Kategorie bloga
- 1000 - 1500 w pionie
116 - 1500 - 2500 w pionie
42 - 2500 - ... w pionie
6 - Beesową paczką
80 - Beskidy
3 - Bieszczady
2 - Chaszczing
3 - Dolomity 2014
9 - Góry Bardzkie
3 - Góry Bialskie
3 - Góry Bystrzyckie
4 - Góry Kaczawskie
1 - Góry Orlickie
4 - Góry Sowie
115 - Góry Stołowe i Broumovsko
17 - Góry Suche
53 - Góry Złote
4 - Izery
1 - Jesioniki
4 - Karkonosze
15 - Korona Gór Polski
13 - Masyw Ślęży
59 - Masyw Śnieżnika
5 - Rekonstrukcja ACL
11 - Rudawy Janowickie
4 - Single i Ścieżki
6 - Wschody Słońca na szczycie
6 - Zima na całego!
16
Archiwum bloga
- 2016, Luty
16 - 15 - 2016, Styczeń
1 - 4 - 2015, Grudzień
19 - 24 - 2015, Listopad
16 - 49 - 2015, Październik
15 - 39 - 2015, Wrzesień
20 - 144 - 2015, Sierpień
13 - 106 - 2015, Lipiec
2 - 17 - 2015, Czerwiec
2 - 33 - 2015, Maj
12 - 70 - 2015, Kwiecień
16 - 62 - 2015, Marzec
19 - 96 - 2015, Luty
13 - 37 - 2015, Styczeń
10 - 68 - 2014, Grudzień
8 - 65 - 2014, Listopad
15 - 110 - 2014, Październik
18 - 120 - 2014, Wrzesień
13 - 75 - 2014, Sierpień
18 - 42 - 2014, Lipiec
18 - 74 - 2014, Czerwiec
16 - 136 - 2014, Maj
21 - 141 - 2014, Kwiecień
17 - 205 - 2014, Marzec
19 - 175 - 2014, Luty
24 - 135 - 2014, Styczeń
12 - 94 - 2013, Grudzień
16 - 136 - 2013, Listopad
11 - 94 - 2013, Październik
22 - 188 - 2013, Wrzesień
19 - 92 - 2013, Sierpień
18 - 118 - 2013, Lipiec
15 - 66 - 2013, Czerwiec
16 - 43 - 2013, Maj
14 - 118 - 2013, Kwiecień
15 - 100 - 2013, Marzec
18 - 62 - 2013, Luty
11 - 32 - 2013, Styczeń
5 - 8 - 2012, Grudzień
8 - 4 - 2012, Listopad
19 - 43 - 2012, Październik
16 - 62 - 2012, Wrzesień
19 - 100 - 2012, Sierpień
18 - 56 - 2012, Lipiec
14 - 57 - 2012, Czerwiec
14 - 70 - 2012, Maj
20 - 138 - 2012, Kwiecień
19 - 166 - 2012, Marzec
16 - 123 - 2012, Luty
16 - 139 - 2012, Styczeń
20 - 138 - 2011, Grudzień
23 - 47 - 2011, Listopad
1 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
1000 - 1500 w pionie
Dystans całkowity: | 7716.96 km (w terenie 1727.00 km; 22.38%) |
Czas w ruchu: | 389:52 |
Średnia prędkość: | 17.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.40 km/h |
Suma podjazdów: | 139877 m |
Liczba aktywności: | 116 |
Średnio na aktywność: | 66.53 km i 3h 51m |
Więcej statystyk |
- DST 69.70km
- Teren 29.00km
- Czas 04:30
- VAVG 15.49km/h
- VMAX 39.70km/h
- Podjazdy 1230m
- Sprzęt KROSSowy
Niedziela, 21 grudnia 2014 | Komentarze 6
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Masyw Ślęży
Sobota, mimo że cudnie słoneczna przez większą swą część, musiała zostać przeze mnie olana rowerowo. Niedzieli już w taki sam sposób traktować nie chciałam. Od pewnego czasu łaziły za mną Masywy. Dawno mnie tam po prostu nie było i stęskniłam się dziko. Pamiętam, że w zeszłym roku sporo czasu grudniowo-styczniowego spędziłam na tych niepozornych górkach.
