avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Masyw Ślęży

Dystans całkowity:3142.65 km (w terenie 1100.80 km; 35.03%)
Czas w ruchu:169:55
Średnia prędkość:16.00 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:42164 m
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:53.27 km i 3h 32m
Więcej statystyk
  • DST 68.94km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:36
  • VAVG 14.99km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Podjazdy 1286m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 13 września 2014 | Komentarze 2


Jakże inne były plany na ten dzień. Miało świecić piękne Słońce, być ciepło i czesko. Zapowiedzi pogodowe rychło zweryfikowały nasze plany i zamiary i przeniosły ich realizację na (mam nadzieję) przyszły weekend.
Sobotni poranek nie okazał się być jednak tak fatalny jak to zapowiadała prognoza. Nie pada, choć coś wisi w powietrzu. Nie myśląc wiele namawiam Kubę na rezygnację z Rychlebskich Ścieżek i wypad na Masyw Ślęży. Szybki telefon do Piotra - Kuby kolegi i sru!
Wskakuję na rower. Lekko ociężale (rzeczywiście czuć jesień nie tylko w powietrzu ale i w moim zmęczonym sezonem ciele) dojeżdżam do wsi Tąpadła i zaczynam podjazd na Radunię.

Na trasie dojazdowej surrealistycznie prezentujące się kostki siana.


W lesie klimat jaki kocham i pożądam:






W tych pięknych okolicznościach docieram na szczyt Raduni. Na łączce całkiem niemała gromadka ludzi zostaje nielekko zaskoczona piskiem moich hamulców. Witam się grzecznie i pakuję na zjazd nieoznakowaną ścieżką z trzema skalnymi uskokami na dzień dobry. Nawet podczas suchości nie dotarłam jeszcze do momentu by próbować zupełnie na poważnie zmierzyć się z tymi skałkami. W tych warunkach nawet przez myśl mi to nie przechodzi. Sprowadzam rower po wszystkich trzech. Dalszy zjazd uskuteczniam już bez większych problemów, choś ślisko jest jak diabli.
Na Przełęcz Tąpadła docieram dokładnie po dwóch godzinach od wyjazdu z domu więc w momencie, w którym powinni też na miejsce dotrzeć prujący z Sobótki Kuba i Piotrek. Jestem wciąż na czczo, ale ze śniadaniem w plecaku. Zakupuję więc w sklepiku piwko, które zagryzam bułką z sałatką. W oczekiwaniu towarzyszy mi wrocławki rowerzysta, który właśnie zjechał ze Ślęży. Po wypiciu swojego piwa pakuje się na rower i ucieka w dalszą drogę. Mija chwila i zasiada obok dwójka biegaczy z - jak się okazuje - Sobótki. I z nimi uskuteczniam przemiłe pogaduchy na tematy wszelkie i wszelakie (choćby o człeku, który podjechał żółtym na szczyt Ślęży w czasie 15 minut :O !!!). Czas przelatuje mięzy palcami. Chłopaki kończą swoje napoje i również muszą lecieć. Moich towarzyszy jak nie było tak nie ma. Sadzam zatem dupsko na siodło i jadę im na spotkanie. Czarnym lewym od strony Przełęczy patrząc. Zjeżdżam, asfalt, podjeżdzam, zjeżdżam. W końcu udaje mi się z nimi spotkać! Hura!!! Już zaczęłam tracić nadzieję.


