avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Bardzkie

Dystans całkowity:249.33 km (w terenie 115.00 km; 46.12%)
Czas w ruchu:15:08
Średnia prędkość:16.48 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:4970 m
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:83.11 km i 5h 02m
Więcej statystyk
  • DST 81.00km
  • Teren 35.00km
  • Czas 05:25
  • VAVG 14.95km/h
  • Podjazdy 1800m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 29 sierpnia 2015 | Komentarze 12

Uczestnicy


Początek tygodnia - rzut oka na weekendowe prognozy pogody. Choć wiem, że wiele w tym temacie może się jeszcze przez kilka dni zmienić to decyzja szybko zapada - próbuję skrzyknąć ekipę. Niektórzy są chętni od razu, inni wahają się właściwie do ostatniego dnia, część od razu deklaruje "nie, dziękuję".

Ostatecznie do dołączenia namawiam 6 osób, 4 z nich będą ujeżdżać ABeCety srebrnogórskie, Dwóch Dzielnych Rycerzy - w osobach Bogdano i Tomka - decyduje się zaufać moim zapędom przewodniczym :-P
Ja na wstępie ich zapewniam, że planuję krótką i delikatną trasę po okolicach Srebrnej Góry, w przeważającej większości asfalt, może trochę szuterku.
Okazało się w praktyce, że asfalt zniknął, przeważająca część asfaltu tu szuter, a trochę szuterku to noszenie roweru na plecach i taplanie się w błocie. Dzięki chłopaki za pomoc (w noszeniu, nie taplaniu, choć za błotny współudział też dziękuję)!! :-D

Nie będę absolutnie wnikać w szczegóły trasy, kto chętny prześledzić jej przebieg zerknie na mapę.

W skrócie tylko tyle, że w pierwszej części trzymaliśmy się ścieżki dydaktycznej Zębata, prowadzącej wzdłuż linii zębatej Kolei Sowiogróskiej, zaliczając po drodze przejazd przez dwa wiadukty.
Później?
Później kręcimy się mniej więcej starym żółtym szlakiem rowerowym, który w pewnym momencie mylimy (no powiedzmy) z nowym żółtym szlakiem rowerowym (kop dla znakujących za ten sam kolor prowadzony inną drogą!!) i musimy zaliczyć konkretny wpych w poszukiwaniu przejazdu, taplając się przy tym po kostki w błocie. Stary żółty prowadzi nas dalej przez Przełęcz Wilczą, Mikołajów, Budzów-Kolonię, gdzie odkrywamy punkt kopulacyjny, dwa koty i jednego psa, na koniec wracamy do Srebrnej Góry polną ścieżką pełną łajna, dziur i uroczych rowerowych opowieści. Końcowa terenowa wspinaczka z powrotem pod Twierdzę to w moim wykonaniu już taniec umierającej. Podjechałam, ale wyłącznie siłą woli. Praca mięśni nie miała tu już żadnego znaczenia...
Po dotarciu do knajpki na Przełęczy Srebrnej po chwili wychodzi Słońce. Bardzo odważnie i zupełnie bezpruderyjnie ogrzewając nasze zamglone i przemoczone (serwus Radziu!!) ciuchy.
Radziowi dzięki za wyśmienity mglisto-pochmurno-mżawkowy asfaltowy dojazd ze Świdnicy do Srebrnej Góry. Sama bym umarła na tej trasie  z nudów tym razem. A tak nie obyło się bez śmiechu, szabru i zaliczania bielawskich studni :)

Oby jak najszybciej udało się powtórzyć podobne spotkanie. Bardzo mi tego brakowało!

Z Radziem w stronę Srebrnej Góry ....


Studnia nr XIV. Podrowienia dla Marka!


Przełęcz Woliborska.


Po dotarciu pod Twierdzę spotykamy Bogdano, zaraz dojeżdża Tomi. I już we czwórkę na "tarasie widokowym" oczekujemy na trójkę endurowców pędzących do nas z dolnego parkingu.


Tu czas na chwilę odpoczynku, pogaduch, popitów i podział na wspomniane wyżej dwie grupy.

(fot. Tomi) Pięknie się tego dnia prezentował widok na Twierdzę...