Dojazd z wiatrem. Wyjeżdżam za słoneczności, która bardzo szybko ustępuje miejsca szarówie i delikatnej mżawce. Standardowo już we wsi Tąpadła odbijam z szosy i ostatnie 2 km z hakiem jadę żółtym pieszym.
Na fotce Ślęża z lewej, Radunia z prawej strony.
Na szczycie przełęczy średnia ponad 22 km/h, co sugeruje, że powrót będzie baaaardzo nieprzyjemny. Ale póki co nie czas o tym myśleć. Pierwszy cel - Ślęża. Przed szczytem zaczyna się delikatna śnieżna pokrywa.
Jednak te dwa kawałki kostki przed samym szczytem są bez lodu więc raczej nie ma się co przejmować ewentualnym przymrozkiem i ślizgawicą na zjeździe.
Na górze szybkie fotki ze trzy i zjazd żółtym (z małymi modyfikacjami na trasie) aż do Wieżycy.
I smakowa końcówka zjazdu z Wieżycy.
W Schronisku chwila na oddech, herbatkę z termosa, pierniki i zabawę z bernardynem.
Dalej czarnym pieszym z lewej strony (znów z małymi modyfikacjami) dojazd na Przeł. Tąpadła. Podjazd na Radunię i zjazd nieoznaczoną ścieżynką z trzema uskokami skalnymi na początku. I znów, drugi raz w życiu udało mi się zjechać wszystkie trzy. JUPI :-)
I znów na Przełęczy jestem chwilę przed 14 więc jeszcze pakuję się na zielony pieszy, który doprowadza mnie do wsi Biała. Stąd już czeka mnie ino asfaltowy ślimaczy dojazd do Jagodnika. Nie dość, że wichura próbowała mnie uparcie zatrzymać w miejscu, to jeszcze w pewnym momencie zaczął padać deszcz. No nieeeee.... Aż mi się w penym momencie zachciało płakać z wnerwa i zmęczenia. Szybko ochłonęłam, doturlałam się do Maminki i zaaplikowałam sobie zasłużoną ogórkową i ruskie pierogi!!!
I basta!
TAK FAJNIE BYŁO :-D
- DST 65.59km
- Teren 14.00km
- Czas 03:57
- VAVG 16.61km/h
- VMAX 58.80km/h
- Podjazdy 1170m
- Sprzęt KROSSowy
Sobota, 13 grudnia 2014 | Komentarze 6
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Temperatura dziś relatywnie wysoka.
Ciepło i przyjemnie.
Nic nie zmarzło, nic nie skostniało.
Tylko błota na trasie MNÓSTWO!
Przez ostatnie dwa dni wschody Słońca są absolutnie genialne!
Z Kubą spotykamy się w Walimiu. Ja dojeżdżam na rowerze, On samochodem. Stąd zmierzamy na zielony strefowy i nim na Przeł. Walimską.
Z Walimskiej na szczyt docieramy fioletowym szlakiem pieszym, a na końcu czerwonym rowerowym (zdaje się). Im bliżej szczytu tym więcej błotnistego śniegu, a na końcu również sporo lodu.
Na szczycie nie zabawiamy długo.
A to nasza fotka ze szczytowej kamerki :-)
Na zjazd wybieramy czerwony pieszy do Schroniska Sowa. Ślisko na nim miejscami konkretne.
Przeglądając zarchiwizowane zdjęcia ze szczytu dowiaduję się, że to wczoraj i przedwczoraj sypnęło lekko na górze. Jeszcze dobę temu szczyt prezentował się tak:
No to teraz już się nie dziwię tej ilości błoto-lodu na trasie.
W każdym razie czerwony zjechany, w Sowie chwila przerwy, po której zmierzamy na szczyt Małej Sowy.
Stąd zjazd żółtym pieszym do Walimia. Ostro było. Na początku w brei śnieżno-lodowej, której się obawiałam, ale łyknęłam więc JUPI! W pewnym momencie podczas hamowania ślizgam się na mokrym badylu i zaliczam glebę. Łokieć boli, ale będę żyć.
- DST 60.09km
- Teren 9.00km
- Czas 03:34
- VAVG 16.85km/h
- VMAX 49.50km/h
- Podjazdy 1040m
- Sprzęt KROSSowy
Środa, 10 grudnia 2014 | Komentarze 14
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Ani trochę nie będę się im dziwić jak w końcu postanowią odmówić mi posłuszeństwa.
