Kategorie bloga
- 1000 - 1500 w pionie
116 - 1500 - 2500 w pionie
42 - 2500 - ... w pionie
6 - Beesową paczką
80 - Beskidy
3 - Bieszczady
2 - Chaszczing
3 - Dolomity 2014
9 - Góry Bardzkie
3 - Góry Bialskie
3 - Góry Bystrzyckie
4 - Góry Kaczawskie
1 - Góry Orlickie
4 - Góry Sowie
115 - Góry Stołowe i Broumovsko
17 - Góry Suche
53 - Góry Złote
4 - Izery
1 - Jesioniki
4 - Karkonosze
15 - Korona Gór Polski
13 - Masyw Ślęży
59 - Masyw Śnieżnika
5 - Rekonstrukcja ACL
11 - Rudawy Janowickie
4 - Single i Ścieżki
6 - Wschody Słońca na szczycie
6 - Zima na całego!
16
Archiwum bloga
- 2016, Luty
16 - 15 - 2016, Styczeń
1 - 4 - 2015, Grudzień
19 - 24 - 2015, Listopad
16 - 49 - 2015, Październik
15 - 39 - 2015, Wrzesień
20 - 144 - 2015, Sierpień
13 - 106 - 2015, Lipiec
2 - 17 - 2015, Czerwiec
2 - 33 - 2015, Maj
12 - 70 - 2015, Kwiecień
16 - 62 - 2015, Marzec
19 - 96 - 2015, Luty
13 - 37 - 2015, Styczeń
10 - 68 - 2014, Grudzień
8 - 65 - 2014, Listopad
15 - 110 - 2014, Październik
18 - 120 - 2014, Wrzesień
13 - 75 - 2014, Sierpień
18 - 42 - 2014, Lipiec
18 - 74 - 2014, Czerwiec
16 - 136 - 2014, Maj
21 - 141 - 2014, Kwiecień
17 - 205 - 2014, Marzec
19 - 175 - 2014, Luty
24 - 135 - 2014, Styczeń
12 - 94 - 2013, Grudzień
16 - 136 - 2013, Listopad
11 - 94 - 2013, Październik
22 - 188 - 2013, Wrzesień
19 - 92 - 2013, Sierpień
18 - 118 - 2013, Lipiec
15 - 66 - 2013, Czerwiec
16 - 43 - 2013, Maj
14 - 118 - 2013, Kwiecień
15 - 100 - 2013, Marzec
18 - 62 - 2013, Luty
11 - 32 - 2013, Styczeń
5 - 8 - 2012, Grudzień
8 - 4 - 2012, Listopad
19 - 43 - 2012, Październik
16 - 62 - 2012, Wrzesień
19 - 100 - 2012, Sierpień
18 - 56 - 2012, Lipiec
14 - 57 - 2012, Czerwiec
14 - 70 - 2012, Maj
20 - 138 - 2012, Kwiecień
19 - 166 - 2012, Marzec
16 - 123 - 2012, Luty
16 - 139 - 2012, Styczeń
20 - 138 - 2011, Grudzień
23 - 47 - 2011, Listopad
1 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
1000 - 1500 w pionie
Dystans całkowity: | 7716.96 km (w terenie 1727.00 km; 22.38%) |
Czas w ruchu: | 389:52 |
Średnia prędkość: | 17.43 km/h |
Maksymalna prędkość: | 68.40 km/h |
Suma podjazdów: | 139877 m |
Liczba aktywności: | 116 |
Średnio na aktywność: | 66.53 km i 3h 51m |
Więcej statystyk |
- DST 81.03km
- Teren 2.00km
- Czas 03:47
- VAVG 21.42km/h
- VMAX 53.00km/h
- Podjazdy 1050m
- Sprzęt KROSSowy
Środa, 5 listopada 2014 | Komentarze 2
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
I znów szosa, znów w krótkich spodenkach.
Czy to na pewno listopad?
Bo czuję zbliżające się lato....
Pewnie po napisaniu powyższego zdania w przeciągu najbliższych 3 dni spadnie metr śniegu (od razu odszczekuję! Tak na wszelki wypadek. Sorki Morsowy).
