Kategorie bloga
- 1000 - 1500 w pionie
116 - 1500 - 2500 w pionie
42 - 2500 - ... w pionie
6 - Beesową paczką
80 - Beskidy
3 - Bieszczady
2 - Chaszczing
3 - Dolomity 2014
9 - Góry Bardzkie
3 - Góry Bialskie
3 - Góry Bystrzyckie
4 - Góry Kaczawskie
1 - Góry Orlickie
4 - Góry Sowie
115 - Góry Stołowe i Broumovsko
17 - Góry Suche
53 - Góry Złote
4 - Izery
1 - Jesioniki
4 - Karkonosze
15 - Korona Gór Polski
13 - Masyw Ślęży
59 - Masyw Śnieżnika
5 - Rekonstrukcja ACL
11 - Rudawy Janowickie
4 - Single i Ścieżki
6 - Wschody Słońca na szczycie
6 - Zima na całego!
16
Archiwum bloga
- 2016, Luty
16 - 15 - 2016, Styczeń
1 - 4 - 2015, Grudzień
19 - 24 - 2015, Listopad
16 - 49 - 2015, Październik
15 - 39 - 2015, Wrzesień
20 - 144 - 2015, Sierpień
13 - 106 - 2015, Lipiec
2 - 17 - 2015, Czerwiec
2 - 33 - 2015, Maj
12 - 70 - 2015, Kwiecień
16 - 62 - 2015, Marzec
19 - 96 - 2015, Luty
13 - 37 - 2015, Styczeń
10 - 68 - 2014, Grudzień
8 - 65 - 2014, Listopad
15 - 110 - 2014, Październik
18 - 120 - 2014, Wrzesień
13 - 75 - 2014, Sierpień
18 - 42 - 2014, Lipiec
18 - 74 - 2014, Czerwiec
16 - 136 - 2014, Maj
21 - 141 - 2014, Kwiecień
17 - 205 - 2014, Marzec
19 - 175 - 2014, Luty
24 - 135 - 2014, Styczeń
12 - 94 - 2013, Grudzień
16 - 136 - 2013, Listopad
11 - 94 - 2013, Październik
22 - 188 - 2013, Wrzesień
19 - 92 - 2013, Sierpień
18 - 118 - 2013, Lipiec
15 - 66 - 2013, Czerwiec
16 - 43 - 2013, Maj
14 - 118 - 2013, Kwiecień
15 - 100 - 2013, Marzec
18 - 62 - 2013, Luty
11 - 32 - 2013, Styczeń
5 - 8 - 2012, Grudzień
8 - 4 - 2012, Listopad
19 - 43 - 2012, Październik
16 - 62 - 2012, Wrzesień
19 - 100 - 2012, Sierpień
18 - 56 - 2012, Lipiec
14 - 57 - 2012, Czerwiec
14 - 70 - 2012, Maj
20 - 138 - 2012, Kwiecień
19 - 166 - 2012, Marzec
16 - 123 - 2012, Luty
16 - 139 - 2012, Styczeń
20 - 138 - 2011, Grudzień
23 - 47 - 2011, Listopad
1 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
Góry Sowie
Dystans całkowity: | 8228.49 km (w terenie 1844.50 km; 22.42%) |
Czas w ruchu: | 443:17 |
Średnia prędkość: | 17.65 km/h |
Maksymalna prędkość: | 75.10 km/h |
Suma podjazdów: | 120079 m |
Maks. tętno maksymalne: | 174 (91 %) |
Maks. tętno średnie: | 146 (76 %) |
Liczba aktywności: | 115 |
Średnio na aktywność: | 71.55 km i 4h 08m |
Więcej statystyk |
- DST 1.00km
- Teren 1.00km
- Sprzęt Terenowy Reign
Poniedziałek, 17 sierpnia 2015 | Komentarze 7
Kategoria Beesową paczką, Góry Sowie, Masyw Ślęży, Rekonstrukcja ACL
Uczestnicy
Całkiem ładnie mi się to wszystko układa terminowo.
Dziś mijają dokładnie 3 miesiące od ślężańskich harców w wyniku, których te trzy miesiące przyniosły mi stos zupełnie nieoczekiwanych doznań, wrażeń i emocji.
Patrząc na to wszystko z perspektywy czasu muszę wysunąć wniosek, który mnie zaskakuje i szokuje - nie żałuję, że się to stało. Mocna nauka, ale chyba trochę mi potrzebna. Nauka na przyszłość, że o ciało dbać trzeba wyjątkowo mocno kiedy chce się prowadzić takie życie jakie ja sobie w tym momencie wymarzyłam. Że nie ma "eeee, poboli poboli i przestanie", nie ma "później pójdę do lekarza z tym kolanem, żebrem, kostką...". Bo to później albo przychodzi za późno, albo nie przychodzi wcale.
Nie twierdzę, że zacznę się teraz nad sobą roztkliwiać, nie opuszczę asfaltu i nie wrócę w teren. Co to to nie. Ale przestawiło się moje myślenie o moim ciele. Nie jestem nieśmiertelna, nie jestem nie do zdarcia, nie każda kontuzja zagoi się sama.
