avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:997.04 km (w terenie 164.50 km; 16.50%)
Czas w ruchu:53:37
Średnia prędkość:18.60 km/h
Maksymalna prędkość:73.30 km/h
Suma podjazdów:4044 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:62.32 km i 3h 21m
Więcej statystyk
  • DST 37.54km
  • Czas 01:38
  • VAVG 22.98km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Niedziela, 30 czerwca 2013 | Komentarze 1


Jak już wsiadłam na rower w celu dojechania do Mamy na obiad, tak mnie jakoś poniosło ciut bokiem wokół Jeziora Bystrzyckiego.
Zimno dziś i wietrznie.

  • DST 133.87km
  • Teren 30.00km
  • Czas 06:41
  • VAVG 20.03km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Podjazdy 1922m
  • Sprzęt ZaSkarb

Sobota, 29 czerwca 2013 | Komentarze 8

Uczestnicy


Zgadywaliśmy się z kłodzką ekipą już chyba od wieków i zgadać się nie mogliśmy. Oni swoje, ja swoje i jakoś wciąż nam było nie po drodze do siebie. A mi tęskno, bo to ekipa jakich ze świecą szukać. Uradowałam się zatem nieziemsko, że ból kolana odszedł w zapomnienie i mogłam zrealizować z nimi część ich sobotniej trasy. Do standardowej kłodzkiej trójcy dołączył Cerber-wymiatacz zjazdowy! :)
Cóż mogę rzec - z Wami nie da się źle bawić, choć mogłam się wydawać ciut markotna - wybaczcie, to chyba wina porannej niespodziewanej pobudki o 5 :D

Stokrotne dzięki za super wypad!!!

Spotkanie w Głuszycy/Łomnicy, wypoczynek w oczekiwaniu na Cerbera, opalanie i takie tam poranne rozmowy o życiu:




Po kilku chwilach dołącza do nas Cerber i razem ruszamy podbić Góry Suche, omijając szerokim łukiem Andrzejówkę, ze względu na małą obsuwę czasową:


Zjazd do Sokołowska, Mieroszów, ciut czeskich ostępów leśnych... wyjazd w Uniemyślu i wjazd w Góry Krucze:














Z Gór Kruczych wyjazd wprost do Lubawki, gdzie nadszedł czas na konkretny popas i pożegnanie :( Foty z krową i u mnie nie może zabraknąć:


Po drodze szybki rzut oka na Karkonosze i kolejne krowy:




Rozstanie nastąpiło chwilę po 17:00. Do domu ok. 50 km, na 20:00 jestem zaproszona na imprezę. Ostro przycisnęłam i udało mi się chwilę po 19:00 być w domu. Nie po babsku po 30 minutach byłam gotowa do wyjścia, świeża i pachnąca. Nie poznaję siebie :P

Wielkie dzięki dla Ryjówki za fotki numer 1,3,4,5,8,11, które bezwstydnie zakosiłam :*

  • DST 66.54km
  • Teren 6.00km
  • Czas 03:27
  • VAVG 19.29km/h
  • VMAX 66.50km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Piątek, 28 czerwca 2013 | Komentarze 1

Kategoria Góry Sowie


Rzeczywiście niebawem "wdeptana" zostanie ta Sowa przeze mnie:)

Już podczas podjazdu szosą na Przełęcz Sokolą zaczęłam czuć lewe kolano. Jednak na szczyt wjechałam z samej Świdnicy bez przerwy. Na górze czekały na mnie same złe wieści - miliardy mikromuszek pożerających mnie żywcem, zimno pieruńskie, że usiedzieć nie mogłam i do tego mocno już doskwierający ból kolana.
W związku z tym mina mi zrzedła i wróciłam prawie tę samą trasą co przyjechałam (jedyna modyfikacja to zjazd ulubionym czerwonym pieszym, którym następnym razem postanowiłam spróbować również podjechać).

Obawiałam się, że kolano może mnie wykluczyć z zaplanowanego na następny dzień spotkania z kłodzczanami i kudowianinem, okazało się na szczęście, że ból piątkowy był ino chwilową niedyspozycją.


Jej, będę musiała niebawem przysiąść i pouzupełniać mapki :/

  • DST 46.12km
  • Czas 01:52
  • VAVG 24.71km/h
  • VMAX 61.00km/h
  • Podjazdy 582m
  • Sprzęt ZaSkarb

Czwartek, 27 czerwca 2013 | Komentarze 1


Po tych kilku dniach przerwy chorobowo-pogodowej cudnie się jechało. Bardzo wypoczęłam.