Póki co coraz głośniej protestują.
Słyszę te protesty klarownie, ale ignoruję je ile sił w sercu.
Dziś już dość ekstremalnie zmarzły, bo do palców - standardowo w tych temperaturach kostniejących - dołączyło całe śródstopie.
Póki temperatura spada ino ciut poniżej zera mój system ochronny stóp sprawdza się wyśmienicie, ale nie dziś.
Dziś było zimno i bardzo wietrznie. A przy temperaturach poniżej zera taki jak dzisiejszy wiatr robi już mocny rozpierdziel z ciałem, niezależnie od tego jak się próbuję przed tym przejmującym zimnem ochronić.
Pierwotny plan wycieczki odrobinę zmodyfikowałam, bo zwyczajnie psychika mi zaczynała siadać podczas walki z wichurą. Na co mi to dziesiątego grudnia?!
Na Przełęcz Sokolą dojeżdżam asfaltem, wciąż atakowana paszczowiatrem. Notuję, że na dwóch stokach armatki pracują jak szalone. Niższy (zdaje się "Bartek") już pięknie ośnieżony, najwyższy - "Górnik" - właśnie zaczął walkę o śnieżną nawierzchnię. Wymęczona rezygnuję z asfaltowej ścianki pod Schr. Orzeł. Skręcam w lewo na rowerowe, z których po chwili odbijam ostro w prawo razem z zielonym strefowym, który doprowadza mnie po kolejnej chwili do czerwonego pieszego GSS. Genialna alternatywa dojazdu do pieszego, gdy się człowiek nie chce bawić w staro-asfaltowy podjazd.
Na szlaku delikatna pokrywa śnieżno-szronowa. Ładnie, choć dość szaro i ciut ponuro.
Postanawiam do samego szczytu cisnąć czerwonym pieszym, choć aktualnie nierealne jest podjechanie go w całości.
Dziś ani na szlaku ani na szczycie nie spotkałam żywej duszy prócz:
Miauczau przepięknie prosząc się o pieszczoty, które przyjmował z największą rozkoszą. Pożywienia żadnego ze sobą nie miałam więc musiał się zadowolić ino porządną dawką głaskania.
Za długo na szczycie nie zabawiam, wieje potwornie; zakładam na siebie kolejne warstwy szykując się na zjazd, na który wybieram niebieski pieszy. Po drodze cieszę oczy genialnymi widokami. Niebieski miejscami nieprzejezdny ze względu na lodowe wielkie placki. Ale poza tym zjeżdża się GIT!
- DST 69.62km
- Teren 6.00km
- Czas 03:37
- VAVG 19.25km/h
- VMAX 46.00km/h
- Podjazdy 1110m
- Sprzęt KROSSowy
Wtorek, 9 grudnia 2014 | Komentarze 4
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Suche
Standardowo ostatnimi czasy późny wyjazd z domu uskuteczniam.
Nie mam więc czasu na trasie nawet na to by się przez chwilę ogrzać w Schronisku.
A przydało by się, oj przydało.
Bo zimno dziś było dość konkretne, stopy do samego końca trasy nie odżyły po tym jak gdzieś w połowie postanowiły lekko się przymrozić. Bolało.
Ale tak generalnie pogoda PRZEPIĘKNA! Piękne Słońce rekompensowało zimowy chłodek. Nie narzekam więc więcej.
Sio do pracy!
Pod Andrzejówkę dojeżdżam asfaltem przez Grzmiącą i Rybnicę. Dalej cisnę żółtym pieszym, wokół Turzyny, na Skalne Bramy, spod których uskuteczniam szalony zjazd czerwonym pieszym z powrotem do Grzmiącej.
Spod Skalnych widoczku na Góry Sowie zabraknąć oczywiście nie może, zwłaszcza, że dziś i powietrze przejrzyste było wyjątkowo.
I sam czerwony, smakowy, dziś mocno szalony ze względu na śnieżek i lodzik :-)
- DST 68.53km
- Teren 11.00km
- Czas 03:47
- VAVG 18.11km/h
- VMAX 58.00km/h
- Podjazdy 1120m
- Sprzęt KROSSowy
Niedziela, 7 grudnia 2014 | Komentarze 17
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Tegoroczne przewyższenia dosięgły tę okrągłą liczbę w taki sposób w jaki powinny - na podjeździe na Wielką Sowę.
