avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Masyw Śnieżnika

Dystans całkowity:380.70 km (w terenie 161.00 km; 42.29%)
Czas w ruchu:25:03
Średnia prędkość:15.20 km/h
Maksymalna prędkość:72.30 km/h
Suma podjazdów:7892 m
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:76.14 km i 5h 00m
Więcej statystyk
  • DST 55.60km
  • Teren 18.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 12.36km/h
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Terenowy Reign

Niedziela, 13 września 2015 | Komentarze 6

Uczestnicy


Bywają takie dni, w których podejmuje się same złe decyzje.
Złe... Nieprzemyślane... Głupie zwyczajnie.
13 września 2015 był dla mnie właśnie jednym z takich dni.
Wszystko miało być pięknie a ostatecznie wyszło na opak.

W punktach wymienię co zrobiłam źle:

1) Nie przewidziałam, że wycieczka piesza po Górach Stołowych z 12 września zniszczy połowicznie moje nogi i mojego ducha walki. Było wspaniale, ale nie w momencie, gdy na drugi dzień w planie jest jazda po Masywie Śnieżnika, a nogi wciąż nie współpracują ze mną tak jakbym sobie tego życzyła. Poza tym zauważyłam istotną kwestię - wciąż podświadomie mocno odciążam operowaną nogę. Poczułam to w niedzielę rano, kiedy po przebudzeniu czworogłowy zdrowej nogi bolał mnie tak mocno, jakbym dzień wcześniej przebiegła maraton bez przygotowania. Prawa nie bolała prawie w ogóle. Muszę nad tym bardzo mocno pracować - starać się obciążać nogi symetrycznie.






2) Dojazd na miejsce spotkania i rozpoczęcia właściwej trasy (do Międzygórza) postanawiam uskutecznić na rowerze, na Reignie. GŁUPIA!!! Przez to czeka mnie prawie 40 km jazdy pod dość paskudny wiatr, na blisko 15kilowym fullu, z terenowymi oponami 2,4 cala; w towarzystwie osób, które mają kondycję, o której ja aktualnie mogę jedynie pomarzyć i którzy mimo usilnych starań by mnie nie obciążać zbyt dużym tempem i tak to nieświadomie robią... Czy ja w ten weekend przypadkowo pozostawiłam rozum w Śwdnicy?!?! Czy muszę być tak uparta, żeby nie słuchać rad innych sugerujących bym sobie dała spokój i zabrała się na miejsce autem, z Kubą??? Głupsza od swojego kota!


3) Bezsensownie zgrywamy się czasowo z ekipą docierającą z Wrocławia. Co mocno opóźnia nasz dojazd do Międzygórza (z Kłodzka wyjeżdżamy dopiero o 10:00) i powoduje, że czujemy nad sobą wciąż bicz czasowy. A dlaczego to bez sensu? Bo ostatecznie nawet nie miałam okazji poznać imion niektórych z chłopaków. Bo przejechaliśmy wspólnie ino kilka kilometrów dojazdu do Międzygórza i tyle ich widziałam. Jest nauczka na przyszłość - nie umawiać się na siłę, kiedy i tak wiadomo, że się wspólnie później nie będzie jeździć.

4) Pędzę za grupą nie słuchając siebie i nie robiąc odpoczynków, które może uratowałyby mi skórę. Przynajmniej odrobinę. Ale nieeee..... Ja nie dogonię?! Jasne, że nie dogoniłam. Nie stać mnie na to. Ale cisnęłam również w terenie ciut ponad miarę i pod Schroniskiem zwyczajnie miałam już dość. W miejscu, w którym powinna się dopiero zacząć właściwa część wycieczki.