Zawracam i wspólnie realizujemy podjazd na P. Tąpadła, tam pozwalamy sobie na kolejną chwilę odpoczynku i jedziemy na górę.
28 minut. Zgroza! Ok - forma nie ta co jeszcze 2-3 miesiące temu, ale i tak - zgroza, że ho-ho! Mam na przyszły rok mocne postanowienie poprawy i oczekuję od siebie, że zejdę do 20 minut. Zobaczymy co z tego będzie :-)
Na szczycie trochę czekam. Wpierw przyjeżdża Kuba, parę minut po nim Piotrek. Słońce nawet wychodzi. I oczy nasze cieszy widok pomykającego po szczycie Ślęży szosowca:


Na szczycie mamy pierwsze spotkanie z Michałem - młodym rowerzystą z Ostrowa Wielkopolskiego, który uskutecznia trzygodzinne dojazdy w jedną i potem drugą stronę pociągiem by móc pośmigać po masywach. Podziw! Przez cały czas do Schroniska pod Wieżycą mijamy się, jedziemy wspólnie, wypełniamy czas oczekiwania pogaduchami. Szalenie to miłe spotkać takiego pasjonata. Rower też wypasiony - 160mm z przodu, 150 z tyłu. Prędkości na zjazdach to miało piękne.
Jazda po mokrych kamolach okazuje się nie lada wyzwaniem. Jest zabawa! :-)




Na dojeździe do szczytu Wieżycy tak Michał jak i Kuba zatapiają się w błotnistej kałuży po osie. Ubaw mam z nich nieprzeciętny. Tak. Jazda w takich warunkach ma kilka niekwestionowanych zalet :P
Z Wieżycy zjeżdża się nienajgorzej aż do końcowych kamieni. Cała trójka zalicza po glebie na tym samym omszałym, pieruńsko śliskim kamieniu. Iść się po tym nie da. Nic tam, nie decyduję się na kolejną próbę, po głazach tym razem rower sprowadzam. Końcówka zjechana.


Pod Schroniskiem rozstaję się z całą trójką. Kuba z Piotrem jadą w jedną, Michał pędzi na pociąg, ja obieram kierunek - czarny wschodni. No nie lubię tego szlaku, później żałowałam, że jednak nie zdecydowałam się na kolejne dziś starcie z drugim - zachodnim - czarnym. Przez chwilę lekko kropi, ale szybko przestaje. Z Przełęczy już asfaltem dojeżdżam do domu.
Bardzo dobry to był dzień.
Podziękowania dla całej trójki, dzięki której uśmiech rzadko schodził mi z ust!


  • DST 103.98km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:48
  • VAVG 21.66km/h
  • VMAX 54.20km/h
  • Podjazdy 989m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 7 września 2014 | Komentarze 8

Kategoria Masyw Ślęży


Ciężko szło mi niedzielne rozstanie się z gospodarzami, a chyba przede wszystkim z cudownym 10tygodniowym (chyba przyszłym mym) chrześniakiem. Ale godzina 13:00 nadeszła, dzień ze swoim zakończeniem na pewno specjalnie na mnie czekać nie będzie więc w drogę.


Plan - dotarcie za Łagiewniki i wbicie się w teren - zielony pieszy prowadzący przez Słupice miał mnie zaprowadzić do niebieskiego, którym dotrzeć planowałam na szczyt Raduni. Piąte przez dziesiąte mi to wyszło. Zielony znalazłam później niż planowałam, w Słupicach dopiero. Fajny zielony, ale na krzyżówce z resztą szlaków standardowo się gubię, nie mogę znaleźć nieszczęsnego niebieskiego, omijam Radunię i ostatecznie tym zielonym docieram na Przeł. Tąpadła. Tu były 2 opcje - szybki zjazd do Sobótki, podjazd na Wieżycę, zjazd żółtym i powrót czarnym. Ale druga opcja zwyciężyła. Piwo na Przełęczy zwyciężyło! "Straciłam" zatem parę cudonie błogich minut na tąpadlanej zielonej trawce. Cudownie to były utracone minuty. Po piwie nie mogłam sobie pozwolić na natychmiastowy powrót na asfalt więc popędziłam na szczyt Ślęży. Czasu brakło na alternatywę więc po kółku na szczycie zjechałam tą samą drogą, uskuteczniając w drugiej części zjazdu ścieżkę alternatywną, boczną, "rowerową" :)
Takich dni mi więcej trzeba. Koi to moje nerwy, łagodzi obyczaje i genialnie nastawia na nowy dzień. Tak! Więcej takich dni proszę!!




