avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Zima na całego!

Dystans całkowity:915.17 km (w terenie 202.00 km; 22.07%)
Czas w ruchu:49:23
Średnia prędkość:15.89 km/h
Maksymalna prędkość:54.50 km/h
Suma podjazdów:15240 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:57.20 km i 3h 31m
Więcej statystyk
  • DST 23.30km
  • Teren 13.00km
  • Czas 02:32
  • VAVG 9.20km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Podjazdy 700m
  • Sprzęt Terenowy Reign

Sobota, 12 grudnia 2015 | Komentarze 0


Wyśmienity weekend w Szklarskiej Porębie w towarzystwie Mauża :)
Sobotnie doznać się udało nawet trochę Zimy, która w niedzielę znów zmieniła się w mocno deszczową jesień.
Poczekamy...

W kierunku Wysokiego Kamienia:








Ze szczytu pyszny zjazd z powrotem do Szklarskiej, trochę jazdy na skuśkę i walki o życie na skarpie :P




i wjazd na Wodospad Kamieńczyka:


Na końcówce zjazdu, przed samym wjazdem na asfalt, bardzo nieprzyjemna gleba na lodzie, której skutki odczuwam pod dziś dzień.




  • DST 64.70km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:17
  • VAVG 15.11km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1330m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 28 listopada 2015 | Komentarze 3

Uczestnicy


Zaprzeczając dalekosiężnym planom umawiamy się z Tomkiem na zimową jazdę szybko i konkretnie.
9:00. Start - Świdnica.
Pogoda poranna wielce zachęcająca.
Wszyscy stawiają się o czasie :-) i możemy ruszyć w świat.
Radośnie zostaję oddelegowana na przedownika dzisiejszego wypadu, ku wielkiej mej radości stając się przy okazji towarzyszem pierwszego Tomkowego rowerowego wjazdu na szczyt Wielkiej Sowy.
Trochę wieje (do niedzieli - dnia następnego - myślałam, że wiało w sobotę dość mocno:)) dlatego dość szybko odbijamy z asfaltu i wjeżdżamy w teren ponad Jeziorem Bystrzyckim i Michałkową. Do Glinna. I dalej niebieskim na Przełęcz Walimską.



I już w śniegu na niebieskim pieszym Glinno - Walimska:






Na Walimskiej krótka przerwa na popas.
Tutaj też krótka narada którędy jechać. Sugeruję delikatny fioletowy, bo ze śniegiem jeszcze nie jest zupełnie komfortowo i niebieski na szczyt wydaje się nieszczególnie dobrym pomysłem.
Zatem fioletowy.
Po drodze piękne widoki i pożegnanie chwilowe ze Słońcem.
Wjeżdżamy w pięknie zabarwione przez Słońce (NA RÓŻOWO!! :-) ), cieniutkie chmury...




Na szczycie chwila przerwy.
Wieża otwarta.
Krótko rozmawiam z Panem Wieżowym - Mateo, który donosi mi, że w środku ma - (słownie: MINUS) 3,5 stopnia C.
Nie ukrywam zdziwienia.
I nie zazdroszczę.
Jednak za serce Mateo ujmuje mnie ukazując mi śpiącego obok niego pod kocem szczytowego Kota. I stwierdzeniem, że musi przyjść na górę choćby po to by kocura nakarmić. Słoooodko!! :)


Na zjazd wybieramy czerwony pieszy do Schroniska Sowa, gdzie decydujemy się przycupnąć przy cudownie nagrzanej kozie, nad Opatem i pomidorówką.


I przemiła niespodzianka - do środka wchodzi Toomp, który - jak się okazuje - podąża po naszych śladach aż od Glinna :-) Chwilę siedzimy razem, ale nasze piwo się kończy, plany dalszej drogi rozmijają się więc po pogawędce i rozgrzaniu ruszamy dalej.
Z TomDygiem zjeżdżamy na Przełęcz Sokolą, stąd do Sierpnicy i w rowerowy szlak, który zeszłej Zimy z Radziorem wybraliśmy jako ulubioną alternatywę zjazdu do asfaltu w Jugowicach.
Po drodze powoli zaczyna się z powrotem przez chmury przedzierać Słońce:


Aby na ostatnich 20 kilometrach znów nieprzerwanie nam towarzyszyć przywracając jesień:


Dzięki Tom!




