avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Masyw Ślęży

Dystans całkowity:3142.65 km (w terenie 1100.80 km; 35.03%)
Czas w ruchu:169:55
Średnia prędkość:16.00 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:42164 m
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:53.27 km i 3h 32m
Więcej statystyk
  • DST 59.81km
  • Teren 23.00km
  • Czas 04:19
  • VAVG 13.86km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Podjazdy 1237m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 25 lutego 2014 | Komentarze 6


W tamtym roku zjeżdżałam Sowie, w tym natomiast na tę chwilę króluje Masyw Ślęży i Raduni. I pewnie szybko się to nie skończy, bo stoki tych górek obfitują w tryliardy - tak oznaczonych jak i bezszlakowych - ścieżek i ścieżynek.
Dziś dzika nowość to zjazd ze szczytu Ślęży czerwonym szlakiem pieszym w stronę Sulistrowiczek. To ten, który przez kilka pierwszych metrów schodzi w stronę Przeł. Tąpadła z żółtym, by zaraz za szczytem odbić w lewo. Szał! Z każdym kolejnym wypadem coraz bardziej rozkochuję się w tego typu mocnych zjazdach i coraz bardziej marzy mi się porządny full. Pokonywanie niektórych przeszkód na hardtailu zakrawa już o szaleństwo.



Prawdę rzekłszy najgorsze w tym szlaku są nie te kamolce, które w większości dałam radę przejeżdżać, tylko drzewne przeszkody, których jest kilka.


Cicho-sza na temat roweru położonego napędem do dołu :P


Czerwonym dojechałam do czarnego pieszego, nim do zielonego wieżycowego i ostatecznie na Wieżycę. Zjazd żółtym - pychowy jak zawsze. Chwila odpoczynku, szamanka i napojenia się w schronisku w oczekiwaniu na Brata. Dociera. Wyciąga rower z bagażnika (bardzo konkretny, ciężki, typowy enduro) i znów "szybka" wspinaczka na Wieżycę. Wiem dobrze, że z brata jest hardkorowiec pierwsza klasa (na rowerze jeszcze go mało, ale zimowo na desce wyprawia cuda) więc jestem bardzo ciekawa co pokaże na tym zjeździe. Jadę przodem, by mógł w razie czego wzorować się na moich wyborach. Zjeżdżam całość, zatrzymuję się z nadzieją cyknięcia mu fotki na najcięższym kawałku. I co? Nawet nie zdążam wyciągnąć aparatu :P Szalony!
Po dojechaniu na parking daję się namówić na wpakowanie roweru do bagażnika, dojazd na Przełęcz samochodem, wjazd na Polanę z Dębem i szybki boczny zjazd z powrotem na Przełęcz.
Rozstajemy się, ja wracam do domu na rowerze, on samochodem.

Jadę w stronę zachodzącego Słońca...


... pozostawiając Ślężę za sobą:








  • DST 66.41km
  • Teren 33.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 12.94km/h
  • Podjazdy 1394m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 21 lutego 2014 | Komentarze 11


Co tu dużo pisać - to co się dziś wyprawiało to istny szał!!!
Strasznie strasznie mi się chciało w terenie pobrykać. Pogoda piękna, dzień wolny od pracy, chęci potężne.
Cel - Masyw Ślęży.


W wiosce Tąpadła odbijam w teren, rozbieram się do samej koszulki Brubecka i dojeżdżam prawie na Przełęcz Tąpadła. Zaczynam się wspinać na Radunię. Podjazd idzie wspaniale. Na górze, na łączce z widoczkami, krótka chwila przerwy i z łączki prosto w dół nieoznakowaną drogą (oczywiście skalisty początek znów sprowadzony; nadal nie wyobrażam sobie jak można to zjechać)


Po dojechaniu do szlaku choinkowego bez zastanawiania się skręcam w prawo, obierając kierunek na stok narciarski. Jeszcze mnie tam nie było, a same dobre rzeczy o tym zjeździe słyszałam :P Dojeżdżam, nie waham się, bo wiem, że to mnie może zgubić - zaczynam zjazd. Początek idzie super, mimo sporej ilości szronu na trawie. Ale dość szybko dojeżdżam do powalonego drzewka, które błędnie próbuję ominąć. Staję. Już na rower nie udaje się wsiąść. I może to dobrze, bo kilka metrów dalej czeka mnie karamba!!! :) U-lala, trzeba będzie tu niedługo wrócić i spróbować to zjechać :D




Po tej... wyrwie? (na fotce nie widać, jak głębokie to dziadostwo było) kilka metrów wypłaszczenia, dzięki którym mogę wpakować się z powrotem na rower i radośnie zjechać do końca bez przygód.


