avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2015

Dystans całkowity:932.00 km (w terenie 94.00 km; 10.09%)
Czas w ruchu:06:40
Średnia prędkość:23.40 km/h
Suma podjazdów:14020 m
Liczba aktywności:16
Średnio na aktywność:58.25 km i 2h 13m
Więcej statystyk
  • DST 50.00km
  • Czas 02:05
  • VAVG 24.00km/h
  • Podjazdy 660m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 27 kwietnia 2015 | Komentarze 11


Przepiękna dziś Wiosna!

Kto znajdzie Lisa?! :P


Po stokroć preferuję takie otoczenie podczas jazdy, niż ten płaski stół z poprzedniego wpisu.







  • DST 126.00km
  • Podjazdy 720m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 25 kwietnia 2015 | Komentarze 8


... bo "narzeka", że mało płaskiego u mnie :)

Dziś pierwszy zjazd w szkole we Wrocławiu.
Trochę ponad 2,5 godziny tam z wiatrem, w ogólnym rozliczeniu z górki;
6 godzin zajęć i
ciut ponad 3 godziny powrotu pod paskudny wicher. Brrrr....



PŁAAAASKOOOO!!! O_O



  • DST 71.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 23.67km/h
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 23 kwietnia 2015 | Komentarze 9




Mimo, że w Andrzejówce mały remont i piwo leją do plastików.
Mimo, że w plastiku znów NIE Opat, a Skalak.
Mimo, że prawie na trasie zostałam rozjechana przez "wyprzedzający" mnie autobus.

Bo jest TAK pięknie!!! I TAK wspaniale się z cudowną dziewczyną w schronisku gawędziło :)

I nawet dziś sprawdziłam jak z formą stoję. Zarówno tam jak i z powrotem jazda bez żadnej przerwy i postoju, z liczeniem czasu. Wyszły bardzo miłe dla oka 3 godziny. Na podjeździe do Schroniska nie zeszłam z przełożeniami niżej niż 2 przód 2 tył, gdzie kiedyś bez schodzenia na najmniejszą tarczę nie szło tego podjechać. Jest dobrze :)


  • DST 63.00km
  • Podjazdy 870m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 22 kwietnia 2015 | Komentarze 3


Mimo, że wiatr dziś zdaje się wiać lżej niż wczorajszy Szaleniec to jednak wymęczył mnie po stokroć bardziej niż w dniu wczorajszym. Jakoś i chłodniej dziś było i ogólnie mniej przyjemnie.
Albo mam dzień marudy i tyle.

Trasa: Świdnica - Głuszyca - Sierpnica - Grządki (podjazd zrobiony bez schodzenia ze środkowej tarczy więc rześko, choć w planach na przyszłość mam powtórzenie tego z drugiej, zdecydowanie bardziej stromej strony) - Walim - Świdnica

Kościół w Głuszycy:


Na podjeździe do Grządek piękny widok na oświetloną w dole Głuszycę:


Niby Słońce co jakiś czasy wychodziło zza chmur ale zimno nie odpuszczało przez całą trasę.





  • DST 104.00km
  • Podjazdy 1300m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 21 kwietnia 2015 | Komentarze 3


Mam dość, że wciąż jestem do tyłu z wpisami. Kilka jeszcze do uzupełnienia będzie, ale aktualne będę na bieżąco wrzucać. To chyba jedyna metoda by sobie jakoś w końcu poradzić z tym zastojem bikestatowym...

A dziś? Dziś w planie były Czechy, było Słońce, była Mary Komasa w uszach i Opat w ustach, do tego wykręcona stówka. Wszystko wyszło jak należy. Niby wiało, ale wyjątkowo dziś mi to nie przeszkadzało, a nawet zadowolona byłam z tej okresowej walki z wichurą, która starała się mnie zatrzymać w miejscu, by po chwili pchać z prędkością oscylującą wokół 100 km/h; mogę tak mniemać bo licznika nie mam więc to na pewno musi być prawda :)
Bardzo bardzo dobry to był wypad.