  • DST 61.90km
  • Teren 4.00km
  • Czas 03:23
  • VAVG 18.30km/h
  • VMAX 36.40km/h
  • Podjazdy 999m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 24 listopada 2015 | Komentarze 5


Szybko szybciutko między jedną pracą a drugą.
Dziś znów wybyłam na poszukiwanie Zimy. Właściwie nie długo trzeba było czekać, bo już w Świdnicy trochę śniegu leżało.
Drogi śliskie. Powietrze mroźne. Słońce świeci. Serce się raduje!







Widok na Grzmiącą z czarnego szlaku rowerowego:


I "zamarznięty" asfalt wokół Jeziora Bystrzyckiego:


Dziękuję, pozdrawiam :)




  • DST 61.90km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 17.69km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Podjazdy 1050m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 21 listopada 2015 | Komentarze 8


Weekend miał być spędzony w całości w szkole.
Wyszło inaczej.
Skutek - pierwsze smagnięcia Zimy.
Po części nie smagnięcia a biczowanie. Na gołe ciało. Rzemieniami pokrytymi kolcami.
Ale przeżyłam to.
Jestem cała, zdrowa i gotowa by kontynuować podbijanie zimowych Gór...

Specjalnie dla Morsa jako małe zadośćuczynienie za ociąganie się ze ślężańskim wpisem :P

Początek Zimy nad Glinnem. Nic nie swiastowało tego co mnie czekało później...


A czekał mnie wjazd w zamieć śnieżną, która prawie mnie pokonała.






Ale na Szczyt dotrzeć się udało i tym samym rozpocząć Rowerowy Sezon Zimowy!




Do Świdnicy wróciłam przemoczona, przemarznięta do szpiku, w ciemności.
Bo jednak ważne jest również to jak się ZACZYNA... :P




Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 | Komentarze 5

Uczestnicy


Wielki Poniedziałek; lany poniedziałek. Zlała nas woda, ale w ciut odmiennym stanie skupienia od tego, którego się spodziewaliśmy 6 kwietnia.
Pierwotnie miało być Broumovsko, ale pogoda, śniegi i zapowiedzi nie pozostawiały w niedzielę złudzeń - będzie mokro, śnieżnie i - na borumovskich głazach - najprawdopodobniej mocno niebezpiecznie. Przekładamy.
Po niedzielno-wieczornej rozmowie z Cerberem nie czekam zatem ani minuty. Telefon w dłoń, sms do Radzia - "Jedziemy?", za sekundy trzy odpowiedź "Jedziemy!". Z Radziem umawianie się to najszybsza czynność świata. Cudo!
Spotykamy się w standardowym miejscu, na które docieram NARESZCIE! jako pierwsza, przez krótkie kilka minut oczekiwania, zostając zasypywaną coraz grubszą wastwą śniegu... to tak serio? Już w Świdnicy się zaczyna z grubej rury Zima rozpanaszać? Co będzie na górze?!
Ruszamy.
To pierwszy tak długi dojazd asfaltem na Reignie. Nie wiem czy dzień był zły, czy wszystkie niefarty - ze śniegiem zalepiającym oczy na czele - wpłynęły na to, czy po prostu to wina Reigna, ale NIE! NIE!! i jeszcze raz NIE!!! takim dojazdom na tym rowerze. Wymęczyło mnie to przeokrutnie i prawie wycisnęło łzy frustracji i wnerwa z oczu. Może kiedy będę dojeżdżać sama to się nestępnym razem na to zdecyduję, ale w towarzystwie? Za dużo irytacji kosztowało mnie patrzenie na Radzia podjeżdżającego z gracją baletnicy i czekającego co chwila na mnie, sapiącą i pełznącą ledwo co.

