avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Orlickie

Dystans całkowity:435.25 km (w terenie 200.00 km; 45.95%)
Czas w ruchu:28:10
Średnia prędkość:15.45 km/h
Maksymalna prędkość:68.90 km/h
Suma podjazdów:9802 m
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:108.81 km i 7h 02m
Więcej statystyk
  • DST 115.23km
  • Teren 80.00km
  • Czas 08:40
  • VAVG 13.30km/h
  • VMAX 68.90km/h
  • Podjazdy 3220m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 29 czerwca 2014 | Komentarze 13

Uczestnicy


Pierwsza próba podjęta została dwa tygodnie temu. Przeciążeniowa kontuzja mojego kolana niestety uniemożliwiła nam realizację całego planu. A plan domagał się realizacji, śnił się po nocach i zaprzątał myśli za dnia, nie pozostawiając wyboru. Kiedy upewniłam się, że kolano nie doskwiera niezależnie od wybranego terenu jazdy, nadszedł czas powtórki.
--> Miejsce startu: Kudowa-Zdrój;
--> Godzina startu: 6:20.
--> Plan niepodlegający dyskusji: 3000 metrów w pionie z możliwie największą ilością terenu.
--> Współtowarzysz doli i niedoli: Bogdan vel Cerber.

Pierwszy cel - objazd Gór Orlickich z wjazdem na najwyższy szczyt po czeskiej stronie - Wielką Desztnę (1115 mnpm) oraz po polskiej - Orlicę (1084 mnpm). To podczas jazdy po orlickiej części trasy wpada nam największa ilość asfaltów. Omijanie ich mija się z celem. Kosztowałoby nas to za wiele czasu i za dużo kombinowania; zrobiłby się porządny przerost formy nad treścią. A podstawową treścią tego dnia ma być szalona frajda jazdy po Broumovsku i to tu czym prędzej zdążamy.

Z Kudowy docieramy do Lewina Kłodzkiego, stąd uskuteczniamy asfaltowy dojazd do Oleśnice przez Kocioł. W Oleśnicy wbijamy w teren podążając w większości niebieskim szlakiem pieszym pod Serlissky Mlyn. Dojazd pod Masarykovą Chatę i już zaraz jesteśmy na szczycie Wielkiej Desztny. Po chwili odpoczynku wracamy pod Masarykową i zaczynamy terenowy dojazd na Orlicę. W tym miejscu mijamy się z szóstką uskuteczniającą tego dnia objazd Gór Orlickich. Po pogaduchach, wymianie wrażeń rozjeżdżamy się w swoje strony. Chwila moment i lądujemy na szczycie Orlicy. I teraz piękna nowość - zjazd z Orlicy innym szlakiem niż czerwony pieszy, bardzo urokliwym szlakiem, którym ostatecznie docieramy do 8-ki. Dalej piękne łąki obok Grodczyna, by ostatecznie ok. godziny 13:00 wylądować w Karłowie.


Gdzieś na niebieskim szlaku pieszym biegnącym z Olesnice w stronę Serlisskiego Młyna.


Na szczycie Velkej Destny.


A pod szczytem orientuję się, że mój rower - obok Bogdanowego Nerwusa - prezentuje się bardzo beemiksowo ;)


Spotkanie z liczniejszą grupą (od lewej: Janek, Witek, Ryjówka, Bogdano, Ania i Kubik) okupującą tego dnia Góry Orlickie oraz Bystrzyckie.


Pod Orlicą.


Przepiękny zjazd z Orlicy (i pomyśleć, że 2 tygodnie wcześniej nie dałam się na niego namówić i wybrałam znany mi już czerwony...)


Przeprawa przez łąki Sawanny. Ciut na skuśkę, ale najważniejsze, że skutecznie.

