avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Suche

Dystans całkowity:4281.30 km (w terenie 972.50 km; 22.72%)
Czas w ruchu:212:24
Średnia prędkość:17.90 km/h
Maksymalna prędkość:76.20 km/h
Suma podjazdów:59209 m
Liczba aktywności:53
Średnio na aktywność:80.78 km i 4h 31m
Więcej statystyk
  • DST 66.02km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 21.41km/h
  • VMAX 45.85km/h
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 3 lipca 2014 | Komentarze 2

Kategoria Góry Suche


W planie była asfaltowa Andrzejówka i posiadówka z Erichem Frommem przy Skalniaku. Na dojeździe jednak rower jakoś sam skręcił w lewo w zielony rowerowy strefy mtb Głuszyca. Dojechawszy pod Skalne Bramy wiedziałam, że podjęłam słuszną decyzję. Dawno mój ulubiony widok na Góry Sowie nie prezentował się tak wspaniale jak tego dnia. Piwo i lektura z takimi krajobrazami przed oczyma smakowały wybornie.
Później jeszcze zjazd - już standardowo - pysznym czerwonym pieszym.




  • DST 50.98km
  • Teren 22.00km
  • Czas 03:09
  • VAVG 16.18km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Podjazdy 1160m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 1 czerwca 2014 | Komentarze 7

Uczestnicy


Po sobotnich ślężańskich wojażach w planie mieliśmy odwiedziny w Górach Suchych. Co by goście nie musieli wracać się na rowerach do Świdnicy postanowiliśmy na punkt startu dojechać samochodem. I tak, w okolicach godziny 11:00, zaczęliśmy wspinaczkę czerwonym szlakiem pieszym/zielonym TdG na Przełęcz pod Wawrzyniakiem, z której za sekund kilka czekał nas wjazd na singiel trawersujący Rybnicki Grzbiet.
Wiem, że jest to podjazd do zrealizowania w całości, ale za nic w świecie nie wiem jak tego dokonać. Bogdanowy Garmin powiedział mu w pewnym momencie, że nachylenie przekracza 35% (serio?!); w terenie, po grząskim, korzennym podłożu. No nie wiem jak to zrobić. Ale się dowiem! Już 2 lata temu postanowiłam sobie, że będę się starać do skutku i tego zamierzenia będę się trzymać.


Spokojniejsza końcówka podjazdu. (fot. Cerber)

Po krótkim i mocnym podjeździe, docieramy do singla, który ma być jedną z największych atrakcji dzisiejszego dnia. Do pewnego momentu tak właśnie jest, jedziemy spokojnie ciesząc się okolicznościami przyrody i własnym towarzystwem.


Singiel na Rybnickim Grzbiecie. (fot. Cerber)


Singiel na Rybnickim Grzbiecie. (fot. Cerber)


Singiel na Rybnickim Grzbiecie. (fot. Ankaj)

Postój przy Kazikowej Skale niepokojąco się nam wydłuża. Zawracam spojrzeć co z Anią. Nie będę się rozwodzić nad tym co biedna przeżywała. Sama szczerze opisała to u siebie, a ja tak na dobrą sprawę mogę się tego jedynie domyślać. Napiszę co najważniejsze - mam dla Ciebie Aniu olbrzymi podziw za to jak pięknie poradziłaś sobie z kryzysem, jak szybko postanowiłaś pokonać irracjonalny lęk, który wziął Cię tak znienacka. Silna i twarda z Ciebie babka. Bo nieważne jest ile razy upadasz, ważne byś tyle samo razy powstała, otrzepała się, wyciągnęła lekcję i dalej walczyła. Zrobiłaś to po mistrzowsku. Gratuluję!


Aneczka po kryzysie nie odpuszcza :-)      (fot. Cerber)

Mija chwil kilka, kończy się singlowa część przejazdu, a rozpoczyna szybki szutrowy zjazd do szosy. W sercu mam lęk - po wczorajszym kłopocie z zaciskiem i dzisiejszym na podjeździe, gdy znów był puścił i przyprawił mnie o palpitację serca nad przepaścią, nie jest łatwo znów zaufać niezawodności sprzętu, który przecież zawodzi jak każdy inny (pamiętać o przełożeniu zacisku z Zaskara do Krossa!!!).
Przecinamy szosę i dalej kierujemy się zielonym TdG w stronę Skalnych Bram. Podjazd to zacny, z trzema nielekkimi hopkami w międzyczasie.