Wiadukt Kolei Sowiogórskiej. Z dołu/ z góry.




Na trasie kąpiel i obiad.




Zaplanowane szutry i asfalty... Hę??



(fot. Tomi) Ciekawe co by na to rzekł mój Ortopeda....?

Ślicznotka w Folwarku Leszczynówka.



(fot. Tomi)




(fot. Tomi) Genialna fota!!

I po dwóch godzinach klimat pogodowy zgoła odmienny.




I już na dole w samotności jaram się światem, oczekując chwil kilka na powrót endurowców.








  • DST 35.07km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 11.69km/h
  • VMAX 48.10km/h
  • Podjazdy 1170m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 23 listopada 2014 | Komentarze 6

Uczestnicy


Marzyły mi się Góry Bardzkie jeszcze w tym roku.
Główny powód to chęć zdobycia najwyższego szczytu tychże, czyli Kłodzkiej Góry, przynależącej do Korony Gór Polski.
Kolejna przyczyna tych rojeń to zachwalania Takiego Jednego, który się zachwycał dość mocno niebieskim szlakiem pieszym, polecając go niejednokrotnie, jako naprawdę zacny kąsek tych nieszczególnie wysokich "pagórków".
Pomyślałam - jak nie teraz to już pewnie dopiero w przyszłym roku. Rzucam hasło Kudowianom; Oni przenoszą wieści dalej. I w ten oto piękny sposób udało się radosną ósemką pospacerować trochę po późnojesiennych górkach :-)
Trasa, mimo że krótka, dała mocno w kość. Niebieski szlak pieszy - lecący od Kłodzkiej Góry do Barda - PYCHA! Bardzo mi podszedł i mam nadzieję w przyszłym roku pociągnąć nim dalej - do Srebrnej Góry.
W tym miejscu składam pokłony Zbychowi, który absolutnie tego dnia nie miał sobie równych na podjazdach. Taka forma na koniec sezonu?! Cudownie.
Dzięki Wam za ten wyśmienity dzień.

Poranek przywitał nas wspaniałą pogodą, wbrew nienajlepszym zapowiedziom.


Mimo wszystko, im bliżej Kłodzka tym więcej chmur. Całe szczęście ostatecznie okazało się, że pogoda postanowiła wykiwać prognozy i zrobić nam wyśmienitą niespodziankę.

Spotkanie na standardowym miejscu i w trasę!


Od początku jest konkretnie. Żółty szlak pieszy, prowadzący na Kukułkę, nie pozwala nam zmarznąć. Zaczyna się ciekawie...

( fot. Z1b1 )

W drodze na szczyt Kłodzkiej Góry uśmiechów nie brakuje, mimo piętrzących się "przciwności losu" :-)



( fot. Cerber )



W końcu docieramy na szczyt, gdzie czeka nas zasłużone kilka chwil wytchnienia.

( fot. Ryjek )



Za szczytem dzieje się coś bardzo dziwnego. Ni stąd ni zowąd zaczyna potwornie zawiewać arktyczno-zimnym powietrzem. Szybko stajemy z Anią w celu przyodziania tego i owego. W trymiga zmieniam krótkie rękawiczki na stare, potargane, grube narciarskie. Ku uciesze niektórych Dziadów! ALE kto się śmieje ten się śmieje ostatni. Ciepło opatulające moje dłonie rekompensuje mi wszystkie dowcipy płynące ze strony Niewdzięcznego Współtowarzysza Podróży (tak Bogdan, to o Tobie! :-)). Po niedługim czasie za szczytem czeka nas pierwszy tego dnia porządny zjazd.





( fot. Z1b1 )



Bez szczególnego rozwodzenia się, bo coś mi się spać chce... Góra-dół-góra-dół. Dzielnie próbujemy, ale nie wszystko idzie podjechać. Zjazdy rokompensują trudy i znoje podjazdo-podejść. Towarzystwo wyśmienite rekompensuje te trudy. Otaczające góry, ich piękno i spokój rekompensują. Nie. Nie będę narzekać na noszenie roweru. W 100% warto było!
Po kapliczką:




Na wyśmienitym punkcie widokowym z rzutem oczyma na Bardo w dole:






Przed dojazdem do Barda Zbychu łapie snejka. Zdarza się. Jest pretekst dla przerwy i kupy śmiechu (mina Ryjka po zorientowaniu się jak błotno zasyfiony jest - bezcenna! :-)) W Bardzie chwila przerwy i czas powrotu do Kłodzka. Czerwony rowerowy podjazd na Przełęcz Łaszczową i łąkowy przepiękny zjazd do Kłodzka.



