy zorganizujemy tam jakąś weekendową kwaterę.


Podczas zjazdu kilkukrotnie przecinamy stok narciarki. Już mi nawet głupio nazywać tę breję śniegiem, a jednak gondola nadal kursuje a na zjazdach wciąż sporo narciarzy. Szał!


Po zjechaniu do aut chwila na kombinacje - co począć z Leą? Upychać ją gdzieś po bagażnikach? Zostawić w lesie na pożarcie wilkom? Czy pogonić na Okraj rowerem, co by zbyt rześka nie kładła się spać? Okazuje się, że serca moich kompanów są większe od Śnieżki - Bogdano zabiera ze sobą Krossa (pokłony!), Feniks wrzucę na tyły samą zainteresowaną (Kvasnice :P ze trzy się za to należą), a Artur bardzo umiejętnie zajmuje się zabawianiem "damy".
Ekipa na medal!!!

Opisywania tego co się działo z dalszą częścią dnia i nocy nawet się nie podejmuję ;)

Rowerowa część Dnia nr 1 zakończona z olbrzymimi uśmiechami na paszczach.

Mapki komuś zakoszę jak już pojawią się we wpisach.


  • DST 33.45km
  • Czas 01:20
  • VAVG 25.09km/h
  • VMAX 57.00km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 20 marca 2014 | Komentarze 1


Na szybko z rana, by na 10 zdążyć do serwisu sprawdzić czy w końcu dotarły moje klocki hamulcowe.
Całe szczęście udało się - olbrzymie dzięki dla Darka! Miałam czym hamować w Karkonoszach :D
Wiało pieruńsko!!


  • DST 50.84km
  • Teren 2.00km
  • Czas 02:21
  • VAVG 21.63km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Podjazdy 650m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 18 marca 2014 | Komentarze 13

















Michałkowa na tle Gór Sowich:


I, mimo szarówy na niebie, WIOSNA!!! :)


...Mapka później...


  • DST 65.64km
  • Czas 03:03
  • VAVG 21.52km/h
  • VMAX 60.40km/h
  • Podjazdy 903m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 14 marca 2014 | Komentarze 9


Szybko przed pracą.
Pogoda cudowna, ale czasu dziś niestety brak na wjazd w teren. Od 12 do 19 w pracy.

A rano śliczne Słońce witało nas podczas szamania śniadania:







  • DST 64.39km
  • Teren 29.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 15.15km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Podjazdy 1168m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 13 marca 2014 | Komentarze 5


Szybko szybko, bo praca nie poczeka na mnie.
Dziś znów zjazd z Raduni niebieskim pieszym. Efekty - ciut lepiej niż wczoraj, bo obeszło się bez schodzenia z roweru, ale znów 3 stójki na korekcję kierunku Krossa na zakrętach być musiały. Czas zacząć się rozglądać za jakąś inną linią.
Drugi niebieski to nowość - zjazd/zejście ze Ślęży. I nie chodzi o tę część lecącą od wieży widokowej w dół, tylko od schroniska. Początek - miodzio! Jedyne minusy to dość gęste przeszkody w postaci powalonych drzew. No ale im dalej w las tym szlak robi się coraz bardziej wariacki. Zdjęcia pokażą o co mi chodzi :) Radunia przy tym nawet wymięka :P Jakieś 3/4 zjechane, reszta znoszona. Nie na mój rower, nie na moje umiejętności jest ten zjazd.
Dalej już b. podobnie do wczorajszej trasy. Z tym, że z Przeł. Tąpadła jeszcze pociągnęłam terenem żółtym do Jędrzejowic.
Git - pogoda cudna, ciepło, znów mogłam sobie pozwolić na zdjęcie w trasie długich spodni i pozostanie w samych krótkich - CZAD!

Widoczek ze szczytu Raduni:


I tędy niebieskim ze Ślęży:


I tak to on się prezentuje:








Z radością (sama sobie już teraz nie wierząc) pochwalę się, że ten odcinek ze zdjęcia poniżej jakimś cudem w całości zjechałam:


I na koniec pożegnanie z masywem:





  • DST 59.71km
  • Teren 22.00km
  • Czas 03:48
  • VAVG 15.71km/h
  • VMAX 45.60km/h
  • Podjazdy 1138m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 12 marca 2014 | Komentarze 11


MI-STRZO-STWO ŚWIATA!!!

Świadomość nadchodzących opadów deszczu popchnęła mnie do podjęcia próby zjazdu niebieskim szlakiem pieszym ze szczytu Raduni. Nie będę ściemniać - nastawiałam się na 5 metrów próby zjazdu i resztę katulkania się wraz z rowerem w dół. Skończyło się na prawie idealnie zrealizowanej całości. W trzech momentach stanęłam, za każdym razem przyczyną postoju było nie wyrobienie na ostrym zakręcie. Wiem, że to jeden z największych moich problemów - zwrotność, nad którymi muszę bardzo ostro pracować. Wszystkie schody, kamole, korzenie i inne cudowne cuda zjechane, a na kilku zakrętasach (choć nie na wszystkich, co już mnie raduje) klops. W dwóch wypadkach wystarczyło skorygować ustawienie Krossowego i od razu ruszyć. Raz musiałam 3 kroki zejść, by wystartować. Moja subiektywna ocena tego zjazdu: 5+, a tak wysoko przede wszystkim ze względu na to, że to pierwsza próba, a dwa, że realizowana na hateku :D

Kiedy już stanęłam odwracałam się za siebie i pykałam fotkę tego co przed chwilą zjechałam. Trzecia fota to sama końcówka zjazdu (żeby było precyzyjnie - najgorszego odcinka, czyli tego ze szczytu Raduni do zielonego choinkowego, reszta na Przeł. Tąpadła to już lajcik):







Zakochałam się!!! Kiedyś na pewno sprawię sobie jakiś rower enduro, ale póki co widzę, że mój Kross spisuje się wyśmienicie więc nie będę wydziwiać :)

Dalsza droga z Tąpadła na Ślężę, z niej czerwonym/żółtym i potem samym żółtym na Wieżycę. Z niej zjazd żółtym do Schroniska pod Wieżycą. Uzupełnienie minerałów. I pierwszy raz w całości zrealizowana zachodnia część czarnego szlaku pieszego Wieżyca-Przeł. Tąpadła. Wcześniej zawsze gdzieś odbijałam. Bardzo mi się spodobało to co przejechałam. Dużo szutrówki, która pozwala odpocząć po ciężkich zjazdach, ale i zdarzają się zupełnie nietrywialne zjaździki i podjaździki na tej trasie :) Z Tąpadła już szybko asfaltem do domu.

Czas na obiad i przed 14 do pracy!! Tak to ja mogę każdy dzień zaczynać :P