(fot. Cerber)


Ciut niewyraźny B. zaraz po drugim mocnym podjeździe na dojeździe do Skalnych Bram.


Aneczka na samej końcówce dojazdu pod Skalną Bramę.

Docieramy do mojego ulubionego punktu widokowego, uzupełniamy kalorie i mikroelementy, gawędzimy, marzniemy, zastanawiamy się - będzie padać czy nie będzie? prognozy mówią jedno, rzut okiem na niebo przeczy zapowiedziom. Wierzymy oczom, czekając niecierpliwie aż Słońce wylezie zza chmur i zmieni temperaturę z powrotem z 15 na 25 st C. Bogdan oddaje się polowaniu, Ania zapuszcza w stronę czerwonego pieszego, którym w planie mamy wracać.


Ulubiony widok na Góry Sowie.


Efekty polowania (fot. Cerber)

Po posiadówce kierujemy się w stronę Turzyny. Miła to droga; trochę przez las, trochę odkrytym słonecznym terenem. Turystów na szlaku brak, dziwne bo aura sprzyja górskim spacerom/przejażdżkom. Ale to mają do siebie Góry Suche, że tłumy walą na Adnrzejówkę i jej okolice są zazwyczaj okupowane, reszta jest pusta i spokojna. Bajka!



Na szczycie Turzyny.

Będąc na szczycie dostrzegamy na niebie rój paralotniarzy. Z kilku momentalnie robi się kilkunastu. Kolorowych, fruwających nam dosłownie nad samymi głowami. Przez chwilę zastanawiam się jakim cudem nie wpadają na drzewa, wygląda to niejednokrotnie jakby omijali przeszkody niezgodnie z zasadami aerodynamiki. Ale co ja wiem? Dzięki mojej nieznajomości tematu tym atrakcyjniej się to wszystko dla mnie prezentuje. Ciężko oderwać od nich oczy, ale Andrzejówka wzywa.


Aneczka podziwia rojowisko na niebie.


Ino kilku z całego lotnego stada (fot. Cerber)

Na zjeździe z Turzyny Bogdanowi nawala sprzęt. Prawdopodobnie dostaje w tylną przerzutkę z kamienia. Wybrania się przed poważniejszymi obrażeniami, ale wygląda na to, że wózek i/lub hak są skrzywione. Da się na tym jechać, ale na pewno bez szarżowania zbędnego (jasne!;))


Szacowanie szkód.

Mija chwila i docieramy cali i zdrowi do kolejnego punktu postojowego - Schroniska Andrzejówka.


W tle Waligóra (po prawej) i Ruprechticky Szpiczak (po lewej).




(fot. Cerber)

W tym momencie Ania postanawia skrócić sobie drogę i do auta zjechać asfaltem. Sugeruje byśmy z Bogdanem jednak pocisnęli na czerwony pieszy, który po Rybnickim Grzbiecie był moją drugą perełką tego dnia. Szacuję, że nie powinno nam dotarcie do auta zająć więcej niż 30-40 minut. Prawie udaje mi się wtrafić, ale o tym za chwilę :) Tym razem Turzynę bierzemy bokiem, jadąc po jej zboczu żółtym szlakiem. W trymiga (z jęzorami na brodzie) docieramy do Skalnej Bramy, skąd zaczyna się czerwony. Wpierw przerażający dla mnie niedługi singiel nad przepaścią, później krótki konkretny kamienny zjazd, który tym razem mi nie wychodzi. Dalej w dół po korzenio-gałęziach. Trochę łącznika z zielonym TdG i na końcu przemiłe kilka metrów zabawy po korzeniach. No lubię ten cały kawałek nieziemsko!!! Już jest po wszystkim, już widzę szosę, którą za sekundy trzy dotrzemy do auta, obracam się, zerkam na Bogdana, widzę po minie, że coś przeskrobał... Dzięki temu bez cienia wątpliwości mogę uznać ten wypad za stuprocentowo udany - flak! Kto by postawił na bogdanowego snejka w przednim kole ten zgarnąłby całą pulę :-D Telefon do Ani, przestroga, że będziemy kilka minut spóźnieni, 10 minut i po flaku. Jak dobrze, że po moim dętkowym niefarcie zeszłego dnia tym razem już uzbroiłam się w nową ścieżutką dęteczkę prosto ze sklepu!


