avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

1000 - 1500 w pionie

Dystans całkowity:7716.96 km (w terenie 1727.00 km; 22.38%)
Czas w ruchu:389:52
Średnia prędkość:17.43 km/h
Maksymalna prędkość:68.40 km/h
Suma podjazdów:139877 m
Liczba aktywności:116
Średnio na aktywność:66.53 km i 3h 51m
Więcej statystyk
  • DST 106.43km
  • Czas 05:10
  • VAVG 20.60km/h
  • VMAX 59.90km/h
  • Podjazdy 1315m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 10 marca 2015 | Komentarze 8


Jakaś ta dzisiejsza trasa dziwna i nieogarnięta była.

Po pierwsze - w okolicach Srebrnej Góry moja intuicja wywiodła mnie na manowce, pogubiłam, się, kręciłam w koło macieju i wciąż dobrej drogi odnaleźć nie mogłam. Po tych kilku latach niejednej samotnej wycieczki, bez żadnych wspomagaczy giepeesowych, nauczyłam się już tej mojej intuicji ufać prawie w ciemno. W razie wątpliwości nawet rzadko już na mapę papierową zerkam, tylko cisnę gdzie sądzę, że cisnąć powinnam. No nie dziś. Dziś było dziwnie.

Po drugie WIATR. Taki on nieogarnięty dziś jak ja. Niby straszliwie jakoś nie przeszkadzał (zwłaszcza w porównaniu do dnia wczorajszego), ale na pomoc z jego strony to dziś prawie w ogóle liczyć nie mogłam.

Po trzecie początek pracy zaplanowany miałam na 14:00 więc od chwili gdy się pogubiłam (od około czterdziestego kilometra trasy) pędziłam bez przerwy, pokonując kolejne podjazdy (to na Przełęcz Srebrną, to na Sokolą). I co? 9 km przed domem otrzymałam wiadomość od uczennicy z 14, że jednak dziś niet. W takich sytuacjach pozostają dwa wyjścia - albo przyjąć to do wiadomości i przestać myśleć, albo zacząć rzucać bluzgami na lewo i prawo i złorzeczyć na czym to świat stoi. Zawsze wybieram opcję numer jeden. Przynajmniej ostatnią dyszkę pokonałam spokojnie i bez żadnej spiny. No i na luzie zdążę dodać wpis, umyć się i zjeść coś przed pracą.

I po czwarte - sytuacja zupełnie bez precedensu - na trasie spotkałam dziś 5 (słownie PIĘĆ) wozów policyjnych. Podczas gdy standardowo prawie nie zdarza mi się spotkać w ciągu dnia choć jednego.

Prawie wszystko na dziś.
Jeszcze tylko, że pogoda piękna, Słońce i Wiosna wokoło.
Dobry to był wypad na chwilowe pożegnanie się z tym wiosennym wybuchem (prognozy niestety nie pozostawiają złudzeń).

Z pozdrowieniami dla Marka:


Nie byłabym sobą gdybym choć raz w ciągu sezonu nie odwiedziłą moich ulubionych ruin w Owieśnie:


I kolejne - dla mnie nowość tego dnia - ruiny zamku w Rudnicy. Gdybym się nie pogubiła to bym tego cacka nie spotkała :-)


Resztki śniegu cykane podczas podjazdu na Przełęcz Sokolą.


I na koniec, przed samą Świdnicą, mały i ciekawski obserwator:





  • DST 65.70km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 14.88km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • Podjazdy 1220m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 8 marca 2015 | Komentarze 13

Uczestnicy


Z końcem lutego Bożenka rzuca hasło "Co powiesz na damski wypad 8 marca?".
Odpowiedź: "Po stokroć TAK!".
Okazuje się, że na mnie spoczywa obowiązek wyboru trasy :-) Jeszcze wtedy nie sądziłam, że zima w Sowich się utrzyma na tyle długo by swobodnie po śniegu w dzień kobiet pojeździć. Jak się okazuje - nie pomyliłam się. Proponuję więc Masywy: Ślęży i Raduni. Zwłaszcza, że wiem, iż Bożenka nie zna ich prawie w ogóle. A jest co poznawać. Bo może powierzchniowo to niewielkie, ale radochy przysparza BARDZO wiele.

Z rana spotykamy się na PKP w Ś-cy i spokojnie ciśniemy w stronę Przeł. Tąpadła.


