avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 50.98km
  • Teren 22.00km
  • Czas 03:09
  • VAVG 16.18km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Podjazdy 1160m
  • Sprzęt KROSSowy
Góry Suche na "dobitkę"

Niedziela, 1 czerwca 2014 | Komentarze 7

Uczestnicy


Po sobotnich ślężańskich wojażach w planie mieliśmy odwiedziny w Górach Suchych. Co by goście nie musieli wracać się na rowerach do Świdnicy postanowiliśmy na punkt startu dojechać samochodem. I tak, w okolicach godziny 11:00, zaczęliśmy wspinaczkę czerwonym szlakiem pieszym/zielonym TdG na Przełęcz pod Wawrzyniakiem, z której za sekund kilka czekał nas wjazd na singiel trawersujący Rybnicki Grzbiet.
Wiem, że jest to podjazd do zrealizowania w całości, ale za nic w świecie nie wiem jak tego dokonać. Bogdanowy Garmin powiedział mu w pewnym momencie, że nachylenie przekracza 35% (serio?!); w terenie, po grząskim, korzennym podłożu. No nie wiem jak to zrobić. Ale się dowiem! Już 2 lata temu postanowiłam sobie, że będę się starać do skutku i tego zamierzenia będę się trzymać.


Spokojniejsza końcówka podjazdu. (fot. Cerber)

Po krótkim i mocnym podjeździe, docieramy do singla, który ma być jedną z największych atrakcji dzisiejszego dnia. Do pewnego momentu tak właśnie jest, jedziemy spokojnie ciesząc się okolicznościami przyrody i własnym towarzystwem.


Singiel na Rybnickim Grzbiecie. (fot. Cerber)


Singiel na Rybnickim Grzbiecie. (fot. Cerber)


Singiel na Rybnickim Grzbiecie. (fot. Ankaj)

Postój przy Kazikowej Skale niepokojąco się nam wydłuża. Zawracam spojrzeć co z Anią. Nie będę się rozwodzić nad tym co biedna przeżywała. Sama szczerze opisała to u siebie, a ja tak na dobrą sprawę mogę się tego jedynie domyślać. Napiszę co najważniejsze - mam dla Ciebie Aniu olbrzymi podziw za to jak pięknie poradziłaś sobie z kryzysem, jak szybko postanowiłaś pokonać irracjonalny lęk, który wziął Cię tak znienacka. Silna i twarda z Ciebie babka. Bo nieważne jest ile razy upadasz, ważne byś tyle samo razy powstała, otrzepała się, wyciągnęła lekcję i dalej walczyła. Zrobiłaś to po mistrzowsku. Gratuluję!


Aneczka po kryzysie nie odpuszcza :-)      (fot. Cerber)

Mija chwil kilka, kończy się singlowa część przejazdu, a rozpoczyna szybki szutrowy zjazd do szosy. W sercu mam lęk - po wczorajszym kłopocie z zaciskiem i dzisiejszym na podjeździe, gdy znów był puścił i przyprawił mnie o palpitację serca nad przepaścią, nie jest łatwo znów zaufać niezawodności sprzętu, który przecież zawodzi jak każdy inny (pamiętać o przełożeniu zacisku z Zaskara do Krossa!!!).
Przecinamy szosę i dalej kierujemy się zielonym TdG w stronę Skalnych Bram. Podjazd to zacny, z trzema nielekkimi hopkami w międzyczasie.


(fot. Cerber)


Ciut niewyraźny B. zaraz po drugim mocnym podjeździe na dojeździe do Skalnych Bram.


Aneczka na samej końcówce dojazdu pod Skalną Bramę.

Docieramy do mojego ulubionego punktu widokowego, uzupełniamy kalorie i mikroelementy, gawędzimy, marzniemy, zastanawiamy się - będzie padać czy nie będzie? prognozy mówią jedno, rzut okiem na niebo przeczy zapowiedziom. Wierzymy oczom, czekając niecierpliwie aż Słońce wylezie zza chmur i zmieni temperaturę z powrotem z 15 na 25 st C. Bogdan oddaje się polowaniu, Ania zapuszcza w stronę czerwonego pieszego, którym w planie mamy wracać.


Ulubiony widok na Góry Sowie.


Efekty polowania (fot. Cerber)

Po posiadówce kierujemy się w stronę Turzyny. Miła to droga; trochę przez las, trochę odkrytym słonecznym terenem. Turystów na szlaku brak, dziwne bo aura sprzyja górskim spacerom/przejażdżkom. Ale to mają do siebie Góry Suche, że tłumy walą na Adnrzejówkę i jej okolice są zazwyczaj okupowane, reszta jest pusta i spokojna. Bajka!



Na szczycie Turzyny.