JUPI!!!
:-D
- DST 65.07km
- Teren 12.00km
- Czas 03:31
- VAVG 18.50km/h
- VMAX 62.20km/h
- Podjazdy 1120m
- Sprzęt KROSSowy
Czwartek, 4 grudnia 2014 | Komentarze 5
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
No tak. W 4 dni piękne przedZimie przeistoczyło się w równie cudne przedWiośnie.
Kolejny rok z rzędu czuję się idealnie dopieszczona przez jesienno-przedzimową pogodę.
Zapomniałam w niedzielę 30 listopada zaznaczyć, że w ten fantastyczny przedzimowy sposób świętowałam wraz z Krossem jego pierwsze urodziny. Rok wcześniej też niczego sobie trasa nam na dzień dobry się trafiła :-)
Nie mam absolutnie żadnych ALE do krossowego sprzętu! Spisał się w swoim pierwszym roku użytkowania rewelacyjnie, sprawiając mi tym samym olbrzymią ilość radości.
A dziś znów Sowa. Bo w taką pogodę nic tylko pakować się w góry! A któż to wie kiedy będę musiała na czas jakiś zrezygnować z górskich wojaży? Korzystam więc póki mogę.
Bystrzyca Górna.
Od Glinna na sam szczyt jechałam w rękawiczkach bez palców, bez czapki i kasku. CIEPŁO! I słonecznie. I cudownie.
A na niebieskim pieszym znów moje oczy zostały napadnięte przez ślady kół na resztkach śniegu? Znów Radzior... ???
W niedzielę ciut inaczej się ta sceneria prezentowała.
Dziś:
4 dni wcześniej wraz z Radkowymi śladami:
Cudownie się jechało. Z hobbitowym soundtrackiem w uszach i Słońcem na ramieniu...
Na Szczycie pustki (prócz robotników pracujących przy kapliczce). Wieża zamknięta.
Mam nadzieję, że w weekend znów otworzy swe podwoje
Na Przełęcz Sokolą zjeżdżam czerwonym pieszym, na którym w dwóch miejscach zatrzymują mnie okazałe zamarznięte kałuże, których nawet nie próbuję brać środkiem - przyczepność zerowa.
- DST 71.41km
- Teren 20.00km
- Czas 04:03
- VAVG 17.63km/h
- VMAX 47.90km/h
- Podjazdy 1150m
- Sprzęt KROSSowy
Niedziela, 30 listopada 2014 | Komentarze 14
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Jejku, jak PIĘKNIE!!!!
Zielony strefowy z Walimia do niebieskiego pieszego Glinno-Przeł. Walimska:
Po dotarciu do niebieskiego oczom mym ukazują się świeże ślady rowerowe. O! Jak miło. Jeszcze milsze moje zdziwienie było, gdy po powrocie do domu okazało się, że to Radziorowe ślady są. Serwus Radzior!!!
Z Przełęczy Walimskiej pędzę fioletowym na Szczyt.
Na Szczycie, ku wielkiemu zaskoczeniu memu, zastaję otwartą wieżę. Nie mogę zatem nie przywitać się z Panem Wieżowym. W związku z tym - zimno czy nie zimno - na Szczycie czeka mnie chwila przerwy, po której obieram kierunek na zjazd czerwonym pieszym do Schroniska Sowa, a dalej żółtym pieszym na Kozie Siodło.
Z Koziego Siodła, raz dwa, pędzę na Przełęcz Jugowską, zaliczając po drodze małą glebę na zamarzniętej kałuży.
Na Jugowskiej zatrzymuję się w "Akwarium" w celu podjęcia próby ogrzania przemarzniętych palców u stóp. Jako tako mi się to udaje. Z Przełęczy do Kamionek cisnę zielonym pieszym, tnącym serpentyny. Mocny i miły to kawałek zjazdu!
Czegóż więcej do szczęścia potrzeba?
Swoją drogą - troszku ciężej się jeździ przy minus 10 niż przy 25 stopniach C ... :-)
- DST 35.07km
- Teren 30.00km
- Czas 03:00
- VAVG 11.69km/h
- VMAX 48.10km/h
- Podjazdy 1170m
- Sprzęt KROSSowy
Niedziela, 23 listopada 2014 | Komentarze 6
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Beesową paczką, Góry Bardzkie, Korona Gór Polski
Uczestnicy
Marzyły mi się Góry Bardzkie jeszcze w tym roku.