--> Pierwszy kilometr:


--> Dwunasty kilometr, bez zmian, a właściwie coraz gęściej:


W Walimiu już nie ma wątpliwości (jeśli w ogóle z jakiejś paki jeszcze do tej pory nas nie opuściły) - oficjalne pożeganie Zimy, które uskuteczniliśmy miesiąc wcześniej to była bardzo gruba przesada i falstart :)


Na podjeździe w Rzeczce pierwszy Radziowy niefart - flak. Skąd i kiedy - tego nikt nie wie, ale łatać trzeba, bo powietrze schodzi ciut za szybko by czekać na ciepełko Schroniska Sowa.


Po wjeździe w teren odżywam. Nie wiem o co chodzi, ale na podjeździe do Schroniska, a potem na szczyt niosą mnie chyba sowiogórskie anioły na swych skrzydłach. Dziwne.




W Sowie spotykamy Ramborowera z kumplem. Na piechotę, choć Rambo - ciśnij :)
Dopijamy i wychodzimy.
Decyzja zapada bardzo szybko - prosto na górę czerwonym pieszym.
I tu największe zaskoczenie dzisiejszego dnia - po raz pierwszy w życiu udało mi się ten podjazd zrobić w całości w siodle, bez podparć ani innych oszukańczych :P sztuczek. Kończąc najgorszy kawałek, który absolutnie zawsze (czy to lato czy zima) zrzucał mnie z krossowego siodła, nawet tego nie zauważyłam. Widząc wypłaszczenie przed sobą skapnęłam się, że to już.
Więc wielkie zdumienie i brawo dla Reigna, bo poradził sobie z czerwonym najlepiej jak to możliwe!
A na szczycie.... :D






Pięknie i nawet już dość ekstremalnie. Pada, wieje, 100% Zimy, 0% Wiosny.
Zjazd czerwonym na Kozie Siodło idzie mi wspaniale kiedy w końcu popuściłam trochę powietrza z opon.




Trochę się na Radzia naczekałam i kiedy już pełna obaw zbierałam się do powrotu na górę, zjechał. Pierwszy tekst - linka przerzutki tylnej puściła. Testy jednakże przeczą uparcie temu stwierdzeniu. Po chwili rzucamy, że prawdopodobnie po wizycie w schronisku i powrocie na mróz zamarzła kaseta. Po chwili okazuje się, że rzeczywiście takie cuda Radzia spotykają tego dnia :)


Kozie Siodło. 6 kwietnia. Sporty zimowe w pełni :)


Z Koziego Siodła żółtym pod Schr. Sowa i dalej na Małą Sowę.




Na szczycie Małej Sowy:


Wybierając tego dnia żółty szlak pieszy z Małej Sowy dorzuciliśmy do kolekcji ostatni zimowy zjazd (prócz niebieskiego schodzącego ze szczytu Wielkiej Sowy na Starą Jodłę, który uważam za nieprzejezdny rowerem, przynajmniej w pierwszej części).
Zjazd żółtym natomiast smakował tak wspaniale jak się tego spodziewała :D




Asfaltowy powrót z Walimia to znów męczarnia okrutna. Do tego pod wiatr. No nic. Bez dwóch zdań - WARTO BYŁO!!



  • DST 73.10km
  • Teren 17.00km
  • Czas 04:20
  • VAVG 16.87km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Podjazdy 1410m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 7 marca 2015 | Komentarze 10

Uczestnicy


A tak niedawno wpisywałam bardzo podobny, ale jakże inny tytuł :-)
Aktualne prognozy pogody nie pozostawiały złudzeń - jak nie teraz to już nie będzie kiedy świadomie żegnać się z terenową Zimą.
Nie mogliśmy podjąć lepsze decyzji. Podejrzewam, że już jutro większość z naszej dzisiejszej trasy będzie nieprzejezdna na rowerze.

Ale od początku.
Spotykamy się z Radziem w standardowym miejscu i czym prędzej ruszamy w stronę Przełęczy Sokolej. Na dojeździe z radością zauważam, że już nie odstaję tak Cre na podjazdach jak to było do tej pory. Mam nadzieję, że nie zapeszę, ale napisać to muszę - chyba się budzę z zimowego letargu foremnego :-D
Na Przełęczy łączymy się z Kubą, który ostatecznie dał się namówić na wspólne z nami żegnanie Zimy. Na początek asfaltowa ścianka pod Schronisko Orzeł. Nie weszła tak bezboleśnie jak w sezonie, ale grunt, że podjechana, choć długo serducho po tym podjeździe do ładu doprowadzałam.