Drugi cel - objazd Broumovska, podczas którego szczyty mają bardzo drugorzędne znaczenie. Najważniejsza jest radość z pokonywania broumovskich zjazdów, oczekiwanie na starcie się z amerikańskim uskokiem, podziwianie mijanych po drodze widoków, które nie potrafią mi się znudzić i wciąż cieszą oczy co najmniej tak samo jak za pierwszym razem.
W Karłowie nawet się nie zatrzymujemy, od razu skręcamy w stronę Szczelińca i niebieskiego szlaku. Jeszcze na dojazdowej kostce pod wejście na Szczeliniec Wielki mijani turyści piesi dziwnie komentują naszą obecność (zachciało im się na rowerach tu wjeżdżać... Hę?!). Dalej Pasterskie Łąki, Machowski, Pański Krzyż i Bożanowski Szpiczak. Tu nie może zabraknąć chwili na relaks i odciążenie pleców. Dalsza droga taka jak zwykle, czyli ze Szpiczaka kierujemy się na telewizory, które i tym razem pokonujemy bez zająknięcia (ja tym razem pierwszy raz uskok zjeżdżam środkiem, nie kombinując z okupowaniem boków). Stary asfalt prowadzi nas do Ameriki, gdzie Kvsnicakiem dodajemy sobie sił przed czekającą na podjechanie Ścianą!


Na Bożanowskim.




Mniam-mniam!!


I filmik ze zjazdu nagrany przez Anię tydzień wcześniej.


Amerikańskie przysmaki.

Uffff... Siedzimy, pijemy, zastanawiamy się komu bardziej się nie chce walczyć ze Ścianą. Oboje stwierdzamy solidarnie, że parcia brak, pokonane do tej pory podjazdy na tyle nas obciążyły, że nie chce nam się podejmować katorżniczych wysiłków by podjechać to cudo, które miejscami mocno przekracza 30%. Ale już kiedyś zauważyłam, że tak to z nami jest - głowa swoje, a serce i nogi swoje. Na podjeździe zatem żadne nie odpuszcza i ciśnie dopóki sił starczy. Siły nie wiadomo skąd były, niefart niestety tym razem nie pozwolił dokończyć zadania. Zabrakło mi dosłownie kilkunastu metrów, gdy opona poślizgnęła się na mokrym kamieniu. Klops. No i ok. Nadal jest o co walczyć :)
Na zjeździe Bogu zalicza małą glebkę, która na pierwszy rzut oka wygląda niepokojąco, ale nie skutkuje niczym prócz odrobiny śmiechu :D
Serce zaczyna coraz mocniej walić.... uSKOK-uSKOK-uSKOK... obiecałam sobie, obiecałam i Bogdanowi, że nic na siłę, że jak poczuję wątpliwości po dotarciu do uskoku - rezygnuję i nie walę w ciemno. Wątpliwości nie było a obraz podczas zjazdu był przed oczami czysty i klarowny jak niebo w górach po burzy. Sama nie do końca wierzyłam, że to już, że o to było do tej pory tyle hałasu :) Oczywiście i Bogdan pokonał najcięższy tego dnia kawałek chleba bezproblemowo, ale to był już Jego drugi raz więc nie ma o czym pisać :-P


Gdyby tylko na zdjęciu było choć w połowie widać z czym mamy do czynienia...


A tu Tomi na uskoku, który tamtego dnia zatrzymał całą naszą trójkę.

Bez dwóch zdań jest to - prócz faktu zrealizowania całej trasy - największy dla mnie powód do dumy tego dnia. Więc się chwalę, chwalę się przebrzydle! :D
Dalej mamy Suchy Dul, znów Pański Krzyż, z którego trochę inaczej niż 11 maja docieramy pod Pasterkę. Tutaj już nie ma czasu na posiadówki, niebo również nie sprzyja dłuższym postojom, zwiastując nadejście opadów. Ciśniemy zatem czym prędzej na Ostrą Górę (ze smakowitym zjazdem), Karłów i Darnków (z korzonkami, za którymi nie przepadam, gdy są mokre oraz łąkami Sawanny, które uwielbiam niezależnie od aury. A aura w tym momencie już mocno jesienna - 100%zachmurzenie i deszcz). Ostatecznie, pokonując z Darnkowa ostatni tego dnia podjazd na Imkę, dojeżdżamy z powrotem do Drogi 100 zakrętów. Garmin mówi 2988 metrów. Chyba sobie jaja robisz?! Po zrzuceniu tracka na kompa wiadomo, że będzie korekta, wiadomo, że będzie ponad 3000. Ale nie nie nie, Bogdan nie daje za wygraną i zamiast w prawo w dół, skręca w lewo pod górę. I dobrze. Wystarczy chwila i na wyświetlaczu wyskakuje magiczne 3000 metrów podjazdów. Mój wynik nr 2, po Karkonoskich 4k, ale ALE osiągnięty na ponad 2 razy krótszym dystansie, w ciężkim górskim terenie.
Bez ściemy - jest to trasa, której pokonanie napawa mnie największą dumą dotychczas! Bez dwóch zdań - wycieczka życia.