Później jest już po prostu stromo (no i z rana mocno oszronione). Dalej już jakąś szutrówką docieram na Przełęcz. Żółtym na szczyt Ślęży, chwila wytchnienia i na czerony/żółty w stronę Wieżycy. Za samym szczytem Ślęży przez chwilę zalega jeszcze trochę lodu na szlaku, bardzo krótko. Później już standardowa trasa na Wieżycę. Na szczycie imbus w dłoń, obniżenie siodła po raz kolejny i jazda żółtym w stronę schroniska. Wszystko pięknie, aż do standardowego najgorszego momentu. Staję. Grrrr. Chwila pogawędki z piechurem, wyrazy uznania z jego ust padają pod moim adresem. No nieeee, teraz już nie mogę odpuścić. Znajduję miejsce do wystartowania. Znów klapa. Fuck! Jeszcze raz kilka kroków do góry, start. i.... UDAŁO SIĘ!! Zjechane. No niech mnie kule biją. Dla delikatnego zobrazowania o co chodzi fotki tego dziadostwa, które do dziś mnie tu niezmiennie zatrzymywało.








Styknie :)
Jadę do schroniska, dumam przez chwilę, rozkoszuję się tym co się stało i ... postanawiam to powtórzyć. Może tym razem już uda się całe, bez zatrzymania, bez podpórki???
Okrężną drogą dojeżdżam na Wieżycę, pakuję się na zjazd. I pokonuję go w całości idealnie :D Nie będę ściemniać - duma mnie rozpiera!

Dalej czarnym od zachodniej strony okrążam Ślężę, docieram na Przełęcz, kawałek podjeżdżam w stronę Raduni, by zjechać odcinek niebieskiego.


I ostatecznie żółty pieszy doprowadza mnie do Jędrzejowic.









  • DST 57.15km
  • Teren 13.00km
  • Czas 03:02
  • VAVG 18.84km/h
  • VMAX 40.30km/h
  • Podjazdy 530m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 12 lutego 2014 | Komentarze 4

Kategoria Masyw Ślęży


Szybko szybko, w przerwie w pracy dodaję wpis, bo wieczorem, znając życie, już mi się nie będzie chciało do tego siadać.

Chłodniej dziś niż wczoraj. Ale niezwykle uroczo. Tak na dojeździe jak i na samej trasie w terenie, która obfitowała w ciężkie przejazdy.
Nie strome, tylko zasyfiałe błotniście. Ścinacze drzew nie odpuszczą żadnej ścieżce, przez co momentami rzucałam w świat potoki bluzgów, próbują chaszczami okrążać nieprzejezdną dróżkę, którą biegł szlak. Dobrze, że pozostawione na trasie przez ścinaczy gałęzie nie rozpierdzieliły mi napędu, szprych czy innych gadżetów rowerowych.
Ech....
Szukamy pozytywów:
- poranny przymrozek, dzięki któremu przynajmniej z początku trasy po błocie szło jechać;
- dzikość szlaku i mnogość dzięciołów nad głową;
- z rana piękna przejrzystość powietrza, połączona z zaszronionymi polami i zamglonymi dolinami.
Dużo tych pozytywów więc o minusach szybko zapominam :)

(chyba) krzyż pokutny:


Góry Sowie:


Opalanie w piecu jakimś badziewiem potrafi mieć dobrą stronę - pięknie się ten dym prezentował:


Myszołów:


Chwilę za Oleszną, za skrętem w lewo na Sulistrowiczki wbijam na czerwony szlak pieszy:




Gdyby nie zmarznięta ziemia na polu przejazd tej części byłby chyba niemożliwy:


Zaraz potem dalsza część czerwonego prowadzi już lasem:




Po dojechaniu do Przełęczy Słupickiej odbijam na zielony pieszy, na którym warunki do jazdy są już znacznie przyjemniejsze. Jadę kilka kilometrów obok Rezerwatu Przyrody Łąka Sulistrowicka aż dojeżdżam na Przełęcz Tąpadła.