Droga Unisław Śląski - Mieroszów. Z lewej ścianki Gór Suchych:


Po dotarciu do czeskiej drogi nr 303 kieruję się na parking, z którego prowadzi droga na Americę. Wiem, że gdzieś tam na pewno znajdę miły zakątek, w którym oddam się na chwilę we władanie Słońcu. Tak też się staje.


Dalej pędzę na Broumov i Janovicky z pieszym przejściem granicznym.
Klasztor w Broumovie:




Ruprechticky Spicak bliżej i ośnieżone Karkonosze w oddali:


Ostatnie 30 kilometrów to walka z paszczowiatrem. Wygrana!


  • DST 71.00km
  • Podjazdy 1300m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 19 kwietnia 2015 | Komentarze 5

Uczestnicy


O-jo-joj! Pobudka, poranek, próby ogarnięcia się i wyruszenia w trasę to Piekło na Ziemi!
Gdyby Bogdan nie zdecydował się pocisnąć ze mną asfaltem na Pasterkę to nie wiem czy nie zaległabym w mieszkaniu czekając na powrót terenowej trójki odłogiem.
Ale ostatecznie udało się, choć podjazd na Lisią Przełęcz to katorga jakich mało!
Więcej już nie piję :P

W Pasterce czekają już na nas Ania i Kubi, którzy dotarli na miejsce autem. Chwila posiadówki, ustalenie gdzie mogę się pobujać asfaltami i czas rozstania. Oni w Teren, ja na szosę. Choć coś czuję, że niebawem i szosa zasłuży na wielką literę. Na chwilę najpewniej, ale jednak.

Z Pasterki wracam na Lisią.
Oj! Droga z Pasterki do Szosy Stu Zakrętów - magia!








Z Lisiej czeka mnie najmniej przyjemna część trasy tego dnia - zjazd do Dusznik starym rozpadającym się "asfaltem". Ze sprawnymi wszystkimi częściami ciała ten odcinek byłby mordęgą. Tego dnia, tydzień po złamaniu palca, w pewnym miejscu byłam już na granicy zatrzymania się i prowadzenia roweru na piechotę. Jazda w dół, po dziurze na dziurze, z ino jedną ręką na kierownicy nie należy do lekkich i przyjemnych. Wszystkie mięśnie spięte w obawie i oczekiwaniu na jakąś pomyłkę i glebę. Fuj! Nie szybko wrócę na tę drogę.

Z Dusznik kieruję się przepięknym nowym asfaltem na Zieleniec. Droga prowadzi cudnym wąwozem, ze stromymi zboczami z obu stron i rzeczką wijącą się zaraz przy drodze. Cudo. Sama końcówka oferuje troszkę większe nachylenia, które kończą się wraz z dotarciem do Zieleńca, przechodząc wpierw w hopki a ostatecznie w zjazd.


W Zieleńcu zaskoczenie - stok pod gondolą jak i sama gondola działają, ludzie (choć nieliczni) cisną jeszcze na zjazdówkach.


Na zjeździe zatrzymuję się na uroczym punkcie widokowym i chwilę odpoczywam w promieniach Słońca.


Po dotarciu do Cihalki wybieram krótki przejazd leśną szutrówką, dojazd do Olesnice i przekroczenie granicy w Kotle.


Z Kotła do Lewina Kłodzkiego, krótko krajową 8ką, zjazd do Jerzykowic i powrót do Kudowy, na makaron i pogawędki z młodymi, póki starzy nie wrócą do domu :P


Dziękuję Wam Kudowianie za gościnę!
Jak gdzieś już napisałam - szosa czy nie szosa, i tak było świetnie! :)


  • DST 80.00km
  • Podjazdy 1290m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 18 kwietnia 2015 | Komentarze 1


Oj pogoda nie zachęcała by się tego dnia wybierać gdziekolwiek na rowerze.
Ale co postanowiłam zrealizować tego nie miałam zamiaru rzucić w kąt tylko dlatego, że jakimś śniegiem za oknem pruszy lekko raz na jakiś czas.
Leniwie w końcu około godziny 13:00 zebrałam się (tego mi się nie chciało najbardziej - samego zbierania, bo samej jazdy a i owszem) i ruszyłam w stronę Czech.