Zmieniło się moje myślenie, zmieniła moja dieta, zmieniło zaufanie do lekarzy i fizjoterapeutów.
Bo w czarnej dupie bym teraz była gdyby nie zaangażowanie dra Krupy i fizjoterapeutki Doroty Jasińskiej. Swojego własnego wkładu nie umniejszam, ale on jest kroplą w morzu potrzeb po każdej większej kontuzji. A fachowcy największego kalibru są niezbędni i nieocenieni. I w tym miejscu dziękuję im z CAŁEGO SERCA za to, że 90 dni po zerwaniu więzadła krzyżowego przedniego i 49 dni po zabiegu jego rekonstrukcji mogę robić takie rzeczy:
--> 12 sierpnia 2015 - znów w górach. Tym razem decyduję się na towarzyszenie chłopakom podczas jazdy po Górach Sowich i wspinam się na 1015 mnpm na szczyt Wielkiej Sowy. Tym razem jeszcze jest za rano by przywitać się z Panem Wieżowym, ale co się odwlecze... :-)
(zdj. Radzior)
--> 15 sierpnia 2015 - powtórka z rozrywki. Bo okazuje się, że w Nadleśnictwie Świdnickim zakaz wstępu do lasu jest tylko umowny. Nadleśniczy pozwala rozsądnym turystom wejść do lasu. My się za takowych uważamy więc znów na szczyt i tym razem chłopaki pozwalają sobie na ciut dłuższą trasę. A ja??!! Dla mnie najważniejsze jest kilkaset metrów między Schroniskiem Sowa a krzyżówką fioletowego z czerwonym, które to pokonuję na rowerze, uciekając przed Radziem ile tchu w płucach i krążąc uradowana wokół niego w oczekiwaniu na dojście do nas Kuby. Ależ ja już się nie mogę tego doczekać, dłużej, legalnie, bez stresu... :-D
A na szczycie, w oczekiwaniu na chłopaków, gawędzę z Panem Wieżowym, który daje mi dobry motywator by czym prędzej rowerowo stawić się na szczycie - po dotarciu na górę postawi mi zwycięskie piwo. Panie i Panowie - czas start! :-P
(zdj. Radzior)
(zdj. Radzior)
--> 16 sierpnia 2015 - rowerowo Kubi, Ania i Bogu. Na piechotę Radziu i ja. Schodzimy Masywy Raduni i Ślęży. Na luzie, choć decydując się na absolutnie nietrywialne ścieżki. Podejście niebieskim pieszym (starym) na Radunię wylewa z nas siódme poty i piętnaste śmiechy :-) Odkrywamy nowe szlaki i korzystamy z pięknej pogody. Jest świetnie!
(zdj. Radzior)
Wrażenia z tych górskich podbojów: kolano dziś nie boli, nie bolało podczas chodzenia, nie napuchło itp. Jakbym powiedziała, że nie czuję delikatnego zmęczenia i dyskomfortu to bym skłamała. Ale teraz pytanie musi brzmieć - jak się przez 3 miesiące bardzo niewiele jakkolwiek chodzi, już nie mówiąc o górach to czego można oczekiwać?
Kondycja kuleje, ale nie ma tragedii. Niczego innego się nie spodziewałam.
Kolano coraz lepiej reaguje na nieoczekiwane bodźce zewnętrzne typu - lekkie omsknięcie się nogi na patyku, niewielka przeszkoda pod nogą, której nie dostrzegłam. Jest z tym coraz lepiej, czyli czucie głębokie zaczyna się odbudowywać. Jak chodzę po (mniej lub bardziej) niestabilnym podłożu to wciąż ze wzrokiem wpatrzonym pod nogi. Muszę widzieć przeszkody, bo zdecydowanie jeszcze nie ufam w pełni tej nodze.
Ale gdyby ktoś mi miesiąc temu powiedział, że tak będzie wyglądać połowa sierpnia w moim wykonaniu to w życiu bym nie uwierzyła.
Kroki, którymi zbliżam się do celu są wciąż coraz większe.
Ale do znudzenia powtarzam sobie - byle nie dać się zwariować i nie popaść w przekonanie, że już WSZYSTKO jest ok. Bo nie jest. I jeszcze przez długi czas nie będzie. Zatem jedziemy z koksem. Tym akcentem kończę i zabieram się za poranną serię ćwiczeń :-D
I mam olbrzymią nadzieję, że jutro będę mogła się tu zalogować w celu dodania wpisu z wycieczki....
AHOJ!!!
- DST 70.00km
- Teren 40.00km
- Podjazdy 1450m
- Sprzęt Terenowy Reign
Wtorek, 5 maja 2015 | Komentarze 3
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Tym razem Sowie w samotności.
Radość mi ta trasa przyniosła niebywałą.