Na trasie podziwiam prawie pionowy (za nic w świecie tego na fotce nie widać) zjazd wzdłuż stoku narciarskiego po zboczu Raduni.
Już niedługo :-)


Z Przełęczy Tąpadła żółtym pieszym docieram do Jędrzejowic skąd już asfaltami przez Wiry wracam do domu.


  • DST 74.18km
  • Teren 10.00km
  • Czas 04:26
  • VAVG 16.73km/h
  • VMAX 43.10km/h
  • Podjazdy 795m
  • Sprzęt ZaSkarb

Piątek, 7 lutego 2014 | Komentarze 6

Kategoria Masyw Ślęży

Uczestnicy


W miniony weekend nadszedł czas odwiedzin Starowinki w moich skromnych progach.
Wkroczenie przeze mnie w wiek bardziej dojrzały postanowiłyśmy świętować na rowerach (a jakże?!). Staruszka pragnęła zakosztować ździebko górek, ja oczywiście nie wnosiłam żadnych sprzeciwów, bo przecie w to mi graj!
Zdjęcia powiedzą więcej niż sama nieskładna treść pisana.

Po rzucie monetą Starościna pakuje się na Krossa, ja zasiadam na Zaskarze i wyruszamy w świat.
Plan - Radunia.
Może i Ślęża jest wyższa i zaliczana do Korony, ale jednak podjazd na nią żółtym z Tąpadła to nuuuuda okrutna. Radunia jest znacznie bardziej smakowa i różnorodna.
Po drodze zajeżdżamy pod wiatrak w Gogołowie.








Kolejne podjazdy Staruszka łyka bezproblemowo. Niby baba z nizin, ale powera ma :)


Na Przełęczy Tąpadła chwila na odsapnięcie i krótki lans pod drogowskazami i tablicami informacyjnymi, a następnie nareszcie wjazd w teren :)




Na szlaku trochę śniego-lodu, ale jakoś nie udaje mu się popsuć nam podjazdu na szczyt.




Rzut oka w stronę Ślęży:


I ruszamy z powrotem.
Widać po Staruszce jaką radochę sprawia jej jazda po nie-asfalcie. Paszcza pod kominiarką się raduje, kolejne zjazdy i przeszkody praktycznie nie sprawiają problemów. Nauka wystawiania dupska za siodło na zjazdach idzie jak z płatka. Pięknie!






Ale wszystko co dobre musi się skończyć. W planie jest jeszcze wizyta na tamie w Lubachowie a wieczorem jakieś wyjście na urodzinowe piwko więc czas wrócić na asfalt. Po niedługim czasie jazdy atakuje nas paszczo- i bocznowiatr, znienacka oszalały i pragnący nie dopuścić nas w okolice Jeziora Bystrzyckiego. Lekko nie jest, ale nie dajemy za wygraną i po ciężkim boju docieramy do kolejnego celu na trasie:






Teraz czekało nas już tylko 13 km zjazdu z wichrem w plecy więc po jakiś 10 minutach zameldowałyśmy się w domu :P
Git to była wycieczka! Pogoda genialna; nastroje w dechę :)
Dzięki Staruszko :*




  • DST 65.71km
  • Teren 30.00km
  • Czas 04:43
  • VAVG 13.93km/h
  • Podjazdy 1222m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 18 stycznia 2014 | Komentarze 8

Uczestnicy


Jakoś tak zauważyłam, że nie potrafię się przestać ekscytować tegoroczną jazdą, niezależnie od warunków pogodowych. Kiedy przy tym warunki owe są tak genialne jak w dniu dzisiejszym, towarzystwo przecudowne, ścieżki coraz bardziej ekstremalne to ekscytacja sięga zenitu i zaczyna się przeradzać w tak wielką fascynację, że brakuje mi serca by ją pomieścić.

Asfaltowy dojazd ze Świdnicy do wsi Tąpadła znów w towarzystwie szklanki na drogach. Od rana jednak Słońce pięknie przyświeca i szybko pozbywa się lodu z szos.


We wsi Tąpadła wbijamy w teren, którym po chwili dojeżdżamy do Przeł. Tąpadła.