Pod Orłem rozodziewam się na chwilę. Jak to cudownie jechać bez kurtki i w rękawiczkach bez palców. Przegięłam - jasne, ale jednak pierwsze koty za płoty i na wielkosowie stoły !! :-)


W Schr. Sowa zatrzymujemy się na chwilę by podładować akumulatory przed podjazdem. I Sru - na czerwony. Za pierwszym razem podjeżdża się nim dobrze. Nie wyśmienicie, bo już gdzieniegdzie śnieg się zzupił i koło tylne ślizga się niemiłosiernie, ale idzie jechać.




Ze szczytu zjazd czerwonym na Kozie Siodło. BOMBA! Choć na końcówce już śnieg taki mokry, że rower tańczy i lata na wszystkie strony. Nawet nie przychodzi nam do głowy by pchać się dalej w dół - w stronę Przeł. Jugowskiej. Wybieramy żółty znów pod Schr. Sowa.
Na Kozim Siodle spotykamy dwóch biegówkowiczów, z którymi zamieniamy kilka zdań. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie Chłopaki!!

Miejscami, na nasłonecznionych odcinkach, i tu niestety trzeba zejść z roweru.


Pod Schroniskiem rozstajemy się z Kubą, który wraca do samochodu. My lecimy znów czerwonym na Szczyt. Niesamowite co te 1,5 godziny zrobiło ze śniegiem. Tym razem o wiele gorzej idzie podjazd. Ciapa roztopionego śniegu zasysa koła nieznośnie. To w tym momencie jednocześnie chórem stwierdzamy - KONIEC ZIMY!
Teraz na górze już jest znacznie więcej Słońca.


A w Słońcu obłędnie wygrzewający się na stole Sierściuch wielkosowi:


Mimo niechęci do opuszczania potwora - nie ma na co czekać. Wsiadamy na siodła i zmierzamy w stronę niebieskiego pieszego. Ten zjazd należy do zdecydowanie najlepszych dzisiejszego dnia. Od nienasłonecznionej strony, wciąż pokryty przyjemnym śniegiem. Na trasie znów zachłystujemy się Wiosną w dole, będąc pogrążonymi wciąż w Zimie na górze :-P




Na zjeździe na Przełęcz Walimską mijamy dokładny punkt, w którym Zima oddaje pałeczkę Wiośnie:


Nawet nie myślimy o tym by pchać się na zabłocony kawałek niebieskiego Walimska-Glinno, zjażdzamy do Walimia asfaltem i ciśniemy do Zagórza. Rzucam niemrawo - szkoda, że nie zdecydowaliśmy się na podjazd pod Zamek Grodno i teren nad tamę. Radkowi wiele nie trzeba mówić. Pada z Jego ust komenda -  W TYŁ ZWROT! Zawracamy więc i radośnie wjeżdżamy w teren. Mocna ścianka żółto-niebieskiego pod zamek to całkiem porządny trening na koniec.


A potem bardzo przyjemny zjazd pod Wodniaka. Mały sukces dzisiejszego dnia - po raz pierwszy zjeżdżam te kamole na samym końcu przed Wodniakiem :-)


Spod Wodniaka wokół Jeziora nad tamę:


I dalej czerwonym strefowym pod Zagrodę:


Wyśmienite pożegnanie się z Zimą! Wielkie dzięki Radziu!
Liczę, że jutrzejsza Ślęża z Bożenką będzie już opatrzona potężną dawką Wiosny :-)


  • DST 66.34km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:32
  • VAVG 14.63km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 14 lutego 2015 | Komentarze 8

Uczestnicy


Dziś absolutny hit jeśli idzie o tegoroczną Wielką Sowę.
Brak opadów przez kilka ostatnich dni zrobił swoje - niedzielno-poniedziałkowy puch został pięknie udeptany przez pieszych i biegaczy. Zecydowana większość trasy była zupełnie bezproblemowo przejezdna.