Na dojeździe na Przełęcz Walimską, tą samą drogą co 3 dni wcześniej:
Glinno w dole, Wielka Sowa w tle:
Na niebieskim pieszym Glinno-Przeł. Walimska towarzyszy mi przez chwil kilka Słodziak. Przez kilka pierwszych sekund nieszczególnie ufni jesteśmy wobec siebie, ale później całkiem przyjemnie nas się kawałek wspólnie podróżuje.
Tego dnia decyduję się na dotarcie na szczyt niebieskim szlakiem pieszym. Uwielbiam ten podjazd, choć wciąż nie udaje mi się go pokonać w 100% w siodle. Kiedyś się uda. Komentarz do Reigna - uwielbiam go na ciężkich technicznie, stronych terenowych podjazdach! Oczywiście na fotce wygląda to-to prawie jak autostrada :P
Na szczycie chwila posiadówki, zjazd czerwonym pod Schronisko Sowa. I tam krótkie pławienie się w promieniach prawie letniego Słońca, żółty na Kozie Siodło i zjazd czerwonym na Przeł. Jugowską.
Nieszczególnie długo zastanawiam się co dalej. Decyzja szybko podejmuje się sama - Kalenica. Podjazd idzie całkiem sprawnie, jest siła, choć na mocno sztywnych kawałkach brakowało mi możliwości mocnego chwytu prawej ręki.
Widoki niestety bardzo słabiutkie więc miast na góry patrzyłam w dół:)
Powrót na Jugowską tą samą drogą. Ok. 2 kilometry zjazdu asfaltowego w stronę Kamionek i odbicie w czerwony pieszy, który z różnymi modyfikacjami po drodze ostatecznie doprowadza mnie dokładnie tam gdzie chciałam - asfalt Rościszów-Walim, przy zjeździe do Glinna. Zjeżdzam asfaltem i wracam z Glinna tak jak przyjechałamn - czerwonym strefowym.
A po drodze z pozdrowieniami dla Młodego Mariusza:
- DST 62.00km
- Teren 35.00km
- Podjazdy 1300m
- Sprzęt Terenowy Reign
Sobota, 2 maja 2015 | Komentarze 2
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Z lekka parafrazując Kubusia Puchatka - autorytet lat młodości (niekoniecznie minionych) : gdyby mi się chciało chcieć tak jak mi się niechcieć chce...
Czyżbym nie jeździła od 27 kwietnia do 2 maja? No chyba. Żadnych jeszcze bardziej zaległych wycieczek nie odnajduję w moich lichych zapiskach podręcznych.
Więc to chyba będzie to.
Góry Sowie. ACH! Jakże ja tęskniłam za terenem!! Na złamanym palcu jeszcze szyna, bo to dopiero kończy się trzeci tydzień od niefortunnej gleby. Ale nie zamierzam dłużej czekać. Nie wiem czy w tym przypadku zdanie się na stwierdzenie: co mnie nie zabije to mnie wzmocni jest wyjątkowo trafionym pomysłem, ale NIE! nie zamierzam się tym przejmować. Bo pogoda piękna, bo nie chce mi się znów tylko asfaltem.
Ruszam. Po 11 km wjeżdżam "W LAS" wpierw bezszlakowo, później żółtym pieszym, by po kilku kilometrach połączyć się z czerwonym rowerowym strefowym, który doprowadza mnie prosto do Glinna. Jechałam nim po raz pierwszy. Wrażenia bombowe!
Widok ze szlaku na Michałkową w dole:
Na Przełęczy Walimskiej łączę się z Kubą i razem jedziemy na szczyt.
No i przecież! Majówka!!
Na szczycie tłumy, na czerwonym do Schroniska Sowa tłumy, na niebieskim na Walimską TŁUMY. Nie przynosiły tego dnia zjazdy olbrzymiej radości. Zbyt wiele walki było o to by stonki nie zrównać z ziemią. ALE - dobrze, że ludzie w góry wybyli zamiast wizytować w marketach.
Na Walimskiej rozstajemy się, ja jadę obczaić jeszcze jeden, olany na dojeździe kawałek czerwonego. Oj - zacne to kilka kilometrów. Bez hardkorów, ale i nie tak zupełnie trywialne, zwłaszcza na powrocie.
A dalsza część majówki to wizyta u rodziny na komuni. I też fajnie :)
- DST 67.00km
- Teren 12.00km
- Podjazdy 1210m
- Sprzęt Terenowy Reign
Poniedziałek, 6 kwietnia 2015 | Komentarze 5
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Beesową paczką, Góry Sowie, Zima na całego!
Uczestnicy
Wielki Poniedziałek; lany poniedziałek. Zlała nas woda, ale w ciut odmiennym stanie skupienia od tego, którego się spodziewaliśmy 6 kwietnia.
Pierwotnie miało być Broumovsko, ale pogoda, śniegi i zapowiedzi nie pozostawiały w niedzielę złudzeń - będzie mokro, śnieżnie i - na borumovskich głazach - najprawdopodobniej mocno niebezpiecznie. Przekładamy.