  • DST 42.95km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:02
  • VAVG 21.12km/h
  • VMAX 51.40km/h
  • Podjazdy 550m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 6 sierpnia 2014 | Komentarze 0

Kategoria Masyw Ślęży




  • DST 64.73km
  • Teren 29.00km
  • Czas 03:43
  • VAVG 17.42km/h
  • VMAX 39.30km/h
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 26 czerwca 2014 | Komentarze 11


Opornie mi dziś zjazdy szły.
Generalnie jakoś opornie mi szło wszystko.
Mam nadzieję, że to nie przesyt, bo dużo ważnego przede mną.
A dlaczego znów prawie to samo? Wczoraj mocno padał deszcz, w rowerze nowe opony, które chciałam sprawdzić więc znów wpakowałam się na Radunię. Znów tak sobie poszło. Olewam na jakiś czas ten zjazd licząc po cichu, że niebawem się ktoś zajmie tym burdelem pościnkowym.


W stronę Masywów.

Początek trasy taki sam jak wczoraj, czyli Radunia i zjazd niebieskim na Przeł. Tąpadła. Nie pcham się już dziś na szczyt Ślęży, okrążam Masyw wschodnim czarnym szlakiem pieszym, na końcu którego odbijam na ścieżkę prowadzącą mnie na szczyt Wieżycy. Stąd zjazd żółtym, na którym porządnie obijam sobie górę prawego uda. Nie wiem co się dzieje, skoro nawet na tym zjeździe coś mi nie idzie... No nic - czas popracować nad sobą.
W Schronisku zabawiam dłużej niż planowałam, bo na jakiś czas wychodzi Słońce i wlewa lato do mojego serca. W końcu zbieram się w sobie i wjeżdżam na zachodni czarny pieszy, docierając do Jędrzejowic dokładnie tak jak dwa dni wcześniej. Bardzo lubię tę zachodnią część czarnego szlaku.


Prześmiesznie się ta czerwień prezentuje :)


Na żółtym pieszym Przeł. Tąpadła - Jędrzejowice.


Ścieżka dojazdowa pięknie zarosła haratając nogi malinami, jeżynami, pokrzywami i innymi wspaniałymi wysłannikami flory.






Przy kopalni piasku "Krzczonów".


  • DST 63.76km
  • Teren 30.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 17.55km/h
  • VMAX 40.60km/h
  • Podjazdy 1130m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 24 czerwca 2014 | Komentarze 3


Po krótkiej wymianie komentarzy z Marcinem zamarzył mi się Masyw Ślęży. Zapomniałam głupia jak niemądrym pomysłem jest pchanie się na niebieski zjazd z Raduni przy suchym podłożu. Jeśli ktoś jeszcze nie jest tego świadom - odradzam po stokroć!!!


Na szczycie Raduni.


Jedno to susza, która przy takich nachyleniach wprowadza straszny chaos w zjeździe. Druga sprawa to nieprawdopodobny syf, który zostawili po sobie leśnicy. Na fotce to ta sterta iglastych gałęzi, która zwalona jest dokłanie na linii, którą powinnam była jechać. Absolutnie nierealny dla mnie jest przejazd widoczny po lewej stronie zdjęcia. Był to zdecydowanie najmniej przyjemny i najmniej udany zjazd z Raduni do tej pory.

W dalszej kolejności kieruję się na szczyt Ślęży, gdzie uskuteczniam bardzo przyjemny wypoczynek nad piwkiem, przygotowując się emocjonalnie do zjazdu znienawidzonym przeze mnie czerwonym/żółtym w stronę Wieżycy. I teraz mały sukces (który smakował tym lepiej po raduniowej porażce i wyzwolił we mnie cień sympatii do tego czerwonego zjazdu) - wyrwa na kamiennej/kostkowej części szlaku była do tej pory dla mnie nie do pokonania. Tym razem udało mi się, po raz pierwszy, idealnie ją przejechać. Też coś :-)
Dalej lecę na Wieżycę, zjeżdżam żółtym, sielankuję w Schronisku, wracam na Przeł. Tąpadła czarnym pieszym zachodnim. Z przełęczy żółtym docieram do Jędrzejowic i do domu.