Stąd spokojny i bezproblemowy podjazd na szczyt Ślęży. Pod koniec towarzyszy nam trochę śniegu. Od razu wbijamy na wieżę widokową, bo wiemy już co za cuda będą tam na nas czekać:












W schronisku na szczycie chwila na wytchnienie i pogaduchy. A następnie wbijamy na czerwony w stronę Sobótki. Masakra!!! Z początku kamienie, których jest tam mnóstwo są zalodzone, później jest ciut lepiej, bo zamiast lodu kamolce otacza wilgoć. Zdecydowanie jest to najcięższy zjazd czerwonym w mojej "karierze". Ale dajemy radę:) Zaliczając po drodze zboczenie ze szlaku ostatecznie docieramy do Wieżycy. Absolutnie nie brałam dziś pod uwagę ewentualności zjazdu żółtym z Wieżycy, ale gdy już się znaleźliśmy na szczycie to decyzja jakoś sama się podjęła, bez naszego udziału :D Genialnie było!! Końcówka znów nie zjechana, jednak kamienie dziś zdecydowanie za śliskie były, ale i tak - bomba! Znów uśmiech mi z paszczy zejść nie chciał przez długi czas:))) I znów w schronisku pod Wieżycą zaliczamy radosne chwile wytchnienia, by niedługo potem ruszyć czarnym pieszym od wschodniej strony okrążającym Ślężę. Po drodze odbijamy na chwilę w nieoznaczoną drogą, by zaliczyć kawałek zjazdu czerwonym, ostatecznie jednak docieramy czarnym na Przeł. Tąpadła.




Z Przełęczy szybko pędzimy na Radunię, radując się i wygłupiając po drodze na każdym kroku :-)








Na szczycie Raduni tęskno patrzymy na zjazd niebieskim. Wiemy, że pakowanie się na niego w tych warunkach byłoby szczytem bezmyślności. W decyzji utwierdza nas spotkany na szczycie tubylec, który radzi zjazd nieoznakowanym singlem zaczynającym się z polany na szczycie. Dwa razy nam proponować tego nie trzeba. Jedziemy. Początek dla mnie nie do pokonania, na pewno nie póki się nie zapoznam z tym kawałkiem. Za skałkami to już miód i cudo! Genialny, stromy, wijący się singielek. Pycha!




Uradowani zajeżdżamy jeszcze na drugą, lżejszą część zjazdu niebieskim, którym dojeżdżamy do żółtego, a nim szybciutko i miejscami mocno błotniście żółtym do Jędrzejowic, gdzie dobrać do Młodego próbuje się napalona Ruda :P






Dzień - marzenie. Zima - marzenie! Niech to trwa, niech to trwa!!!
Dzięki Młodzieniaszku :*


  • DST 49.65km
  • Teren 13.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 18.62km/h
  • Podjazdy 576m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 16 stycznia 2014 | Komentarze 5

Kategoria Masyw Ślęży


Po wczorajszych opadach śniego-deszczu w Świdnicy, samego śniegu w wyższych partiach gór, spodziewałam się w dniu dzisiejszym jazdy odrobinę zimowej.
Ale nie chce mnie zima wykurzyć w letarg rowerowy.
Byłam przekonana, że towarzyszyć mi dziś będzie przymrozek. Nie-e. Za towarzyszy miałam błoto, kałuże, roztopy i placki śnieżno-wodne spadające bez przerwy na mnie i obok mnie.
Zostałam niedawno przez Takiego Jednego nazwana Błotną Panią. I coś w tym jest. Czerpię jakąś pierwotną radość z jazdy błotnej. Im go więcej, im paskudniejsze, tym fajniej. Nie no, nie do końca. Jasne, że wolę po suchym, w Słońcu i 28 st. C. Ale świadomość obecności w terenie błotnego armagedonu absolutnie mnie nie powstrzyma przed jazdą. Dużo we mnie z dzieciaka w takich chwilach :)

Rano zerkam przez okno. Zima odwiedziła Wielką Sowę:


Na trasie okazuje się, że również Ślęża się nie uchowała:


Na Przełęczy Jędrzejowickiej skręcam w prawo w żółty szlak pieszy, który doprowadzić mnie ma (i tak też się dzieje) na Przełęcz Tąpadła. Pierwszy raz jadę całą tę część Jędrzejowice-Przeł. Tąpadła. Dziś, zwłaszcza na początku, atakuje mnie gliniaste błoto, zaklejając opony, utrudniając jazdę. Muszę badylem jakimś zdzierać to dziadostwo z kół. Nic tam. Później już jest tylko lepiej. Całość bezproblemowo przejezdna.








Z Przeł. Tąpadła znów pakuję się na zielony pieszy lecący do wsi Biała.