Po niedzielno-wieczornej rozmowie z Cerberem nie czekam zatem ani minuty. Telefon w dłoń, sms do Radzia - "Jedziemy?", za sekundy trzy odpowiedź "Jedziemy!". Z Radziem umawianie się to najszybsza czynność świata. Cudo!
Spotykamy się w standardowym miejscu, na które docieram NARESZCIE! jako pierwsza, przez krótkie kilka minut oczekiwania, zostając zasypywaną coraz grubszą wastwą śniegu... to tak serio? Już w Świdnicy się zaczyna z grubej rury Zima rozpanaszać? Co będzie na górze?!
Ruszamy.
To pierwszy tak długi dojazd asfaltem na Reignie. Nie wiem czy dzień był zły, czy wszystkie niefarty - ze śniegiem zalepiającym oczy na czele - wpłynęły na to, czy po prostu to wina Reigna, ale NIE! NIE!! i jeszcze raz NIE!!! takim dojazdom na tym rowerze. Wymęczyło mnie to przeokrutnie i prawie wycisnęło łzy frustracji i wnerwa z oczu. Może kiedy będę dojeżdżać sama to się nestępnym razem na to zdecyduję, ale w towarzystwie? Za dużo irytacji kosztowało mnie patrzenie na Radzia podjeżdżającego z gracją baletnicy i czekającego co chwila na mnie, sapiącą i pełznącą ledwo co.
--> Pierwszy kilometr:
--> Dwunasty kilometr, bez zmian, a właściwie coraz gęściej:
W Walimiu już nie ma wątpliwości (jeśli w ogóle z jakiejś paki jeszcze do tej pory nas nie opuściły) - oficjalne pożeganie Zimy, które uskuteczniliśmy miesiąc wcześniej to była bardzo gruba przesada i falstart :)
Na podjeździe w Rzeczce pierwszy Radziowy niefart - flak. Skąd i kiedy - tego nikt nie wie, ale łatać trzeba, bo powietrze schodzi ciut za szybko by czekać na ciepełko Schroniska Sowa.
Po wjeździe w teren odżywam. Nie wiem o co chodzi, ale na podjeździe do Schroniska, a potem na szczyt niosą mnie chyba sowiogórskie anioły na swych skrzydłach. Dziwne.
W Sowie spotykamy Ramborowera z kumplem. Na piechotę, choć Rambo - ciśnij :)
Dopijamy i wychodzimy.
Decyzja zapada bardzo szybko - prosto na górę czerwonym pieszym.
I tu największe zaskoczenie dzisiejszego dnia - po raz pierwszy w życiu udało mi się ten podjazd zrobić w całości w siodle, bez podparć ani innych oszukańczych :P sztuczek. Kończąc najgorszy kawałek, który absolutnie zawsze (czy to lato czy zima) zrzucał mnie z krossowego siodła, nawet tego nie zauważyłam. Widząc wypłaszczenie przed sobą skapnęłam się, że to już.
Więc wielkie zdumienie i brawo dla Reigna, bo poradził sobie z czerwonym najlepiej jak to możliwe!
A na szczycie.... :D
Pięknie i nawet już dość ekstremalnie. Pada, wieje, 100% Zimy, 0% Wiosny.
Zjazd czerwonym na Kozie Siodło idzie mi wspaniale kiedy w końcu popuściłam trochę powietrza z opon.
Trochę się na Radzia naczekałam i kiedy już pełna obaw zbierałam się do powrotu na górę, zjechał. Pierwszy tekst - linka przerzutki tylnej puściła. Testy jednakże przeczą uparcie temu stwierdzeniu. Po chwili rzucamy, że prawdopodobnie po wizycie w schronisku i powrocie na mróz zamarzła kaseta. Po chwili okazuje się, że rzeczywiście takie cuda Radzia spotykają tego dnia :)
Kozie Siodło. 6 kwietnia. Sporty zimowe w pełni :)
Z Koziego Siodła żółtym pod Schr. Sowa i dalej na Małą Sowę.
Na szczycie Małej Sowy:
Wybierając tego dnia żółty szlak pieszy z Małej Sowy dorzuciliśmy do kolekcji ostatni zimowy zjazd (prócz niebieskiego schodzącego ze szczytu Wielkiej Sowy na Starą Jodłę, który uważam za nieprzejezdny rowerem, przynajmniej w pierwszej części).
Zjazd żółtym natomiast smakował tak wspaniale jak się tego spodziewała :D
Asfaltowy powrót z Walimia to znów męczarnia okrutna. Do tego pod wiatr. No nic. Bez dwóch zdań - WARTO BYŁO!!
- DST 106.43km
- Czas 05:10
- VAVG 20.60km/h
- VMAX 59.90km/h
- Podjazdy 1315m
- Sprzęt KROSSowy
Wtorek, 10 marca 2015 | Komentarze 8
Kategoria Góry Sowie, 1000 - 1500 w pionie
Jakaś ta dzisiejsza trasa dziwna i nieogarnięta była.
