avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2014

Dystans całkowity:474.08 km (w terenie 86.00 km; 18.14%)
Czas w ruchu:26:34
Średnia prędkość:17.84 km/h
Maksymalna prędkość:62.20 km/h
Suma podjazdów:7640 m
Liczba aktywności:8
Średnio na aktywność:59.26 km i 3h 19m
Więcej statystyk
  • DST 69.70km
  • Teren 29.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 15.49km/h
  • VMAX 39.70km/h
  • Podjazdy 1230m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 21 grudnia 2014 | Komentarze 6


Sobota, mimo że cudnie słoneczna przez większą swą część, musiała zostać przeze mnie olana rowerowo. Niedzieli już w taki sam sposób traktować nie chciałam. Od pewnego czasu łaziły za mną Masywy. Dawno mnie tam po prostu nie było i stęskniłam się dziko. Pamiętam, że w zeszłym roku sporo czasu grudniowo-styczniowego spędziłam na tych niepozornych górkach.

Dojazd z wiatrem. Wyjeżdżam za słoneczności, która bardzo szybko ustępuje miejsca szarówie i delikatnej mżawce. Standardowo już we wsi Tąpadła odbijam z szosy i ostatnie 2 km z hakiem jadę żółtym pieszym.
Na fotce Ślęża z lewej, Radunia z prawej strony.


Na szczycie przełęczy średnia ponad 22 km/h, co sugeruje, że powrót będzie baaaardzo nieprzyjemny. Ale póki co nie czas o tym myśleć. Pierwszy cel - Ślęża. Przed szczytem zaczyna się delikatna śnieżna pokrywa.


Jednak te dwa kawałki kostki przed samym szczytem są bez lodu więc raczej nie ma się co przejmować ewentualnym przymrozkiem i ślizgawicą na zjeździe.
Na górze szybkie fotki ze trzy i zjazd żółtym (z małymi modyfikacjami na trasie) aż do Wieżycy.




I smakowa końcówka zjazdu z Wieżycy.


W Schronisku chwila na oddech, herbatkę z termosa, pierniki i zabawę z bernardynem.
Dalej czarnym pieszym z lewej strony (znów z małymi modyfikacjami) dojazd na Przeł. Tąpadła. Podjazd na Radunię i zjazd nieoznaczoną ścieżynką z trzema uskokami skalnymi na początku. I znów, drugi raz w życiu udało mi się zjechać wszystkie trzy. JUPI :-)
I znów na Przełęczy jestem chwilę przed 14 więc jeszcze pakuję się na zielony pieszy, który doprowadza mnie do wsi Biała. Stąd już czeka mnie ino asfaltowy ślimaczy dojazd do Jagodnika. Nie dość, że wichura próbowała mnie uparcie zatrzymać w miejscu, to jeszcze w pewnym momencie zaczął padać deszcz. No nieeeee.... Aż mi się w penym momencie zachciało płakać z wnerwa i zmęczenia. Szybko ochłonęłam, doturlałam się do Maminki i zaaplikowałam sobie zasłużoną ogórkową i ruskie pierogi!!!
I basta!
TAK FAJNIE BYŁO :-D


  • DST 42.18km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 20.09km/h
  • Podjazdy 510m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 18 grudnia 2014 | Komentarze 11


Codziennie od ładnych paru dni prognozy zapowiadały opady deszczu w ciągu dnia. Jakoś się to sprawdzać nie chciało i miast deszczu Słońce świeci. I tak uśmiechałam się tęsknie do tego Słońca za oknem, przycupnięta niezmiennie nad szydełkowymi robótkami, pracą, porządkami i innymi czynnościami mniej lub bardziej ważnymi, nijak z rowerem niezwiązanymi.

I tęsknota zaczęła na mnie spływać więc dziś już nie dałam się nabrać na zapowiedzi i na siodełko wskoczyłam.

Standardowo wokół Jeziora. Zupełnie nie wiem co ze sobą zrobić, wieje trochę nielekko w paszczę, kolano pobolewa nieprzyjemnie (może być, że po glebie sobotniej jeszcze), nadgarstek pobolewa (chyba się zniekształcił od ciągłego ściskania szydełka...). Postanawiam podjechać do Modliszowa i potem na chwilę odwiedzić szlak czerwony pieszy lecący do Burkatowa. Na samym szczycie podjazdu patrzę w prawo na drogę leśną prowadzącą w las. Na drogę, na kórą niejednokrotnie zerkałam, ale olewałam. Bo to ja - lubię to co znam, boję się nowego, sama się do nowego przekonać nie mogę i omijam szerokim łukiem szlaki, których nie znam, zwłaszcza drogi bezszlakowe prowadzące do nie-wiadomo-gdzie.

Ale nie dziś. O nie! Dziś bez dłuższego namysłu postanawiam uskutecznić improwizowaną eksplorację okołomodliszowskich lasów i pagórków.