Po tych paru kilometrach terenu ciuchy ściągnięte rano z suszarki prezentują się niezwykle okazale:





  • DST 51.30km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:40
  • VAVG 19.24km/h
  • Podjazdy 666m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 13 stycznia 2014 | Komentarze 10

Kategoria Masyw Ślęży


Zamarzyło mi się dziś zeksplorować nową drogę dojazdową na Radunię, zaczynając z wioski Tąpadła, bez asfaltowego podjazdu na samą Przełęcz. Próba zakończona kapitulacją. Kiedyś jeszcze się tam odnajdę, ale teraz, bez mapy... za dużo dróżek, dróżeczek, przecinek i innych cudów bym się umiała w tym wszystkim bezszlakowym połapać.

Cel dzisiejszej szybkiej przejażdżki:


W Tąpadłej nie skręcam na Sobótkę lecz jadę dalej prosto, zjeżdżając z głównej drogi. Za chwilę widzę uroczo ulokowaną chatkę u podnóży Raduni:


Dojeżdżam do niej i co się okazuje. Tomi - to ta chatynka co szczeka tymi dwoma szalonymi kundlami. Ok, niby wiem gdzie jestem, jechałam tędy raptem kilka dni temu. Ale czy aby na pewno? ...
Droga robi się coraz bardziej niepewna:




Tu już nie ma szans by podjeżdżać. Chwilę prowadzę rower, ale świadoma pracy zaczynającej się o 13, szybko rezygnuję. Zawracam i na powrocie wybieram jakieś odbicie w prawo. Wygląda bardzo przyzwoicie:


I ok. Tą drogą dojeżdżam do Przeł. Tąpadła. Nie o to mi dziś chodziło, ale nie marudzę, grunt, że znalazłam terenową alternatywę dla końcówki asfaltowego podjazdu na Przełęcz. Zerkam na zegarek... kalkuluję... wychodzi mi, że jeśli zrezygnuję przed pracą z kąpieli to będę mogła jeszcze pocisnąć zielonym szlakiem do wsi Biała :P
Tak też czynię.
Po drodze zerkam na niebieski pieszy schodzący ze szczytu Ślęży. Nie od samego początku, bo tam głaz na głazie, ale mniej więcej od jego środka koniecznie będę musiała go skosztować na wiosnę, bo wygląda cudnie:


Z zielonego genialne widoczki:




Ten bardziej ciekawy kawałek samego zielonego:


A na koniec spostrzeżenie: przepadam za sytuacjami, w których Matka Natura skutecznie zaskakuje i okłamuje samą siebie.
13 stycznie 2014:




Wiem, że takie cuda się zdarzają raz na jakiś czas, ale i tak - niebywałe!!!


  • DST 66.10km
  • Teren 24.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 14.97km/h
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 6 stycznia 2014 | Komentarze 13


Nowe i nieprawdopodobnie wymęczone ścieżki. Było bardzo przyjemnie, choć możnaby ponarzekać trochę na sporą ilość błota po opadach z dwóch wcześniejszych nocy. Ale nie będę narzekać. Za to popłakać trochę zamierzam nad moją dyspozycją tego dnia, albo raczej nad jej brakiem. Jakbym zbudziła się w ciele jakiejś zupełnie niewytrenowanej 7latki, albo 80latki. Dojazd na Przełęcz - karamba, wszystkie podjazdy, choć realizowane, to z największym trudem. Nie będę winy zwalać na bolące, stłuczone udo, bo to nie jego wina. Taki dzień. Zdarza się.
ALE za to - pogoda cudowna, towarzystwo przednie, widoki na trasie i nowe ścieżki fantastyczne. Przeboleję więc chwilową, mam nadzieję, niedyspozycję i zakończę wpis podsumowującym stwierdzeniem - było świetnie :) Dzięki Tomi!

Na dojeździe na Tąpadła cieszę oczy widoczkami.


Jazdę zaczynamy od Raduni; na szczycie obczajka niebieskiego zjazdu - o zgrozo!!!






Zanim się w przyszłości na niego zdecyduję to uprzednio pożegnam się z rodziną i przyjaciółmi... tak na wszelki wypadek.