Po pierwsze - w okolicach Srebrnej Góry moja intuicja wywiodła mnie na manowce, pogubiłam, się, kręciłam w koło macieju i wciąż dobrej drogi odnaleźć nie mogłam. Po tych kilku latach niejednej samotnej wycieczki, bez żadnych wspomagaczy giepeesowych, nauczyłam się już tej mojej intuicji ufać prawie w ciemno. W razie wątpliwości nawet rzadko już na mapę papierową zerkam, tylko cisnę gdzie sądzę, że cisnąć powinnam. No nie dziś. Dziś było dziwnie.
Po drugie WIATR. Taki on nieogarnięty dziś jak ja. Niby straszliwie jakoś nie przeszkadzał (zwłaszcza w porównaniu do dnia wczorajszego), ale na pomoc z jego strony to dziś prawie w ogóle liczyć nie mogłam.
Po trzecie początek pracy zaplanowany miałam na 14:00 więc od chwili gdy się pogubiłam (od około czterdziestego kilometra trasy) pędziłam bez przerwy, pokonując kolejne podjazdy (to na Przełęcz Srebrną, to na Sokolą). I co? 9 km przed domem otrzymałam wiadomość od uczennicy z 14, że jednak dziś niet. W takich sytuacjach pozostają dwa wyjścia - albo przyjąć to do wiadomości i przestać myśleć, albo zacząć rzucać bluzgami na lewo i prawo i złorzeczyć na czym to świat stoi. Zawsze wybieram opcję numer jeden. Przynajmniej ostatnią dyszkę pokonałam spokojnie i bez żadnej spiny. No i na luzie zdążę dodać wpis, umyć się i zjeść coś przed pracą.
I po czwarte - sytuacja zupełnie bez precedensu - na trasie spotkałam dziś 5 (słownie PIĘĆ) wozów policyjnych. Podczas gdy standardowo prawie nie zdarza mi się spotkać w ciągu dnia choć jednego.
Prawie wszystko na dziś.
Jeszcze tylko, że pogoda piękna, Słońce i Wiosna wokoło.
Dobry to był wypad na chwilowe pożegnanie się z tym wiosennym wybuchem (prognozy niestety nie pozostawiają złudzeń).
Z pozdrowieniami dla Marka:
Nie byłabym sobą gdybym choć raz w ciągu sezonu nie odwiedziłą moich ulubionych ruin w Owieśnie:
I kolejne - dla mnie nowość tego dnia - ruiny zamku w Rudnicy. Gdybym się nie pogubiła to bym tego cacka nie spotkała :-)
Resztki śniegu cykane podczas podjazdu na Przełęcz Sokolą.
I na koniec, przed samą Świdnicą, mały i ciekawski obserwator:
- DST 73.10km
- Teren 17.00km
- Czas 04:20
- VAVG 16.87km/h
- VMAX 54.50km/h
- Podjazdy 1410m
- Sprzęt KROSSowy
Sobota, 7 marca 2015 | Komentarze 10
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Beesową paczką, Góry Sowie, Zima na całego!
Uczestnicy
A tak niedawno wpisywałam bardzo podobny, ale jakże inny tytuł :-)
Aktualne prognozy pogody nie pozostawiały złudzeń - jak nie teraz to już nie będzie kiedy świadomie żegnać się z terenową Zimą.
Nie mogliśmy podjąć lepsze decyzji. Podejrzewam, że już jutro większość z naszej dzisiejszej trasy będzie nieprzejezdna na rowerze.
Ale od początku.
Spotykamy się z Radziem w standardowym miejscu i czym prędzej ruszamy w stronę Przełęczy Sokolej. Na dojeździe z radością zauważam, że już nie odstaję tak Cre na podjazdach jak to było do tej pory. Mam nadzieję, że nie zapeszę, ale napisać to muszę - chyba się budzę z zimowego letargu foremnego :-D
Na Przełęczy łączymy się z Kubą, który ostatecznie dał się namówić na wspólne z nami żegnanie Zimy. Na początek asfaltowa ścianka pod Schronisko Orzeł. Nie weszła tak bezboleśnie jak w sezonie, ale grunt, że podjechana, choć długo serducho po tym podjeździe do ładu doprowadzałam.
Pod Orłem rozodziewam się na chwilę. Jak to cudownie jechać bez kurtki i w rękawiczkach bez palców. Przegięłam - jasne, ale jednak pierwsze koty za płoty i na wielkosowie stoły !! :-)
W Schr. Sowa zatrzymujemy się na chwilę by podładować akumulatory przed podjazdem. I Sru - na czerwony. Za pierwszym razem podjeżdża się nim dobrze. Nie wyśmienicie, bo już gdzieniegdzie śnieg się zzupił i koło tylne ślizga się niemiłosiernie, ale idzie jechać.
Ze szczytu zjazd czerwonym na Kozie Siodło. BOMBA! Choć na końcówce już śnieg taki mokry, że rower tańczy i lata na wszystkie strony. Nawet nie przychodzi nam do głowy by pchać się dalej w dół - w stronę Przeł. Jugowskiej. Wybieramy żółty znów pod Schr. Sowa.