5) Pod Schroniskiem długie debatowanie co kto z kim gdzie... Grupka się coraz bardziej kurczy, wszystko organizacyjnie kuleje, ja kuleję humorzaście i motywacyjnie. Nic mi się nie chce. Na szczyt się nie chce, na Mały Śnieżnik się nie chce, w dół się nie chce, a pod Schroniskiem za zimno by się chciało. Ostatecznie przekonuje mnie Kuba twierdząc, że po to tu przyjechał by wtaszczyć rower na szczyt Śnieżnika a następnie z niego zjechać. Racja. Coś muszę ze sobą zrobić. Rozstajemy się z kolejnymi współtowarzyszami podróży (Bogdano i Młody) i ciśniemy na szczyt, po drodze radując się chwilą spędzoną z Ryjkiem i jego rodziną :)




6) Jedyne co się w miarę udało to zjazd ze Śnieżnika. Co prawda pomyliłam po drodze trasę i musiałam się wracać, a także skonfrontowałam się z przekonaniem, że Kubi jadący przede mną zmielił wózek (całe szczęście udało się szybko doprowadzić go do jako takiego porządku). Poza tym na tym zjeździe, który do zupełnie trywialnych nie należy ja skonfrontowałam się ze swoimi potencjalnymi lękami. Są. Ale malutkie. To lęki wynikające z odrobiny rozsądku, który posiadam, a który mówi mi - bastuj czasem odrobinę, bo nie na wszystko możesz sobie jeszcze pozwolić. A może nigdy nie będę mogła...? Pogodziłam się już z myślą, że potrzeba czasu by nogę doprowadzić do pełnej sprawności. Pogodziłam się również z myślą, że istnieje ryzyko, że się tego nigdy nie uda osiągnąć. Z czym wciąż nie mogę się pogodzić to to na co wpływ mam, ale głupia głowa szwankuje - czyli to, że kondycyjnie grzeję tyły. Siada mi to na ambicję, choć walczę by tak nie było. Znów - głupia ja!




Po zjeździe do Schroniska żegnamy się z ostałą się piątką śmiałków atakujących dalszą trasę. Ja, Kubi i Radzio (którego dupsko też chyba się za wielkie zrobiło, bo na końcówce zjazdu przyłapał węża) pakujemy się na czerwony pieszy i nim zjeżdżamy do samochodu. Na tym zjeździe włącza mi się gigantyczna blokada. Jadę, trochę sprowadzam. Frustracja we mnie narasta. Cieszę się, że ten dzień się powoli kończy. Bo choć radość miałam wielką ze spotkania z tak dużą grupą znajomych to przeceniłam siebie bardzo. I to jest przyczyna, dla której nie byłam w stanie wycisnąć z tego dnia wszystkiego co najlepsze i cieszyć się wszystkim wokoło.

Dzięki wszystkim za towarzystwo.
Młody, Toomp - wielkie dzięki za pociąg w drodze z Kłodzka do Międzygórza, za to, że nie pozostawiliście mnie z tyłu na pożarcie wilkom.
Doprowadzę się do porządku i obiecuję, że kiedyś znów będę się nadawać do wypadów w dużym gronie :-P

Mapkę mi pocięło, bo tu też coś zawaliłam. A co? Jak coś spieprzyć to tylko porządnie :)



  • DST 78.59km
  • Teren 60.00km
  • Czas 05:21
  • VAVG 14.69km/h
  • VMAX 72.30km/h
  • Podjazdy 2300m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 21 czerwca 2014 | Komentarze 7