W każdym razie - cudownie! Znów. I niezmiennie.
Aż się wracać do pracy nie chce. Chce się kręcić i kręcić. Byle gdzie. Byle jak.
Byle kręcić.
Dziś postanowiłam przeprowazić mały rekonesans alternatywnego dla mnie dojazdu na Przełęcz Jugowską - znów, jak wczoraj, przez Głuszycę Górną i Bartnicę; dalej Świerki do Ludwikowic Kłodzkich. Tu skręt w lewo na Jugów, a w Jugowie skręt w prawo razem z zielonym szlakiem pieszym, konkretnie pod górę, w stronę Jugowskiej, mijając po drodze Bukową Chatę (nareszcie!) i Zygmuntówkę. Ostatnie ok. 2 kilometry to mocny podjazd terenowy. Powrót do domu przez Pieszyce i Lutomie.
I dzisiejszego dnia porządnie wiało.
Rzut oka na koniec Głuszycy Górnej:
Wiadukt kolejowy w Ludwikowicach:
Bukowa Chata i Zygmuntówka:
Ach ta Jesień!!!
- DST 66.11km
- Teren 32.00km
- Czas 04:45
- VAVG 13.92km/h
- VMAX 37.60km/h
- Podjazdy 1245m
- Sprzęt KROSSowy
Niedziela, 26 października 2014 | Komentarze 4
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Masyw Ślęży
Plan na dziś był inny, ale chęci we mnie i tego ranka było tyle co kot napłakał.
Piękny wschód Słońca troszkę mnie rozbudził i ostatecznie postanowiłam jednak się ruszyć z domu, bo pogoda taka PIĘKNA, że jakbym została w domu to bym sobie porządnie w brodę napluła wieczorem.
Zatem Radunia i Ślęża, w tej kolejności.
Ze szczytu Raduni postanawiam zjechać nieoznakowaną z polanki. Dwa pierwsze uskoki weszły idealnie, na trzecim stanęłam i klops. To nic. Nic na siłę. A jeszcze na polance pogadanka z piechurem. Delikatne, urocze spięcie mieliśmy na temat niebieskiego pieszego masakratora z Raduni. On, że nie ma tam szlaku, ja że oczywiście jest. Co mi będzie bredził? Kilkukrotnie się przekomarzyliśmy w ten sposób, aż mówię idziemy! Udowodnię!! I co? I dupa!! Niesamowite, ale niebieski masakrator jest już ex-niebieskim masakratorem. Ni ma szlaku. Szlak został poprowadzony szutrówką biorącą szczyt ślimakiem, miast niedawnej przecinki pionowej. Niebywałe! Ciekawa jestem czy ma to jakiś związek z planami utworzenia tras zjazdowych na Masywach. Jeśli ktoś ma jakieś wieści na ten temat - będę wdzięczna.
Tu, pod przepięknym nachyleniem, szedł jeszcze niedawno szlak niebieski:
Taką drogą prowadzi teraz:
ZGROZA!!
W planie miałam ponowny podjazd na szczyt Raduni i wpakowanie się na (już eks) niebieski, ale w samotności i ryzyku, że na nieistniejącym już szlaku może się przez czas jakiś nikt nie pokazać, postanowiłam nie przesadzać i zjechać na przełęcz. Obiecałam kiedyś takim jednym, że nie będę się na ten szlak samotnie zapuszczać i staram się danego słowa dotrzymywać od czasu do czasu ;-)
Na Przełęczy jak żmijka wygrzewam się w promieniach Słońca. Spodziewałam się już dziś pięknej żarówki, ale zdecydowanie nie spodziewałam się tak wspaniałego ciepełka. No ale ileż można siedzieć i dumać? Obiecałam, że o 15:00 wrócę, na zegarze widzę już okolice 11:00, a przede mną jeszcze dłuuuga droga. Ruszam więc spokojnie na szczyt. Na trasie mijam po raz drugi tego dnia trzech piechurów - chłopaków z wsi Tąpadła. Oni mnie poznają, ja ich poznaję, resztę trasy podjeżdżam w ich tempie dowiadując się mnóstwa ciekawostek o okolicznych szlakach, przede wszystkim tych nieoznaczonych. Oj, będzie co zwiedzać niebawem :-)
Na szczycie nie korzystam z ichniego zaproszenia na piwo. Bez robienia przerwy pakuję się na zjazd czerwono-żółtym. Zjazd idzie całkiem przyzwoicie, ale wciąż nie do końca zadowalająco. Droga standardowa - czyli czerwony, później odbijam na na chwilę na singiel, wracam na czerwony, z którego zjeżdżam na ino żółty i na szczyt Wieżycy, zjazd do Schroniska, kolejna sielanka i skuszenie się na drugi podjazd na Wieżycę i zdublowanie zjazdu. Tym razem na samym końcu zaliczam glebkę i obijam udo. Brakowało mi tego bólu :-P Ale obicie znaczy, że jeszcze nie zdziadziałam zimowo tak ostatecznie, bo fantazji na zjazdach jeszcze we mnie trochę zostało :-)
Słońce wciąż obłędnie grzeje.