Na Kozim Siodle spotykamy dwóch biegówkowiczów, z którymi zamieniamy kilka zdań. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie Chłopaki!!
Miejscami, na nasłonecznionych odcinkach, i tu niestety trzeba zejść z roweru.
Pod Schroniskiem rozstajemy się z Kubą, który wraca do samochodu. My lecimy znów czerwonym na Szczyt. Niesamowite co te 1,5 godziny zrobiło ze śniegiem. Tym razem o wiele gorzej idzie podjazd. Ciapa roztopionego śniegu zasysa koła nieznośnie. To w tym momencie jednocześnie chórem stwierdzamy - KONIEC ZIMY!
Teraz na górze już jest znacznie więcej Słońca.
A w Słońcu obłędnie wygrzewający się na stole Sierściuch wielkosowi:
Mimo niechęci do opuszczania potwora - nie ma na co czekać. Wsiadamy na siodła i zmierzamy w stronę niebieskiego pieszego. Ten zjazd należy do zdecydowanie najlepszych dzisiejszego dnia. Od nienasłonecznionej strony, wciąż pokryty przyjemnym śniegiem. Na trasie znów zachłystujemy się Wiosną w dole, będąc pogrążonymi wciąż w Zimie na górze :-P
Na zjeździe na Przełęcz Walimską mijamy dokładny punkt, w którym Zima oddaje pałeczkę Wiośnie:
Nawet nie myślimy o tym by pchać się na zabłocony kawałek niebieskiego Walimska-Glinno, zjażdzamy do Walimia asfaltem i ciśniemy do Zagórza. Rzucam niemrawo - szkoda, że nie zdecydowaliśmy się na podjazd pod Zamek Grodno i teren nad tamę. Radkowi wiele nie trzeba mówić. Pada z Jego ust komenda - W TYŁ ZWROT! Zawracamy więc i radośnie wjeżdżamy w teren. Mocna ścianka żółto-niebieskiego pod zamek to całkiem porządny trening na koniec.
A potem bardzo przyjemny zjazd pod Wodniaka. Mały sukces dzisiejszego dnia - po raz pierwszy zjeżdżam te kamole na samym końcu przed Wodniakiem :-)
Spod Wodniaka wokół Jeziora nad tamę:
I dalej czerwonym strefowym pod Zagrodę:
Wyśmienite pożegnanie się z Zimą! Wielkie dzięki Radziu!
Liczę, że jutrzejsza Ślęża z Bożenką będzie już opatrzona potężną dawką Wiosny :-)
- DST 70.88km
- Teren 9.00km
- Czas 03:55
- VAVG 18.10km/h
- VMAX 47.10km/h
- Podjazdy 1100m
- Sprzęt KROSSowy
Środa, 4 marca 2015 | Komentarze 6
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Bo tak czytając wczorajszy wpis zorientowałam się, że "jeżdżę" po tej Zimie jakbym jej nie lubiła zupełnie. A gdzież moja pamięć się podziała?! Przecież w tym roku rozkochałam się w Zimie zupełnie bez żartów i jeśli da się korzystać to korzystać trzeba, a nie złorzeczyć, że Wiosna przyjść nie chce. Bo chce przyjść. I to widać na każdym kroku, ale w górach .... ACH! W górach wciąż panuje Piękna Pani Zima :-)
Dziś mały aplauz ode mnie dla wichury. Wyjątkowo w obie strony przez większość trasy wiatr pomagał, zamiast przeszkadzać. Cuda i dziwy! Ale to chyba w ramach zrównoważenia mego wczorajszego przez wiatr sponiewierania.
Właśnie. Oto WIOSNA. W drodze do Pieszyc.
Na podjeździe Kamionki-Przełęcz Jugowska Wiosna i Zima nieprzerwanie prowadziły ze sobą batalię:
Aż w okolicach 750 mnpm ostatecznie na chwilę zwyciężyła Zima.
Na szczyt jadę prosto czerwonym pieszym, przez Kozią Równię i Kozie Siodło. Podjeżdża się aktualnie nieporównywalnie łatwiej do okresu bezśnieżnego. Wszystkie luźne kamienie, kamyczki i korzenie przykryte są przez śnieg i nie ma z nimi walki na podjeździe.
Na szczycie spotykam Bikera i Skiturowca. Ucinamy sobie krótką pogawędkę.
Kadr z kamerki Szczytowej. My w oddali.
I jedno z ładniejszych ujęć wieży jakie udało mi się zrobić do tej pory. Czarne chmury w tle kapitalne wrażenie robiły.
No i oczywiście Kota podano do stołu :-D
Zjazd nadal czerwonym (miodzio!) do Schroniska Sowa. Tam chwila posiadówki, zjazd na Przełęcz Sokolą i powrót do domu.
Tak. Lubię Zimę. Choć nie ukrywam, że Wiosny wyczekuję.