Nieprawdopodobną radochę mi sprawiło te 5 kilometrów błąkania się po nieznanym. Przez czas jakiś myślałam, że w końcu dotrę do czerwonego, ale nie. Nie tym razem. Tym razem były ino nieoznaczone drogi, dróżki i bezdroża. Cudo!!!

Na początku trasa wiedzie duktami, z których korzystają ciężkie sprzęty z pobliskiego tartaku.


Dalej wjeżdżam w gęstszy las i już pozbawiona nadziei na dotarcie do czerwonego lecę gdzie mnie koła i intuicja poniosą :-)


Cały czas przejezdnie. Ale w pewnym momencie droga się kończy. Kończy na amen. Zawracać? Nieeee. Skręcam zatem w prawo, bo tam da się jakoś jechać i po chwili i tak dojeżdżam do jakiejś starej stromej dróżki.


W oddali słyszę poszczekiwania psów, gdzieś roi mi się dźwięk przejeżdżających aut. Mija chwila i widzę w dole pierwsze zabudowanie. Na zdjęciu skryte za tym krzewem.


Jadę. W dole coraz więcej domów. Po chwili widzę nitkę asfaltu. Zdaję sobie sprawę z tego, że skręciłam tyle razy w ciemno, że mogę wyjechać praktycznie gdziekolwiek, bo rozeznanie jakiekolwiek straciłam już jakiś czas temu. Ku uciesze ląduję na granicy Lubachów - Bystrzyca Górna, wyjeżdżając z drogi z prawej strony zdjęcia. Dotąd byłam przekonana, że to ino dróżka prowadząca na czyjąś posesję.



  • DST 65.59km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 16.61km/h
  • VMAX 58.80km/h
  • Podjazdy 1170m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 13 grudnia 2014 | Komentarze 6


Temperatura dziś relatywnie wysoka.
Ciepło i przyjemnie.
Nic nie zmarzło, nic nie skostniało.
Tylko błota na trasie MNÓSTWO!

Przez ostatnie dwa dni wschody Słońca są absolutnie genialne!


Z Kubą spotykamy się w Walimiu. Ja dojeżdżam na rowerze, On samochodem. Stąd zmierzamy na zielony strefowy i nim na Przeł. Walimską.






Z Walimskiej na szczyt docieramy fioletowym szlakiem pieszym, a na końcu czerwonym rowerowym (zdaje się). Im bliżej szczytu tym więcej błotnistego śniegu, a na końcu również sporo lodu.




Na szczycie nie zabawiamy długo.
A to nasza fotka ze szczytowej kamerki :-)


Na zjazd wybieramy czerwony pieszy do Schroniska Sowa. Ślisko na nim miejscami konkretne.
Przeglądając zarchiwizowane zdjęcia ze szczytu dowiaduję się, że to wczoraj i przedwczoraj sypnęło lekko na górze. Jeszcze dobę temu szczyt prezentował się tak:


No to teraz już się nie dziwię tej ilości błoto-lodu na trasie.
W każdym razie czerwony zjechany, w Sowie chwila przerwy, po której zmierzamy na szczyt Małej Sowy.






Stąd zjazd żółtym pieszym do Walimia. Ostro było. Na początku w brei śnieżno-lodowej, której się obawiałam, ale łyknęłam więc JUPI! W pewnym momencie podczas hamowania ślizgam się na mokrym badylu i zaliczam glebę. Łokieć boli, ale będę żyć.



  • DST 60.09km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 16.85km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Podjazdy 1040m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 10 grudnia 2014 | Komentarze 14


Ani trochę nie będę się im dziwić jak w końcu postanowią odmówić mi posłuszeństwa.
Póki co coraz głośniej protestują.
Słyszę te protesty klarownie, ale ignoruję je ile sił w sercu.
Dziś już dość ekstremalnie zmarzły, bo do palców - standardowo w tych temperaturach kostniejących - dołączyło całe śródstopie.
Póki temperatura spada ino ciut poniżej zera mój system ochronny stóp sprawdza się wyśmienicie, ale nie dziś.
Dziś było zimno i bardzo wietrznie. A przy temperaturach poniżej zera taki jak dzisiejszy wiatr robi już mocny rozpierdziel z ciałem, niezależnie od tego jak się próbuję przed tym przejmującym zimnem ochronić.
Pierwotny plan wycieczki odrobinę zmodyfikowałam, bo zwyczajnie psychika mi zaczynała siadać podczas walki z wichurą. Na co mi to dziesiątego grudnia?!

Na Przełęcz Sokolą dojeżdżam asfaltem, wciąż atakowana paszczowiatrem. Notuję, że na dwóch stokach armatki pracują jak szalone. Niższy (zdaje się "Bartek") już pięknie ośnieżony, najwyższy - "Górnik" - właśnie zaczął walkę o śnieżną nawierzchnię. Wymęczona rezygnuję z asfaltowej ścianki pod Schr. Orzeł. Skręcam w lewo na rowerowe, z których po chwili odbijam ostro w prawo razem z zielonym strefowym, który doprowadza mnie po kolejnej chwili do czerwonego pieszego GSS. Genialna alternatywa dojazdu do pieszego, gdy się człowiek nie chce bawić w staro-asfaltowy podjazd.
Na szlaku delikatna pokrywa śnieżno-szronowa. Ładnie, choć dość szaro i ciut ponuro.