Uczestnicy


Na koniec czwartkowego szału po Rychlebskich Ścieżkach umawiamy się na sobotę. Ostateczne szlify trasy należą do Bogdana, który spisuje się - jak zwykle - wyśmienicie w roli Planisty :) Grupa Śnieżnikowa wspaniała, choć skromna, bo w ilości osób czterech. Ankaja rozsądnie rezygnuje z wypadu w celu dopieszczenia kolana po czwartkowej glebie. Sama będąc świeżo po kolanowych kłopotach przyklaskuję Jej decyzji.
Miejsce spotkania: Międzygórze, godzina 10:00.
Zbychu dociera na miejsce z nowym nabytkiem: pięknym, czarnym Nerwusem, rozmiar M, dla odmiany od Cerberowego cuda :D Teraz tylko czekam aż Ania zakupi 27,5" Canyona i wtedy już zupełnie się nie będę umiała połapać w tych Waszych rowerach:)
Startujemy, pogoda nie zapowiada lata, mimo że mamy właśnie najdłuższy dzień roku. Krótki dojazd asfaltem, wbicie w teren i spokojna wspinaczka w stronę Schroniska pod Śnieżnikiem. Przy samym Schronisku wjeżdżamy w chmury i już zupełnie zapominam jaką porę roku aktualnie mamy na stanie. Krótka przerwa w schronisku i zaczynamy podjazd/podejście. Ależ wyśmienicie mi się podjeżdżało cały kawałek przez las. Raz musiałam zmienić ścieżkę na korzenną, bo przejazd po kamieniach okazał się być niemożliwy. Poza tym - zero problemów. I jak pięknie przyglądało się i słuchało chłopaków w kółko roztkliwiających się nad swoimi Nerwami i nad tym jak wspaniale sobie radzą na tym nietrywialnym technicznie podjeździe. A radziły sobie rzeczywiście świetnie. Ale co tam rowery, gdy dosiadają ich tak wytrawni Jeźdźcy :-) Po odcinku leśnym następuje część prowadzona, którą wykorzystujemy na podziwanie widoków (któż by pomyślał, że przy takiej pogodzie dane nam zostaną takie krajobrazy?!). Ostatnia część też już jest spokojnie do podjechania.


Nerwusy dwa. (fot. Anamaj)


W drodze na szczyt Śnieżnika.


Pod schroniskiem śnieżnickim. (fot. Cerber)


Ania na dojeździe pod schronisko.


Dopóki da się jechać to jedziemy. Każdego pokonuje miejsce, gdzie stanął Bogdan. Potem już piechotka... (fot. Zibi)


Bogu walczy do upadłego.




Na szczycie zimno potwornie. GDZIE TO LATO???!!! Ile tam było? 5, 7 stopni? Nie powstrzymuje nas to jednak przed odciążeniem plecaków :) (fot. Zibi)


Jest się czym radować. Są piękne widoki. Jest fanatstyczne towarzystwo. Śnieżnik zdobyty. (fot. Anamaj)


(fot. Cerber)


(fot. Cerber)


Jak się podjechało/podeszło to musi nastąpić przepiękny zjazd. Mniami! Najlepiej smakuje mi ta część, która była podjeżdżalna czyli kawałek korzenny. Niebo się nawet na chwilę przeciera i przepuszcza trochę Słońca. (fot. Cerber)

Zjeżdżamy niskoooo po to by czym prędzej rozpocząć drugi tego dnia podjazd - podjazd na Kralicki Śnieżnik i jego cudowny trawers. Na górze niestety bardzo nieprzyjemnie wieje ujmując tym ciut piękna tej trasie.


Ania na trawersie Kralickiego Śnieżnika.


I pięknie się prezentujący sam szlak.


Na trasie (fot. Anamaj)

Później super-szybki zjazd do Dolni Morawy, gdzie pałaszujemy niewielki (całe szczęście!) obiad i uzupełniamy elektrolity w organizmie. Od razu po obiedzie czeka nas ostry, dwukilometrowy podjazd asfaltowy. Bogdan ostrzega, że będzie ciężko. Czy ktoś się domyślał, że aż tak?
Później już ma być lżej, czyli jakieś małe hopki i dotarcie do wozów. No pewnie... Ni stad ni zowąd Bogu wyprowadza nas znów na wysokość ponad 1000 mnpm. Niezła mi hopka. Dziękuję bardzo. Ale dzięki tej niespodzince okazuje się, że pierwotny plan wycieczki (ponad 2300 metrów w pionie) zostanie zrealizowany. Czyli o to Ci chodziło, Bogdanie, prawda? :D
Dalej już rzeczywiście jest właściwie sam zjazd, a na samym końcu ostry asfalt, na którym udaje mi się rozpędzić do całkiem przyzwoitej prędkości ponad 70 km/h.