- DST 66.34km
- Teren 15.00km
- Czas 04:32
- VAVG 14.63km/h
- VMAX 43.30km/h
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt KROSSowy
Sobota, 14 lutego 2015 | Komentarze 8
Kategoria Zima na całego!, Góry Sowie, Beesową paczką, 1000 - 1500 w pionie
Uczestnicy
Dziś absolutny hit jeśli idzie o tegoroczną Wielką Sowę.
Brak opadów przez kilka ostatnich dni zrobił swoje - niedzielno-poniedziałkowy puch został pięknie udeptany przez pieszych i biegaczy. Zecydowana większość trasy była zupełnie bezproblemowo przejezdna.
Ale od początku.
A na początku Radzior robi mi niespodziankę z rodzaju tych, które ja zwykłam przedwiośniem robić innym. Czyli wyskakuje na golasa (no... prawie) na śnieg.
Przez długi czas nie mogę dojść do siebie. W końcu jakoś się zbieram.
Z trudem docieramy na Przełęcz Sokolą. Wmordewind dziś wyjątkowo paskudny chciał nas zatrzymać w Świdnicy.
Podjęliśmy jednak dzielnie walkę, która jak się niebawem okazało, BARDZO się opłaciła.
Tak więc zimowy start następuje na Przełęczy Sokolej.
Decydujemy, że Schronisko Sowa tym razem zaliczymy na początku trasy. Dobry wybór, wyśmienicie mija nam tam czas.
A po piwku łatwiej jest obstawać przy podjętej uprzednio decyzji o podjeździe na szczyt czerwonym szlakiem pieszym. Spodziewamy się na nim małego armagedonu. Spotyka nas wielka niespodzianka, bo prawie w 100% udaje się nam to podjechać. Choć przypłacamy to małymi zawałami serca na Szczycie.
(fot. Radzior) Ja i moja wspaniała torebka podsiodłowa na podjeździe czerwonym. Dziękuję Wam - Darczyńcy!!! :-*
(fot. Radzior)
Radziowy termometr mówi o 3 stopniach na plusie. I rzeczywiście, otoczeni śniegiem, uśmiechniętymi ludźmi, ze słońcem lejącym nam się na głowy, jest nam zwyczajnie ciepło. Ale kolejna perła czeka - zjazd czerwonym pieszym do Koziego Siodła.
Początek - ten płaski - jest ciężkawy, choć przejezdny. Im dalej tym lepiej. Niedaleko przed Kozim Siodłem Radzio zalicza podryw na OTB :-D Tak mi się coś zdawało, że ciut za długo na niego czekam na dole. Ale toż to walentynki - trzeba zrozumieć męskie zapędy ;-) Żal mi tylko, że tego nie widziałam!
Z Koziego niestety czeka nas najgorszy fragment trasy - żółty pieszy pod Schronisko Sowa. Grrrr!!!! Większość prowadzona. Fuj choć pięknie.
Dalej pędzimy na równię między Wielką a Małą Sową by zakosztować największego mistrzostwa świata w dniu dzisiejszym - zjazdu na Przełęcz Walimską niebieskim pieszym. Jejku! Coś cudownego!
I znów - nie idzie opisać słowami jak gigantyczną frajdę czerpię z tych zimowych sowiogórskich wycieczek. Jak od całkowicie innej strony poznaję te góry. I jak niezależnie od strony - wciąż pokochuję je coraz bardziej.
Przejazdu niebieskim kawałkiem z Przeł. Walimskiej w stronę Glinna pozwolę sobie nie komentować, by nie zabluźnić wpisu :-P Było tak samo irytująco jak śmiesznie. No i wciąż przepięknie.
(fot. Radzior) :-)
A na dole oczywiście Wiosna!
- DST 67.00km
- Teren 16.00km
- Czas 04:23
- VAVG 15.29km/h
- VMAX 48.50km/h
- Podjazdy 1180m
- Sprzęt KROSSowy
Niedziela, 1 lutego 2015 | Komentarze 6
Kategoria Zima na całego!, 1000 - 1500 w pionie, Beesową paczką, Góry Sowie
Uczestnicy
Dziś krótko, bo sen morzy. Mięśnie po walce i glebach bolą i domagają się łóżka. Głowa pełna wrażeń też woła o odpoczynek i chwilę wytchnienia :-D
Jak szał to na całego. Sobota, 23 z hakiem. Sms do Radzia: jedziesz? Odpowiedź: Jadę, a jakże!
I tak jak szalenie i znienacka się rozpoczęło tak do 17 dnia następnego trwało.
Asfaltem docieramy do Rzeczki na Przełęcz Sokolą. Na szczyt ciśniemy szlakami rowerowymi. Z początku pięknie przejezdny, ubity śnieg. Pod koniec sprawdzanie ubicepsowienia Radziowego :-P No i na trasie widzimy ślady prawdopodobnie pozostawione przez fatbike`a. Przyznać się kto na tym cudzie dziś po Sowich pomykał!? :-)
Przed samym szczytem nawet znów udaje nam się wsiąść na rowery i z dumą dojechać, zamiast dochodzić.