Na pierwszy ogień Głuszyca i Przełęcz pod Czarnochem z przejściem granicznym. I nawet Słońce mnie tam odwiedziło.


Cała jazda przez Czechy to naprzemienne tytułowe dwie strony medalu.




Powyższe zdjęcia zrobione w tej samej minucie, w tym samym miejscu. Pierwsze - głowa w prawo, drugie - głowa w lewo.
Efekt był tak piorunujący, że ciężko było się skupić na samej jeździe. Tylko rozglądałam się wciąż w kółko w zachwycie!








Takimi asfaltami to ja i na koniec świata mogę jechać.


Po dotarciu do Radkowa pakuję się na Drogę Stu Zakrętów z widokiem na Szczeliniec Wielki na górze i Kudową Zdrój po drugiej stronie.



  • DST 35.00km
  • Podjazdy 370m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 17 kwietnia 2015 | Komentarze 0


Szybko szybko. Ostatnie trzy wpisy dodaję, by mieć wszystkie zaległości z głowy.
I wracam do pracy...


  • DST 68.00km
  • Podjazdy 900m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 16 kwietnia 2015 | Komentarze 2


Pierwszy wypad po złamaniu palca. Po upływie trzech dni jest znacznie mniej przyjemnie z palcem niż w niedzielę po glebie. Spuchł, boli, podczas jazdy każda nierówność drogi  odzywa się bólem w samym środku kości. Ale nadal - nie jest to ból w żaden sposób obezwładniający więc uogólniając - jedzie się bardzo znośnie.

Na szczycie podjazdu w Sierpnicy chmury troszkę straszą:



Niedziela, 12 kwietnia 2015 | Komentarze 9

Uczestnicy


Po rozkrętce dnia wczorajszego w kameralnym Kubowym towarzystwie dziś dzień większego zgromadzenia.
Docieramy z Kubskim na miejsce przed czasem, po chwili zaczynają zjeżdżać się riderzy z forum emtb.pl, z którymi jesteśmy pobieżnie umówieni na dziś. I jako zwieńczenie oczekiwania na parkingu zjawia się DKL prosto z Kudowy :) Cudnie, są wszyscy. Szyku szyku i JAZDA pod górę w stronę czerwonego OS1. Podjeżdżamy w dość spokojnym sześcioosobowym składzie: Łukasz "Elwuu", Piotrek "Makrela", 2xKudowa i 2xŚwidnica.

Po dotarciu na szczyt okazuje się, że na wstępie OS1 w pełnym skupieniu technikę ćwiczą Roberto "Ghost" i Vasco.




W międzyczasie na miejsce dotarł jeszcze ciut spóźniony Hermanstopek:


A tu Kubi i bikestatowa dwójka (Lea i Cerber) na początku OS1 widziana oczyma Ani J-K:


Dalsza część czerwonego to kupa zabawy, ciągłe wzajemne tasowanie się i nareszcie zjechana przeze mnie całość w 100% :D

(fot. Cerber)







Dalsza droga to powrót na Przełęcz Tąpadła, wpierw terenem, końcówka asfaltem. Na Przełęczy rozstajemy się z Robertem, Vasco oraz Łukaszem i w piątkę po krótkiej przerwie lecimy na Radunię. Plan był ciut inny - miały być kolejne dwa odcinki specjalne prosto z zawodów enduro emtb Ślęża, ale... Radunia tak kusiła, że zdecydowaliśmy się zamienić jeden z odcinków na szczyt. Lecim!