Główny powód to chęć zdobycia najwyższego szczytu tychże, czyli Kłodzkiej Góry, przynależącej do Korony Gór Polski.
Kolejna przyczyna tych rojeń to zachwalania Takiego Jednego, który się zachwycał dość mocno niebieskim szlakiem pieszym, polecając go niejednokrotnie, jako naprawdę zacny kąsek tych nieszczególnie wysokich "pagórków".
Pomyślałam - jak nie teraz to już pewnie dopiero w przyszłym roku. Rzucam hasło Kudowianom; Oni przenoszą wieści dalej. I w ten oto piękny sposób udało się radosną ósemką pospacerować trochę po późnojesiennych górkach :-)
Trasa, mimo że krótka, dała mocno w kość. Niebieski szlak pieszy - lecący od Kłodzkiej Góry do Barda - PYCHA! Bardzo mi podszedł i mam nadzieję w przyszłym roku pociągnąć nim dalej - do Srebrnej Góry.
W tym miejscu składam pokłony Zbychowi, który absolutnie tego dnia nie miał sobie równych na podjazdach. Taka forma na koniec sezonu?! Cudownie.
Dzięki Wam za ten wyśmienity dzień.
Poranek przywitał nas wspaniałą pogodą, wbrew nienajlepszym zapowiedziom.
Mimo wszystko, im bliżej Kłodzka tym więcej chmur. Całe szczęście ostatecznie okazało się, że pogoda postanowiła wykiwać prognozy i zrobić nam wyśmienitą niespodziankę.
Spotkanie na standardowym miejscu i w trasę!
Od początku jest konkretnie. Żółty szlak pieszy, prowadzący na Kukułkę, nie pozwala nam zmarznąć. Zaczyna się ciekawie...
( fot. Z1b1 )
W drodze na szczyt Kłodzkiej Góry uśmiechów nie brakuje, mimo piętrzących się "przciwności losu" :-)
( fot. Cerber )
W końcu docieramy na szczyt, gdzie czeka nas zasłużone kilka chwil wytchnienia.
( fot. Ryjek )
Za szczytem dzieje się coś bardzo dziwnego. Ni stąd ni zowąd zaczyna potwornie zawiewać arktyczno-zimnym powietrzem. Szybko stajemy z Anią w celu przyodziania tego i owego. W trymiga zmieniam krótkie rękawiczki na stare, potargane, grube narciarskie. Ku uciesze niektórych Dziadów! ALE kto się śmieje ten się śmieje ostatni. Ciepło opatulające moje dłonie rekompensuje mi wszystkie dowcipy płynące ze strony Niewdzięcznego Współtowarzysza Podróży (tak Bogdan, to o Tobie! :-)). Po niedługim czasie za szczytem czeka nas pierwszy tego dnia porządny zjazd.
( fot. Z1b1 )
Bez szczególnego rozwodzenia się, bo coś mi się spać chce... Góra-dół-góra-dół. Dzielnie próbujemy, ale nie wszystko idzie podjechać. Zjazdy rokompensują trudy i znoje podjazdo-podejść. Towarzystwo wyśmienite rekompensuje te trudy. Otaczające góry, ich piękno i spokój rekompensują. Nie. Nie będę narzekać na noszenie roweru. W 100% warto było!
Po kapliczką:
Na wyśmienitym punkcie widokowym z rzutem oczyma na Bardo w dole:
Przed dojazdem do Barda Zbychu łapie snejka. Zdarza się. Jest pretekst dla przerwy i kupy śmiechu (mina Ryjka po zorientowaniu się jak błotno zasyfiony jest - bezcenna! :-)) W Bardzie chwila przerwy i czas powrotu do Kłodzka. Czerwony rowerowy podjazd na Przełęcz Łaszczową i łąkowy przepiękny zjazd do Kłodzka.
(nieziemsko piękne fot. Anamaj )
- DST 42.19km
- Teren 35.00km
- Czas 03:30
- VAVG 12.05km/h
- VMAX 49.80km/h
- Podjazdy 1200m
- Sprzęt KROSSowy
Wtorek, 11 listopada 2014 | Komentarze 7
Uczestnicy
Od długiego już czasu Kuba zapowiadał, że pragnie w końcu objechać Broumovsko, z głównym celem w postaci telewizorów i amerikańskiego uskoku. Patrząc na to co wyprawia na rowerze, odkąd dosiada Gianta Trance, wiedziałam, że łyknie te zjazdy bez zmrużenia oka. Nie zawiódł mnie :-)
Ale może krótko od początku.