I teraz czeka nas perełka (jedna z kilku:-) dzisiejszego dnia - zjazd czerwonym szlakiem pieszym do Schroniska Sowa. Przyznam, że miałam stresa, na zjeździe dopiero się okazało, że ABSOLUTNIE nie taki diabeł straszny, a wręcz przeciwnie - po dotarciu do Sowy paszcze nam się nie przestają cieszyć. Cudo, bomba i obłęd na całego!!!
Po niekrótkiej posiadówce w Schronisku jeszcze chwila czerwonego i kolejna perła - zielony kawałek strefowego. Do teraz na wspomnienie tego "zjazdu" pękam ze śmiechu :-D
Górskie sporty zimowe:
I zielony strefowy:
I ja, próbująca się pozbierać po wybuchu śmiechowym:
Dalej Sokola, Sierpnica, Włodarz i asfalt do domu.
Po drodze trochę podziwiania miejsc, z których właśnie wracamy:
I jeszcze więcej zabawy w śniegu:
Po prostu kolejne ACH i OCH! :-D
- DST 70.15km
- Teren 12.00km
- Czas 04:22
- VAVG 16.06km/h
- VMAX 51.70km/h
- Podjazdy 950m
- Sprzęt KROSSowy
Piątek, 30 stycznia 2015 | Komentarze 11
Kategoria Zima na całego!, Góry Sowie
Pod obłokami, okraszonymi na brzegach delikatną iryzacją.
Za rozkosznie oślepiającą zasłoną utkaną z promieni słonecznych.
W oddali.
Mój cel.
Wciąż ten sam.
Tym razem mam poważne wątpliwości czy uda mi się do niego dotrzeć.
Z kilku powodów.
--> dzisiejsze absurdalnie niskie ciśnienie uwięziło mnie leniem i sennością obezwładniającą w domu i nie chciało wypuścić. Długo. Aż do 11 z hakiem;
--> na trasie okazało się, że wiatr wciąż poniewiera rowerem i mną zupłenie przy okazji;
--> a po trzecie tak po prostu nie wiedziałam czy będzie mi się chciało znów pchać na samą górę.
Bo oto za Bielawą czeka mnie kilka kilometrów dojazdu na Przełęcz Jugowską, po którym nie wiem zupełnie czego się dziś spodziewać. Czy znajdzie się na trasie ubity pas, którym da radę poruszać się na rowerze? Czy okaże się może, że przedobrzyłam i tym razem w Górach Sowich Zimy już za dużo na dwa kółka...?
Prę więc przed siebie by zaspokoić ciekawość.
Pierwsze prowadzenie czeka mnie na końcówce podjazdu na Trzy Buki. Za stromo, rower staje w miejscu i dalej ni huhu.
Za Trzema Bukami długo jest dobrze i przejezdnie. I coraz piękniej i piękniej. Ach ta Zima!!!
Przed widocznym powyżej miejscem znów kilka minut prowadzenia.
Teraz czeka mnie już tylko zjazd, prosto na Przełęcz Jugowską. Docieram na nią po 14. Późno. Ale tak STRASZNIE nie chce mi się zjeżdżać szosą przez Kamionki, do Pieszyc, i wracać tą samą drogą, którą przyjechałam. Postanawiam zaryzykować. Zjeżdżam 100 metrów asfaltem i skręcam w lewo w szeroką szutrówkę (w sezonie). Teraz okazuje się, że jest to trasa iście biegowa. Widzę ślady zarówno klasyka jak i łyżwy. Niestety nie ma mowy o jeździe. Niestety czekają mnie ponad 2 kilometry "spacerku" na Kozie Siodło. Ciężko jest z rowerem. Ale prę przed siebie goniona przez czas.
Na Kozim Siodle telefon od Kuby, który donosi, że po powrocie będzie na mnie w domu czekać obiad. JUPI!!!
Teraz zjazd żółtym do Schroniska Sowa. Większość da się jechać, ale miejscami i tu czeka mnie prowadzenie.
Spod Schroniska dojazd na Przełęcz Sokolą już tak jak zwykle ostatnio - czerwonym pieszym i strefowym zielonym.
Z Sokolej zjazd asfaltem (ku uciesze zupełnie pozbawionym lodu, ino zawalonym lekko błotem pośniegowym) do Świdnicy.
W najdziwniejszym miasteczku okolic - Walimiu - na środku szosy kura dziobie w asfalcie. Walim nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
Spostrzeżenie. Niestety w ciągu minionych dwóch dni Zima w Górach Sowich rozszalała się na tyle, że jazda rowerem w tych warunkach przestała dla mnie mieć większy sens. Bardzo mi przykro z tego powodu. Ale jeśli ma być tyle prowadzenia na trasie, a i zjazdy nieprzynoszące dzikiej (jak ta środowa) frajdy to obawiam się, żę będę musiała się z rowerowymi górami pożegnać na czas jakiś. No nic. I tak szalenie się cieszę, że odważyłam się na odwiedziny zimowe w Sowich. Nie spodziewałam się, że jazda terenowa w zimie przyniesie mi taką ilość radości i satysfakcji :-)