avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2015

Dystans całkowity:781.60 km (w terenie 164.00 km; 20.98%)
Czas w ruchu:45:25
Średnia prędkość:17.21 km/h
Maksymalna prędkość:60.00 km/h
Suma podjazdów:14130 m
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:52.11 km i 3h 14m
Więcej statystyk
  • DST 82.10km
  • Teren 24.00km
  • Czas 05:37
  • VAVG 14.62km/h
  • Podjazdy 1900m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 10 października 2015 | Komentarze 2

Uczestnicy


Tego dnia został nam podarowany Wehikuł Czasu...

Na początek dojeżdżamy z Toompem powolutku asfaltami do Głuszycy, gdzie czekają już na nas Młodzieniaszek i Ryjeczek.


W tym miejscu zaczyna się zabawa. Wpierw jeszcze kawałek asfaltu przez Łomnicę do Radosnej i tu niespodzianka dla chłopaków - podjazd na Granicznik na początek polną, a później leśną, bezszlakową drogą. Jak się okazuje ten i owy jechał tędy w przeciwnym kierunku, ale mu się zapomniało. Tym lepiej :)




Na Graniczniku chwila na nacieszenie oczu R. Szpiczakiem i niebieskim niebem i zjazd do zielonego strefowego. I tu klops. Łapię flaka.

(fot. Ryjek)

Ten sezon to nie tylko sezon łamania palców i zrywania więzadeł, ale - jak się okazuje - również wyjątkowo jak na mnie bogato usiane dziury w dętkach. Podczas wymiany okazuje się, że moja zapasowa również przepuszcza. Musiałam podczas łatania nie zauważyć jeszcze jednej dziurki. Z pomocą przychodzi Tomi, który użycza mi swojej dętki. Dzięki. Ufff... Można jechać dalej.
A dalej znaczy na smakowity singiel czarnego szlaku pieszego, na którym - o czym się dowiedziałam po fakcie - mijamy się z pieszym King13kula. Serwus!


Później odrobina nowości dla całej trójki. Bezszlakową szutrówką trawersujemy zbocza Suchawy, Kostrzyny i Włostowej. Okazuje się, że jest to możliwe i ostatecznie doprowadza nas do niebieskiego pieszego z Włostowej. Czeka nas kawałek ostrego zjazdu i już jesteśmy znów na szutrze - żółtym rowerowym. Miłe są na trasie takie akcenty mocniejsze. Adrenalinka od razu skacze do sufitu :)
Uśmiech proszę :D



(fot. Ryjek)


(fot. Ryjek)

Niby nie mamy w nogach wielu kilometrów, ale trasa konkretna i z radością przyjmujemy fakt lądowania pod Andrzejówką. Tam czas na relaks, pogadanki, pośmiewanki.
Po pauzie następna w kolejce Turzyna.


Uwielbiam poniższe zdjęcie!!! :


Z Turzyny pędzimy na Skalne Bramy i dalej - za zgodą wszystkich członków - czerwonym pieszym, który na początku jest dla mnie fuj - za wąsko - zawsze tak było i chyba się to nie zmieni. Młody i Tomi chyba jadą, my z Ryjkiem decydujemy się na spacer :)
Później krótki rockgarden, który udaje mi się zjechać dopiero drugi raz w życiu. Z duszą na ramieniu, ale z sukcesem. Cieszy!!!
Teraz szybki pocisk w dół, gdzie Ryjeczek zalicza małą dziewiczą glebę na przepuście, jak widać na poniższym zdjęciu nieszczególnie Go to zmartwiło :) i docieramy do szosy Grzmiąca-Rybnica.


Chwila dyskusji co dalej, bo już wiemy, że czasu na całą zaplanowaną trasę nie styknie. Decydujemy się na Rybnicki Grzbiet. Pierwszy raz podjeżdżam na górę od drugiej strony. Dość stromy i monotonny to podjazd.


W tym mijescu modyfikujemy lekko trasę i postanawiamy zrezygnować z singla trawersującego Grzbiet, a w zamian wdrapać się na górę i przejechać/przejść przez Jałowiec Mały i Jałowiec. Ta decyzja nagradza nas pięknymi widokami za szczytu.