Już w Dolni Moravie mało prawdopodobnym wydaje się to, że uda mi się zdążyć na ostatni powrotny szynobus. Po bonusowej hopce nadzieja umiera ostatecznie. Z pomocą nadchodzą - nie po raz pierwszy - Kudowiania, u których będę musiała wykupić już chyba jakiś karnet. Dziękuję!!

Dzięki całej ekipie za super towarzystwo mimo nieszczególnie przychylnej pogody tego dnia.


  • DST 126.12km
  • Teren 38.00km
  • Czas 07:07
  • VAVG 17.72km/h
  • VMAX 60.50km/h
  • Podjazdy 2052m
  • Sprzęt ZaSkarb

Niedziela, 14 lipca 2013 | Komentarze 10

Uczestnicy


... plus ekipa dopasowana do siebie chyba pod każdym względem oraz piękne tereny jazdy i przepis na idealną wycieczkę gotowy.
Do Kłodzka dojechałam o 9:03 szynobusem, tam czekała już cała ekipa pozostałych siedmiu uczestników wycieczki. Początek trasy pokazał mi, że na podjazdach cienka ze mnie zawodniczka, grzałam tyły. Ale nic na siłę. Wjazd w bardziej techniczny teren oraz obecność twardzieli w ekipie wyzwolił we mnie małego demonika. Udały mi się zjazdy, o które dzień wcześniej absolutnie bym siebie nie podejrzewała:)
Nie ma co się rozpisywać, bo nie bardzo da się opisać to jak fajnie się z Wami bawiłam.
Teraz trochę zdjęć, mapka, oczekiwanie na fotki Ryjkowe.
Dzięki Wam za tę niedzielę!

Spotkanie na dworcu w Kłodzku. Tu po raz pierwszy spotykam Zibiego, który okazuje się wpasowany w ekipę jak ulał :)


Powoli kierujemy się w stronę Międzygórza:


A tam czas na krótką popasową przerwę, podczas której Merlin i Cerber spotykają przyjaźnie nastawionego tubylca, chętnego by podczepić się na haka do tylnego koła:


Później powolne wspinanie się żółtym szlakiem pieszym, który dopiero w tym momencie można było podciągnąć pod sformułowanie 'przejezdny':


Po uporaniu się z Feniksowym flaczkiem w przednim kole zaczynamy mozolną wspinaczkę pod Przełęcz Puchacza. Idzie mi ona niezwykle opornie, ale tak to już u mnie ostatnimi czasy jest z podjazdami. Ostatecznie docieramy na Przełęcz i radujemy się przerwą:


Na Przełęczy dojeżdżają do nas Toomp, Merlin i Cerber, którzy skręcili wcześniej na inny na szlak trochę pochodzić z rowerami:.




Później zaczyna się czas przecinek, który wykorzystujemy z Merlinem na odrobinę słit foci:)




I 'ukochana' PRZECINKA, którą, ku mej wielkiej uciesze, udało mi się pokonać:


Podczas trawersowanie Śnieżnika podziwiamy piękne widoki i radzimy sobie z Merlinowym małym "bubu" rowerowym.










Niedaleko przed Schroniskiem drugi raz napotykamy na problem dętkowy u Feniksa, z którym udaje mu się uporać jeszcze szybciej niż wcześniej. my ten czas próbujemy jakoś spożytkować, rozważając mapę okolic:


W czeskim schronisku zatrzymujemy się na drób ze słoniną i kozą :)




W pewnym momencie Ryjek modyfikuje trasę by o sensownej porze wrócić do Kłodzka. Udaje się tego dokonać chwilę przed 21:00. w Kłodzku się pakujemy i żegnamy. Ryjek pokazuje ile jeszcze ma siły do dalszej jazdy:



Dzięki Ryjeczku za fotki nr 1, 2, 3, 4, 5, 9, 10, 16 :*

Jeszcze raz wielkie dzięki!!!