Wieżyca.


Pożegnanie z Masywami.


  • DST 84.52km
  • Teren 45.00km
  • Czas 05:38
  • VAVG 15.00km/h
  • VMAX 46.50km/h
  • Podjazdy 1606m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 31 maja 2014 | Komentarze 14

Uczestnicy


Kross z nowym hakiem rzucony na wodę najgłębszą z możliwych, czyli beesowy objazd Wzgórz Oleszeńskich, Masywu Raduni i Ślęży. Bez litości. Bez kompromisów. Ale może od początku...

... ze Świdnicy wyruszają na rowerach 2 osoby: Cerber i Lea. Niedługo po nich samochodem na Przełęcz Tąpadła pociska Aneczka i Kubik.
Pierwsza dwójka pędzi jakby się za nimi paliło. Z terenową końcówką dojazdu na szczyt przełęczy docieramy po 52 minutach, co daje szaloną średnią 24 km/h. Tego jeszcze u mnie nie było. Całkiem nam odbiło! Ale dojazd rzeczywiście idzie wyśmienicie co pozwala mieć nadzieję, że i cała trasa nie wykończy nas za bardzo.


Dojazd na Przełęcz Tąpadła.

Na szczycie już czeka na nas Tuńczyk. Za chwilę dołącza Ptaszyna (pozdrawiam). Czekamy. Mija chwila. Kręcąc się po parkingu dostrzegam granatowe auto. Rejestracja DKL. Na górze 2 rowery. Jak to? Kto to? Przecie miało ich nie być. Wgapiam się uparcie w okno i wciąż oczom nie dowierzam. W końcu dociera do mnie i serce zalewa mi fala radości - Ania i Ryjek!!! Jeszcze dzień wcześniej uparcie twierdzący, że nic z tego, że tym razem będziemy musieli się obejść bez Nich. Nie dało się zrobić mi lepszej niespodzianki tego dnia! Mija kolejna chwila i dociera kolejny samochód z drugimi połówkami. Ostatni docierają Ambeu (ukochany brat, Stwórca Haka!) i Wicek. Dziesięć osób. Pięknie, zważywszy na to, że przez chwilę wydawało nam się, że stanie na piątce.


Wesoła gromadka na Przełęczy.

Skoro wszyscy zebrali się do kupy, nadszedł czas wyruszenia. Pierwszy cel dzisiejszego dnia - ósemowy objazd Wzgórz Oleszeńskich. Wbijamy na zielony pieszy, który doprowadza nas do Przełęczy Słupickiej, dalej - chyba jakąś beszlakową drogą - dojeżdżamy do Przełęczy Sulistrowickiej, gdzie dostaję telefon o pierwszym tego dnia flaku. Okazuje się, że Wicek potrzebuje pomocy, której udzielić mu postanowili Ambeu z Ptaszyną. Umawiamy się, że w takim razie reszta robi pętelkę: bezszlakowo Przeł. Sulistrowicka-Świątniki + niebieskim pieszym z powrotem Świątniki-Przeł. Sulistrowicka, i na przełęczy sie spotykamy za chwil kilka. Siódemka śmiałków postanowiła zmierzyć się z błotem, bagnem, pokrzywami i innymi niespodziankami niebieskiego szlaku oleszeńskiego (kupa zabawy!) i po ok. 40 minutach powrócić na P. Sulistrowicką. Nikt na nas nie czeka... Telefon do Ambeua - walczą z kolejnym flakiem... Tym razem u Ptaszyny. Jadę im kawałek na pomoc, która okazuje się być mocno nierealna, gdy wychodzi na jaw, że moja zapasowa dętka została już kiedyś pogryziona przez węża i do niczego się nie nadaje. Mocno mnie to zawstydza więc czym prędzej wycofuję się z pola bitwy... Nadal zatem pozostajemy w siódemkę, trójka walczy z łatkami. Ciśniemy dalej niebieskim w stronę Raduni, zaliczając po drodze kilka niedługich ale mocno sztywnych hopek. Na Raduni, na łące, czas na chwilę zasłużonego wypoczynku i oczekiwania na "flakową trójkę". Ostatecznie z trójki zostaje dwójka (kiedyś Ptaszyna jeszcze powalczymy gdzieś na szlaku wspólnie!).