Gdzieś na końcówce żółtego okrążającego szczyt Turzyny.

Dziękuję Wam za ten dzień i za cały weekend. Cudownie było Was gościć!
Na pewno nie odpuszczę Górom Suchym i w tym roku i zaplanuję piękną i satysfakcjonującą - mam nadzieję - dla wszystkich objazdówkę tych gór pod koniec lata lub wczesną jesienią. Już teraz zapraszam serdecznie ;)


  • DST 72.80km
  • Teren 13.00km
  • Czas 03:49
  • VAVG 19.07km/h
  • VMAX 49.40km/h
  • Podjazdy 1221m
  • Sprzęt ZaSkarb

Czwartek, 15 maja 2014 | Komentarze 14


Ostatnio ciężko mi szło poranne zebranie się na rower. Wspominałam niedawno czasy, gdy nie było dla mnie problemem wyjechać w tygodniu nawet o 6tej, by przed pracą zrealizować jakąś dłuższą trasę. Może jakiś niewielki kryzys mnie nawiedził?
Tak czy siak. Dziś jakoś poszło. Przed 8 siedziałam w siodle z planem na Góry Suche. Zimno, mgliście, nad głową wciąż wiszą chmury. Będzie z nich padać czy nie będzie??? Nie padało. Ale jakaś taka mało majowa ta pogoda wczorajsza była. Klimat jednakże w górach bardzo w moim stylu.

W teren wjechałam w Łomnicy, pokonując mocny terenowy, bezszlakowy podjazd na szczyt Granicznika. Stąd zjazd na Przełęcz pod Szpiczakiem. Zielonym TdG dojeżdżam pod Waligórę, olewam szczyt i kieruję się na smakowity singielek niebieskiego TdG. Zjazd okraszony uroczymi widokami na Szpiczaka. Dalej Andrzejówka, Turzyna (z terenowym podjazdem czerwonym pieszym, który i tym razem mnie pokonał na samej końcówce), Skalne Bramy i smaczny kąsek czerwonego pieszego do Grzmiącej.

To było dobre rowerowe przedpołudnie! :)


W drodze na Granicznik (801 mnpm)


Singiel niebieskiego szlaku rowerowego strefy Tour de Głuszyca.


Przebijający co chwilę przez drzewa Ruprechtický Špičák.


Rzut oka za siebie na Waligórę i Szpiczaka. Na łąkowej trasie dojazdowej z Andrzejówki w stronę Turzyny.


Widoku spod Skalnych Bram na Góry Sowie zabraknąć nie moża :P


I tym razem w scenerii wiosenno-letniej początkowy singiel czerwonego pieszego zjazdu ze Skalnych Bram do Grzmiącej. Dziś wyjąkowo sprawnie mi poszedł, choć miejscami nie było sznasy jechać, ciężko się szło, gdy buty po błocku ześlizgiwały się w "przepaść".




  • DST 61.69km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 20.23km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 2 kwietnia 2014 | Komentarze 8


Coś ciężkawo mi z rana szło zebranie się w sobie. Ale i próżnować przed pracą mi się nieszczególnie chciało. Więc z dwóch leniów wybrałam lenistwo twórcze - rowerowe.
Pierwotny plan Andrzejówki i Waligóry uległ zmianie kiedy zorientowałam się, że jednak nie stoję z wolnym czasem przed pracą tak dobrze jak mi się zdawało. Tycia modyfikacja i za Grzmiącą wbijam w lewo na zielony rowerowy strefy TdG. W planie mam ponowne zmierzenie się z czerwonym pieszym spod Skalnych Bram. Podjazd idzie bardzo fajnie. A sam zjazd? Bomba! Nareszcie udało mi się zjechać ten kamienisty kawałek - nie taki on straszny jak mi się wydawało jeszcze rano :P Uwielbiam robić postępy :-)

I perełki czerwonego zjazdu:

Widok na Góry Sowie, dziś niestety mocno zamglony, ale w sprzyjających warunkach genialny i niejednokrotnie tu wrzucany (choćby w tym wpisie)


Singiel miejscami przerażający i chcący zrzucić w przepaść!


Problematyczny aż do dnia dzisiejszego zjazd kamienisty:




Przed ponownym spotkaniem z zielonym rowerowym TdG:


Przed dotarciem do asfaltu jest jeszcze jeden pyszny moment, ale już byłam tak rozemocjonowana, że o fotce zapomniałam :D
Dobrze, że trasę skróciłam, bo po dotarciu do domu okazało się, że pracę jednak zaczynam już o 12:30 więc szybkie myju, szamanie i wio!