(nieziemsko piękne fot. Anamaj )




  • DST 133.26km
  • Teren 50.00km
  • Czas 06:43
  • VAVG 19.84km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 2000m
  • Sprzęt ZaSkarb

Sobota, 24 maja 2014 | Komentarze 14

Uczestnicy


Za kim to te Bardzkie chodziły najdłużej i najbardziej uciążliwie? Za Aneczką i Kubą. Za Anią z powodu zeszłorocznych traum, z którymi dzielnie postanowiła się rozmówić. Za Kubą tak o - z potrzeby tych gór poznania.
Mnie tam nigdy jakoś nie ciągnęło. Nie znałam, ale i wielkiej potrzeby poznania ich nie odczuwałam.
Teraz już wiem, że Gór Bardzkich do grona ulubionych zaliczyć nie mogę. Zwyczajnie mi nie podeszły. Choć wycieczka była genialna!

Na miejsce spotkania - Kłodzko, docieram rowerem, pokonując 62 km i 670 metrów w pionie. Postanawiam wziąć na dojeździe góry bokiem, co prawie mi się udaje, bo na końcu niespodzianie pakuję się na Przełęcz Wilczą i tym samym zaliczam pierwsze spotkanie - co prawda asfaltowe - z Górami Bardzkimi. Na podjeździe zlewa mnie pierwszy tego dnia deszcz. Kolejny dopada mnie podczas kręcenia po Kłodzku w celu odnalezienia się i dotarcia na dworzec PKP. Dojeżdżam jako ostatnia, spóźniona 10 minut (przepraszam). Ale nie smucę się mym spóźnieniem, bo widok czekającej na mnie zgrai 14 osób przywołuje na moje usta szeroki uśmiech. Podczas witania i poznawania nowych osób (pozdrowienia dla Serka:) w pewnym momencie zwątpiłam kto już był a kogo nie było :-) SZALEŃSTWO! Piętnastoosobowej grupy to my nigdy nie mieliśmy.



Widok na G. Sowie z dojazdu. Na żywo wyglądało to jakby płonęły, a nie parowały.


Przed Srebrną Górą. Zdarzyło się parę razy, że Słońce na chwilę wyszło zza chmur, ale generalnie pogoda była lekko nieprzychylna.


Z Kłodzka uskuteczniamy chwilę asfaltowego dojazdu, by dość szybko wbić się w pierwszy terenowy podjazd. Przy tak licznej grupie na podjazdach trochę się wszystko rozciągało. Chwile oczekiwania na ogonek wykorzystywane były zacnie na pogawędki i śmiechy (pozdrowienia dla Janka:)))




Gdzieś na zjeździe Bogu zalicza flaka, rozpoczynając tym samym flaczanego pecha tego wypadu.



Na samą Kalwarię na szczycie Bardzkiej Góry nie decydujemy się podjeżdżać/podchodzić. Wybieramy całkiem smaczny (dlaczego tak krótki?!) zjazd niebieskim (czy zielonym?) szlakiem pieszym do Barda, przejeżdżając obok ujęcia wody. Na tym odcinku Tomek zalicza nieszczególnie przyjemną glebę, obciera się dość porządnie, a co najgorsze - również obija. Przez to obicie nie zdecyduje się niestety na przejechanie z nami całej trasy. Jednakże na pętelkę Bardo-Bardzkie-Bardo przystaje z uśmiechem na ustach :-) Tomi - życzę jak najszybszego powrotu do pełni sił!


Walka z flakiem po glebie.


Żeńskie 20% grupy :D


Pierwszy zjazd do Barda to chwila na popij i w przypadku takich jednych Ryjków, również mały popas :)

A potem? Potem pojechaliśmy w G. Bardzkie, gdzie na podjeździe zaczęło siąpić, coraz mocniej i coraz mocniej. Przyszedł czas by się schować pod drzewem w oczekiwaniu na pozostałą część grupy. Po chwili postoju deszcz ustał co pozwoliło w spokoju (no powiedzmy...:) kontynuować trasę.