Na trzeci zjazd się nie decyduję. Obieram kierunek na czarny zachodni, którym bardzo spokojnie i rekreacyjnie dojeżdżam do Przeł. Tąpadła.
Z Przełęczy jadę na żółty pieszy, który prowadzi mnie prosto do Jędrzejowic.
Z dedykację dla Starowinki:
Na powrocie do domu, mimo zmęczenia, jakoś mocniej dociskam.
Wracam o 16:00 gotowa by przygotować pyszną niedzielną ucztę :-)
- DST 60.88km
- Teren 8.00km
- Czas 03:05
- VAVG 19.74km/h
- VMAX 53.50km/h
- Podjazdy 1015m
- Sprzęt KROSSowy
Poniedziałek, 13 października 2014 | Komentarze 4
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Późno wyruszam z domu, bo dopiero chwilę przed 10:00. A od 14:00 czeka mnie praca. Planuję przycisnąć i - jeśli tylko się uda - dotrzeć do niebieskiego z Wielkiej Sowy. Na Przeł. Sokolej nie decyduję się tym razem na czerwony pieszy. Czerwonym rowerowym docieram do niebieskiego (omijając dziś sam szczyt) i realizuję cel wycieczki, czyli zjazd na Przełęcz Walimską, a z niej do Glinna i czym prędzej do domu. O 13:00 wchodzę uradowana do mieszkania :)
Kolory tych śmiesznych drzewek są tak intensywne, że aż nieprawdopodobne. Patrząc na nie ma się wrażenie, że kolory są mocno podkręcone. A u mnie w telefonowym aparacie jest wręcz przeciwnie.
- DST 41.84km
- Teren 23.00km
- Czas 03:17
- VAVG 12.74km/h
- VMAX 41.70km/h
- Podjazdy 1050m
- Sprzęt KROSSowy
Niedziela, 12 października 2014 | Komentarze 3
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Masyw Ślęży
Niedziela zapowiadała się nieszczególnie piękna pogodowo. Zatem w sobotę wieczorem myśl o rezygnacji z niedzielnego rowerowania nie napawała mnie wielkim smutkiem, zwłaszcza, że zmęczenie po sobotniej trasie było niemałe.
Noc jednak zdziałała regeneracyjne cuda i w niedzielę przed 9:00 byłam gotowa by na letniaka (ino w koszulce na ramiączkach i krótkich spodenkach) wybyć na podbój Ślęży. Z Kubą umawiamy się na Przełęczy Tąpadła o 10:00.
Docieram na czas. Na dojeździe czuję zmęczenie w nogach, ale nie takie, które by mnie powstrzymało przed małymi harcami. Pakujemy się zatem na szczyt Ślęży - im wcześniej tym lepiej, bo z czasem wiadomo, że na szlaku będzie coraz więcej ludzi, którzy skutecznie utrudniać nam będą zjazdy. Na szczycie nie odpuszczmy sobie jednak chwili sielnakowania w Słońcu.