Dalej już tylko mocno dziki i bardzo przyjemny zjazd aż do Przełęczy pod Wawrzyniakiem.


I moja próba zjazdu na Przełęcz na skuśkę, zakończona porażką. A już myślałam, że się uda. Za sucho, za sypko, za stromo. Ale nareszcie spróbowałam tego, bo korciło - od ilu? - od trzech lat? :)

(fot. Toomp)

Stąd prosto do Głuszycy, gdzie rozstajemy się z Ryjkiem i Młodziutkim. Z Toompem jedziemy do Świdnicy, zahaczając po drodze o Wodniaka. Powrót okazał się dla mnie bardzo ciężki. Forma odleciała. Dzięki Toomp, że mnie pociągnąłeś!

Dziękuję Wam Chłopaki. Było genialnie!
Czekam na więcej :)




  • DST 37.30km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 18.81km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 580m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 6 października 2015 | Komentarze 0


Nie lubię jak mi się takie zaległości tworzą.
Przez miniony czas mało jeździłam. A to pogoda syfiasta, a to przeziębienie się przyczepiło, a to się zwyczajnie nie chciało.
Wracam jednak do sportu z pełnym impetem i radością.



Jezioro Bystrzyckie widziane z innej perspektywy:





  • DST 75.40km
  • Teren 27.00km
  • Czas 04:35
  • VAVG 16.45km/h
  • VMAX 58.30km/h
  • Podjazdy 1600m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 4 października 2015 | Komentarze 5

Uczestnicy


Co tu dużo pisać? Zabawa była wyśmienita!
Pierwszy wypad w towarzystwie Piotrka.
We trójkę (Piotrek, Toomp i ja) jedziemy wokół Jeziora Bystrzyckiego, przez Michałkową na Przełęcz Walimską. Po drodze okazuje się, że w Walimiu odbywa się rajd samochodowy więc z pozostałą dwójką (Młodziutki i Kuba) spotykamy się nie na Przełęczy a dopiero na Szczycie.
Asfaltowy dojazd w góry nie do końca mi wszedł. Ciężko mi się jechało. Zresztą ostatni tydzień trochę dał mi się we znaki kolanem, które pobolewało raz na jakiś czas i jakby odrobinę się cofnęło w subiektywnym odczuciu ozdrowienia. Jednak kiedy już wjechaliśmy w góry to dostałam małych skrzydełek i jechało mi się do końca dnia wyśmienicie!!
Na zjazdach kolano trochę doskwierało. Jednak trzepanka na sztywniaku mocno się daje we znaki kolanom, natomiast na podjazdach cisza.
I muszę się pochwalić, że pierwszy raz w życiu udało mi się podjechać najbardziej dla mnie problematyczny kawałek na Kalenicę - mocną ściankę zaczynającą się tuż za Zimną Polaną. Do tej pory raz byłam bliska zwycięstwa nad nią, ale nigdy jej nie pokonałam. A dziś - SUKCES! :-D Kondycyjnie czeka mnie jeszcze trochę pracy, ale moc w nogach jest. A to cieszy bardzo!

Dzień obfitował we wszystko co tygrysy lubią najbardziej - mocne podjazdy, porządne sowiogórskie zjazdy, duuużo przerw podczas których radowaliśmy się cudowną pogodą, pogaduchy, śmiech i luz. Miało być bez spiny i było bez spiny. No. Może prócz kilku wyjątkowych sytuacji :-P

Dzięki Chłopaki!

Podążając w stronę Przełęczy Walimskiej.


Na Szczycie.




Wczoraj w którymś z serwisów informacyjnych padło zdanie "NIESTETY jutro czeka nas opad deszczu". Ręce opadają razem z tym deszczem. Bo przy tegorocznej ilości opadów bliskiej zeru takie sformułowanie odczytać umiem dwojako: albo jako zupełną ignorację i paplanie bez sensu byle paplać, albo jako (niestety muszę to napisać) dość typowo polskie narzekanie zawsze i na wszystko.
Wstęp dotyczy (nie)obecności na czerwonym szlaku pieszym, tuż za szczytem, wielkiej kałuży, która była tam zawsze. To jest pierwszy raz (dla mnie od kilku lat) kiedy to miejsce można było przejechać o suchych kołach. To tak w ramach narzekania na ewentualny deszcz...