Kawałek asfaltowego dojazdu ze Świątnik do niebieskiego szlaku.


Początek niebieskiego szlaku biegnącego ze Świątnik, przez Wzgórza Oleszeńskie, aż na szczyt Raduni i dalej na Przeł. Tąpadła. (zdj. Cerber)


Nie wszystko dało się podjechać.


Na szlaku okazuje się (nie po raz pierwszy), że mój zacisk tylnego koła szwankuje i nie trzyma. Średnio to przyjemna świadomość. Dociskam go porządnie, licząc na to, że już więcej mi koła nie puści. Nie wiem jaka siła powstrzymuje mnie przed zakupem nowego... (zdj. Cerber)

I w tym miejscu zaczyna się pierwsza perełka tego dnia, czyli zjazd niebieskim pieszym z Raduni. Dawno mnie tu nie było, zastanawiam się zatem czy nie będę mieć w sobie za dużo strachu by to zjechać. Okazuje się, że jest wręcz przeciwnie. Zaliczam po drodze jedną małą kontrolowaną glebę na bok, gdyż po raz drugi już źle obieram linię w tym samym co kiedyś miejscu i pakuję się prosto na zjazd ścianą, po którym już nie idzie wyhamować :/ No nic tam. Trzeci raz już nie popełnię tego błędu. Reszta idzie idealnie, bez zatrzymania, bez podparcia, do końca. Wyrabiam na zakręcie prawie 180 st, omijam drzewo, które zawsze do tej pory mnie zatrzymywało. Radochę z tego zjazdu mam za każdym razem tak samo wielką. Na dole czekam chwilę na pozostałą czwórkę śmiałków (żałując, że nie mam aparatu, bo fotki by wyszły piękne), którzy nie zlękli się i postanowili skosztować zjazdu. Za chwilę spotykamy się z pozostałą piątką i już wspólnie kontyuujemy zjazd na Przeł. Tąpadła.
Stąd żółtą autostradą trzykilometrowy podjazd na szczyt Ślęży i tu chwila wytchnienia.


Lea na początku zjazdu z Raduni. (zdj. Ryjek)


Ambeu na samym końcu zjazdu niebieskim z Raduni. (zdj. Cerber)

UŚMIECHNIĘTA sesja na szczycie Ślęży:

Bogdanowy pierwszy rowerowy raz na Ślęży :)


Ania na szczycie.


Rozbrajający Ryjkowy uśmiech :-)


Wicek postanawia nie być od Ryjka gorszy :D


Ambeuek !


I większa wesoła gromadka. (zdj. Cerber)


Na wieży widokowej, na którą wejść już nie idzie - brak pierwszych schodków. Nie smucimy się tym za bardzo i pamiątkową fotkę i tak robimy. Widoczków nie ma, ale też jest zajebiście! (zdj. Cerber)

Ze szczytu Ślęży następuje zjazd czerwonym pieszym w stronę Wieżycy. Jakże ja nie lubię tego zjazdu. Wspominałam już gdzieś kiedyś o tym?! ....