  • DST 71.68km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 18.15km/h
  • VMAX 50.20km/h
  • Podjazdy 1089m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 17 lutego 2014 | Komentarze 9


Zdarzają się takie dni kiedy budzę się z rana leciutka i zwiewna, jak delikatny puszek. Są to dni kiedy to z jakiś niewytłumaczalnych przyczyn mózg kurczy mi się do rozmiarów zaschniętego ziarna groszku. I spełnia swoje zadanie niewiele od rzeczonego ziarenka lepiej.
Dziś nadszedł ten dzień. Piękny i słoneczny, iście wiosenny 17 lutego.
Wszystkie trzy myśli, które miałam do ogarnięcia, przemyślałam i wyruszyłam około południa w świat.
Decyzja - no oczywiście, że teren. Jakże by inaczej! 17 lutego to przecież środek sezonu mtb, wszystkie szlaki czyste i suche....
Co też za pomysły mi czasem przychodzą do głowy? :D

Na - w całości szosowym - dojeździe do Andrzejówki jestem bardzo spokojna, żadnego wyrywania się, żadnego ścigania ze sobą czy z wiatrem (który dziś zdecydowanie delikatniejszy był niż przez weekend), słoneczny spacerek pod górkę.

I w tym miejscu czas na zestawienie obrazków...

11 kwietnia 2012:


11 kwietnia 2013:


17 LUTEGO 2014:


W związku ze szczątkowymi umiejętnościami dedukcji i rozumowania cisnę w teren. W stronę Turzyny:
Karkonosze w oddali:


Oraz Waligóra znacznie bliżej:


Szybko orientuję się, że lekko dziś nie będzie i to dopiero rozkwit przedwiośnia w górach.


Na tym podjeździe szalenie ciężko jest w warunkach idealnych, teraz nie pozostaje nic jak wpychanie siebie i roweru do góry na piechotę.


Na szczycie Turzyny:


I dalej w świat w stronę Skalnych Bram:




Na koniec by podkreślić mój dzisiejszy poziom intelektu obieram kierunek na czerwony szlak pieszy. Brawo!


Eeee, ważne, że nic się nie stało. W planach było więcej jazdy w terenie, ale rozsądek w końcu się przebudził i zrezygnowałam z dalszych zimowo-śnieżno-lodowych harców. Większość trasy jednak udało się przejechać. Kilkukrotnie wyratowałam swoje dupsko przed stłuczeniem. Było fajnie. Nie rewelacyjnie, bo to jednak za duży hardkor, ale fajnie na pewno :)




  • DST 78.72km
  • Teren 22.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 15.24km/h
  • Podjazdy 1688m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 12 stycznia 2014 | Komentarze 15


Z jakiegoś niewytłumaczalnego dla mnie powodu zarówno w tę jak i nazad (co gorsza) wiatr przeszkadzał dziś zamiast pomagać.
Druga sprawa - ostrzegam Cię Drogi Czytelniku, że czekają na Ciebie poniżej obrazy mogące doprowadzić każdego o tej porze roku do palpitacji serca.

Z trudem, wiatrowi naprzeciw, docieram za Grzmiącą gdzie pakuję się na dawno nie odwiedzany cudowny singiel trawersujący Rybnicki Grzbiet. Początkowego podjazdu nigdy nie udało mi się w całości zrealizować w siodle. Dziś nie było inaczej. Ale mimo ciężkiego początku jakże warto się tu wybrać. Bo czeka nas jakieś 5 km niesłychanej radochy!












Od tego miejsca kupa noszenia roweru. Cholerni, dziadowscy ścinacze drzew!!!!


Odrobinkę po tym syfie zrzedła mi mina, ale nie na długo. Szybki zjazd dalej zielonym TdG i pakujemy się w stronę Gór Suchych, na Skalne Bramy. Po drodze coraz więcej śniegu. Naprawdę niespotykane zjawisko 12 stycznia!






Do kolekcji, do znudzenia...


A po co znów na pod Skalne Bramy? A po czerwony pieszy!!



 
Na powyższym zjeździe Krossowy poległ, jak widać. Zjazd absolutnie nie na te warunki pogodowe.

