avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2014

Dystans całkowity:1369.35 km (w terenie 117.00 km; 8.54%)
Czas w ruchu:69:50
Średnia prędkość:19.61 km/h
Maksymalna prędkość:63.50 km/h
Suma podjazdów:17721 m
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:57.06 km i 2h 54m
Więcej statystyk
  • DST 33.17km
  • Czas 01:23
  • VAVG 23.98km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 28 lutego 2014 | Komentarze 4


... szybkie jezioro.
Miało być inaczej, ale zaraz za Świdnicą wjechałam z pięknej wiosny w ponurą i szarą jesień. I tak bardzo jak mi się chciało jeździć będąc w domu, zaczęło mi się chcieć domu podczas jazdy :) Zawróciłam więc.
W sumie dobrze wyszło - czuję, że dzięki tym trzem lekkim dniom bardzo wypoczęłam i zregenerowałam siły.


  • DST 35.50km
  • Teren 7.00km
  • Czas 01:52
  • VAVG 19.02km/h
  • VMAX 45.20km/h
  • Podjazdy 450m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 27 lutego 2014 | Komentarze 2


Dziś dojazd do Jeziora z zupełnie nowej strony.
Nie polecam :)
A precyzując - nie polecam ino początku czerwonego pieszego za Bystrzycą Górną. Ładny kawałek taszczenia roweru na plecach :/
Po ok. 1,5 km czerwony włazi na szeroką drogę leśną, która doprowadza mnie do znanego mi już żółtego i ostatecznie nad Jezioro.
Test rowerowy zakończony pozytywnie - na tę chwilę wszystko działa jak należy.






  • DST 34.07km
  • Czas 01:32
  • VAVG 22.22km/h
  • VMAX 43.80km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 26 lutego 2014 | Komentarze 0


Krótko, bo coś mi zaczęło w rowerze nawalać.
Wizyta u Serwisanta Darka okazuje się być pomocną.
Mam nadzieję, że na trwałe i nie będę zmuszona wymieniać bębenka.


  • DST 59.81km
  • Teren 23.00km
  • Czas 04:19
  • VAVG 13.86km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Podjazdy 1237m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 25 lutego 2014 | Komentarze 6


W tamtym roku zjeżdżałam Sowie, w tym natomiast na tę chwilę króluje Masyw Ślęży i Raduni. I pewnie szybko się to nie skończy, bo stoki tych górek obfitują w tryliardy - tak oznaczonych jak i bezszlakowych - ścieżek i ścieżynek.
Dziś dzika nowość to zjazd ze szczytu Ślęży czerwonym szlakiem pieszym w stronę Sulistrowiczek. To ten, który przez kilka pierwszych metrów schodzi w stronę Przeł. Tąpadła z żółtym, by zaraz za szczytem odbić w lewo. Szał! Z każdym kolejnym wypadem coraz bardziej rozkochuję się w tego typu mocnych zjazdach i coraz bardziej marzy mi się porządny full. Pokonywanie niektórych przeszkód na hardtailu zakrawa już o szaleństwo.



Prawdę rzekłszy najgorsze w tym szlaku są nie te kamolce, które w większości dałam radę przejeżdżać, tylko drzewne przeszkody, których jest kilka.


Cicho-sza na temat roweru położonego napędem do dołu :P


Czerwonym dojechałam do czarnego pieszego, nim do zielonego wieżycowego i ostatecznie na Wieżycę. Zjazd żółtym - pychowy jak zawsze. Chwila odpoczynku, szamanka i napojenia się w schronisku w oczekiwaniu na Brata. Dociera. Wyciąga rower z bagażnika (bardzo konkretny, ciężki, typowy enduro) i znów "szybka" wspinaczka na Wieżycę. Wiem dobrze, że z brata jest hardkorowiec pierwsza klasa (na rowerze jeszcze go mało, ale zimowo na desce wyprawia cuda) więc jestem bardzo ciekawa co pokaże na tym zjeździe. Jadę przodem, by mógł w razie czego wzorować się na moich wyborach. Zjeżdżam całość, zatrzymuję się z nadzieją cyknięcia mu fotki na najcięższym kawałku. I co? Nawet nie zdążam wyciągnąć aparatu :P Szalony!
Po dojechaniu na parking daję się namówić na wpakowanie roweru do bagażnika, dojazd na Przełęcz samochodem, wjazd na Polanę z Dębem i szybki boczny zjazd z powrotem na Przełęcz.
Rozstajemy się, ja wracam do domu na rowerze, on samochodem.

Jadę w stronę zachodzącego Słońca...


... pozostawiając Ślężę za sobą:








  • DST 100.31km
  • Teren 5.00km
  • Czas 05:16
  • VAVG 19.05km/h
  • VMAX 63.50km/h
  • Podjazdy 1590m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 23 lutego 2014 | Komentarze 3

Uczestnicy


Ochy i achy wysyłam w niebiosa, poematy i peany tworzę na cześć Wiosny, która nie opuszcza nas już od tak długiego zimowego czasu.
Dziś spotkanie szosowe z Młodym następuje na Przełęczy Sokolej. Jakoś, z wielkim trudem, udaje mi się na nią dowieźć moje wymęczona dupsko. Przywitanie i WIO przez Sierpnicę i Kolce w stronę Andrzejówki :)







Przy kopalni melafiru Rybnica Leśna Młody wyrywa do przodu jak to na młodego byczka przystaje :)




W Andrzejówce długa posiadówa i pogadówa. Czas mija niepostrzeżenie szybko i cudownie. Brzuchy pełne, my (nie do końca) nagadani więc czas się zbierać. Ciśniemy zatem z powrotem do Rybnicy, gdzie następuje rozstanie.
Ja dalej przez Głuszycę, Olszyniec, wokół Jez. Bystrzyckiego docieram w końcu do Złotego Lasu, podziwiając po drodze coraz bliższy balon:


Ze Złotego Lasu podjeżdżam asfaltem do Modliszowa i tam raduję oczy pięknymi widokami:




Zaczynam zjazd w stronę Świdnicy, ale po chwili odbijam w las w czerwony szlak pieszy, który doprowadza mnie do Bystrzycy Górnej. Prócz samej końcówki cała ta część bezproblemowo przejezdna, choć pod koniec nielichy niedługi podjazd czeka zmordowanych wędrowców :P Ostatnie kilkanaście metrów to wpierw gigantyczne korzenie, a później ostry kilkumetrowy zjazd. Niestety nie dałam rady tego kawałeczka pokonać. Korzenie mnie zaszokowały :)
W końcu lekko naokoło (chciałam dotrzeć do Schronu Dowodzenia Wojsk Radzieckich, o których pisał jakiś czas temu Radzior, ale coś mi nie poszło, gdzieś źle skręciłam, zmęczona już trochę byłam więc za długo szukać mi się nie chciało) dotarłam do domu.





  • DST 33.02km
  • Czas 01:20
  • VAVG 24.77km/h
  • VMAX 46.30km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 22 lutego 2014 | Komentarze 2


...czyli szybki rozruch po wczorajszej trasie.
Nogi kręciły dziś tak ładnie jakby wczoraj nie robiły nic poza leżeniem na kanapie brzuchem do góry i bezmyślnym gapieniem się w tv. Co innego plecy i ręce, a właściwie palce u rąk. Te to trochę dziś bolą. Ale nie dziwię im się. Poboli chwilę i przestanie.
Trochę korciło by wydłużyć dzisiejszą trasę, ale nie ma co wariować, trzeba trochę odpocząć. Przecież jutro też jest dzień ;)




  • DST 66.41km
  • Teren 33.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 12.94km/h
  • Podjazdy 1394m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 21 lutego 2014 | Komentarze 11


Co tu dużo pisać - to co się dziś wyprawiało to istny szał!!!
Strasznie strasznie mi się chciało w terenie pobrykać. Pogoda piękna, dzień wolny od pracy, chęci potężne.
Cel - Masyw Ślęży.


W wiosce Tąpadła odbijam w teren, rozbieram się do samej koszulki Brubecka i dojeżdżam prawie na Przełęcz Tąpadła. Zaczynam się wspinać na Radunię. Podjazd idzie wspaniale. Na górze, na łączce z widoczkami, krótka chwila przerwy i z łączki prosto w dół nieoznakowaną drogą (oczywiście skalisty początek znów sprowadzony; nadal nie wyobrażam sobie jak można to zjechać)


Po dojechaniu do szlaku choinkowego bez zastanawiania się skręcam w prawo, obierając kierunek na stok narciarski. Jeszcze mnie tam nie było, a same dobre rzeczy o tym zjeździe słyszałam :P Dojeżdżam, nie waham się, bo wiem, że to mnie może zgubić - zaczynam zjazd. Początek idzie super, mimo sporej ilości szronu na trawie. Ale dość szybko dojeżdżam do powalonego drzewka, które błędnie próbuję ominąć. Staję. Już na rower nie udaje się wsiąść. I może to dobrze, bo kilka metrów dalej czeka mnie karamba!!! :) U-lala, trzeba będzie tu niedługo wrócić i spróbować to zjechać :D




Po tej... wyrwie? (na fotce nie widać, jak głębokie to dziadostwo było) kilka metrów wypłaszczenia, dzięki którym mogę wpakować się z powrotem na rower i radośnie zjechać do końca bez przygód.


Później jest już po prostu stromo (no i z rana mocno oszronione). Dalej już jakąś szutrówką docieram na Przełęcz. Żółtym na szczyt Ślęży, chwila wytchnienia i na czerony/żółty w stronę Wieżycy. Za samym szczytem Ślęży przez chwilę zalega jeszcze trochę lodu na szlaku, bardzo krótko. Później już standardowa trasa na Wieżycę. Na szczycie imbus w dłoń, obniżenie siodła po raz kolejny i jazda żółtym w stronę schroniska. Wszystko pięknie, aż do standardowego najgorszego momentu. Staję. Grrrr. Chwila pogawędki z piechurem, wyrazy uznania z jego ust padają pod moim adresem. No nieeee, teraz już nie mogę odpuścić. Znajduję miejsce do wystartowania. Znów klapa. Fuck! Jeszcze raz kilka kroków do góry, start. i.... UDAŁO SIĘ!! Zjechane. No niech mnie kule biją. Dla delikatnego zobrazowania o co chodzi fotki tego dziadostwa, które do dziś mnie tu niezmiennie zatrzymywało.








Styknie :)
Jadę do schroniska, dumam przez chwilę, rozkoszuję się tym co się stało i ... postanawiam to powtórzyć. Może tym razem już uda się całe, bez zatrzymania, bez podpórki???
Okrężną drogą dojeżdżam na Wieżycę, pakuję się na zjazd. I pokonuję go w całości idealnie :D Nie będę ściemniać - duma mnie rozpiera!

Dalej czarnym od zachodniej strony okrążam Ślężę, docieram na Przełęcz, kawałek podjeżdżam w stronę Raduni, by zjechać odcinek niebieskiego.


I ostatecznie żółty pieszy doprowadza mnie do Jędrzejowic.









  • DST 76.15km
  • Czas 03:51
  • VAVG 19.78km/h
  • VMAX 63.50km/h
  • Podjazdy 1222m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 20 lutego 2014 | Komentarze 10


... w kolejności - Jugowska, Sokola i Walimska.
Tempo jazdy dziś baaaardzo spacerowe. I fajnie. Za często zbyt mocno cisnę i przez to szybko się wypruwam. Dziś, mimo sporej ilości podjazdów, po powrocie do domu byłam (i nadal jestem) rześka jak skowronek o poranku.

Na początku trasy pogoda piękna, widoczki świetne, trawki i inne zielska na polach wiosennie zielenieją.


Ale niedługo przed Pieszycami zerkam w stronę Sowich i rozdziawiam paszczę... może się dziać tam na górze.


Na podjeździe z Kamionek na Przeł. Jugowską pogoda jednak całkiem przyzwoita, nawet Słońce wychodzi zza chmur raz na jakiś czas.


Na samej Jugowskiej ponuro (choć całe szczęście nie ma już tego paskudnego lodu na drodze), dlatego nie zabawiam tam długo i zmywam się w dół, w stronę Sokolca.


Po drodze cieszę chwilę oczy pięknymi widoczkami:




Na Przełęczy Sokolej znów szaro i buro i pochmurno-mgliście.


W Walimiu odbijam w prawo na przełęcz Walimską. Przed samym końcem podjazdu wyłania się brak Wielkiej Sowy, zasnutej chmurami, nad którą Słońce walczy o swoje prawa.




Na samej przełęczy znów Słońca mało, śniegu ni ma, za to błota jest kupa.


Przed skrętem w stronę Glinna i Michałkowej Słoneczko ostatecznie wygrywa batalię i nie poddaje się chmurom aż do samej Świdnicy, oświecając i ogrzewając mnie wiosennie.







  • DST 105.60km
  • Czas 05:01
  • VAVG 21.05km/h
  • VMAX 51.80km/h
  • Podjazdy 1078m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 18 lutego 2014 | Komentarze 15


Oj ciężko mi się dziś jechało. Około czterdziestego kilometra miałam niebywały kryzys, który zmusił mnie do rozważania ewentualności zostania w danym miejscu (okolice Kamiennej Góry) na zawsze. Niemożliwością wydawało mi się dojechanie do domu. Jakiś czas złowrogie myśli mnie nie opuszczały, aż w końcu baaaardzo powoli zaczęły wyparowywać. Ufff!
Pogoda na początku trasy pyszna, później się zachmurzyło i ochłodziło.
W okolicach Olszyńca mijamy się i pozdrawiamy z Pioterem.

No tyle na dziś. Nic ciekawego na trasie się nie działo.
Dupsko boli trochę od siodełka.

Przed Kamienną Górą ssanie w żołądku każe mi wyciągnąć przygotowaną kanapkę. Siadam na trawce i raduję oczy, jedząc:


Drugi i ostatni raz tego dnia Śnieżka mnie pozdrawia tuż przed wjazdem do Kochanowa:




Za Mieroszowem standardowo:


 I dawno przeze mnie nie wrzucane fotki ruin kościoła ewangelickiego (a właściwie jedynie wieży, bo tylko ona się ostała) w Unisławiu Śląskim:







  • DST 71.68km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 18.15km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Podjazdy 1089m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 17 lutego 2014 | Komentarze 9


Zdarzają się takie dni kiedy budzę się z rana leciutka i zwiewna, jak delikatny puszek. Są to dni kiedy to z jakiś niewytłumaczalnych przyczyn mózg kurczy mi się do rozmiarów zaschniętego ziarna groszku. I spełnia swoje zadanie niewiele od rzeczonego ziarenka lepiej.
Dziś nadszedł ten dzień. Piękny i słoneczny, iście wiosenny 17 lutego.
Wszystkie trzy myśli, które miałam do ogarnięcia, przemyślałam i wyruszyłam około południa w świat.
Decyzja - no oczywiście, że teren. Jakże by inaczej! 17 lutego to przecież środek sezonu mtb, wszystkie szlaki czyste i suche....
Co też za pomysły mi czasem przychodzą do głowy? :D

Na - w całości szosowym - dojeździe do Andrzejówki jestem bardzo spokojna, żadnego wyrywania się, żadnego ścigania ze sobą czy z wiatrem (który dziś zdecydowanie delikatniejszy był niż przez weekend), słoneczny spacerek pod górkę.

I w tym miejscu czas na zestawienie obrazków...

11 kwietnia 2012:


11 kwietnia 2013:


17 LUTEGO 2014:


W związku ze szczątkowymi umiejętnościami dedukcji i rozumowania cisnę w teren. W stronę Turzyny:
Karkonosze w oddali:


Oraz Waligóra znacznie bliżej:


Szybko orientuję się, że lekko dziś nie będzie i to dopiero rozkwit przedwiośnia w górach.


Na tym podjeździe szalenie ciężko jest w warunkach idealnych, teraz nie pozostaje nic jak wpychanie siebie i roweru do góry na piechotę.


Na szczycie Turzyny:


I dalej w świat w stronę Skalnych Bram:




Na koniec by podkreślić mój dzisiejszy poziom intelektu obieram kierunek na czerwony szlak pieszy. Brawo!


Eeee, ważne, że nic się nie stało. W planach było więcej jazdy w terenie, ale rozsądek w końcu się przebudził i zrezygnowałam z dalszych zimowo-śnieżno-lodowych harców. Większość trasy jednak udało się przejechać. Kilkukrotnie wyratowałam swoje dupsko przed stłuczeniem. Było fajnie. Nie rewelacyjnie, bo to jednak za duży hardkor, ale fajnie na pewno :)