A na Przełęczy niespodzianka - Toomp :-) Wiedziałam, że zamierza się zjawić w okolicy, ale spodziewałam się, że dotrze znacznie później niż my. Super, że udało się spotkać. Razem dość spokojnym tempem ciśniemy na szczyt, gdzie czeka nas pierwsza tego dnia posiadówka i pozowanie z Miśkiem.


No i zaczyna się - początek zjazdu lekko oblodzony, ale po zimowych szalonych jazdach po Sowich lód mi już niestraszny. W końcu! Bo długo się z lękami po glebie na lodzie męczyłam. Okazuje się, że najlepszym lekarstwem na lęki jest zmierzenie się z nimi. Najlepiej w Górach Sowich :-P
Początek zjazdu ze szczytu nigdy nie należał do moich ulubionych kawałków, ale coraz bardziej się do niego przekonuję. Myślę, że do pokochania go będę musiała zaopatrzyć się w fulla.
Bożenka mimo słabiutko pracującego amora elegancko sobie radzi na zjazdach.




I ja:

(zdj. Toomp)

W końcu docieramy na Wieżycę i czeka nas najprzyjemniejszy moim zdaniem kawałek żółtego szlaku.


Tomi na końcówce:


I Lea:

(zdj. Alouette)

A! No przecie NAJWAŻNIEJSZE - inauguracja sezonu letniego :-P Krótkie spodenki przez sporą część dnia u mnie i krótki rękawek u Bożenki. Pycha!
Pod Schroniskiem zaliczamy przepiękną, długą sielankę w Słońcu. Rozmowom nie ma końca. Ruszać się nie chce, zwłaszcza, że przed nami upierdliwy powrót na Przełęcz Tąpadła. Na podjeździe Alouette z Tomim cisną morderczo, ścigając się nawet przez chwilę ze sobą. We mnie dziś za grosz chęci do ścigania więc podziwiam tylko z oddali ich zacięcie, łapiąc ledwo co odrobinę tchu raz na jakiś czas.


Na Przełęczy rozstajemy się z Toompem w zamian dostając wymianę na Kubę :-D Miało być ino po babsku, a tu wciąż mamy obstawę męską. No i git. Przynajmniej byłoby komu nas zbierać ze szlaku w razie czego :-P Całe szczęście okazało się, że nie dałyśmy się pokonać zjazdom i obyło się dziś bez gleb.
Teraz czas na Radunię.


Na górze dość długa polemika. Którędy? Bezszlakowy z trzeba skałkami na początku, stary niebieski hard-core czy powrót niebieskim nowym. Bożenka decyduje się na stary niebieski. Twierdzi, że skoro nie jest szczególnie długi to nawet jakby miała całość zejść to przynajmniej pocyka nam jakieś fotki :-)
I z tego zjazdu jestem całkiem zadowolona. Mimo dwóch czy trzech podparć jest git, bo obawiałam się, że po zimie więcej we mnie będzie lęku przed takimi zjazdami.
I nawet udało mi się cyknąć pomykającego Kubę:


I Bożenkę:


I Lea. Dzięki Bożenko! Nareszcie mam fotki ze zjazdu niebieskim z Raduni :-D

1.


2. Śmierć w oczach i na ustach :-P


3. (zdj. Alouette)

Po kolejnym dotarciu na Przełęcz znów rozsiadamy się na trawce:


Kuba się ulatnia do auta i domu, a my kontynuujemy ploty :-) Nadal w cudnie grzejącym Słońcu. W końcu zaczyna się robić za chłodno. Wskakujemy na rowery, żółtym pieszym docieramy do Jędrzejowic i asfaltem do domu.




Było absolutnie genialnie. Bez koloryzowania i niepotrzebnego słodzenia - po prostu BOMBA!!!
Bożenka nie zrezygnowała z żadnego z ciężkich zjazdów, za co brawa się należą wielkie!
Taki dzień kobiet to wspaniały dzień kobiet :-D

Mapka coś nie do końca idealnie poprowadzona, ale mniej więcej o to się rozbijało.