  • DST 64.02km
  • Teren 11.50km
  • Czas 03:28
  • VAVG 18.47km/h
  • VMAX 73.30km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Czwartek, 20 czerwca 2013 | Komentarze 4

Kategoria Góry Sowie


To miał być sprawdzian wytrzymałości na nielekki upał. Wyjechałam w najgorszym momencie, bo w okolicach godziny 10. Wróciłam ok. 14. Temperatura w tym dniu dochodziła do 34st C. Była rzeczywiście parówa pierwszorzędna!
Ale co tam. Ulewy przeżywam to i upał muszę się nauczyć tolerować.
Z Jeziora skierowałam się na Michałkową i Glinno. Stamtąd niebieskim pieszym dojechałam terenem na Przełęcz Walimską i stamtąd na szczyt W. Sowy. Nie było lekko, było ciężko, bardzo ciężko, ale do zniesienia.
Lód i piwko na szczycie w cieniu smakowały obłędnie!
W domu musiałam być o 14:00 więc nieszczególnie długo rozkoszowałam się tą chwilą.
Zjazd ukochanym czerwonym pieszym do Sowy, Orła i na Przełęcz Sokolą.
I prawie 30-kilometrowy zjazd do domu :) który miał być kojący, a nie był. Na początku osiągnęłam piękną prędkość ponad 70 km/h - pycha!
Później spora szybkość zjazdu nie przynosiła żadnej ulgi przed upałem. Co i rusz oblewałam kark i twarz wodą z bidonu. I to na niewiele się zdało, bo woda w kilka sekund zaczynała mi wrzeć na skórze :P

W piątek jeszcze czułam się dobrze, wieczorem wyskoczyliśmy ze znajomymi do Kostrzy na kamieniołom, gdzie raczyłam się kąpielą w cudnie chłodnej wodzie.
W sobotę dopadło mnie COŚ i położyło do łóżka aż do poniedziałku.
U lekarza oczywiście nie byłam, ale wydaje mi się, że moje weekendowe samopoczucie może mieć coś wspólnego z czwartkową przejażdżką. Ja generalnie się nie pocę, a przynajmniej pocę w szalenie ograniczonej ilości. Może to to, może nie, nieważne. Jak doszłam do siebie na tyle by móc wyjść na rower, zaczęło lać. I leje do teraz. Może wieczorem karnę się by sprawdzić czy nie zapomniałam jak się to robi :)

Co za powieść...



  • DST 55.90km
  • Teren 18.00km
  • Czas 03:48
  • VAVG 14.71km/h
  • VMAX 53.70km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Wtorek, 18 czerwca 2013 | Komentarze 2

Kategoria Masyw Ślęży


Nigdy jeszcze po Wzgórzach Kiełczyńskich nie jeździłam. Jedni odradzali, inni zafascynowani zachęcali całym sercem do przejazdu. Postanowiłam skosztować.
Na końcu Krzczonowa skręt w lewo w polną ubitą drogę, która doprowadziła mnie do szlaku żółtego, którym to miałam w planach pokonać Wzgórza. I tak też uczyniłam. Trasa przyzwoita aż do przed szczytem Szczytnej (466mnpm), z roweru musiałam zejść ze 3 razy, ale ino na chwil kilka. Za to na szczyt absolutnie nie udało mi się podjechać, już nie wspominając o zjeździe (zejściu), które przyprawiło mnie o zawrót głowy. Ulewy sprzed jakiś 2 tygodni zasiały spustoszenie na części szlaku Szczytna-Kiełczyn. Zdecydowaną większość tej trasy rower musiałam powoli sprowadzać, broniąc się przed atakami drzew, kamieni, owadów i smoków. Pod koniec piekła przejście uniemożliwiła mi zdechła sarna leżąca w wąwoziku, którym szedł szlak. Jakimś cudem wdrapałam się na górę i obeszłam ją bokiem. Widok strasznie zasmucający.

W planach miałam dojazd na Przełęcz Tąpadła z Jędrzejowic dalej żółtym szlakiem, ale zniechęciła mnie wcześniejsza przeprawa skutecznie. W związku z tym pozostał asfalt. Na Ślężę tym razem nie udało mi się podjechać bez pomocy podłoża stykającego się z podeszwami stóp. Zwalam to na upał:) Na Ślęży dłuuugi wypoczynek, 2 piwka, długa rozmowa z uczniem liceum ze Śląska. Miło było.
Dalej Radunia - bezproblemowo.