Ale od początku.
A na początku Radzior robi mi niespodziankę z rodzaju tych, które ja zwykłam przedwiośniem robić innym. Czyli wyskakuje na golasa (no... prawie) na śnieg.


Przez długi czas nie mogę dojść do siebie. W końcu jakoś się zbieram.
Z trudem docieramy na Przełęcz Sokolą. Wmordewind dziś wyjątkowo paskudny chciał nas zatrzymać w Świdnicy.
Podjęliśmy jednak dzielnie walkę, która jak się niebawem okazało, BARDZO się opłaciła.
Tak więc zimowy start następuje na Przełęczy Sokolej.
Decydujemy, że Schronisko Sowa tym razem zaliczymy na początku trasy. Dobry wybór, wyśmienicie mija nam tam czas.
A po piwku łatwiej jest obstawać przy podjętej uprzednio decyzji o podjeździe na szczyt czerwonym szlakiem pieszym. Spodziewamy się na nim małego armagedonu. Spotyka nas wielka niespodzianka, bo prawie w 100% udaje się nam to podjechać. Choć przypłacamy to małymi zawałami serca na Szczycie.



(fot. Radzior) Ja i moja wspaniała torebka podsiodłowa na podjeździe czerwonym. Dziękuję Wam - Darczyńcy!!! :-*


(fot. Radzior)

Radziowy termometr mówi o 3 stopniach na plusie. I rzeczywiście, otoczeni śniegiem, uśmiechniętymi ludźmi, ze słońcem lejącym nam się na głowy, jest nam zwyczajnie ciepło. Ale kolejna perła czeka - zjazd czerwonym pieszym do Koziego Siodła.
Początek - ten płaski - jest ciężkawy, choć przejezdny. Im dalej tym lepiej. Niedaleko przed Kozim Siodłem Radzio zalicza podryw na OTB :-D Tak mi się coś zdawało, że ciut za długo na niego czekam na dole. Ale toż to walentynki - trzeba zrozumieć męskie zapędy ;-) Żal mi tylko, że tego nie widziałam!






Z Koziego niestety czeka nas najgorszy fragment trasy - żółty pieszy pod Schronisko Sowa. Grrrr!!!! Większość prowadzona. Fuj choć pięknie.


Dalej pędzimy na równię między Wielką a Małą Sową by zakosztować największego mistrzostwa świata w dniu dzisiejszym - zjazdu na Przełęcz Walimską niebieskim pieszym. Jejku! Coś cudownego!








I znów - nie idzie opisać słowami jak gigantyczną frajdę czerpię z tych zimowych sowiogórskich wycieczek. Jak od całkowicie innej strony poznaję te góry. I jak niezależnie od strony - wciąż pokochuję je coraz bardziej.

Przejazdu niebieskim kawałkiem z Przeł. Walimskiej w stronę Glinna pozwolę sobie nie komentować, by nie zabluźnić wpisu :-P Było tak samo irytująco jak śmiesznie. No i wciąż przepięknie.





(fot. Radzior) :-)

A na dole oczywiście Wiosna!



  • DST 67.00km
  • Teren 16.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 15.29km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Podjazdy 1180m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 1 lutego 2015 | Komentarze 6

Uczestnicy


Dziś krótko, bo sen morzy. Mięśnie po walce i glebach bolą i domagają się łóżka. Głowa pełna wrażeń też woła o odpoczynek i chwilę wytchnienia :-D

Jak szał to na całego. Sobota, 23 z hakiem. Sms do Radzia: jedziesz? Odpowiedź: Jadę, a jakże!
I tak jak szalenie i znienacka się rozpoczęło tak do 17 dnia następnego trwało.

Asfaltem docieramy do Rzeczki na Przełęcz Sokolą. Na szczyt ciśniemy szlakami rowerowymi. Z początku pięknie przejezdny, ubity śnieg. Pod koniec sprawdzanie ubicepsowienia Radziowego :-P No i na trasie widzimy ślady prawdopodobnie pozostawione przez fatbike`a. Przyznać się kto na tym cudzie dziś po Sowich pomykał!? :-)










Przed samym szczytem nawet znów udaje nam się wsiąść na rowery i z dumą dojechać, zamiast dochodzić.