  • DST 73.10km
  • Teren 17.00km
  • Czas 04:20
  • VAVG 16.87km/h
  • VMAX 54.50km/h
  • Podjazdy 1410m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 7 marca 2015 | Komentarze 10

Uczestnicy


A tak niedawno wpisywałam bardzo podobny, ale jakże inny tytuł :-)
Aktualne prognozy pogody nie pozostawiały złudzeń - jak nie teraz to już nie będzie kiedy świadomie żegnać się z terenową Zimą.
Nie mogliśmy podjąć lepsze decyzji. Podejrzewam, że już jutro większość z naszej dzisiejszej trasy będzie nieprzejezdna na rowerze.

Ale od początku.
Spotykamy się z Radziem w standardowym miejscu i czym prędzej ruszamy w stronę Przełęczy Sokolej. Na dojeździe z radością zauważam, że już nie odstaję tak Cre na podjazdach jak to było do tej pory. Mam nadzieję, że nie zapeszę, ale napisać to muszę - chyba się budzę z zimowego letargu foremnego :-D
Na Przełęczy łączymy się z Kubą, który ostatecznie dał się namówić na wspólne z nami żegnanie Zimy. Na początek asfaltowa ścianka pod Schronisko Orzeł. Nie weszła tak bezboleśnie jak w sezonie, ale grunt, że podjechana, choć długo serducho po tym podjeździe do ładu doprowadzałam.


Pod Orłem rozodziewam się na chwilę. Jak to cudownie jechać bez kurtki i w rękawiczkach bez palców. Przegięłam - jasne, ale jednak pierwsze koty za płoty i na wielkosowie stoły !! :-)


W Schr. Sowa zatrzymujemy się na chwilę by podładować akumulatory przed podjazdem. I Sru - na czerwony. Za pierwszym razem podjeżdża się nim dobrze. Nie wyśmienicie, bo już gdzieniegdzie śnieg się zzupił i koło tylne ślizga się niemiłosiernie, ale idzie jechać.




Ze szczytu zjazd czerwonym na Kozie Siodło. BOMBA! Choć na końcówce już śnieg taki mokry, że rower tańczy i lata na wszystkie strony. Nawet nie przychodzi nam do głowy by pchać się dalej w dół - w stronę Przeł. Jugowskiej. Wybieramy żółty znów pod Schr. Sowa.
Na Kozim Siodle spotykamy dwóch biegówkowiczów, z którymi zamieniamy kilka zdań. Pozdrawiam Was bardzo serdecznie Chłopaki!!

Miejscami, na nasłonecznionych odcinkach, i tu niestety trzeba zejść z roweru.


Pod Schroniskiem rozstajemy się z Kubą, który wraca do samochodu. My lecimy znów czerwonym na Szczyt. Niesamowite co te 1,5 godziny zrobiło ze śniegiem. Tym razem o wiele gorzej idzie podjazd. Ciapa roztopionego śniegu zasysa koła nieznośnie. To w tym momencie jednocześnie chórem stwierdzamy - KONIEC ZIMY!
Teraz na górze już jest znacznie więcej Słońca.


A w Słońcu obłędnie wygrzewający się na stole Sierściuch wielkosowi:


Mimo niechęci do opuszczania potwora - nie ma na co czekać. Wsiadamy na siodła i zmierzamy w stronę niebieskiego pieszego. Ten zjazd należy do zdecydowanie najlepszych dzisiejszego dnia. Od nienasłonecznionej strony, wciąż pokryty przyjemnym śniegiem. Na trasie znów zachłystujemy się Wiosną w dole, będąc pogrążonymi wciąż w Zimie na górze :-P




Na zjeździe na Przełęcz Walimską mijamy dokładny punkt, w którym Zima oddaje pałeczkę Wiośnie:


Nawet nie myślimy o tym by pchać się na zabłocony kawałek niebieskiego Walimska-Glinno, zjażdzamy do Walimia asfaltem i ciśniemy do Zagórza. Rzucam niemrawo - szkoda, że nie zdecydowaliśmy się na podjazd pod Zamek Grodno i teren nad tamę. Radkowi wiele nie trzeba mówić. Pada z Jego ust komenda -  W TYŁ ZWROT! Zawracamy więc i radośnie wjeżdżamy w teren. Mocna ścianka żółto-niebieskiego pod zamek to całkiem porządny trening na koniec.