W Jagodniku (5,5 km przed domem) dopadła mnie ulewa, którą widziałam na niebie już od jakiegoś czasu. Opad trwał nie dłużej jak 10 minut i przemoczył mnie do suchej nitki. I choć w planach miałam jeszcze jazdę to odpuściłam ją zaniepokojona stanem mojego sprzętu elektronicznego, który nie był zabezpieczony przed takimi opadami w mojej nadupnej torebce.

Koniec opowieści. Upał tego dnia był męczący mocno (okolice 30st C).

Początek żółtego szlaku, na końcu Wzg. Kiełczyńskie:


Wiatrak w Gogołowie, a w tle Ślęża:


Uroczy początek szlaku w lesie (w czasie cykania foty pożarły mnie jakieś 2000 komarów):


Widok na Świdnicę ze Wzgórz:


Na szczycie najwyższego wzniesienia Wzgórz:


Tak oto wygląda początek "zjazdu" ze Szczytnej:


Potem jest niby lepiej, ale tony przeszkód na szlaku, które ciężko objeżdżać ze względu na gęstwinę drzew i ich gałęzi:




Z tego mnie zlało za chwil kilka:


  • DST 55.15km
  • Teren 18.00km
  • Czas 03:07
  • VAVG 17.70km/h
  • VMAX 54.20km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Niedziela, 16 czerwca 2013 | Komentarze 2

Kategoria Góry Suche


Po poimprezowym śniadaniu trochę się jeszcze pokręciłam po domostwie i w końcu zebrałam na wyjazd. Wybrany przeze mnie szlak żółty pieszy, prowadzący przez Grzmiącą asfaltem, na końcu wioski, po nielekkim podjeździe, wchodzący w teren, okrążający Jeleniec Mały (770mnpm) i dochodzący do Rogowca (870mnpm) to katorga jakich mało. Gospodarz niestety mnie nie uprzedził, że ten szlak nie nadaje się dla rowerzystów, zwłaszcza nieszczególnie wprawionych w terenowych bojach. Niecałe 1,5 km jazdy w terenie tymże żółtym szlakiem ciągnęło się w nieskończoność i wymęczyło mnie bardziej od całej reszty trasy. Od Rogowca już standard - Turzyna - Andrzejówka - Waligóra - Andrzejówka - Waligóra :) - i zjazd niebieskim rowerowym a potem czerwono-żółtym do Radosnej i Łomnicy. Potem na obiad znów podjazd do Grzmiącej i powrót na złamanie karku do Świdnicy.

Na szczycie Turzyny:


Na stokach Waligóry ruiny schroniska:




  • DST 41.27km
  • Czas 02:23
  • VAVG 17.32km/h
  • VMAX 55.00km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Sobota, 15 czerwca 2013 | Komentarze 3


Wywołana do tablicy przez Piotera i Morsowego niechętnie się stawiam przy niej. A dlaczego niechętnie? Bo szalenie dobrze mi robi brak internetu. Zatapiam się ostatnio na potęgę w lekturach, czego mi brakowało okrutnie w czasie gdy albo rower, albo praca, albo net i tak w kółko do znudzenia...
Takie chwile wytchnienia to miód na moje serce i duszę.

Ale skoro obiecałam to nie będę się zbyt długo migać i dodam tych kilka wycieczek, które miałam przyjemność zrobić.

Pierwsze to właśnie dojazd do Grzmiącej na imprezę do znajomych mojej Mamy. Dostaliśmy rodzinne (czyli ja z Maużem i trzech moich braci z partnerkami + Mama oczywiście) zaproszenie na ognicho z noclegiem. Propozycja dojazdu na rowerach wyszła od mojego Męża, o niebiosa!!!

I najważniejsze spostrzeżenie - dopóki nie zmieni roweru, albo choć ustawień/niektórych części (siodło, kierownic) to nigdzie razem nie pojedziemy więcej. Dla niego to była katorga, dla mnie to była katorga...
Ale po dojechaniu do Grzmiącej wyłożyliśmy się radośnie na łące, pochłanialiśmy zabarne z domu truskawki, popijaliśmy coś-tam, czytaliśmy, uśmiechaliśmy się do szalonego kundla. Było fajnie:)
A potem wieczorne ognisko!