Dalej zjazd żółto-czerwonym w stronę Sobótki. Zjazd idzie mi tego dnia całkiem sprawnie. Szybko docieramy na szczyt Wieżycy, z której w otoczeniu mnóstwa zdumiałych piechurów udaje się w jednym kawałku zjechać na dół, do schroniska, gdzie witani uśmiechem Pani za ladą dostajemy pyszne zimne piwka. Rozsiadamy się na zewnątrz, pałaszujemy to i owo i po jakimś czasie kierujemy się na czarny pieszy, z którego pod koniec zjeżdżamy na Trakt Bolka do Polany z Dębem i stąd równoległą techniczną ścieżką do żółtego pieszego docieramy na Przełęcz Tąpadła.
Nie może być inaczej - następna w kolejności jest trawka na przełęczy. Mam wrażenie, że Słońce grzeje jeszcze mocniej niż godzinę wcześniej. Pogoda-marzenie!
Po leżakowaniu obieramy kierunek na Radunię.
I nareszcie SUKCES! Sukces, który przyniósł mi radość tak wielką, że nie pamiętam kiedy radowałam się jakimś rowerowym sukcesem tak bardzo. Chyba wtedy gdy po raz pierwszy udało mi się zjechać żółtym z Wieżycy, kiedy to uśmiech z twarzy zejść mi nie chciał. A jaki był powód wczorajszej radości? Pierwszy raz udało mi się w całości zjechać z Raduni nieoznakowaną drogą z polanki, tą z trzema skalnymi uskokami na początku. Uskokami, o których jeszcze wczoraj na leżakowaniu na przełęczy myślałam jako o niemożliwych dla mnie do zjechania.
Cudo!
- DST 78.83km
- Teren 6.00km
- Czas 03:39
- VAVG 21.60km/h
- VMAX 51.90km/h
- Podjazdy 1120m
- Sprzęt KROSSowy
Czwartek, 9 października 2014 | Komentarze 5
Kategoria 1000 - 1500 w pionie
Delikatnie, bez określonego uprzednio celu. Nogi zaprowadziły mnie pod Andrzejówkę, pod którą z braku czasu nawet się nie zatrzymywałam.
Pod kopalnią melafiru w Rybnicy Leśnej przerwa spowodowana przeprowadzanym w kopalni wybuchem. Genialny efekt dźwiękowy kiedy to echo się obija o otaczające kopalnię góry. Pogoda wyborna choć i dziś wciąż dość mocno wiało.
Przywitanie Słońca (tym razem z balkonu)
Dziś pierwszy raz jechałam szutrówką (zielony szlak pieszy) łączącą Sokołowsko z Unisławiem Śląskim. Zeszłej zimy pokonywałam tę trasę pieszo. Fantastyczny łącznik i alternatywa dla asfaltu.
- DST 71.38km
- Teren 10.00km
- Czas 03:53
- VAVG 18.38km/h
- VMAX 57.20km/h
- Podjazdy 1080m
- Sprzęt KROSSowy
Wtorek, 7 października 2014 | Komentarze 9
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Dawno nie zostałam wystawiona do pojedynku z tak silnym wiatrem.
W Pieszycach, na prawie płaskim odcinku gładkiego asflatu nie byłam w stanie przekroczyć 15 km/h. Gałęzie leciały z nieba niczym ulewa, a wiatr co jakiś czas robił psikusa zmieniając na sekund kilka niespodziewanie kierunek, z którego atakował. Zacięta to była batalia, którą wygrałam. Może w nieszczególnie pięknym stylu, ale grunt, że nie wycofałam się z pola bitwy (choć korciło bardzo), tylko parłam uparcie przed siebie, nie poddając się wrogowi!
Na Przełęczy Jugowskiej średnia 16 km/h z małym hakiem, choć w sieprniu udało mi się na górę wspiąć ze średnią 20,7 km/h.
Na dojeździe serpentynami z Kamionek coraz bardziej rozpanoszona Jesień:
Na Przełęczy nie ma co robić przerwy, bo podczas postoju wiatr chce mnie położyć na łopatki. Hop na siodło i czerwonym do góry.
Jak już wjechałam do lasu to było ok. Podjazd na Kozią równię idzie dziś tak sobie. Ciężki sprzęt mocno zrył nawierzchnię. Podjazd ten jest ciężki w sprzyjających warunkach, wczoraj mnie pokonał - za stromo, za ślisko, za dużo pościnkowego syfu.