Przed Ostrą Górą.


Piękne chmury. Karłów.

Nic  tego nie miałoby sensu, gdyby nie Cerber. Bo realizowanie takich tras ma dla mnie sens jedynie w towarzystwie. A towarzsytwo tego dnia - jak zwykle - wykazało się humorem, wsparciem i oparciem. Za co olbrzymie dzięki Bogu Ci się należą po stokroć!!





  • DST 76.35km
  • Teren 50.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 14.10km/h
  • VMAX 67.40km/h
  • Podjazdy 1920m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 14 czerwca 2014 | Komentarze 4

Uczestnicy


Zeszłoweekendowa rekordowa trasa z rekordowymi przewyższeniami odbiła się nieprzychylnie na mym prawym kolanie. Środowa krótka trasa pokazała mi dobitnie, że za szybko się wyrywam z motyką na Słońce i muszę zaakceptować fakt, że potrzebuję kilka dni odpoczynku by wrócić do pełnej sprawności.
Od 11 maja z Bogdanem szykowaliśmy się na konkret trasę, której doczekać się już nie mogliśmy. Świadomość tego, że ból kolana może mnie wyłączyć z zabawy spędzał mi sen z powiek. W piątek, po namowach, zrezygnowałam z rowerowego dojazdu do Kudowy, dając mojej nodze jeszcze jeden dzień odpoczynku.

Nareszcie nadszedł sobotni poranek. Pobudka przed 5 rano, śniadanie na wpół śpiąco i z wyjątkowo niedużym poślizgiem czasowym ruszamy chwilę po 6 podbijać świat.

Pierwszy przejazd przez przykudowiane łąki rozbudza nas na dobre przemaczając w kilka sekund buty na wskroś. Każe cofnąć się do domu po oliwkę do łańcucha, zapasowe skarpety i bidon. Po naszym wejściu do mieszkania Ania nie umie powstrzymać uśmiechu. Nie ma to jak mały falstart :-)


Poranek przywitał nas piękną pogodą, czystym niebem, prysznicem stóp i nóg. Mimo przemoczonych butów bardzo podobał mi się przejazd tymi łąkami. (fot. Cerber)


Już około godziny 8:00 niebo całe zaszło ciężkimi, ciemnymi chmurami, nie pozostawiając złudzeń - nie będziemy i tego dnia cieszyć się latem i Słońcem za długo.


Na terenowym podjeździe wyłaniają się Góry Orlickie ze szczytami zanurzonymi w chmurach.


Okoliczności przyrody, mimo otaczających nas chmur i mgieł są bardzo urocze. Lubię takie mistyczne klimaty, więc dopóki nie zaczyna z tych chmur lać, cieszę się jazdą na całego.(fot. Cerber)


Mija chwila i docieramy do Serlissky`ego Mlyna, z którego pędzimy na szczyt Velkej Destny (1115 mnpm). (fot. Cerber)

Przed samym szczytem wychodzi Słońce. Radość jest wielka. Może się uda ogrzać w promieniach Słońca dłużej niż przez 5 sekund? Może nawet przemoczone skarpetki zdążą ciut przeschnąć... ? Jasne! Zanim zdążę zdjąć buty, już na szczycie zaczyna padać i zanim zjedziemy kilkaset metrów pod dach, już całkiem konkretnie lać. Chronimy się zatem w sklapiku pod szczytem. Pada co najmniej pół godziny. Po deszczu prawie od razu znów wychodzi na chwilę piękne Słońce. Bogdan wykorzystuje to na przyglądanie się swej cudnej, nowej maszynie :)


Na szczycie V.D.


Chwila na podziwianie Nerwusa.