I teraz czeka nas perełka (jedna z kilku:-) dzisiejszego dnia - zjazd czerwonym szlakiem pieszym do Schroniska Sowa. Przyznam, że miałam stresa, na zjeździe dopiero się okazało, że ABSOLUTNIE nie taki diabeł straszny, a wręcz przeciwnie - po dotarciu do Sowy paszcze nam się nie przestają cieszyć. Cudo, bomba i obłęd na całego!!!
Po niekrótkiej posiadówce w Schronisku jeszcze chwila czerwonego i kolejna perła - zielony kawałek strefowego. Do teraz na wspomnienie tego "zjazdu" pękam ze śmiechu :-D

Górskie sporty zimowe:


I zielony strefowy:




I ja, próbująca się pozbierać po wybuchu śmiechowym:


Dalej Sokola, Sierpnica, Włodarz i asfalt do domu.
Po drodze trochę podziwiania miejsc, z których właśnie wracamy:


I jeszcze więcej zabawy w śniegu:




Po prostu kolejne ACH i OCH! :-D



  • DST 70.15km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:22
  • VAVG 16.06km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Podjazdy 950m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 30 stycznia 2015 | Komentarze 11


Pod obłokami, okraszonymi na brzegach delikatną iryzacją.
Za rozkosznie oślepiającą zasłoną utkaną z promieni słonecznych.
W oddali.
Mój cel.
Wciąż ten sam.

Tym razem mam poważne wątpliwości czy uda mi się do niego dotrzeć.
Z kilku powodów.
--> dzisiejsze absurdalnie niskie ciśnienie uwięziło mnie leniem i sennością obezwładniającą w domu i nie chciało wypuścić. Długo. Aż do 11 z hakiem;
--> na trasie okazało się, że wiatr wciąż poniewiera rowerem i mną zupłenie przy okazji;
--> a po trzecie tak po prostu nie wiedziałam czy będzie mi się chciało znów pchać na samą górę.

Bo oto za Bielawą czeka mnie kilka kilometrów dojazdu na Przełęcz Jugowską, po którym nie wiem zupełnie czego się dziś spodziewać. Czy znajdzie się na trasie ubity pas, którym da radę poruszać się na rowerze? Czy okaże się może, że przedobrzyłam i tym razem w Górach Sowich Zimy już za dużo na dwa kółka...?
Prę więc przed siebie by zaspokoić ciekawość.
Pierwsze prowadzenie czeka mnie na końcówce podjazdu na Trzy Buki. Za stromo, rower staje w miejscu i dalej ni huhu.



Za Trzema Bukami długo jest dobrze i przejezdnie. I coraz piękniej i piękniej. Ach ta Zima!!!







Przed widocznym powyżej miejscem znów kilka minut prowadzenia.

Teraz czeka mnie już tylko zjazd, prosto na Przełęcz Jugowską. Docieram na nią po 14. Późno. Ale tak STRASZNIE nie chce mi się zjeżdżać szosą przez Kamionki, do Pieszyc, i wracać tą samą drogą, którą przyjechałam. Postanawiam zaryzykować. Zjeżdżam 100 metrów asfaltem i skręcam w lewo w szeroką szutrówkę (w sezonie). Teraz okazuje się, że jest to trasa iście biegowa. Widzę ślady zarówno klasyka jak i łyżwy. Niestety nie ma mowy o jeździe. Niestety czekają mnie ponad 2 kilometry "spacerku" na Kozie Siodło. Ciężko jest z rowerem. Ale prę przed siebie goniona przez czas.



Na Kozim Siodle telefon od Kuby, który donosi, że po powrocie będzie na mnie w domu czekać obiad. JUPI!!!
Teraz zjazd żółtym do Schroniska Sowa. Większość da się jechać, ale miejscami i tu czeka mnie prowadzenie.





Spod Schroniska dojazd na Przełęcz Sokolą już tak jak zwykle ostatnio - czerwonym pieszym i strefowym zielonym.