Ale za to z Koziego Siodła na Szczyt po raz kolejny udało mi się podjechać bez podpórki. Git!
Na szczycie nie staję, pędzę na Małą Sowę, dalej żółtym zjeżdżam do krzyżówki z fioletowym (coraz więcej liści na tym szlaku skutecznie mnie odciągnie od zapuszczania się na niego już w tym roku, mocno niebezpieczne się to robi), z krzyżówki nowo-pociągniętym szlakiem rowerowym (zielonym zdaje się) docieram do Rzeczki i sru do domu (nareszcie z wiatrem w plecy:)
- DST 62.22km
- Teren 10.00km
- Czas 03:10
- VAVG 19.65km/h
- VMAX 55.40km/h
- Podjazdy 1080m
- Sprzęt KROSSowy
Czwartek, 18 września 2014 | Komentarze 3
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Może niebawem uda mi się tak zorganizować pracę jedną, pracę drugą i przygotowywanie się do tejże, że możliwe znów będzie częstsze jeżdżenie przed południem. Nadzieja umiera ostatnia.
W związku z potężnym czasowym deficytem cieszyłam się nieziemsko, że udało mi się wyłuskać kilka godzin tego pięknego, ciepłego, słonecznego przedpołudnia, które od razu postanowiłam wykorzystać rowerowo (mimo, że syfek w kuchni woła już o pomstę do nieba...)
Miały być Góry Suche. Skonstatowałam jednak już na dojeździe, że czasu mi może nie starczyć po powrocie by przed pracą choćby umyć się czy coś przekąsić szybko szybciutko. Wybór padł zatem na dobrze znane, kochane i ciut bliższe - Góry Sowie.
Z Przełęczy Sokolej podjazd czerwonym pieszym na sam szczyt. Tu - mimo połowy września na kartkach kalendarza - pogoda iście letnia. Oj, jakże nie chciało się stąd ruszać! Takie chwile przywracają mi wiarę w to, że uda mi się w końcu na powrót odnaleźć w sobie wielką miłość do jazdy, a nade wszystko - do jazdy w samotności. Miłość, która gdzieś umknęła wraz z nadejściem lata (standard) i niepokojąco długo nie wraca (już nie standard). Brakuje mi bardzo tych odczuć, które nieodłącznie towarzyszyły mi podczas jazdy, niezależnie właściwie od wyboru terenu. Nawet głupia rundka wokół jeziora radowała mnie kiedyś wielce. A teraz? Pustka. Pustka i szarówa, przez którą raz na jakiś czas wyjrzy na chwilę słońce. Takie jak wczoraj właśnie...
NIE ZABIJAJCIE SŁONIA!!!
W Walimiu coś się dzieje od jakiegoś już czasu. Czyżby nowe drogi miały być zapowiedzią powstania tego pięknie położonego miasteczka (a raczej wioski) zmartwych? Czyżby Walim zaczynał się budzić z letargu, w który zapadł wraz z zamknięciem w 1992 roku fabryki włókienniczej stanowiącej główne źródło utrzymania mieszkańców tej wsi. Dobrze by było. Trzymam kciuki, bo ma ta wioska predyspozycje do bycia piękną. Szkoda tego nie wykorzystać.
A na szczycie: Dwie Wieże i zalążki kapliczki pomiędzy nimi:
Powrót do domu niebieskim pieszym, schodzącym do Glinna. Tak jak z Cre podejrzewaliśmy - po opadach zeszłotygodniowych na szlaku płynie niezły strumień. Błotniki? Po co komu błotniki? :)
- DST 76.69km
- Teren 25.00km
- Czas 04:32
- VAVG 16.92km/h
- VMAX 51.10km/h
- Podjazdy 1322m
- Sprzęt KROSSowy
Niedziela, 14 września 2014 | Komentarze 5
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Beesową paczką, Góry Sowie
Uczestnicy
No bo jak długo można jeździć tymi samymi szlakami, obsiadywać te same szczyty, głaskać tego samego kota i nie spotkać się???
Tego już było za wiele!
Jasno sprecyzowałam moje oczekiwania - Muflon!