Chwila refleksji nad Ślężą:




Aby noworocznej tradycji stało się zadość na zjeździe zaliczam glebę, całe szczęście tym razem nie skutkuje ona żadymi przykrymi dolegliwościami.
Dalej Toomp prowadzi mnie nowymi dla mnie ścieżkami na Czernicę - trzecią co do wysokości górę całego masywu. Podjazd dość długi i całkiem wymagający, zwłaszcza dla mnie :D ale widoki z niego na Ślężę i Radunię bardzo klawe!




Z Czernicy zjeżdżamy z powrotem na Przeł. Tąpadła mijając po drodze jakieś sto tysięcy przeróżnych dróg proszących nas cichutko o eksplorację. Innym razem. Na wiosnę. Lub latem.
Na Przełęczy chwila odpoczynku, spotykamy znajomego Toompa - Wieśka i trochę z nim gawędzimy. Czas goni nas jednak nieubłaganie, zatem zbieramy się w sobie i wskakujemy na siodła. Ja z bólem serca decyduję się na skrócenie trasy, kolejne podjazdy to byłaby już dla mnie tego dnia męczarnia, a nie o to przecież chodzi. Wbijamy zatem na zielony szlak pieszy okrążający od wschodniej strony Ślężę, w pewnym momencie żegnamy się i każde z nas ciśnie w swoją stronę (ciekawe gdzie wywiało jeszcze Toompa:).

Urokliwe ścieżynki zielonego szlaku:






I fotka Speca:)




I na powrocie do domu:


Na prawo od środka, widoczna pomiędzy Chełmcem i Trójgarbem, pięknie stożkowa Śnieżka.



  • DST 37.00km
  • Teren 17.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 12.33km/h
  • Podjazdy 800m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 1 stycznia 2014 | Komentarze 7

Kategoria Masyw Ślęży



Na wstępie życzę wszystkim spełnienia najskrytszych marzeń w nowym roku.
Niekoniecznie tych rowerowych :)


Plan na Nowy Rok - spokojny wypad na Masyw Ślęży i zaprezentowanie Kubie żółtego szlaku z Wieżycy, który 2 dni temu tak mnie zachwycił. Nieszczególnie spokojny dojazd na Przełęcz Tąpadła stnadardowo traktuję jak rozgrzewkę przed wspinaczką na szczyt Ślęży. Idzie wyśmienicie. Po 20 km i 52 minutach jestem na miejscu. Za chwilkę do celu dociera Kuba z Kasią i Piotrkiem (ostatnia dwójka realizuje trochę inną trasę niż my pieszo). Bez spiny podjeżdżamy na szczyt, czekamy chwilę na piechurów, wygrzewamy się w promieniach pierwszostyczniowego Słońca i niebawem rozstajemy. Z Kubą pakujemy się na zjazd czerwonym w stronę Wieżycy. I tu niespodzianka - zaliczam paskudną glebę - ja przelatuję przez kierownicę, rower przelatuje nade mną, ląduje gdzieś dalej. W zupełnym szoku zbieram się i już wiem, że będę cierpieć - udo paskudnie napierdziela. Sprawdzam czy skóra przecięta/pęknięta.. nie, to tylko porządne stłuczenie. Kuba gdzieś z oddali obserwował lot, szybko krzyczy z zapytaniem czy żyję. Żyję! Ja mam nie żyć? Złego licho nie bierze. No ok. Zerkam jeszcze na rower - wygląda na cały, choć w jednym miejscu rama obdrapana. Nic tam. Jedziemy dalej, choć lekko nie jest - mięsień na lewym udzie booooli. Nie po to jednak tu jechałam by nie zakosztować żółtego. Obawiałam się blokady po glebie. Była taka tyci-tyci. Zjazd z Wieżycy nie poszedł mi już tak wyśmienicie jak ostatnio, ale nie narzekam, było bardzo ok :D Czyli ostatnie moje odblokowanie zjazdowe z Toompem to nie był ino jednorazowy wyskok :-) Raduje mnie to nieprzeciętnie.

Spod Schroniska pod Wieżycą pakujemy się na czarny pieszy od zachodniej strony okrążający Ślężę i wracamy na Przęł. Tąpadła chyba tak samo jak 2 dni temu. Z Przełęczy miałam do Świdnicy wracać na rowerze, ale ból był (i wciąż jest) dość pakudny więc pozwoliłam sobie wrzucić rower do samochodu piechurów i zabrać się z nimi.