A potem bardzo przyjemny zjazd pod Wodniaka. Mały sukces dzisiejszego dnia - po raz pierwszy zjeżdżam te kamole na samym końcu przed Wodniakiem :-)


Spod Wodniaka wokół Jeziora nad tamę:


I dalej czerwonym strefowym pod Zagrodę:


Wyśmienite pożegnanie się z Zimą! Wielkie dzięki Radziu!
Liczę, że jutrzejsza Ślęża z Bożenką będzie już opatrzona potężną dawką Wiosny :-)


  • DST 70.88km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:55
  • VAVG 18.10km/h
  • VMAX 47.10km/h
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 4 marca 2015 | Komentarze 6


Bo tak czytając wczorajszy wpis zorientowałam się, że "jeżdżę" po tej Zimie jakbym jej nie lubiła zupełnie. A gdzież moja pamięć się podziała?! Przecież w tym roku rozkochałam się w Zimie zupełnie bez żartów i jeśli da się korzystać to korzystać trzeba, a nie złorzeczyć, że Wiosna przyjść nie chce. Bo chce przyjść. I to widać na każdym kroku, ale w górach .... ACH! W górach wciąż panuje Piękna Pani Zima :-)

Dziś mały aplauz ode mnie dla wichury. Wyjątkowo w obie strony przez większość trasy wiatr pomagał, zamiast przeszkadzać. Cuda i dziwy! Ale to chyba w ramach zrównoważenia mego wczorajszego przez wiatr sponiewierania.

Właśnie. Oto WIOSNA. W drodze do Pieszyc.


Na podjeździe Kamionki-Przełęcz Jugowska Wiosna i Zima nieprzerwanie prowadziły ze sobą batalię:


Aż w okolicach 750 mnpm ostatecznie na chwilę zwyciężyła Zima.


Na szczyt jadę prosto czerwonym pieszym, przez Kozią Równię i Kozie Siodło. Podjeżdża się aktualnie nieporównywalnie łatwiej do okresu bezśnieżnego. Wszystkie luźne kamienie, kamyczki i korzenie przykryte są przez śnieg i nie ma z nimi walki na podjeździe.




Na szczycie spotykam Bikera i Skiturowca. Ucinamy sobie krótką pogawędkę.
Kadr z kamerki Szczytowej. My w oddali.


I jedno z ładniejszych ujęć wieży jakie udało mi się zrobić do tej pory. Czarne chmury w tle kapitalne wrażenie robiły.


No i oczywiście Kota podano do stołu :-D


Zjazd nadal czerwonym (miodzio!) do Schroniska Sowa. Tam chwila posiadówki, zjazd na Przełęcz Sokolą i powrót do domu.




Tak. Lubię Zimę. Choć nie ukrywam, że Wiosny wyczekuję.


  • DST 66.34km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:32
  • VAVG 14.63km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Podjazdy 1200m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 14 lutego 2015 | Komentarze 8

Uczestnicy


Dziś absolutny hit jeśli idzie o tegoroczną Wielką Sowę.
Brak opadów przez kilka ostatnich dni zrobił swoje - niedzielno-poniedziałkowy puch został pięknie udeptany przez pieszych i biegaczy. Zecydowana większość trasy była zupełnie bezproblemowo przejezdna.

Ale od początku.
A na początku Radzior robi mi niespodziankę z rodzaju tych, które ja zwykłam przedwiośniem robić innym. Czyli wyskakuje na golasa (no... prawie) na śnieg.


Przez długi czas nie mogę dojść do siebie. W końcu jakoś się zbieram.
Z trudem docieramy na Przełęcz Sokolą. Wmordewind dziś wyjątkowo paskudny chciał nas zatrzymać w Świdnicy.
Podjęliśmy jednak dzielnie walkę, która jak się niebawem okazało, BARDZO się opłaciła.
Tak więc zimowy start następuje na Przełęczy Sokolej.
Decydujemy, że Schronisko Sowa tym razem zaliczymy na początku trasy. Dobry wybór, wyśmienicie mija nam tam czas.
A po piwku łatwiej jest obstawać przy podjętej uprzednio decyzji o podjeździe na szczyt czerwonym szlakiem pieszym. Spodziewamy się na nim małego armagedonu. Spotyka nas wielka niespodzianka, bo prawie w 100% udaje się nam to podjechać. Choć przypłacamy to małymi zawałami serca na Szczycie.