Postanawiam do samego szczytu cisnąć czerwonym pieszym, choć aktualnie nierealne jest podjechanie go w całości.




Dziś ani na szlaku ani na szczycie nie spotkałam żywej duszy prócz:


Miauczau przepięknie prosząc się o pieszczoty, które przyjmował z największą rozkoszą. Pożywienia żadnego ze sobą nie miałam więc musiał się zadowolić ino porządną dawką głaskania.
Za długo na szczycie nie zabawiam, wieje potwornie; zakładam na siebie kolejne warstwy szykując się na zjazd, na który wybieram niebieski pieszy. Po drodze cieszę oczy genialnymi widokami. Niebieski miejscami nieprzejezdny ze względu na lodowe wielkie placki. Ale poza tym zjeżdża się GIT!







  • DST 69.62km
  • Teren 6.00km
  • Czas 03:37
  • VAVG 19.25km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1110m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 9 grudnia 2014 | Komentarze 4


Standardowo ostatnimi czasy późny wyjazd z domu uskuteczniam.
Nie mam więc czasu na trasie nawet na to by się przez chwilę ogrzać w Schronisku.
A przydało by się, oj przydało.
Bo zimno dziś było dość konkretne, stopy do samego końca trasy nie odżyły po tym jak gdzieś w połowie postanowiły lekko się przymrozić. Bolało.
Ale tak generalnie pogoda PRZEPIĘKNA! Piękne Słońce rekompensowało zimowy chłodek. Nie narzekam więc więcej.
Sio do pracy!



Pod Andrzejówkę dojeżdżam asfaltem przez Grzmiącą i Rybnicę. Dalej cisnę żółtym pieszym, wokół Turzyny, na Skalne Bramy, spod których uskuteczniam szalony zjazd czerwonym pieszym z powrotem do Grzmiącej.




Spod Skalnych widoczku na Góry Sowie zabraknąć oczywiście nie może, zwłaszcza, że dziś i powietrze przejrzyste było wyjątkowo.


I sam czerwony, smakowy, dziś mocno szalony ze względu na śnieżek i lodzik :-)



  • DST 68.53km
  • Teren 11.00km
  • Czas 03:47
  • VAVG 18.11km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 1120m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 7 grudnia 2014 | Komentarze 17


Tegoroczne przewyższenia dosięgły tę okrągłą liczbę w taki sposób w jaki powinny - na podjeździe na Wielką Sowę.
JUPI!!!









:-D





  • DST 65.07km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 18.50km/h
  • VMAX 62.20km/h
  • Podjazdy 1120m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 4 grudnia 2014 | Komentarze 5


No tak. W 4 dni piękne przedZimie przeistoczyło się w równie cudne przedWiośnie.
Kolejny rok z rzędu czuję się idealnie dopieszczona przez jesienno-przedzimową pogodę.

Zapomniałam w niedzielę 30 listopada zaznaczyć, że w ten fantastyczny przedzimowy sposób świętowałam wraz z Krossem jego pierwsze urodziny. Rok wcześniej też niczego sobie trasa nam na dzień dobry się trafiła :-)
Nie mam absolutnie żadnych ALE do krossowego sprzętu! Spisał się w swoim pierwszym roku użytkowania rewelacyjnie, sprawiając mi tym samym olbrzymią ilość radości.

A dziś znów Sowa. Bo w taką pogodę nic tylko pakować się w góry! A któż to wie kiedy będę musiała na czas jakiś zrezygnować z górskich wojaży? Korzystam więc póki mogę.

Bystrzyca Górna.


Od Glinna na sam szczyt jechałam w rękawiczkach bez palców, bez czapki i kasku. CIEPŁO! I słonecznie. I cudownie.
A na niebieskim pieszym znów moje oczy zostały napadnięte przez ślady kół na resztkach śniegu? Znów Radzior... ???


W niedzielę ciut inaczej się ta sceneria prezentowała.
Dziś:


4 dni wcześniej wraz z Radkowymi śladami:


Cudownie się jechało. Z hobbitowym soundtrackiem w uszach i Słońcem na ramieniu...




Na Szczycie pustki (prócz robotników pracujących przy kapliczce). Wieża zamknięta.
Mam nadzieję, że w weekend znów otworzy swe podwoje


Na Przełęcz Sokolą zjeżdżam czerwonym pieszym, na którym w dwóch miejscach zatrzymują mnie okazałe zamarznięte kałuże, których nawet nie próbuję brać środkiem - przyczepność zerowa.



  • DST 33.30km
  • Czas 01:32
  • VAVG 21.72km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 1 grudnia 2014 | Komentarze 2


Albom zmęczona, albo wiatr w obie strony wiał prosto w paszczę ;-P