  • DST 52.53km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 16.59km/h
  • VMAX 65.30km/h
  • Podjazdy 720m

Niedziela, 14 października 2012 | Komentarze 5

Uczestnicy


W niedzielę pobudka o wyjątkowo wczesnej porze (ok. 7:00). Wychodzę na rześkie powietrze podziwiać tereny wokół agroturystyki, w której się zatrzymaliśmy. I w tym miejscu ogromne podziękowania dla fantastycznych gospodarzy Maciejówki: Bożenki i Maćka Horbowskich z Międzygórza. Poranne pogaduchy z nimi przy śniadaniu/piwie/herbacie :) to niezapomniane chwile. Aż szkoda było wyjeżdżać. Ale południe się zbliżało, czas nieubłaganie uciekał więc ruszyliśmy w końcu w drogę.











Po pierwszej wspinaczce chwila wytchnienia, rzut okiem na nasz cel - Czarną Górę - i w drogę




A żeby nie było tak słodko i przyjemnie: na drodze i takie niespodzianki spotykamy:)


Na sam szczyt Czarnej Góry nie docieramy, żadne z nas nie ma chęci wnosić znów rower na plecach. Zjeżdżamy więc w stronę Przełęczy Puchaczówka






Z Góry Skowroniej roztaczają się widoki zapierające dech w piersi










Teraz czeka nas już praktycznie sam zjazd, prosto do Kłodzka, gdzie spotykam się z ekipą pieszą i ze smutkiem rozstaję z rowerową.
Oby szybko do następnego razu (mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda nam się wspólnie pokręcić).

  • DST 67.86km
  • Teren 31.00km
  • Czas 04:55
  • VAVG 13.80km/h
  • VMAX 49.60km/h
  • Podjazdy 1420m

Sobota, 13 października 2012 | Komentarze 4

Uczestnicy


Wyjazd - marzenie.
Na rowerach: Anamaj, Ryjek, Feniks i Lea;
pieszo: AniaEs, Alina i dwa Grubaski :)

Wyjazd o poranku wiązał się z umiejętnym zapakowaniem wszystkiego do bagażnika (rower+bagaże pięciu osób, w tym trzech BAB:)Było z czym walczyć


Udało się i po godzinie 9:00 spotykamy się z kłodzką ekipą pod sklepem; szybki popas, gadu gadu, zakupy i w drogę.


Dojazd z Kłodzka do Międzygórza asfaltem, później wjazd w teren i mozolne wspinanie się pod górę. Kondycję mam tego dnia fatalną, ciągnę się z tyłu, ale nie poddaję. Jakoś idzie :)




W tym miejscu zaczyna się przyjemniejsza część podjazdu:)


Feniks dzielnie dociera na miejsce krótkiego odpoczynku:


A Ryjek, znając życie, pewnie nas pogania:)


Stożkowata Czarna Góra - cel jutrzejszej wyprawy:


I po pięknej jeździe docieramy szczęśliwi pod Schronisko pod Śnieżnikiem, gdzie spotykamy się fartownie z pieszą ekipą


Droga spod schroniska aż na szczyt usłana przeszkodami, które skutecznie uniemożliwiają podjazd. Uparcie pchamy rowery przed siebie. Na szczyt docieramy jednak z uśmiechami na twarzach :)










Bez "dziubka" się nie obejdzie :)


I rzut oka na zdobytego przeze mnie (wraz z Toompem) w tym roku Pradziada:


Ryjek dzielnie zjeżdża ze szczytu pod schronisko:


A wieczorem...




Zmęczona (jak zwykle po konkretnych wyjazdach górskich) dość szybko zmywam się do pokoju spać. Ognisko jesienne jednak, niezależnie czy długie czy nie - mistrzostwo świata!!

Fantastyczny dzień. Dzięki Wam!