(fot. Radzior) Ja i moja wspaniała torebka podsiodłowa na podjeździe czerwonym. Dziękuję Wam - Darczyńcy!!! :-*


(fot. Radzior)

Radziowy termometr mówi o 3 stopniach na plusie. I rzeczywiście, otoczeni śniegiem, uśmiechniętymi ludźmi, ze słońcem lejącym nam się na głowy, jest nam zwyczajnie ciepło. Ale kolejna perła czeka - zjazd czerwonym pieszym do Koziego Siodła.
Początek - ten płaski - jest ciężkawy, choć przejezdny. Im dalej tym lepiej. Niedaleko przed Kozim Siodłem Radzio zalicza podryw na OTB :-D Tak mi się coś zdawało, że ciut za długo na niego czekam na dole. Ale toż to walentynki - trzeba zrozumieć męskie zapędy ;-) Żal mi tylko, że tego nie widziałam!






Z Koziego niestety czeka nas najgorszy fragment trasy - żółty pieszy pod Schronisko Sowa. Grrrr!!!! Większość prowadzona. Fuj choć pięknie.


Dalej pędzimy na równię między Wielką a Małą Sową by zakosztować największego mistrzostwa świata w dniu dzisiejszym - zjazdu na Przełęcz Walimską niebieskim pieszym. Jejku! Coś cudownego!








I znów - nie idzie opisać słowami jak gigantyczną frajdę czerpię z tych zimowych sowiogórskich wycieczek. Jak od całkowicie innej strony poznaję te góry. I jak niezależnie od strony - wciąż pokochuję je coraz bardziej.

Przejazdu niebieskim kawałkiem z Przeł. Walimskiej w stronę Glinna pozwolę sobie nie komentować, by nie zabluźnić wpisu :-P Było tak samo irytująco jak śmiesznie. No i wciąż przepięknie.





(fot. Radzior) :-)

A na dole oczywiście Wiosna!



  • DST 70.90km
  • Czas 03:38
  • VAVG 19.51km/h
  • VMAX 56.40km/h
  • Podjazdy 1040m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 12 lutego 2015 | Komentarze 5


Czyli Przełęcz Jugowska i Sokola. Na dole wiosna, na przełęczach przedwiośnie.
Niedzielny wjazd na 1000 metrów pokazał dopiero, że tej prawdziwej Zimy jeszcze ciut zostało tu i ówdzie.

Gdzieś w Kamionkach obserwuję jak chmury pożerają szczyty górskie:


Jugowska i widok ze zjazdu do Sokolca:




I powrót do Wiosny:



  • DST 67.00km
  • Teren 16.00km
  • Czas 04:23
  • VAVG 15.29km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Podjazdy 1180m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 1 lutego 2015 | Komentarze 6

Uczestnicy


Dziś krótko, bo sen morzy. Mięśnie po walce i glebach bolą i domagają się łóżka. Głowa pełna wrażeń też woła o odpoczynek i chwilę wytchnienia :-D

Jak szał to na całego. Sobota, 23 z hakiem. Sms do Radzia: jedziesz? Odpowiedź: Jadę, a jakże!
I tak jak szalenie i znienacka się rozpoczęło tak do 17 dnia następnego trwało.

Asfaltem docieramy do Rzeczki na Przełęcz Sokolą. Na szczyt ciśniemy szlakami rowerowymi. Z początku pięknie przejezdny, ubity śnieg. Pod koniec sprawdzanie ubicepsowienia Radziowego :-P No i na trasie widzimy ślady prawdopodobnie pozostawione przez fatbike`a. Przyznać się kto na tym cudzie dziś po Sowich pomykał!? :-)










Przed samym szczytem nawet znów udaje nam się wsiąść na rowery i z dumą dojechać, zamiast dochodzić.


I teraz czeka nas perełka (jedna z kilku:-) dzisiejszego dnia - zjazd czerwonym szlakiem pieszym do Schroniska Sowa. Przyznam, że miałam stresa, na zjeździe dopiero się okazało, że ABSOLUTNIE nie taki diabeł straszny, a wręcz przeciwnie - po dotarciu do Sowy paszcze nam się nie przestają cieszyć. Cudo, bomba i obłęd na całego!!!
Po niekrótkiej posiadówce w Schronisku jeszcze chwila czerwonego i kolejna perła - zielony kawałek strefowego. Do teraz na wspomnienie tego "zjazdu" pękam ze śmiechu :-D

Górskie sporty zimowe:


I zielony strefowy:




I ja, próbująca się pozbierać po wybuchu śmiechowym:


Dalej Sokola, Sierpnica, Włodarz i asfalt do domu.
Po drodze trochę podziwiania miejsc, z których właśnie wracamy:


I jeszcze więcej zabawy w śniegu:




Po prostu kolejne ACH i OCH! :-D



  • DST 70.50km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 14.59km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Podjazdy 1210m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 28 stycznia 2015 | Komentarze 15


W nosie mam, że się powtarzam. Tam po prostu jest aktualnie zbyt pięknie by z tego rezygnować.
W inne góry się nie pcham, bo nie znam ich na tyle dobrze jak Sowich, w których wiem czego się spodziewać praktycznie na każdym zakręcie. A w takich, jak aktualne, zimowych warunkach to dość istotne, jeśli chcę pozwolić sobie na popuszczenie odrobinę hamulców.

Dzisiejsza trasa prawie taka sama jak niedzielna z Radziorem. Tyle, że ostatnimi trzema dniami sypnęło trochę śniegiem.
Przez kilka kilometrów zamęcza mnie na drodze szklaneczka, mniej więcej od Jeziora Bystrzyckiego robi się lepiej, bo lodzik przykryty jest już delikatną warstewką śniegu. Z minuty na minutę coraz tego śniegu więcej :-)

Glinno.


Od niebieskiego zima już rozszalała na dobre. Te 2-3 kilometry szlaku pieszego do Przełęczy Walimskiej częściowo nieprzejezdne - za dużo świeżego śniegu. Koła się zapadają i klops, ani jechać dalej, ani ruszyć w takich warunkach. Trzeba podchodzić i szukać miejsca, z którego uda się wystartować.






Z Przełęczy Walimskiej fioletowy. Do rozdroża przy źródełku praktycznie bez większych problemów przejezdny (choć przy większej masie rowerzysty może być kłopot miejscami), ale od momentu odbicia w lewo pod górę - nic z tego! Do szczytu z buta. Na trasie dojeżdżam do chłopaków, którzy przybyli w Sudety znad Morza. Na szczyt docieramy wspólnie.


Sokół.






Na Szczycie nie zabawiam za długo. Żegnam się z chłopakami (powodzenia w dalszych podbojach!) i cisnę w dół by zdążyć na 16 do pracy. I NARESZCIE zjazdy, na które czekałam. Nie doznałam tego w zeszły poniedziałek, nie zaznałam w tę niedzielę. Dziś, na tym śniegu, w końcu jest zimowa zabawa NA CAŁEGO!!! :-D


Zjeżdzam do Schroniska Sowa, patrzę na zegarek. Zatrzymuję się ino na chwilkę, by się ciut ogrzać i dalej zielonym strefowym na Przełęcz Sokolą.


Tu, na zjeździe po tym dziewiczym śniegu, upadki nakładały się na siebie (niestety pod świeżym puchem zalegały lodowe koleiny, których pod śniegiem nie dało się dostrzec. To głównie one były przyczyną upadków). Frajdę miałam z tego przepotężną.


Z Przęłęczy Sokolej w stronę Sieprnicy i dalej śnieżnym terenem pod Włodarz.




Mając w pamięci niedzielny nieprzyjemny zjazd do Jugowic postanawiam skręcić w prawo, zjechać do Walimia i główną drogą wrócić do Świdnicy. Myślę, że to był dobry wybór.
I po zimie...





  • DST 67.02km
  • Teren 23.00km
  • Czas 04:16
  • VAVG 15.71km/h
  • VMAX 46.60km/h
  • Podjazdy 1190m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 25 stycznia 2015 | Komentarze 6

Uczestnicy


Och jakże inaczej od jazdy solo smakuje jazda wespół!

Początek dnia jak codzień - za oknem klops. Do tego jeszcze dziś nawet drogi jakieś mokre, Jesień tak bardzo pełną gębą, że aż krzyczy; NIE WYCHODŹ Z DOMU!!!
Jakże bym mogła zrezygnować jednak z wyjścia skoro nieopodal Radzior czeka na mnie i marznie?
Ciut spóźniona docieram na miejsce spotkania. Cre wyrozumiale nie rzuca fochem na moje spóźnialstwo.
Ruszamy.