Genialny początek nowego sezony - konkretna trasa w terenie, cudowna pogoda, wyśmienite towarzystwo. A noga po glebie? Poboli, poboli i przestanie. Może jutro uda się ją trochę rozruszać :D







I Kubik popylający na czerwonym pieszym:





  • DST 50.50km
  • Teren 30.50km
  • Czas 04:08
  • VAVG 12.22km/h
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 30 grudnia 2013 | Komentarze 15

Kategoria Masyw Ślęży


Nawet nie wiem za bardzo od czego zacząć. Od bezproblemowego dojazdu na Przełęcz Tąpadła ze średnią 22 km/h? Od genialnej pogody i fantastycznych widoków towarzyszących nam przez dzień cały? Od fenomenalnego towarzystwa w osobie Toompowej? Czy może od zjazdu żółtym szlakiem z Wieżycy do Schroniska pod Wieżycą...

Zaczęłam więc od wszystkiego po kolei :)

Natomiast ten żółty szlak to absolutny zjazdowy hit tego roku. Śmiem się pokusić o stwierdzenie, że przebił nawet Bogdanowe broumovskie telewizory (możliwe to w ogóle??!!!). Nigdy przenigdy nie uwierzyłabym o poranku, że w ogóle przez myśl mi przejdzie pakowanie się na ten szlak. Ale nie przystało odmówić gdy dżentelmen zaproponował :D Więc pocisnęliśmy. I była to chyba najlepsza decyzja podjęta dzisiejszego dnia. Nie! Nie chyba. Na pewno!! :-) Takie szlaeństwo na koniec sezonu to coś co tygrysy lubią najbardziej!

Po drodze oczywiście działo się również bardzo dużo fajnych rzeczy, ale żółty.... No słów więcej nie znajduję by opisać jak wielkie wrażenie na mnie zrobił. I z tego co się orientuję nie tylko na mnie :P

Dzięki Tomi za wspaniale spędzony dzień!

Widoczek z podjazdu na Radunię, którą zaliczyliśmy jako pierwszą tego dnia. I w tym miejscu pokłony do ziemi dla Tomka, który na moich oczach zrealizował podjazd na szczyt. Szczena mi opadła do ziemi. Też mi się kiedyś uda :P



Zarówno z podjazdu jak i z samego szczytu rozpościerały się zapierające dech w piersiach widoki na otaczające nas góry, z zaśnieżonymi wciąż Karkonoszami na czele.









Na Raduni Toomp kombinuje jakiegoś zmurszałego pniaka, co by mieć na czym posadzić dupsko w celu króciutkiego rozkoszowania się promieniami Słońca.





Z Raduni pakujemy się na Ślężę standardowym żółtym pieszym z Przełęczy Tąpadła. Chcemy cieszyć oczy widokami z wieży. I co? Pod koniec wycieczki skapnęliśmy się, że o odwiedzeniu wieży ostatecznie zapomnieliśmy...



Ze Ślęży zjazd miodzio czerwonym pieszym (już tu coś czułam, że mnie jakiś zjazdowy Demon zaczyna dosięgać, ale jeszcze tak delikatnie, że nie namieszał mi za bardzo w głowie). Dalej fajny bezszlakowy singielek i żółtym podjazd na Wieżycę.



I tu Toomp od niechcenia rzuca: "Zjeżdżamy żółtym?". A ja na to - niechaj tak będzie, najwyżej będę sprowadzać. A TAKIEGO!!! Odkąd pamniętam Wieżycę opuszczaliśmy czarnym niedźwiadkowym okrążając ślimakiem jej zbocza. A teraz krótka piłka, adrenalina wylewająca się uszami, uśmiech nie schodzący z paszczy do teraz :-) Dojazd do Schroniska pod Wieżycą zasłużona chwila relaksu, fotka Niedźwiadka ślężańskiego...



... i dalej w drogę - z prawej strony czarnym pieszym a następnie zielonym z małymi modyfikacjami dojeżdżamy do Przeł. Tąpadła.

I na tym miał być koniec. Ale gdzie tam! "Radunia i próba zjazdu niebieskim pieszym z samego szczytu?!". Szybkie "tak!", bo już sporo po godzinie 15 było, jeśli dobrze pamiętam. Sprint na szczyt. Początek niebieskiego. I porażka. Tony liści, omszałe śliskie kamienie. Nie. Za dużo już dziś los kusiliśmy. Odpuszczamy, zjeżdżamy tak samo jak rano, tylko ciut szybciej ;)




No i co tu dużo gadać... Genialną mamy końcówkę sezonu :D