avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
I tak oto przekreśliłam ten sezon...

Niedziela, 17 maja 2015 | Komentarze 12

Uczestnicy


Czas się rozliczyć z wycieczką, którą przypieczętowałam swój tegoroczny rowerowy los...
Dzień wcześniej było krótko dystansowo, ale niezwykle treściwie - Góry Suche, w których się rozkochałam i w których dopiero co na poważnie się rozsmakowałam.

Po sobotniej, suchogórskiej wycieczce czułam niedosyt gór. Zwracam się zatem do Radziora - Masyw Ślęży i Raduni? Wiele Go namawiać nie trzeba. Jego nowy Spectralowy nabytek aż się wyrywa by kosztować zacnych zjazdów. Radziu idzie za głosem dobywającym się zza czarnych piekielnych rur Mrocznego Widma i przystaje na propozycję. Ruszamy razem w stronę Raduni. Stąd lecimy na bezszlakowy zjazd z łąki trzema skałkami. Jest to mój pierwszy raz na nim po złamaniu palca, co dokonało się na tymże zjeździe właśnie. Urazu psychicznego brak, lęku brak, głowa nie płata absolutnie żadnych figli. Radziu walczy z przyzwyczajeniem się do nowej, szerszej kierownicy. A dobry to zjazd do walki, bo miejscami jest ciasnawo...



Na Przełęczy Tąpadła dołączają do nas Kuba i Piotrek i już we czwórkę (z podziałem na pary:)) docieramy na szczyt. Jako, że jesteśmy z Cre na górze sporo przed chłopakami rozkoszujemy się wyjątkowo nietłumną niedzielną Ślężą. Za jakiś czas dociera reszta. Ochraniacze na nogi i lecimy na czerwony OS1. Mmmm... pychotka.....

Początek idzie bardzo ładnie. Bawimy się na całego :-)






Zjeżdżamy z Kubskim najbardziej chyba problematyczny kawałek tego odcinka:


Za chwilę docierają chłopaki. Piotrek zauważa, że tak prędko dalej nie ruszymy - Kubski złapał flaka (CHOLERNY FLAK!). Przerwa. Radzior z błyskiem w oku przygląda się szlakowi za sobą. Widzę, że korci i przywołuje on go do siebie. Skoro przerwa to przerwa. Wyskakuję z propozycją (CHOLERNA JA!!) - Skoro i tak czekamy na Kubę to podejdźmy kawałek z powrotem z rowerami do góry, ja pojadę trochę wolniej, a Ty Radzio za mną... (CHOLERNA JA PO RAZ WTÓRY!!!).
Podczas zjazdu, na samym końcu coś mnie rozprasza przy pieńku z powyższego zdjęcia. Nie wiem co. Czy nie mogłam się zdecydować czy brać go z lewej czy z prawej? Czy zasnęłam na chwilę? Czy postradałam zmysły...?
W efekcie zwala mnie z roweru w prawą stronę, próbuję ustać, wykręca mi nogę w kolanie, czuję jak staw nie spełnia swojej funkcji, czuję jak noga mi się w kolanie nienaturalnie wygina i lecę na ziemię.
CO JEST!!!???
Boli, nie potwornie mocno, ale potwornie dziwnie. Stało się coś co mnie do tej pory nie spotkało. Nigdy nic nie skręciłam więc nie bardzo wiem co się dzieje. Kuba, zdaje się, podbiega do mnie, chce mnie podnosić, chyba nie mając pojęcia jeszcze, że to nie trakie hop-siup. Sama do końca tego nie wiem. Prawdopodobnie tak w ich mniemaniu jak i w swoim również, panikuję - mówię by mnie nikt nie ruszał (chyba... ale pasuje to do mnie:)) i siadam z boku chwilę odczekać. Kuba dalej walczy z dętką.
Po chwili zaczynam zginać nogę w kolanie. Nie boli. Macam. Nie boli. Myślę - zdrowam. Wastaję. I z powrotem jestem na ziemi. KUR.....!!!!!! Co jest grane? Nie potrafię stać. Jak się okazuje - podczas tej drugiej próby obciążenia prawej nogi Kuba zauważył, że coś mocno dziwnego się dzieje z moim kolanem. Eureka! :-)
Nic tam. Po zabawie.... Do mnie zaczyna docierać, że to zdecydowanie nie była taka-ot-sobie-glebka. Że jest źle. Jeszcze nie dociera do mnie, że może być mocno źle. Póki co wiem, że ja - Emilka vel Zosia-Samosia nie dam sobie już sama rady. Jestem zdana na chłopaków. Wtedy płyną pierwsze łzy. Chłopaki stają na wysokości zadania. Nie, to nieprawda. Stają znacznie wyżej!
Kuba bierze mnie na plecy i wnosi z powrotem na szczyt Ślęży, Piotr i Radziu zajmują się czterema rowerami. Na szczycie okazuje się, że trza by do mnie wzywać helikopter. O NIE! Dam sobie radę sama (no bo jak?!). Z pomocą wsiadam na rower i powoli ruszamy w dół żółtym pieszym. Chłopaki przede mną tworzą tunel w ewentualnych grupach ludzkich. Ja - ze łzami w oczach i wyprostowaną nogą przed sobę - jadę grzecznie za nimi. Na parkingu znów płaczę.
Od Radzia na pożegnanie słyszę  jeden z najpiękniejszych komplementów w życiu. Dzięki Radziu!!!
Jedziemy na SOR....