  • DST 83.96km
  • Teren 33.00km
  • Czas 05:50
  • VAVG 14.39km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Czwartek, 13 czerwca 2013 | Komentarze 10

Kategoria Masyw Ślęży


Zbieram się do opisu i zbieram i wiem, że nic dobrego z tego nie wyniknie, bo i tak za nic w świecie nie uda mi się odtworzyć tej trasy. Mam nadzieję, że Toomp niedługo się zbierze w sobie i napisze parę słów o tej wycieczce (a najlepiej gdybyś wrzucił mapkę:)).
Ja od siebie napiszę, że było genialnie!
Nie byli w stanie zepsuć nam humoru leśnicy zawracający nas ze szlaku ("Ścinka drzew, przejazdu brak!", naklęliśmy się na nich i znaleźliśmy inną drogę na... nie pamiętam:), ani komary i pokrzywy atakujące ze wszech stron (obwody w opuchniętych nogach podskoczyły mi o kilka centymetrów:), ani flak złapany przez Toompa (z którym w trymiga się uwinął), ani nawet hordy dzieciaków na szlaku (szkołom już się chyba nie chce uczyć więc okupują Ślężę ile wlezie).
Kolejny sukces ostatnich dni - pierwszy raz w życiu udało mi się podjechać na Ślężę żółtym szlakiem pieszym od strony Przeł. Tąpadła, bez zatrzymania, bez żadnej podpórki (nie zaczęliśmy na samej przełęczy, gdyż na Polanę z Dębem dojechaliśmy Traktem Bolka, ale najgorszy odcinek (ten kamienisty) zaczyna się właśnie tam i to właśnie tam zawsze zaliczałam porażkę). I udało się!!! Po drodze zgarnęłam owację od dzieciaków i ich opiekunki, a przed samym szczytem zostałam nazwana przez innych, schodzących turystów "jak Mają Włoszczowską" :P).
Dwa razy pokonałam wspomniany niedawno zjazd niebieski z Raduni i teraz już nie pamiętam czego ja się w nim obawiałam wcześniej :D
Niestety nie pojechałam już z Raduni z Toompem Wzgórzami Oleszeńskimi. Strasznie chciało mi się do męża więc wróciłam na Tąpadła i poleciałam na złamanie karku do domu.
Wycieczka była przecudna.
Wielkie dzięki Toomp.

Trasę rozpoczęliśmy z Przełęczy pod Wieżycą; przejechaliśmy kawałek żółtym szlakiem wokół Rozdnicy i z powrotem na Przełęcz, a z niej ... (i tu by się Toomp przydał:)




Rzut okiem na Zalew w Mietkowie ze szczytu Ślęży:






Ślęża widziana ze zjazdu z Raduni:



I na dobre zakończenie tego pasjonującego :P wpisu - uwielbiam wzrok ludzi gdy po powrocie z terenu pakuję się w takim stanie po zakupy do Biedronki:


  • DST 81.86km
  • Teren 21.00km
  • Czas 04:53
  • VAVG 16.76km/h
  • VMAX 50.10km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Środa, 12 czerwca 2013 | Komentarze 3

Kategoria Góry Suche


Po prostu uwielbiam klimaty Gór Suchych. Cicho, pusto (nie licząc szkód wyrządzonych na szlakach przez leśników).
Wyjazd z rana, wyjątkowo z plecakiem (bardzo nie lubię jeździć z czymś na plecach). Zamarzyła mi się jednak dłuższa przerwa pod Andrzejówką, nad piwkiem, nad książką. Jak zamarzyłam tak zrobiłam. Wcześniej jednak pokonując trochę "przeszkód" w drodze do Schroniska.
Chwalę się - pierwszy raz w życiu udało mi się podjechać bez zatrzymania i bez podpórki kamienistą drogą na szlaku zielonym TdG prowadzącym od szosy Grzmiąca-Rybnica do zamku Rogowiec. Lekko nie było, wypompowało mnie to mocno, ale kolejny sukces jest!
Po odpoczynku skierowałam się na Waligórę a później Szpiczaka. Podjazd (częściowo podejście) od strony czeskiej, żółtym pieszym. Fatalna nawierzchnia uniemożliwiła mi pokonanie tego podjazdu w całości na rowerze.
Trudno. I tak było warto. Widoczki zaparły mi dech w piersi na ładnych kilka minut :)

Pod Skalnymi Bramami rzut oka na płonące Góry Sowie:


Andrzejówka widziana z początku drogi w stronę Waligóry:


Tam się pojawię za chwil kilka (Szpiczak):


A już z wieży na Szpiczaku widoczki:










Stąd przyjechałam (tu już dało się jechać):


Wieża naszczycie: