avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2015

Dystans całkowity:465.33 km (w terenie 83.00 km; 17.84%)
Czas w ruchu:26:31
Średnia prędkość:17.55 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Suma podjazdów:6500 m
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:46.53 km i 2h 39m
Więcej statystyk
  • DST 70.15km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:22
  • VAVG 16.06km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Podjazdy 950m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 30 stycznia 2015 | Komentarze 11


Pod obłokami, okraszonymi na brzegach delikatną iryzacją.
Za rozkosznie oślepiającą zasłoną utkaną z promieni słonecznych.
W oddali.
Mój cel.
Wciąż ten sam.

Tym razem mam poważne wątpliwości czy uda mi się do niego dotrzeć.
Z kilku powodów.
--> dzisiejsze absurdalnie niskie ciśnienie uwięziło mnie leniem i sennością obezwładniającą w domu i nie chciało wypuścić. Długo. Aż do 11 z hakiem;
--> na trasie okazało się, że wiatr wciąż poniewiera rowerem i mną zupłenie przy okazji;
--> a po trzecie tak po prostu nie wiedziałam czy będzie mi się chciało znów pchać na samą górę.

Bo oto za Bielawą czeka mnie kilka kilometrów dojazdu na Przełęcz Jugowską, po którym nie wiem zupełnie czego się dziś spodziewać. Czy znajdzie się na trasie ubity pas, którym da radę poruszać się na rowerze? Czy okaże się może, że przedobrzyłam i tym razem w Górach Sowich Zimy już za dużo na dwa kółka...?
Prę więc przed siebie by zaspokoić ciekawość.
Pierwsze prowadzenie czeka mnie na końcówce podjazdu na Trzy Buki. Za stromo, rower staje w miejscu i dalej ni huhu.



Za Trzema Bukami długo jest dobrze i przejezdnie. I coraz piękniej i piękniej. Ach ta Zima!!!







Przed widocznym powyżej miejscem znów kilka minut prowadzenia.

Teraz czeka mnie już tylko zjazd, prosto na Przełęcz Jugowską. Docieram na nią po 14. Późno. Ale tak STRASZNIE nie chce mi się zjeżdżać szosą przez Kamionki, do Pieszyc, i wracać tą samą drogą, którą przyjechałam. Postanawiam zaryzykować. Zjeżdżam 100 metrów asfaltem i skręcam w lewo w szeroką szutrówkę (w sezonie). Teraz okazuje się, że jest to trasa iście biegowa. Widzę ślady zarówno klasyka jak i łyżwy. Niestety nie ma mowy o jeździe. Niestety czekają mnie ponad 2 kilometry "spacerku" na Kozie Siodło. Ciężko jest z rowerem. Ale prę przed siebie goniona przez czas.



Na Kozim Siodle telefon od Kuby, który donosi, że po powrocie będzie na mnie w domu czekać obiad. JUPI!!!
Teraz zjazd żółtym do Schroniska Sowa. Większość da się jechać, ale miejscami i tu czeka mnie prowadzenie.





Spod Schroniska dojazd na Przełęcz Sokolą już tak jak zwykle ostatnio - czerwonym pieszym i strefowym zielonym.







Z Sokolej zjazd asfaltem (ku uciesze zupełnie pozbawionym lodu, ino zawalonym lekko błotem pośniegowym) do Świdnicy.
W najdziwniejszym miasteczku okolic - Walimiu - na środku szosy kura dziobie w asfalcie. Walim nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.

Spostrzeżenie. Niestety w ciągu minionych dwóch dni Zima w Górach Sowich rozszalała się na tyle, że jazda rowerem w tych warunkach przestała dla mnie mieć większy sens. Bardzo mi przykro z tego powodu. Ale jeśli ma być tyle prowadzenia na trasie, a i zjazdy nieprzynoszące dzikiej (jak ta środowa) frajdy to obawiam się, żę będę musiała się z rowerowymi górami pożegnać na czas jakiś. No nic. I tak szalenie się cieszę, że odważyłam się na odwiedziny zimowe w Sowich. Nie spodziewałam się, że jazda terenowa w zimie przyniesie mi taką ilość radości i satysfakcji :-)


  • DST 70.50km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 14.59km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Podjazdy 1210m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 28 stycznia 2015 | Komentarze 15


W nosie mam, że się powtarzam. Tam po prostu jest aktualnie zbyt pięknie by z tego rezygnować.
W inne góry się nie pcham, bo nie znam ich na tyle dobrze jak Sowich, w których wiem czego się spodziewać praktycznie na każdym zakręcie. A w takich, jak aktualne, zimowych warunkach to dość istotne, jeśli chcę pozwolić sobie na popuszczenie odrobinę hamulców.

Dzisiejsza trasa prawie taka sama jak niedzielna z Radziorem. Tyle, że ostatnimi trzema dniami sypnęło trochę śniegiem.
Przez kilka kilometrów zamęcza mnie na drodze szklaneczka, mniej więcej od Jeziora Bystrzyckiego robi się lepiej, bo lodzik przykryty jest już delikatną warstewką śniegu. Z minuty na minutę coraz tego śniegu więcej :-)

Glinno.


Od niebieskiego zima już rozszalała na dobre. Te 2-3 kilometry szlaku pieszego do Przełęczy Walimskiej częściowo nieprzejezdne - za dużo świeżego śniegu. Koła się zapadają i klops, ani jechać dalej, ani ruszyć w takich warunkach. Trzeba podchodzić i szukać miejsca, z którego uda się wystartować.






Z Przełęczy Walimskiej fioletowy. Do rozdroża przy źródełku praktycznie bez większych problemów przejezdny (choć przy większej masie rowerzysty może być kłopot miejscami), ale od momentu odbicia w lewo pod górę - nic z tego! Do szczytu z buta. Na trasie dojeżdżam do chłopaków, którzy przybyli w Sudety znad Morza. Na szczyt docieramy wspólnie.


Sokół.






Na Szczycie nie zabawiam za długo. Żegnam się z chłopakami (powodzenia w dalszych podbojach!) i cisnę w dół by zdążyć na 16 do pracy. I NARESZCIE zjazdy, na które czekałam. Nie doznałam tego w zeszły poniedziałek, nie zaznałam w tę niedzielę. Dziś, na tym śniegu, w końcu jest zimowa zabawa NA CAŁEGO!!! :-D


Zjeżdzam do Schroniska Sowa, patrzę na zegarek. Zatrzymuję się ino na chwilkę, by się ciut ogrzać i dalej zielonym strefowym na Przełęcz Sokolą.


Tu, na zjeździe po tym dziewiczym śniegu, upadki nakładały się na siebie (niestety pod świeżym puchem zalegały lodowe koleiny, których pod śniegiem nie dało się dostrzec. To głównie one były przyczyną upadków). Frajdę miałam z tego przepotężną.


Z Przęłęczy Sokolej w stronę Sieprnicy i dalej śnieżnym terenem pod Włodarz.




Mając w pamięci niedzielny nieprzyjemny zjazd do Jugowic postanawiam skręcić w prawo, zjechać do Walimia i główną drogą wrócić do Świdnicy. Myślę, że to był dobry wybór.
I po zimie...





  • DST 11.09km
  • Czas 00:29
  • VAVG 22.94km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Podjazdy 70m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 27 stycznia 2015 | Komentarze 0




  • DST 33.17km
  • Czas 01:26
  • VAVG 23.14km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 26 stycznia 2015 | Komentarze 2


Szybcikiem, co by zaznać choć odrobinę dzisiejszego wiosennego Słońca, bo kto wie czy jutrzejszy dzień znów z szarówą nie wróci (a prognozy w tej kwestii są mocno nieprzychylne niestety).


  • DST 67.02km
  • Teren 23.00km
  • Czas 04:16
  • VAVG 15.71km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Podjazdy 1190m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 25 stycznia 2015 | Komentarze 6

Uczestnicy


Och jakże inaczej od jazdy solo smakuje jazda wespół!

Początek dnia jak codzień - za oknem klops. Do tego jeszcze dziś nawet drogi jakieś mokre, Jesień tak bardzo pełną gębą, że aż krzyczy; NIE WYCHODŹ Z DOMU!!!
Jakże bym mogła zrezygnować jednak z wyjścia skoro nieopodal Radzior czeka na mnie i marznie?
Ciut spóźniona docieram na miejsce spotkania. Cre wyrozumiale nie rzuca fochem na moje spóźnialstwo.
Ruszamy.

Z jednej strony oboje jacyś lekko skwaszeni w związku z otaczającym nas Mordorem, z drugiej półgębkiem na przekór uśmiechnięci na myśl o tym co nas czeka za chwil kilka.
Wpierw na trasie oczy atakuje jakiś taki niezidentyfikowany opad. Ani to deszcz, ani śnieg, taka powiedzmy zmarznięta mżawka. Po kilku kilometrach coraz więcej tego w powietrzu lata i coraz bardziej zaczyna przypominać najprawdziwszy śnieg.
O ZGROZO!!! Śnieg? Zimą?? W styczniu??? Sama do końca nie wiem co o tym myśleć, ale upierdzielone tym opadem okulary nie pozostawiają złudzeń - naprawdę pada śnieg!


Tym razem - w przeciwieństwie do wyjazdu z 19 stycznia - trochę lodu już na drodze dojazdowej do niebieskiegon pieszego zalega. Ale absolutnie nie ma go na tyle by uniemożliwić podjazd.
A na niebieskim zaczyna się RAJ!!!




I uradowana, przeszczęśliwa ja.


Od Przełęczy Walimskiej zaczyna się porządna walko-jazda. Przepełniona śmiechem i usilnymi próbami wyjścia z poślizgów z twarzą. Radzor walczy do upadłego :-D


I ja walczę z niesfornym źródełkiem, które lodem broni mi dostępu do wody...


Mimo pewnych potknięć i przeszkód cali i zdrowi docieramy na Szczyt!






Wielka Sowa wciąż stoi przed nami otworem.
Również dziś nie dajemy się namówić czerwonemu pieszemu, i docieramy do Schroniska Sowa lżejszą wersją. Po drodze lód, śnieg, walka i radość czyli to po co tu przyjechaliśmy!




W Schronisku przerwa, pogaduchy, uzupełnienie płynów. Najwięcej jednak czasu schodzi nam na powrotnym przyodzianiu wszystkiego co przed chwilą z siebie zrzuciliśmy i powiesiliśmy na piecach i kaloryferach.
I znów ruszamy, zlęknieni temperaturą po wyjściu. Jak się okazuje - zupełnie niepotrzebnie. Zjazd zielonym strefowym na Przeł. Sokolą to chyba najsmaczniejszy kąsek tego dnia. Nareszcie na tym krótki kawałku jest więcej śniegu niż lodu.


Z Przeł. Sokolej ciśniemy kawałek zalodzonym asfaltem na samą górę Sierpnicy i dalej zielonym strefowym, a potem czarnym rowerowym docieramy do Jugowic, zaznając po drodze jedną czy też ze trzy gleby ;-)










A bo właśnie po to tam byliśmy. Po śnieg, po taplanie się w nim, po nie zamartwianie się tym czy będzie gleba czy jej nie będzie. Po czystą frajdę Zimy (z pokłonami w stronę Morsa!).
I znów wiem, jestem przekonana, że nie minie dużo czasu kiedy po raz kolejny mnie Sowa uświadczy. I Radziora myślę, że też. Obstawiam, że i następnym razem wespół :-)
Dzięki Radziu. Było dokładnie tak jak się spodziewałam!


  • DST 33.30km
  • Czas 01:27
  • VAVG 22.97km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 24 stycznia 2015 | Komentarze 3


Jakby można było więcej to z największą przyjemnością bym to uczyniła.
Ale tego dnia akurat czekały mnie większe przyjemności w towarzystwie Męża mego i Ukochanej Solenizantki.



W tym miejscu z pełnym przekonaniem całym sercem polecam BIRDMANa.




  • DST 45.60km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 17.32km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Podjazdy 750m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 22 stycznia 2015 | Komentarze 6


Ależ się nie chciało. Za oknem mleko. Budyń. Mgła, że wyciągniętej dłoni prawie nie widać.
Ale jechać się chce. Bo po chorobie może i forma poleciała na łeb na szyję, ale chęci do jazdy są, jak były.
Ruszam zatem przed siebie, bez określonego bliżej celu.

Przez czas jakiś mgła  jest i skończyć się jakby nie zamierza.


Ale im ja dalej tym jej mniej. Aż nagle, ni stąd ni zowąd. TA-DAM!!!
Największą niespodzianką okazało się słoneczne mrugnięcie okiem w okolicach Michałkowej. Jakże dobrze smakowały wiosenne promienie słoneczne przepędzające na chwil kilka mgłę i jesień.






Oo dotarciu na samą górę Michałkowej postanawiam miast asfaltowego zjazdu do Walimia wybrać nieznany mi jeszcze czerwony strefowy. Na początku niespodzianka - czas jakiś asfalt i asfalt. Zaczęło mnie to już ciut wnerwiać kiedy w końcu...


Ja w prawo, również ze względu na lęk przed tym, że wariant łatwy wciąż ciśnie asfaltem.
Wybór zacny. Trasa zacna. I niespodzianki na trasie zacne również.






Im dalej w las tym więcej błota. Przed dotarciem do szerokiej szutrówki schodzącej nad Jezioro Bystrzyckie czeka mnie jeszcze przeprawa przez jakieś glino-podobne dziadostwo, które oblepia opony nieznośnie. No nic.
Kilka słów o tym kawałku czerwonego - bardzo pozytywne wrażenie. Według mnie trudność tego szlaku polega na miescami dość wymagających kondycyjnie podjazdach. Technicznie - nieszczególnie ciężki. Bez wielkich nachyleń czy ciężkich do pokonania przeszków. Miły kawałek górskiego mtb.

Po krótkiej, szczytowej kąpieli słonecznej, zjazd na dół znów sprowadził mnie do szarej, choć wciąż pięknej, rzeczywistości.



  • DST 36.76km
  • Czas 01:45
  • VAVG 21.01km/h
  • VMAX 32.80km/h
  • Podjazdy 210m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 20 stycznia 2015 | Komentarze 7


Zimowo-sowio-górski wypad z dnia wcześniejszego podkęcił jeszcze bardziej moją potrzebę jazdy.
Dzień z dymem BARDZO skutecznie tenże zapał ostudził.
Mówię stanowcze NIE oddychaniu powietrzem z procentową zawartością powietrza w powietrzu nie przekraczającą 5%.

To nie chmury, to nie mgła...


Walę pięścią w kierownicę, skracam trasę i resztką sił docieram do domu z płucami przepełnionymi tlenkiem węgla i cyjanowodorem. Brrr...


  • DST 64.59km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:55
  • VAVG 16.49km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 19 stycznia 2015 | Komentarze 7


Po krótkiej wycieczce dwa dni wcześniej postanowiłam, że dość mam czekania na nadejście Zimy i śniegu. Sama pójdę poszukać. A właściwie pojadę. Stęskniłam się po czasie spędzonym na chorobie za jazdą, stęskniłam się jak dzika za górami i rowerem.

Przez pierwsze 20 km zero zimy. Szarówka i niekończący się dym kominowy. Czekam zatem cierpliwie, kręcąc powoli przed siebie.

Lekko zamglone Glinno.


W dalszej kolejności czeka mnie podjazd do niebieskiego pieszego.
Droga wciąż czysta i przejezdna bezproblemowo. A na górze nareszcie jakieś sensowne ilości śniegu.




Na Przełęczy Walimskiej pseudo-bałwany.


Na szczyt docieram fioletowym szlakiem. Na górze rezygnuję ze zjazdu czerwonym pieszym w stronę Schroniska Sowa, bo lodu na nim kupa.




Zjeżdzam naokoło do Schroniska, tam zatrzymuję się na przerwę i pogawędkę. Na Przełęcz Sokolą docieram strefowym zielonym.






I to by było tyle. Pięknie i zimowo. Wiem, że na pewno niebawem zjawię się tu ponownie, bo jazda po górach w śniegu zaczyna mnie coraz bardziej bawić.


  • DST 33.15km
  • Czas 01:23
  • VAVG 23.96km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 17 stycznia 2015 | Komentarze 11