Radzior jasno nakreślił swoje oczekiwania, o których pisać nie będę :-P
Oczywiście pięknie się przedstawiam z rana atakując Cre smsem - zaspałam, przekładamy spotkanie o godzinę. A jakże! Nie ma to jak porządny falstart na dzień dobry. Radziu nie okazuje frustracji czym raduje moje serce. 9:00, Zalew, pierwsze spotkanie, na którę pędzę na złamanie karku przelatując niemalże nad tymi poulewowymi kałużami.
Ciut niezręczne jest ino pierwszych kilka minut; przynajmniej takie jest moje wrażenie. Później z minuty na minutę coraz więcej swobody. Tak. Nie będzie nudno i drętwo! Choć tego byłam pewna jeszcze przed spotkaniem, to Radzior swoją osobą upewnił mnie w tym przekonaniu bardzo szybko. Spokojny dojazd do Glinna. Nogi baaaardzo mam ciężkie po sobotniej Ślęży. Z Glinna na niebieski. Błota kupa, mgła i słota. Kolejny dzień z aurą jakby specjalnie na moje zamówienie.
Na Przełęczy Walimskiej żadne z nas nie ma wielkich wątpliwości - nie niebieski, fioletowy. Choć niebieski korci z jednego podstawowego powodu - rzeki, która z pewnością w tych warunkach musi płynąć całą szerokością szlaku. Gdyby wybór miał dotyczyć zjazdu to z pewnością nie byłoby wątpliwości, ale podjeżdżać niebieskim dziś nie chce się żadnemu z nas.
Z fioletowego Toompową drogą, którą Radzior jedzie po raz pierwszy. Co się okazuje - już nie taka tajemna to dróżka, bo przez większą jej część poprowadzony został szlak rowerowy. No nic. Po tajemnicy.
Kierunek - szczyt i zasłużone piwko. Szczyt jest.
Piwka wydaje się, że nie będzie.. O-o! Jakże to!? Zanim łzy smutku zaczną na serio ściekać mi po policzkach Pan Wieżowy ratuje moją reputację twardzielki i otwiera swe podwoje. Ufff!!! Jak to Cre ładnie określił - czas się zamortyzować przed zjazdem :-) Amortyzujemy się zatem radośnie. Nie za długo niestety, bo chłodek zaczyna atakować. Po napojeniu czas na czerwony do Schroniska Sowa. Radzior pruje jak szalony downhillowiec. Nawet zdjęcia nie mam mu kiedy cyknąć. Tak - amortyzacja działa zacnie :-P
Pod Schroniskiem Sowa wskakujemy na żółty i docieramy do Koziego Siodła. Stąd czerwonym na Kozią Równię i piękny zjazd na Przełęcz Jugowską. Mniam-mniam!
Przypominam sobie, że Anamaj niedawno wspominała o zmianach jakie zaszły w Zygmuntówce. Jak już jesteśmy tak blisko to trza to sprawdzić. pomijając wszelkie inne zmiany to największą zmianą, która przykuła mój wzrok był widok Opata w lodówce. Takie zmiany toleruję, akceptuję i przyjmuję z radością :)
Bardzo miło nam mija czas na kolejnej posiadówce.
Widok na Bukową Chatę:
Radziu po ostatnich podbojach Kalenicy nie ma parcia na ten szczyt. A ja? Może bym miała, gdyby nie tak mokro, gdyby lepsza forma. Może, ale niekoniecznie. Zeszło ze mnie ciśnienie. Z Zimnej Polanki obieramy zatem kierunek na żółty pieszy na Trzy Buki. To Radzia pierwszy raz z tym zacnym zjazdem. Pięknie się z nim rozprawia. Bez zbędnego słodzenia - naprawdę jestem pełna podziwu dla Twoich umiejętności i odwagi.