Zjeżdzam do Grzmiącej, chwila asfaltu do Głuszycy i pakuję się znów na żółty TdG wzdłuż głuszyckich stawów.


Jednakże po drodze zbaczam z żółtego i aż do Rozdroża pod Moszną kieruję się czerwono-pomarańczowym - nowość dzisiejszego dnia. Początkowo jest to szeroka szutrówka okrążająca górę Soboń, która kryje w sobie podziemia komleksu Riese. Szutrówka w pewnym momencie przechodzi w znacznie ciekawszą drogę, którą dojeżdżam prosto na rozdroże (na zdjęciu jedziemy w lewo).


Z rozdroża znów fajnym niebieskim pieszym do Walimia i asfaltem powrót do domu.


A w Walimiu zupełnie nie zaniepokojony gapi się On.


Fajnie było. Zimno, przez wiatr jeszcze zimniej, ale i tak świetnie :)




  • DST 75.15km
  • Teren 15.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 17.68km/h
  • Podjazdy 1316m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 11 stycznia 2014 | Komentarze 9


Ależ było dziś czadowo.
Czasu brak na rozpiskę więc będą zdjęcia, które, mam nadzieję, pokażą, że warto pakować się w teren również zimą (no - prawie zimą:)

W teren wjeżdżam za Łomnicą, w Radosnej, w nieoznakowaną drogę, która prowadzi mnie na szczyt Granicznika. Dwa czy trzy razy tędy zjeżdżałam, to mój pierwszy podjazd. Oj! jakże inaczej to wygląda z tej strony:D Lekko nie jest, ale otoczenie jakby żywcem wyjęte z filmów Tima Burtona, bajek braci Grimm czy też poezji E.A. Poe ładuje mnie niezwykle pozytywnie!






Na szczycie Granicznika:


Dalej uskuteczniam jazdę czarnym pieszym w stronę Waligóry. Również ten podjazd pierwszy raz realizuję w tę stronę. Klawo!


Na chwilę pogoda przesyła mi uśmiech. Króciutki, delikatny, ale jakże śliczny!!!


Pomykam w stronę Waligóry. Wciąż towarzyszy mi wszędobylski szron. Wiem, że jest ciut poniżej zera, bo gleba jest cudnie zmrożona. Kałuże mają porządną skorupę lodową, o żadnym błocie w tej sytuacji nie może być mowy.


Z Waligóry zjazd krótkim urokliwym żółtym pieszym (absolutnie NIE w stronę Andrzejówki)


A dalej genialnym singlem niebieskiego rowerowego Tour de Głuszyca:


Dojazd do Adrzejówki. Nie zatrzymuję się nawet, wbijam na żółty pieszy w stronę Turzyny, którą omijam bokiem i ostatecznie dojeżdżam do Skalnych Bram.
Obracam się (kurde! obracam czy odwracam???) jeszcze za siebie i rzucam okiem na Waligórę.






Do kolekcji:


Spod Skalnych Bram genialny czerwony pieszy, który prowadzi mnie do Grzmiącej.




PYCHA!!! Cudownie dziś było.
Czuję niedosyt, ale niestety praca mnie jeszcze dziś czeka :/




  • DST 79.40km
  • Teren 21.50km
  • Czas 04:40
  • VAVG 17.01km/h
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 29 grudnia 2013 | Komentarze 10

Kategoria Góry Suche

Uczestnicy


Ja nie wiem co ta pogoda ze mną wyprawia!! Temperatura w okolicach 10 stopni na plusie, w górach prawie zero śniegu, nic tylko korzystać z dobrodziejstw :)

Dziś z Młodzieniaszkiem postanowiliśmy się ciut skatować w Górach Suchych. Baaaardzo mi się nie chce tworzyć śladu całej trasy więc pokrótce co i gdzie. Wjazd w teren za Grzmiącą w lewo w zielony TdG, dojazd do Skalnych Bram, później w stronę Turzyny, przed podjazdem na szczyt odbicie w lewo na żółty pieszy i nim dojazd do Andrzejówki. Tam chwila na wytchnienie i dalej przed siebie - Waligóra. Początkowo mieliśmy wątpliwości czy pakować się na niebieski rowerowy singiel TdG, ze względu na zalegający gdzieniegdzie śniego-lód, ale ciężko poszło nam odpuszczenie go sobie. I dobrze bo było SUPER!!! Dalej czerwonym znów do Andrzejówki i powrót tą samą drogą na Skalne Bramy. Stąd czerwony/niebieski pieszy. Miodzio! Początku bardzo nie lubię, paskudnie niebezpieczny jest, panikuję na nim i nie potrafię się odprężyć, ale później to już mtb najlepsze z możliwych, co nie Młody? :D

I właściwie na tym koniec. Dalej powrót do domu już asfaltem.