Z jednej strony oboje jacyś lekko skwaszeni w związku z otaczającym nas Mordorem, z drugiej półgębkiem na przekór uśmiechnięci na myśl o tym co nas czeka za chwil kilka.
Wpierw na trasie oczy atakuje jakiś taki niezidentyfikowany opad. Ani to deszcz, ani śnieg, taka powiedzmy zmarznięta mżawka. Po kilku kilometrach coraz więcej tego w powietrzu lata i coraz bardziej zaczyna przypominać najprawdziwszy śnieg.
O ZGROZO!!! Śnieg? Zimą?? W styczniu??? Sama do końca nie wiem co o tym myśleć, ale upierdzielone tym opadem okulary nie pozostawiają złudzeń - naprawdę pada śnieg!


Tym razem - w przeciwieństwie do wyjazdu z 19 stycznia - trochę lodu już na drodze dojazdowej do niebieskiegon pieszego zalega. Ale absolutnie nie ma go na tyle by uniemożliwić podjazd.
A na niebieskim zaczyna się RAJ!!!




I uradowana, przeszczęśliwa ja.


Od Przełęczy Walimskiej zaczyna się porządna walko-jazda. Przepełniona śmiechem i usilnymi próbami wyjścia z poślizgów z twarzą. Radzor walczy do upadłego :-D


I ja walczę z niesfornym źródełkiem, które lodem broni mi dostępu do wody...


Mimo pewnych potknięć i przeszkód cali i zdrowi docieramy na Szczyt!






Wielka Sowa wciąż stoi przed nami otworem.
Również dziś nie dajemy się namówić czerwonemu pieszemu, i docieramy do Schroniska Sowa lżejszą wersją. Po drodze lód, śnieg, walka i radość czyli to po co tu przyjechaliśmy!




W Schronisku przerwa, pogaduchy, uzupełnienie płynów. Najwięcej jednak czasu schodzi nam na powrotnym przyodzianiu wszystkiego co przed chwilą z siebie zrzuciliśmy i powiesiliśmy na piecach i kaloryferach.
I znów ruszamy, zlęknieni temperaturą po wyjściu. Jak się okazuje - zupełnie niepotrzebnie. Zjazd zielonym strefowym na Przeł. Sokolą to chyba najsmaczniejszy kąsek tego dnia. Nareszcie na tym krótki kawałku jest więcej śniegu niż lodu.


Z Przeł. Sokolej ciśniemy kawałek zalodzonym asfaltem na samą górę Sierpnicy i dalej zielonym strefowym, a potem czarnym rowerowym docieramy do Jugowic, zaznając po drodze jedną czy też ze trzy gleby ;-)










A bo właśnie po to tam byliśmy. Po śnieg, po taplanie się w nim, po nie zamartwianie się tym czy będzie gleba czy jej nie będzie. Po czystą frajdę Zimy (z pokłonami w stronę Morsa!).
I znów wiem, jestem przekonana, że nie minie dużo czasu kiedy po raz kolejny mnie Sowa uświadczy. I Radziora myślę, że też. Obstawiam, że i następnym razem wespół :-)
Dzięki Radziu. Było dokładnie tak jak się spodziewałam!


  • DST 64.59km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:55
  • VAVG 16.49km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 19 stycznia 2015 | Komentarze 7


Po krótkiej wycieczce dwa dni wcześniej postanowiłam, że dość mam czekania na nadejście Zimy i śniegu. Sama pójdę poszukać. A właściwie pojadę. Stęskniłam się po czasie spędzonym na chorobie za jazdą, stęskniłam się jak dzika za górami i rowerem.

Przez pierwsze 20 km zero zimy. Szarówka i niekończący się dym kominowy. Czekam zatem cierpliwie, kręcąc powoli przed siebie.

Lekko zamglone Glinno.


W dalszej kolejności czeka mnie podjazd do niebieskiego pieszego.
Droga wciąż czysta i przejezdna bezproblemowo. A na górze nareszcie jakieś sensowne ilości śniegu.




Na Przełęczy Walimskiej pseudo-bałwany.


Na szczyt docieram fioletowym szlakiem. Na górze rezygnuję ze zjazdu czerwonym pieszym w stronę Schroniska Sowa, bo lodu na nim kupa.




Zjeżdzam naokoło do Schroniska, tam zatrzymuję się na przerwę i pogawędkę. Na Przełęcz Sokolą docieram strefowym zielonym.






I to by było tyle. Pięknie i zimowo. Wiem, że na pewno niebawem zjawię się tu ponownie, bo jazda po górach w śniegu zaczyna mnie coraz bardziej bawić.