(fot. Cerber) Musiałam pochwalić się moim nowym outfitem rowerowym :D

Na końcówce podjazdu na szczyt Bogu daje popis siły, który z największą przyjemnością podziwiam i fotografuję:


Ja wciąż nie mogę uwierzyć, że kiedyś uda mi się to wjechać.
I w ten sposób docieramy na szczyt, gdzie nie zabawiamy za długo, bo zjazd przywołuje.


Nie decydujemy się tego dnia na stary niebieski pieszy, lecimy na smakowy singiel z trzema uskokami. W międzyczasie znów dociera do nas zagubiony w akcji Herman :)
Lecę na pierwszy ogień. Uskoki zjechane prawie z zamkniętymi oczami :P
Teraz czas na resztę, która okazuje się być szalenie miłymi celami do ustrzeliwania komórczakiem! (w górze, po prawej, mały pukcik - Ania:) )








Ania jeszcze nie decyduje się na zjazd skałkami, ale patrząc na Jej postępy jestem przekonana, że to kwestia chyba nawet nie miesięcy a tygodni kiedy uda jej się uporać z lękiem wysokości na stromych odcinkach. I za to z całej siły trzymam kciuki!!

A ja?! A ja dupa. Na wydawać by się mogło trywialnej drugiej części tego zjazdu zaliczam glebę. Nie wiem skąd ona. Może tochę za szybko, trochę za mało skupienia, może kamyczek, a może nic tylko jakiś niefart. Upadam na rękę. Wsiadam z powrotem na rower, zjeżdżam do końca, do chłopaków, utyskuję przez chwilę na bolący palec. Chłopaki patrzą na mnie, przytakują i wracają do swojej dyskusji :) No ok, poboli poboli i przestanie, nie ma co narzekać za bardzo, co by za szybko swego prawdziwego oblicza nie odsłaniać przed nowo-poznanymi tak na dzień dobry :P
Poniżej zdjęcie oczekujących robione już (jak się okazało na drugi dzień) złamanym palcem:)


Dalej kierujemy się na część OS4, która nie przynosi jakiś szczególnych uniesień (może jej druga połowa jest bardziej porywająca).

(fot. Cerber)

Na trasie ucieka Herman, po dotarciu na Przełęcz Tąpadła odłącza się również Makrela. Zostajemy we czwórkę. Na Przełęczy ludzi zatrzęsienie. Znajdujemy kawałek wolnej trawki, rozkładamy się, pochłaniamy kiełbasy, piwa, kanapki, bułki. Co wlezie. A co?! Zasłużyliśmy!
Po wypoczynku wskok na siodła i kolejny raz szczyt. Tym razem chcemy zjechać kawałek czerwono-żółtym w stronę Wieżycy.
Na trasie mnóstwo ludzi. Nogi już trochę ciężkie, ale jakoś idzie. W końcu wjeżdżamy na szczyt po raz drugi!


Dalej to już żadna nowość. Wszyscy już zmęczeni ale uradowani pędzimy między turystami pieszymi walcząc o każdy wolny kawałek drogi łokciami :P Idzie piknie, choć palec coraz bardziej doskwiera. O - o...




Na Przełęcz wracamy tą samą drogą co dzień wcześniej z Kubikiem: bezszlakowa ścieżka --> kawałek czerwonego OS1 --> czarny -- > Przełęcz
I ja, ciut zbaczająca z trasy:


I Ania pędząca czerwonym:


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wizyta na drugi dzień w szpitalu i zdjęcie rtg ręki nie pozostawiło złudzeń - złamany paliczek dalszy środkowego palca prawej ręki. Palec w szynę na 4 tygodnie i odpoczynek od roweru (czytaj - od ciężkiego terenu:D ). No nic. Jako, że wpis dodaję z opóźnieniem 9ciodniowym to w tym miejscu mogę donieść, że palec się goi. Opuchlizna już prawie zeszła, boli przy spotkaniu z każdą grubszą dziurą w asfalcie, ale nie boli przesadnie więc nie rozczulam się nad sobą za bardzo, bo i nie o to w rehabilitacji chodzić powinno :)