Nie ma na co czekać, bo czas nam przelatuje między palcami a to dopiero początek planowanej trasy. Jeszcze raz szybko na szczyt V.Destny, szybki zjazd, dojazd do Masarykovej Chaty i wio w stronę Orlicy. To na podjeździe na najwyższy szczyt polskich Gór Orlickich pierwszy raz zaczyna we mnie kiełkować niepokój o kolano, ale jeszcze nie panikuję. Może wszystko jeszcze będzie ok i uda się zrealizować całą trasę....


Zjazd z V.D.


(fot. Cerber)


I znów pogoda staje się mocno kwietniowa, ale po raz kolejny nam się udaje. Bo padać zaczyna na samym szczycie Orlicy, pozwalając nam schronić się w budce i dając czas na pochłonięcie paruset kkalorii makaronowo/batonowo/bananowych :)


Pod szczytem Orlicy (1083 mnpm) - Vrchmezi (1073 mnpm)  (fot. Cerber)

Z Orlicy pyszny zjazd czerwonym pieszym, dotarcie do niezwykle uroczego punktu widokowego, dalej... nie pamiętam... ale w końcu docieramy pod Grodziec, gdzie radujemy oczy pięknymi krajobrazami i trochę po raz kolejny dostajemy po głowach deszczem (tym razem już nie było gdzie się schować)


Punkt widokowy niedaleko Orlicy.  (fot. Cerber)


Już w okolicach Grodźca.



(fot. Cerber)

W tym miejscu jasne dla nas staje się, że trasy nie uda się dokończyć. Przerwy wynikające z kapryśności pogody jeszcze dałoby się odrobić, gdyby kolano nie dawało coraz głośniej o sobie znać. Zdajemy sobie jednak oboje sprawę z tego, że takich bolesnych znaków nie należy bagatelizować. Kolano nie chciało przyjąć moich przeprosin i gdzieś od trzydziestego kilometra trasy zaczęło pobolewać, z kilometra na kilometr coraz bardziej, wymuszając coraz wolniejszą jazdę, coraz więcej postojów i modłów by tylko dać radę cało i zdrowo dotrzeć do domu. Współtowarzysz doli i niedoli wykazał się olbrzymią wyrozumiałością i empatią. Nie naciskał by kontynuować trasę, nie marudził gdy potrzebowałam stanąć i odsapnąć. Dzięki Bogu za wsparcie! Przede wszystkim emocjonalnie ciężko się samemu radzi z tym, że nie działa jak należy to co działać powinno bez zastrzeżeń. Bo ból fizyczny wcale nie był wielki. Ale mocno niepokojący.  Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ciało odmawia mi posłuszeństwa.

Spod Grodźca zatem kierujemy się na Sawanne Afrykańską (MIÓD!!!) i dalej na Lisią Przełęcz i do Karłowa (dobrze piszę?)


Na Sawannie.


(fot. Cerber)


(fot. Cerber)

W Karłowie przerwa na uzupełnienie mikroelemetów i spałaszowanie kolejnej porcji makaronu. Niebieski wokół Szczelińca Małego, skręt na łąki, dojazd do asfaltu i nim zjazd do Imki, krótki podjazd asfaltem, by choć na koniec dnia jeszcze zarzucić sobie z odrobiny porządnego terenu, czyli zjazd czerwonym pieszym do Kudowy - i tym razem smakował wybornie ;)


Pożegnanie z trasą z czerwonego szlaku.

Jeszcze raz podziękowania dla Towarzysza, Przewodnika i Kompana!
Przeolbrzymie dzięki dla Ani za "torturowanie" mnie prądami na każdym kroku. Jak się zaraz okazało bardzo to były skuteczne tortury. Przy okazji również niezwykle przyjemne :D


  • DST 141.88km
  • Teren 30.00km
  • Czas 07:45
  • VAVG 18.31km/h
  • VMAX 58.60km/h
  • Podjazdy 2600m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 29 marca 2014 | Komentarze 10

Uczestnicy


Kolejny wypad z ekipą.
Co jest cudownego w tych spotkaniach - zawsze znajdzie się ktoś kto rzuci hasło wypadu, zaraz znajduje się osoba chętna by oprowadzać resztę, większość z uśmiechami na ustach dołącza i podąża - czasem w ciemno - za przewodnikiem "stada". Tym razem wodzem był Bogdan. Postanowił sprezentować nam wycieczkę po Pogórzu Orlickim.
Na miejsce spotkania, czyli do Kudowy, docieram na rowerze. Wybieram przejazd przez przejście graniczne na Przełęczy pod Czarnochem, Broumov, Police n. Metuji i Hronov. Na samej końcówce się trochę gubię i przypadkiem zjeżdżam aż do Nachodu.