Sto lat co najmniej upłynęło od ostatniej wspólnej jazdy z Kudowianami.
Umawiamy się zatem z Anią i Bogdanem na wolny wtorek 11 listopada.
Wszyscy o czasie (prawie:-)) stawiają się w wyznaczonym miejscu, w bojowych nastrojach, z uśmiechami na ustach i niespodziankami w bagażniku :-D
Pierwsze około 4 kilometry to rozgrzewkowy dojazd do Ameriki, spod której czeka nas wspinaczka na górę. Nadziei w nas za grosz na realizację tej ścianki. Bo ślisko, bo liście, bo listopad i zmęczenie. Idzie jednak bardzo sprawnie. Nie idealnie ale satysfakcjonująco. Na końcówce sezonu to mi w zupełności do szczęścia starcza :-)
Z Bogdanem wiemy czego oczekiwać na zjeździe. Ania i Kuba to nowicjusze w tym temacie, choć nasłuchali się o tym za wsze czasy :-) Bogdan ujeżdżający tego dnia sztywniaka z malutkimi kołami dla malutkich ludzi (grrr!!!) odgraża się, że najcięższych broumovskich zjazdów tego dnia raczej nie uda mu się zrobić. Taaaa. To tak jak z tym jeszcze tylko jedna hopka i już jesteśmy w Pasterce. :-P Zjeżdża wszystko bez żadnych kłopotów. Drugi na uskoku jest Kuba, który łyka go tak jak na Kubę przystało - w pięknym stylu i bez żadnych problemów. Obaj zjeżdżają uskok z prawej strony. Ja, jako jedyna, decyduję się na lewą. Tak jak za pierwszym razem. Zjeżdżam uradowana. I znów - po pokonaniu dziada - już nie wydaje się taki groźny jak wcześniej.
Ostatnia do uskoku podchodzi Ania. Zapału w niej ogrom, ale niestety (albo stety) nie tym razem. I dobrze. Nie ma co na siłę się pchać, bo jak człowiek zacznie takie zjazdy pokonywać wbrew obawom i podpowiedziom intuicji to o glebę nie trudno. Jest taki jeden Kuba co to przy pierwszym podejściu zjechał, ale na Nim chyba nie ma co się wzorować, bo to wariat i psychopata rowerowy (brawo za to i podziw niebywały!!!) :-)
(fot. Cerber)
(fot. Cerber)
Tu Kuba zjeżdża po raz drugi, bo oczywiście musiał sprawdzić czy łatwiejszy/wygodniejszy jest zjazd z prawej czy z lewej strony :-)
CZAD!! Pierwsza broumovska perełka za nami.
Teraz zmierzamy powoli w stronę Suchego Dolu, zaliczając pyszne korzonki.
Gdzieś w tych okolicach chłopaki naśmiewają się ze mnie, moich pięknych prób podbijania przedniego koła i totalnej nieumiejętności wykorzystania tego w terenie, kiedy rzeczywiście jest to przydatne. Spokojnie... I na to przyjdzie czas :-)
Z Suchego, w promieniach Słońca, zmierzamy w stronę Pańskiego Krzyża.
Jeszcze nie jest to czas na Bożanowski, Bogdan ma dla nas kolejny zjazd. Pędzimy zatem we trójkę grzecznie za przewodnikiem. A może inaczej - na zjazdach chłopaki pędzą, że nie idzie ich dogonić. Z Anią dajemy z siebie wszystko co najlepsze, ale to wciąż zdecydowanie za mało. Ech... Przyjdzie przyszła wiosna/lato i wtedy im pokażemy, nie?!
No dobra. Jesteśmy w górach więc zjazd jest po to by potem podjechać. I vice versa. Odpowiada mi to. Lubię podjeżdżać. Gdzieś to już kiedyś pisałam. Jak podjadę to czuję, że w pełni zasłużyłam na to by zjechać. A, że broumovskie zjazdy są nadzwyczajnie zacne to podjazdy, nawet te ciężkie, jakoś nie bolą szczególnie mocno.