Z Trzech Buków niebieskim szlakiem pieszym (nowość dla obojga, nieszczególnie atrakcyjna technicznie) docieramy do szosy zaraz przed Kamionkami. Stąd asfaltem do Pieszyc, zahaczając po drodze o festyn dożynkowy :-) Dalej Lutomia Dolna, Mała, wiochy, trochę pól i błocka. Krzyżowa, Boleścin. W Jagodniku jesteśmy na tyle wcześnie, że postanawiam jeszcze odwiedzić Mamę. Tu się zatem rozstajemy,
Czadowo było! Zabawa, jazda, śmiech, mgły i góry. O to właśnie chodzi :D
Dzięki Radzior. Braku Muflona na razie wybaczyć nie potrafię, ale liczę na rychły rewanż już z całym stadem.
Do następnego!
- DST 68.94km
- Teren 28.00km
- Czas 04:36
- VAVG 14.99km/h
- VMAX 51.60km/h
- Podjazdy 1286m
- Sprzęt KROSSowy
Sobota, 13 września 2014 | Komentarze 2
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Masyw Ślęży
Jakże inne były plany na ten dzień. Miało świecić piękne Słońce, być ciepło i czesko. Zapowiedzi pogodowe rychło zweryfikowały nasze plany i zamiary i przeniosły ich realizację na (mam nadzieję) przyszły weekend.
Sobotni poranek nie okazał się być jednak tak fatalny jak to zapowiadała prognoza. Nie pada, choć coś wisi w powietrzu. Nie myśląc wiele namawiam Kubę na rezygnację z Rychlebskich Ścieżek i wypad na Masyw Ślęży. Szybki telefon do Piotra - Kuby kolegi i sru!
Wskakuję na rower. Lekko ociężale (rzeczywiście czuć jesień nie tylko w powietrzu ale i w moim zmęczonym sezonem ciele) dojeżdżam do wsi Tąpadła i zaczynam podjazd na Radunię.
Na trasie dojazdowej surrealistycznie prezentujące się kostki siana.
W lesie klimat jaki kocham i pożądam:
W tych pięknych okolicznościach docieram na szczyt Raduni. Na łączce całkiem niemała gromadka ludzi zostaje nielekko zaskoczona piskiem moich hamulców. Witam się grzecznie i pakuję na zjazd nieoznakowaną ścieżką z trzema skalnymi uskokami na dzień dobry. Nawet podczas suchości nie dotarłam jeszcze do momentu by próbować zupełnie na poważnie zmierzyć się z tymi skałkami. W tych warunkach nawet przez myśl mi to nie przechodzi. Sprowadzam rower po wszystkich trzech. Dalszy zjazd uskuteczniam już bez większych problemów, choś ślisko jest jak diabli.
Na Przełęcz Tąpadła docieram dokładnie po dwóch godzinach od wyjazdu z domu więc w momencie, w którym powinni też na miejsce dotrzeć prujący z Sobótki Kuba i Piotrek. Jestem wciąż na czczo, ale ze śniadaniem w plecaku. Zakupuję więc w sklepiku piwko, które zagryzam bułką z sałatką. W oczekiwaniu towarzyszy mi wrocławki rowerzysta, który właśnie zjechał ze Ślęży. Po wypiciu swojego piwa pakuje się na rower i ucieka w dalszą drogę. Mija chwila i zasiada obok dwójka biegaczy z - jak się okazuje - Sobótki. I z nimi uskuteczniam przemiłe pogaduchy na tematy wszelkie i wszelakie (choćby o człeku, który podjechał żółtym na szczyt Ślęży w czasie 15 minut :O !!!). Czas przelatuje mięzy palcami. Chłopaki kończą swoje napoje i również muszą lecieć. Moich towarzyszy jak nie było tak nie ma. Sadzam zatem dupsko na siodło i jadę im na spotkanie. Czarnym lewym od strony Przełęczy patrząc. Zjeżdżam, asfalt, podjeżdzam, zjeżdżam. W końcu udaje mi się z nimi spotkać! Hura!!! Już zaczęłam tracić nadzieję.
Zawracam i wspólnie realizujemy podjazd na P. Tąpadła, tam pozwalamy sobie na kolejną chwilę odpoczynku i jedziemy na górę.