....dalsze dzieje opisałam tutaj.

No i cóż?! Oto zalegam kolejny dzień lipcowych upałów w łóżku, ciesząc się jak dziecko, że najgorsze (rekonstrukcja ACLa) już za mną. Teraz walczę o powrót do zdrowia. A walkę uwielbiam, więc i ten stan nie jest mi tak straszny jak sobie to wcześniej wyobrażałam.

Plan powrotu na rower w tym roku nie ulega zmianie.
W przyszłym roku mam nadzieję robić to samo co dwa miesiące temu z taką samą przyjemnością i ochotą!



Komentarze
Katana1978
| 09:26 poniedziałek, 31 sierpnia 2015 | linkuj O matko a ja dopiero teraz to czytam !!! - dobrze że przynajmniej wiem że jest już ok
mors
| 08:36 piątek, 17 lipca 2015 | linkuj :)
Eureka! | 10:37 wtorek, 14 lipca 2015 | linkuj I to jest myśl Morsowy!!! :D
mors
| 22:31 poniedziałek, 13 lipca 2015 | linkuj Po mojemu to trza by pieniek wyciąć i możesz wracać na ten szlak. ;)
lea
| 08:18 środa, 8 lipca 2015 | linkuj Dawka śmiechu z samego rana działa cuda, zwłaszcza gdy za oknem NARESZCIE sensowna pogoda :-D
Wszechświecie!!! Toż to wytrzymać się nie da prawie nic-nie-robiąc, w domu, przy takich upałach.

Radziu - będę Ci niejednokrotnie jeszcze dziękować za tę szczerość! Dziękuję.
cremaster
| 07:52 środa, 8 lipca 2015 | linkuj Nie zwykłem do prawienia komplementów, to był tylko taki przypływ szczerości :)

Co do walki z rowerami to nieźle sobie naprzeklinałem bo kupili sobie rowery z kijami od mioteł zamiast kierownicy i weź to prowadź do góry :D
lea
| 07:49 środa, 8 lipca 2015 | linkuj Pani Psycholog to rodzina nie z krwi i kości ale z duszy, serca i własnego wyboru :) Jednakże w życiu bym się nie wybrała do znajomego psychologa więc Pani A. jest bezpieczna od mojego przyszłego zrzędzenia w stylu "nie umiem tego zjechać, boję się, nie wiem jak wystawić dupsko za siodło..." :-P

Moniczko - dla mojej głowy mam nadzieję, że jak najszybciej tam wrócę, jednakże tak czy siak z powrotem w taki teren poczekam do samiutkiego końca rehabilitacji więc jeszcze w przybliżeniu 9 miesięcy bez 9 dni :-D Zakładam więc, że z końcem kwietnia przyszłego roku będę się mierzyć z powrotem ze Ślężą... Ale znów do znudzenia - a będzie tak jak czas pokaże :-)
monikaaa
| 20:00 wtorek, 7 lipca 2015 | linkuj Radzior - Ty komplemenciarzu ;) Ja tylko jestem ciekawa jak szybko po powrocie do zdrowia odegrasz się na tym szlaku? :)
ankaj28
| 16:01 wtorek, 7 lipca 2015 | linkuj Jak dobrze pogrzebiesz w Waszej rodzince, to oprócz świetnej fizjoterapeutki to i super psychologa znajdziesz:) Choć ten najlepszy i tak jest najbliżej ciebie. I ćwicz mocno, bo trenażer już prawie odkurzony. :)
Uparta | 15:13 wtorek, 7 lipca 2015 | linkuj A starałam się napisać to dość ciekawie... :-P

Dzięki chłopaki! To prawda, że jest to trochę ryzykowny sport. Im dalej w stronę downhillu tym łatwiej o coraz poważniejsze urazy. Ale - na tę chwilę obstaję przy przekonaniu, że nie zrezygnuję z tego. A co na to odpowie moja głowa po powrocie na siodło - czas pokaże...
bobiko
| 13:48 wtorek, 7 lipca 2015 | linkuj co nei zabije to wzmocni. NIestety, tez sie boję kontuzji i za każdym razem gdy jestem w górach wspominam to jak mantrę ale gdy podjedżam i zjeżdzam skądś to często adrenalina bierze górę i głowa wtedy wygrywa ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa siety
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]