I kolejne bogdanowe jeszcze tylko jedna hopka... Więc podjeżdżamy te hopki, jedna za drugą, aż w końcu lądujemy w wyczekiwanej Pasterce. Uwielbiam to schronisko. W środku ciepło, uroczo, opatowo, serowo i kiełbasianie. Nieubłaganie jednak zbliża się czas by ruszyć z powrotem w trasę, bo nieszczególnie uśmiecha nam się jazda w terenie po zmroku. Jakoś niezbyt wyśmienicie przygotowani jesteśmy na taką ewentualność. Zbieramy się zatem i ruszamy przed siebie, prosto w Lato!
TAKI szczęśliwy jest Kuba na myśl o kolejnych hopkach, że aż głowa mu płonie.
Przejeżdżamy kwiatek, docieramy do Machowskiego Krzyża, pokonujemy hopki i kierujemy się na Bożanowski Szpiczak.
(fot. Cerber)
Teraz już przed nami właściwie pozostały jeno telewizory. Nie zabawiamy zatem na szczycie Szpiczaka za długo. Pakujemy się na siodła i pędzimy w stronę zjazdu. Hopka za hopką, wszystko wszystkim wchodzi wyśmienicie. W końcu dojeżdżamy do najbardziej problematycznego kawałka tego zjazdu. Bogdan przodem, potem Emi. Czekamy chwilę na pozostałą dwójkę.
Kuba jedzie jako pierwszy. Nie zaskoczył nas - zjechał całość bez zająknięcia. Brawo!
Teraz Aneczka, która podchodziła wcześniej do tego zjazdu dwa czy trzy razy (nie mylę się?). Jedzie. Jedzie.. Jedzie... I ZJEŻDŻA!!!!!!! Jak Bogdan powiedział - niejeden facet wymiękłby na tym zjeździe. Zresztą - niejeden wymiękł. Pokonywanie tych kamoli to powód do dumy. Brawo Aniu!!!
W oczekiwaniu na zjazd.
(fot. Cerber)
I na owym:
Teraz czeka nas już ino niecałe 10 km dojazdu do parkingu. Trochę pod górkę, trochę z górki. Żadnych ekscesów. Do aut docieramy z nastaniem szarówki.
Było ekstra!!! Dzięki po stokroć. Do szybkiego następnego!
Oby tym razem udało się zeksplorować jakieś smakowite szlaki Strefy :-)
- DST 113.77km
- Czas 04:55
- VAVG 23.14km/h
- VMAX 57.50km/h
- Podjazdy 1260m
- Sprzęt KROSSowy
Sobota, 8 listopada 2014 | Komentarze 16
Kategoria 1000 - 1500 w pionie
Tegoroczny cel dystansowy, czyli 12 000 km, który z pewnych względów MUSZĘ osiągnąć, zbliża się wielkimi krokami. Do końca roku zostało ponad 50 dni, do przejechania pozostało ciut ponad 400 km. Jeśli zatem żadna tragedia się nie stanie ten cel odchodzi w zapomnienie bardzo niedługo.
Ale tak bez celu żadnego zupełnie jeździć to jakoś do mnie niepodobne.
Okazuje się jednakże, że na liczniku zbliża się wielkimi krokami 200 000 metrów pokonanych przeze mnie w tym roku w pionie. A że do tej całkiem miłej dla oka okrągłej liczby brakuje po dniu dzisiejszym niecałe 15 000 metrów to cel jest jak znalazł. Do osiągnięcia, ale zważywszy na zbliżającą się zimę - nie tak banalny.
Dziś natomiast znów asfaltowe kółko wokół Wałbrzycha.
Pogoda bardzo średnia. Szaro i brzydko-jesiennie. Mimo wszystko jednak wycieczka smakowała całkiem przyzwoicie.
Zalew w Komorowie:
Domki Tkaczy w Chełmsku Śląskim:
Podczas cykania fotki pod domkami przypałętał się do mnie Kotek. Przez chwilę łasił się przymilnie, by niepostrzeżenie nagle wspoczyć mi prosto na udo. Pomrukom i przytulańcom nie było końca.
Jakieś 10 km przed domem wyszło Słońce. Masz ci los! Nie mogło wcześniej coś przyświecić? Trochę zmarzłam dziś na trasie.