Dzięki Merlin za wspaniały wypad! 29 grudnia... nieprawdopodobne :O

O poranku podziwiam wschód Słońca.

Już na szlaku mijamy małe spustoszenia pohuraganowe (chyba).

I kierujemy się w stronę chmur.

i w stronę pierwszych tego dnia wspomnień po krótkiej zimie.


Widok spod Skalnych Bram nie zachwyca o poranku.


Po wyjściu z Andrzejówki okazuje się, że Młody musi się uporać z flakową bubą...

Po zjeździe z Waligóry pogoda zaczyna nas rozpieszczać.

I drugi tego dnia rzut oka na Góry Sowie spod Skalnych Bram niesie ze sobą zupełnie inne wrażenia:)



  • DST 94.28km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 18.25km/h
  • VMAX 52.30km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Niedziela, 17 listopada 2013 | Komentarze 13

Kategoria Góry Suche

Uczestnicy


Oglądając zdjęcia mojego kochanego brata niejednokrotnie zachwycałam się widokami bezgranicznego dywanu chmur. Marzyłam by zobaczyć coś takiego na własne oczy. I mimo, że wieloma pięknymi widokami i krajobrazami raczyłam w tym roku oczy to dzisiejsza wizyta na wieży szpiczakowej przebiła wszystko; idealna wisienka na torcie tegorocznego sezonu.
Dziękuję Ci Mariusz za dzisiejszy wypad.

Spotkanie wyznaczone w Broumovie. Dojeżdżam na nie przez Głuszycę i przejście graniczne na Przełęczy pod Czarnochem. Przez całą drogę towarzyszy mi piękne Słońce. A za granicą, po ok. 100 metrach zjazdu wjeżdżam w chmury, które towarzyszą nam praktycznie do samego szczytu Szpiczaka. I które podziwiamy z jego szczytu.
Jeszcze w Polsce:


Już w Czechach:


I po dotarciu na szczyt wieży:








Z lewej strony Polska, z prawej Czechy, a pomiędzy górka z niebieskim i zielonym szlakiem granicznym, na który będziemy się później pakować:




Na szczycie raczymy się Słońcem, Kvasnicakiem (dzięki Mały!:), czekoladą. Czujemy się prawie jak w lecie. Jednak świadomość zbliżającej się w zawrotnym tempie nocy rusza nasze tyłki z ławeczki i sadza nas z powrotem w siodłach. Wspomnianym wyżej granicznikiem dojeżdżamy do Janovicek, gdzie następuje rozstanie. Każde z nas jedzie w swoją stronę. Ja odrobinkę okrężną drogą, by na styk dobić do 10 000km.


Od Jugowic jazda właściwie po ciemku (moja komórka chyba daje więcej światła od mojej latarki; nie wiem co z nią jest nie tak...)

  • DST 89.40km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 18.95km/h
  • VMAX 54.30km/h
  • Podjazdy 1702m
  • Sprzęt ZaSkarb

Czwartek, 31 października 2013 | Komentarze 18

Kategoria Góry Suche


Dziś ino sucha notka.
Bateria w aparacie kaput przy próbie zrobienia pierwszej fotki na trasie. W zdjęcia z telefonu nawet się nie bawiłam.
Opis też skąpy, bo za godzinę czas pracę zacząć.
Trasa - za Grzmiącą skręt w lewo w zielony TdG, który przez Skalne Bramy poprowadził mnie do Andrzejówki. Stąd zjazd zielonym pieszym do Sokołowska, dojazd do 35tki i z niej 4 km czarnego rowerowego ostro pod górę na szczyt Lesistej Wielkiej. Ze szczytu dalej rowerowym zjazd do Unisławia Śląskiego, a następnie przez Rybnicę, Głuszycę... powrót do domu.
Rano konkretny całkiem przymrozek, generalnie dość chłodno dziś. Ale super słonecznie. A widoczki na trasie - miodzio!!!

Jakoś mi tak niemrawo bez ani jednej fotki :/