Będąc na szczycie dostrzegamy na niebie rój paralotniarzy. Z kilku momentalnie robi się kilkunastu. Kolorowych, fruwających nam dosłownie nad samymi głowami. Przez chwilę zastanawiam się jakim cudem nie wpadają na drzewa, wygląda to niejednokrotnie jakby omijali przeszkody niezgodnie z zasadami aerodynamiki. Ale co ja wiem? Dzięki mojej nieznajomości tematu tym atrakcyjniej się to wszystko dla mnie prezentuje. Ciężko oderwać od nich oczy, ale Andrzejówka wzywa.


Aneczka podziwia rojowisko na niebie.


Ino kilku z całego lotnego stada (fot. Cerber)

Na zjeździe z Turzyny Bogdanowi nawala sprzęt. Prawdopodobnie dostaje w tylną przerzutkę z kamienia. Wybrania się przed poważniejszymi obrażeniami, ale wygląda na to, że wózek i/lub hak są skrzywione. Da się na tym jechać, ale na pewno bez szarżowania zbędnego (jasne!;))


Szacowanie szkód.

Mija chwila i docieramy cali i zdrowi do kolejnego punktu postojowego - Schroniska Andrzejówka.


W tle Waligóra (po prawej) i Ruprechticky Szpiczak (po lewej).




(fot. Cerber)

W tym momencie Ania postanawia skrócić sobie drogę i do auta zjechać asfaltem. Sugeruje byśmy z Bogdanem jednak pocisnęli na czerwony pieszy, który po Rybnickim Grzbiecie był moją drugą perełką tego dnia. Szacuję, że nie powinno nam dotarcie do auta zająć więcej niż 30-40 minut. Prawie udaje mi się wtrafić, ale o tym za chwilę :) Tym razem Turzynę bierzemy bokiem, jadąc po jej zboczu żółtym szlakiem. W trymiga (z jęzorami na brodzie) docieramy do Skalnej Bramy, skąd zaczyna się czerwony. Wpierw przerażający dla mnie niedługi singiel nad przepaścią, później krótki konkretny kamienny zjazd, który tym razem mi nie wychodzi. Dalej w dół po korzenio-gałęziach. Trochę łącznika z zielonym TdG i na końcu przemiłe kilka metrów zabawy po korzeniach. No lubię ten cały kawałek nieziemsko!!! Już jest po wszystkim, już widzę szosę, którą za sekundy trzy dotrzemy do auta, obracam się, zerkam na Bogdana, widzę po minie, że coś przeskrobał... Dzięki temu bez cienia wątpliwości mogę uznać ten wypad za stuprocentowo udany - flak! Kto by postawił na bogdanowego snejka w przednim kole ten zgarnąłby całą pulę :-D Telefon do Ani, przestroga, że będziemy kilka minut spóźnieni, 10 minut i po flaku. Jak dobrze, że po moim dętkowym niefarcie zeszłego dnia tym razem już uzbroiłam się w nową ścieżutką dęteczkę prosto ze sklepu!


Gdzieś na końcówce żółtego okrążającego szczyt Turzyny.

Dziękuję Wam za ten dzień i za cały weekend. Cudownie było Was gościć!
Na pewno nie odpuszczę Górom Suchym i w tym roku i zaplanuję piękną i satysfakcjonującą - mam nadzieję - dla wszystkich objazdówkę tych gór pod koniec lata lub wczesną jesienią. Już teraz zapraszam serdecznie ;)



Komentarze
cerber27
| 18:27 wtorek, 3 czerwca 2014 | linkuj Dzięki Emi za przygotowanie trasy, gościnę, towarzystwo i dobry humor, który wprowadzałaś przez cały nasz pobyt u Was!!!
ankaj28
| 17:57 wtorek, 3 czerwca 2014 | linkuj "(...)Wpierw przerażający dla mnie niedługi singiel nad przepaścią" ??????????????????????????
O matko jedyna!!!!!
Kot
| 17:53 wtorek, 3 czerwca 2014 | linkuj Lea - wypad soczysty - jak zawsze u Ciebie! :)
A lotniarze czasami wpadają na drzewa.... kiedyś jeden leciał nisko, pomachałam mu, coś tam krzyknęłam roześmiana. On się zagapił i zawadził o drzewo :)
lea
| 11:37 wtorek, 3 czerwca 2014 | linkuj Bardzo miło wspominam nasz wypad po trasie TdG ze września 2012 z Tobą, Ryjkiem i Tomkiem; zresztą zeszłoroczna trasa z Ryjkiem, Młodym i Ra również była wspaniała. Tym razem chciałabym ciut zmienić szlak, zrezygnować z nudniejszych momentów na rzecz Ruprechticky Szpiczaka choćby. Ale to luźna sugestia. Popracuję nad trasą i od sierpnia będzie można się zastanawiać nad jakimś fajnym, dogodnym terminem.
Do zobaczenia Aniu :*
anamaj
| 11:07 wtorek, 3 czerwca 2014 | linkuj Super wypad !! Chętnie wrócę w G. Suche i zmierzę się ponownie z trasą TdG. Do zobaczenia
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa erzep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]