Potem trochę trzepanki w drodze na Kozie Siodło. Na końcu zjazdu Kuba łapie flaka i czeka nas dość długa przerwa techniczna. Zmiana dętki idzie sprawnie, ale później następuje walka z ustawieniem hamulca. Dzięki pomocy Toompa udaje się doprowadzić rower do użyteczności i Kubski może kontynuować z nami jazdę :-)




Z Koziego Siodła szybko na Jugowską a z niej na Kalenicę.




Zjazd z powrotem na Jugowską uskuteczniamy przez Rymarz, na którym musimy powalczyć z małymi przeciwnościami losu...


Pominąwszy powalone drzewa i spory syf na szlaku - zjazd godny polecenia. Mam nadzieję, że niebawem zostanie to przez odpowiednie służby uprzątnięte.
Zjazd do Zygmuntówki, jadło, napitek, Słońce i pies... ;-)




Tu żegnamy się z Młodzieniaszkiem. Ahoj! My wracamy na Jugowską, chwilę czerwonym pieszym do góry, potem niebieskim rowerowym na Kozie Siodło. Stąd żółtym pieszym pod Schronisko Sowa i czerwonym pieszym na Przełęcz Sokolą.


Na Przełęczy żagnemy Kubę, który pakuje rower do auta. My we trójkę cieszymy się coraz nowszym asfaltem Przełęcz Sokola - Walim. Ostatecznie ładnym tempem wracamy do Świdnicy.




  • DST 52.60km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 19.97km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 890m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 2 października 2015 | Komentarze 4


Delikatna parafraza Marcela Prousta.
Bo nie czuję bym w wyniku przerwy rowerowej straciła czas, ale czuję całym serce, że straciłam olbrzymią ilość piękna.
Zamierzam zatem nadrabiać zaległości.
Czerpać pełnymi garściami z Jesieni, która jest absolutnie moją najulubieńszą porą roku.

Dziś wyjechałam za późno. Zebrać się nie mogłam z samego rana w wyniku czego nie zdążyłam zrealizować całego założonego planu. Dlatego w trakcie jazdy zmodyfikowałam go i pomknęłam na Michałkową, którą jeździć lubię zawsze, a jesienią szczególnie. Zwłaszcza rano.

To była dobra wycieczka, w której przede wszystkim chodziło o frajdę. Żadnego trenowania, żadnego dociskania, ścigania się ze sobą, wiatrem czy Stravowiczanami. Po prostu podziwianie Piękna...

Po drodze minęłam mnóstwo zwierzaków.
Od początku:
- za Świdnicą widzę na polu przed sobą Korka. Myślę - będzie dla Radzia. Dojeżdżam, coś mi zaczyna nie grać. Patrzę... A to mały lisek, który niestety czmychnął w chaszcze zanim zdążyłam wyjąć aparat;
- w Lubachowie osły i konie..;
- w Michałkowej mijam wygrzewające się na trawie krowy, a zaraz potem uroczą parkę - rudych piesła i korka;
- na niebieskim na Przełęcz Walimską drogę przebiegają mi trzy sarny;
- na koniec w Walimiu koszące trawę kozy.










A po drodze piękne widoki... góry i jeziora :)







  • DST 21.90km
  • Czas 00:58
  • VAVG 22.66km/h
  • VMAX 38.20km/h
  • Podjazdy 90m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 1 października 2015 | Komentarze 1


Miało byc zgoła inaczej, dłużej, przyjemniej, górzyście, sowio...
Bardzo szybko na trasie znów zaczęło mnie boleć kolano.
Kolejna trasa, znów ból, jeszcze szybciej niż wcześniej, jeszcze intensywniej.
Szybko postanawiam zawrócić do domu zamartwiając się już nie na żarty.
Czyżbym przedobrzyła i zepsuła operowanego aceela...?
Kiedy to nagle zapala się nad głową ŻARÓWA!
Siodełko!!!
Obniżyłam trochę w Rudawach i zapomniałam podnieść z powrotem...
Jako, że nie miałam przy sobie imbusów zawróciłam i zmiany wprowadziłam w domu.

Po przejechaniu trasy dnia następnego wiem, że dobrze zlokalizowałam problem.
Ufff... :-D