Klasztor Benedyktynów w Broumovie:


U Cerbera i Ani czeka już na mnie pyszna kawa oraz Toomp z Arturem :) Chwila na wytchnienie i przegryzkę i zaraz docierają do nas z Kłodzka: Ania, Ryjek i Bogdano. Przed ustalonym czasem ruszamy w tany!

W drodze do Jiraskovej Chaty:








W Jiraskovej czas na zasłużony wypoczynek w dymie przy pysznym Primatorze.




Kolejny punkt wycieczki to Peklo, do którego podążamy fantastycznym czerwonym szlakiem pieszym.




(podwędzone Ryjkowi:)


Z Pekla cisnęliśmy do Novego Hradka. Nie obyło się bez ostrych podjazdów. Przewodnik postarał się byśmy wrócili do domów mocno zmęczeni :)




Niedaleko Olesnicy rozłączamy się na chwilę z trójką współtowarzyszy, którzy krótszą drogą pomykają schłodzić nam piwka. Piątka ślepo podąża za Przewodnikiem, który ma dla nas przed obiadem kilka niespodzianek podjazdowych, a na końcu cudowny łąkowy zjazd.






Po obiedzie czeka nas kolejna górka, która kończy się w Borovej gdzie niestety musimy pożegnać się z Kłodzką częścią ekipy, pędzącą do Kudowy na pociąg. W piątkę kontynuujemy zabawę z rowerami i kosztujemy czadowy przejazd nad piekielnym urwiskiem:)










Od wspaniałych Kudowian dostaję propozycję noclegu. Nie mam innej opcji - muszę (i chcę) przyjąć zaproszenie :D
Dzień kończy się pogaduchami i piwnym wypoczynkiem w sielankowej atmosferze.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za wspaniałą gościnę!!

Całej ekipie wielkie dzięki za genialną atmosferę, śmiechy i snute plany na najbliższą rowerową przyszłość!

Druga część mapki będzie kiedy podwędzę orlicką cześć Bogdanowi. Na razie tylko dojazd.



  • DST 101.79km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:20
  • VAVG 16.07km/h
  • VMAX 68.20km/h
  • Podjazdy 2062m
  • Sprzęt ZaSkarb

Sobota, 10 sierpnia 2013 | Komentarze 11

Uczestnicy


Kochany Ryjek po raz kolejny ustalił na weekend trasę po swoich górach.
Dla mnie wycieczka inna od pozostałych, może to przez jesień, która powoli zaczyna się rozpanaszać w moim ciele..? Wspólnie z Ryjkiem oddawaliśmy się wczoraj, częściej niż nam się to zdarza w letnich okolicznościach, zadumie.
Bardzo to interesujące doświadczenie :)
Dzięki Wam wielkie za ten wspaniały dzień i za to, że nie odstraszyła Was licha dość pogoda.
Jak zwykle - nic tylko konie kraść :D

Spotkanie w Kłodzku i razem z Ryjkiem, Młodym, Ra i Toompem ruszamy do Zieleńca gdzie czekać na nas będą Bogdan i Tomek.


Po drodze wiele razy był czas na rozodzianie, przyodzianie i tak w kółko...


Na rozjeździe, w oczekiwaniu na wskazówki Przewodnika:


Na podjeździe pod Orlicę:




Zupełnie niecodzienny widok zamyślonego Mariuszka:)


Przed szczytem Orlicy nie tylko Toomp raduje oblicze bezproblemowym podjazdem w swoim wykonaniu:






Ze szczytu Orlicy:


I jazda w dół, cudna jazda!


W oczekiwaniu na ekipę pieszą:


Trochę słonecznych radości pod Velką Destną:


Na szczycie:


I na dobre zakończenie Przewodnik - jeszcze raz wielkie dzięki!!