28 minut. Zgroza! Ok - forma nie ta co jeszcze 2-3 miesiące temu, ale i tak - zgroza, że ho-ho! Mam na przyszły rok mocne postanowienie poprawy i oczekuję od siebie, że zejdę do 20 minut. Zobaczymy co z tego będzie :-)
Na szczycie trochę czekam. Wpierw przyjeżdża Kuba, parę minut po nim Piotrek. Słońce nawet wychodzi. I oczy nasze cieszy widok pomykającego po szczycie Ślęży szosowca:
Na szczycie mamy pierwsze spotkanie z Michałem - młodym rowerzystą z Ostrowa Wielkopolskiego, który uskutecznia trzygodzinne dojazdy w jedną i potem drugą stronę pociągiem by móc pośmigać po masywach. Podziw! Przez cały czas do Schroniska pod Wieżycą mijamy się, jedziemy wspólnie, wypełniamy czas oczekiwania pogaduchami. Szalenie to miłe spotkać takiego pasjonata. Rower też wypasiony - 160mm z przodu, 150 z tyłu. Prędkości na zjazdach to miało piękne.
Jazda po mokrych kamolach okazuje się nie lada wyzwaniem. Jest zabawa! :-)
Na dojeździe do szczytu Wieżycy tak Michał jak i Kuba zatapiają się w błotnistej kałuży po osie. Ubaw mam z nich nieprzeciętny. Tak. Jazda w takich warunkach ma kilka niekwestionowanych zalet :P
Z Wieżycy zjeżdża się nienajgorzej aż do końcowych kamieni. Cała trójka zalicza po glebie na tym samym omszałym, pieruńsko śliskim kamieniu. Iść się po tym nie da. Nic tam, nie decyduję się na kolejną próbę, po głazach tym razem rower sprowadzam. Końcówka zjechana.
Pod Schroniskiem rozstaję się z całą trójką. Kuba z Piotrem jadą w jedną, Michał pędzi na pociąg, ja obieram kierunek - czarny wschodni. No nie lubię tego szlaku, później żałowałam, że jednak nie zdecydowałam się na kolejne dziś starcie z drugim - zachodnim - czarnym. Przez chwilę lekko kropi, ale szybko przestaje. Z Przełęczy już asfaltem dojeżdżam do domu.
Bardzo dobry to był dzień.
Podziękowania dla całej trójki, dzięki której uśmiech rzadko schodził mi z ust!
- DST 60.00km
- Teren 10.00km
- Czas 03:00
- VAVG 20.00km/h
- Podjazdy 1100m
- Sprzęt KROSSowy
Piątek, 5 września 2014 | Komentarze 2
Kategoria 1000 - 1500 w pionie, Góry Sowie
Kończący się powoli tydzień niestety pozbawiony był roweru zupełnie. Wpierw tragiczna pogoda, później - niezależnie już od pogody - konieczność przygotowywania się do nowej pracy. I tak jakoś zleciało. Dziś do domu wróciłam przed 16. Szybko coś przekąsiłam i po 16 byłam gotowa i wyruszyłam. Żadnego oświetlenia nie zabierałam więc jeśli marzyło mi się zrealizować wjazd na Sowę i powrót do domu przed zmierzchem, to trzeba było się sprężać. Bardzo mi w tym pomogła pogoń za grupą szosowców, docisnęłam porządnie , przypłaciłam to bólem mięśni nóg i potężną satysfakcją.
Na Sowie doświadczam przez kilka minut ostatnich promieni Słońca, zakładam bluzę i pruję przed siebie na niebieski pieszy, którym docieram do Glinna i w końcu z powrotem do Świdnicy.
Udało się, choć ostatni kilometr w Ś-cy pokonałam już chodnikami, bo ciemność zaczęła się panoszyć na ulicach na całego.
Cudownie jest realizować znane na pamięć trasy w zupełnie nowej scenerii. Bo stare i znane ścieżki okazują się o tej porze dnia zupełnie innymi, zupełnie niespodziewanymi i raudjącymi duszę. Atak nowych dla mnie doznań tak wizualnych jak i zapachowych (jesień wieczorem pachnie zupełnie inaczej niż o poranku) przyprawiła mnie o mały zawrót głowy. Ekstra!]
Widok na Sokoła z fioletowego szlaku.
Elewacja wieży zyskuje na bieli.
I piękne przedazachodowe widoki na łące między Przeł. Walimską a Glinnem.