Z Sokolej zjazd asfaltem (ku uciesze zupełnie pozbawionym lodu, ino zawalonym lekko błotem pośniegowym) do Świdnicy.
W najdziwniejszym miasteczku okolic - Walimiu - na środku szosy kura dziobie w asfalcie. Walim nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

Spostrzeżenie. Niestety w ciągu minionych dwóch dni Zima w Górach Sowich rozszalała się na tyle, że jazda rowerem w tych warunkach przestała dla mnie mieć większy sens. Bardzo mi przykro z tego powodu. Ale jeśli ma być tyle prowadzenia na trasie, a i zjazdy nieprzynoszące dzikiej (jak ta środowa) frajdy to obawiam się, żę będę musiała się z rowerowymi górami pożegnać na czas jakiś. No nic. I tak szalenie się cieszę, że odważyłam się na odwiedziny zimowe w Sowich. Nie spodziewałam się, że jazda terenowa w zimie przyniesie mi taką ilość radości i satysfakcji :-)


  • DST 70.50km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 14.59km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Podjazdy 1210m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 28 stycznia 2015 | Komentarze 15


W nosie mam, że się powtarzam. Tam po prostu jest aktualnie zbyt pięknie by z tego rezygnować.
W inne góry się nie pcham, bo nie znam ich na tyle dobrze jak Sowich, w których wiem czego się spodziewać praktycznie na każdym zakręcie. A w takich, jak aktualne, zimowych warunkach to dość istotne, jeśli chcę pozwolić sobie na popuszczenie odrobinę hamulców.

Dzisiejsza trasa prawie taka sama jak niedzielna z Radziorem. Tyle, że ostatnimi trzema dniami sypnęło trochę śniegiem.
Przez kilka kilometrów zamęcza mnie na drodze szklaneczka, mniej więcej od Jeziora Bystrzyckiego robi się lepiej, bo lodzik przykryty jest już delikatną warstewką śniegu. Z minuty na minutę coraz tego śniegu więcej :-)

Glinno.


Od niebieskiego zima już rozszalała na dobre. Te 2-3 kilometry szlaku pieszego do Przełęczy Walimskiej częściowo nieprzejezdne - za dużo świeżego śniegu. Koła się zapadają i klops, ani jechać dalej, ani ruszyć w takich warunkach. Trzeba podchodzić i szukać miejsca, z którego uda się wystartować.






Z Przełęczy Walimskiej fioletowy. Do rozdroża przy źródełku praktycznie bez większych problemów przejezdny (choć przy większej masie rowerzysty może być kłopot miejscami), ale od momentu odbicia w lewo pod górę - nic z tego! Do szczytu z buta. Na trasie dojeżdżam do chłopaków, którzy przybyli w Sudety znad Morza. Na szczyt docieramy wspólnie.


Sokół.






Na Szczycie nie zabawiam za długo. Żegnam się z chłopakami (powodzenia w dalszych podbojach!) i cisnę w dół by zdążyć na 16 do pracy. I NARESZCIE zjazdy, na które czekałam. Nie doznałam tego w zeszły poniedziałek, nie zaznałam w tę niedzielę. Dziś, na tym śniegu, w końcu jest zimowa zabawa NA CAŁEGO!!! :-D


Zjeżdzam do Schroniska Sowa, patrzę na zegarek. Zatrzymuję się ino na chwilkę, by się ciut ogrzać i dalej zielonym strefowym na Przełęcz Sokolą.


Tu, na zjeździe po tym dziewiczym śniegu, upadki nakładały się na siebie (niestety pod świeżym puchem zalegały lodowe koleiny, których pod śniegiem nie dało się dostrzec. To głównie one były przyczyną upadków). Frajdę miałam z tego przepotężną.


Z Przęłęczy Sokolej w stronę Sieprnicy i dalej śnieżnym terenem pod Włodarz.




Mając w pamięci niedzielny nieprzyjemny zjazd do Jugowic postanawiam skręcić w prawo, zjechać do Walimia i główną drogą wrócić do Świdnicy. Myślę, że to był dobry wybór.
I po zimie...