I jedziemy i jedziemy. Za bardzo nie wiem gdzie jestem, poszczególne drogi trochę mi się zlewają w jedność. Choćby po to by trochę sobie poukładać w głowie te szlaki to tam wrócę jeszcze chociaż raz.




Po drodze mamy i owieczki i barany... znaczy Gregera ;-)

Mija kolejna chwila, zjazd i Serek łapie flaka. Czyli postój. Spoko, szybko pójdzie... E-he. Na przyszłość chłopaki - proszę wozić ze sobą SPRAWNE dętki na wymianę :-P Dopiero trzecia dętka okazała się zdatną do użytku i pozwoliła Serkowi kontynuować wycieczkę. Ile w międzyczasie macania opony było to się nie doliczę. Pierwsza dętka - dziura przy wentylu. Druga próbowana dętka nie chce się pompować - dziura przy wentylu. To MUSI być problem z oponą! Macanie mówi co innego - opona czysta (z tą czystością trochę przesadziłam:) i nieruszona. Grunt, że wszystko się dobrze skończyło a ja w końcu mogę być z siebie dumna, bo okzauje się, że całkiem nienajgorzej jestem przygotowana na awaryjne sytuacje (cicho sza na temat haka!).
Co ciekawe to podczas naszego postoju doczekać się nie mogliśmy na trzy brakujące osoby - Anię, Feniksa i Gregera. Okazało się, że i oni walczyli ciut wyżej z Feniksowym kapciem. Co za dzień!


Walka.

W dalszej kolejności był zjazd do Barda na popas. Następnie wspinaczna na Przełęcz Łaszczową, podczas której piątka śmiałków zaliczyła małą wtopę w kwestii znajomości szlaku i po 15 minutach oczekiwania na pozostałą część grupy zreflektowała się, że to chyba z nimi (nami) jest jakiś kłopot i to na nas gdzieś ktoś czeka. W tył zwrot, zmiana kursu i dojazd na przełęcz.



O czym nie wspomniałam to, że w Bardzie odłączają się od nas - niezależnie od siebie - Greger i Tomek.
Na Przełęczy Łaszczowej trasę postanawiają sobie skrócić Kuba z Michałem.
Reszta jedzie dalej.


W trakcie tego 'dalej' napotykamy uroczy widoczek na m.in. Borówkową i Jawornik Wielki.

I w końcu pędząc szeroką szutrówą na złamanie karku dojeżdżamy do asfaltu i drogę powrotną do Kłodzka uskuteczniamy już ino szosą.
Na sam koniec trasy pogoda postanawia nam podziękować za brak strachu i nie zrezygnowanie z wyprawy mimo nieprzychylnych prognoz i uśmiecha się do nas znad Kłodzka. Dość złowrogi jest to uśmiech, ale jakże piękny!





Podczas powrotu Serek pokazuje jak mocną ma nogę i pędzi tak, że cudem udaje się utrzymać mu koło :D Ależ w Tobie mocy!
Przed samym Kłodzkiem dosięga nas ten uśmiech pogodowy i z lekka przemacza. Na dworzec docieram trochę przed czasem i doświadczam - nie po raz pierwszy - dobrych serc kudowianych. Ania z Bogdanem i Arturem nie pozostawiają mnie na pastwę losu, tylko decydują się potowarzyszyć mi w oczekiwaniu na pociąg. Dziękuję raz jeszcze :*

Dzięki wszystkim za wspaniale spędzony dzień. Mimo, że to nie są "moje" szlaki to dla mnie najistotniejsze było wyśmienite towarzystwo, kupa śmiechu, trochę zjazdowego szaleństwa i cała ta genialna otoczka wspólnych wypadów.
Wielkie podziękowania dla Ryjka za Przewodnictwo :*
I oczywiście ukłony w stronę Bogdana, po raz kolejny, za zakoszone zdj. nr 8, 9, 10, 14, 16, 17 :)
Do szybkiego następnego razu!

Mapka od Serka. Bez mojego dojazdu ze Świdnicy.
http://ridewithgps.com/trips/2698660