Ambeu szaleje na zjeździe. (zdj. Cerber)

Docieramy do rozwidlenia szlaków, wybieramy żółty na Wieżycę. I tu wielka radość tego dnia - pierwszy raz udaje mi się podjechać w całości hopkę na szczyt Wieżycy. Zawsze gdzieś na tych kamyczkach padałam. Ufff! Zadanie wykonane :)

Na Wieżycy znów następuje rozkład na dwie podgrupy: czwórka pędzi prosto w dół żółtym, szóstka wybiera drogę okrężną, po drodze przecienając nasz zjazd i bawiąc się w paparazzi:) Niestety nie udało mi się załapać na grupowe zdjęcie ze zjazdu :/ Może ze zdjęć Ryjka albo Ani coś mi się później uda zakosić :)


Na szczycie Wieżycy.


Zjazd żółtym ze szczytu. (zdj. Ankaj)


Lea na zjeździe z Wieżycy. (zdj. Ryjek)

Po dojechaniu do Schroniska pod Wieżycą wygrzewamy się w promieniach Słońca, zawilgacamy nasze wyschnięte na trasie gardła i napełniamy wyposzczone brzuchy. Po chwili wypoczynku opuszczają nas Wicek z Ambeuem, wybierając szybszą alternatywę powrotu do domu. Olbrzymie dzięki chłopaki za wspaniałe towarzystwo!!!
My jeszcze chwilę siedzimy, ale też w końcu z małymi problemami podnosimy się na nogi, pakujemy na siodła i wjeżdżamy w czarny pieszy, z zachodniej strony okrążający Ślężę.
Dość szybko Bogdan łapie flaka, jeszcze szybciej sobie z nim radzi.


Bo bez tego nie ma porządnej wycieczki! ;) (zdj. Ankaj)


Jedziemy zatem dalej. Ryjek dochodzi do tak zawrotnych prędkości, że ociera się o efekty relatywistyczne. Einstein byłby z Ciebie dumny!

Koniec końców lądujemy z powrotem na Przełęczy Tąpadła. Jest nam ze sobą tak dobrze, że jeszcze przez chwilę postanawiamy przycupnąć nad niepustym stolikiem i nacieszyć się swoim towarzystwem. Czas jednak ucieka nieubłaganie. Z Cerberem mamy do pokonania jeszcze ok. 25 km powrotu do Świdnicy, z czego część terenem.


Aneczka na parkingu.

W promieniach wczesnowieczornego Słońca żegnamy się ze sobą i każdy zmierza w swoją stronę.
Wraz z Bogdanem wybieramy żółty pieszy z Przeł. Tąpadła do Jędrzejowic. Na trasie czekają nas piękne widoki na objeżdżane przed chwilą Masywy:







W Jędrzejowicach miła niespodzianka, której prawie nie zauważam - na trasie mijamy się z Lutrą i jego kolegą. Serwus Jacku!


Przed Boleścinem dane nam jest podziwiać wspaniały zachód Słońca, które się chowa za samą Świdnicą.
Do domu docieramy chwilę przed zmrokiem.

Bardzo dziękuję wszystkim obecnym tego dnia na tym wypadzie. Cudownie było jeździć z Wami po "moich" śmieciach. Mam nadzieję, że błoto (którego i tak chyba znacznie więcej się spodziewaliśmy, co?), flaki, pokrzywy i inne nieprzyjemności dodały tylko kolejnych barw do tego kolorowego i pięknego dnia :)

Mapka, jak i kilka fotek, podwędzone standardowo Cerberowi. Dzięki :)
Masyw Ślęży i Raduni BeeSem - mapka

  • DST 45.82km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:11
  • VAVG 20.99km/h
  • VMAX 47.20km/h
  • Podjazdy 580m
  • Sprzęt ZaSkarb

Wtorek, 13 maja 2014 | Komentarze 0

Kategoria Masyw Ślęży


Plan był zdecydowanie bardziej ambitny, ale deszcz, który mnie złapał na Przełęczy Tąpadła, po zjechaniu z Raduni, skutecznie przytemperował moje zapędy.
Dzięki skróceniu trasy uradowana dotarłam jeszcze do Mamy na kawę :D


Widoczek z polanki na szczycie Raduni. Chwilę później pomknęłam bezszlakową drogą, na której zaskarowe hamulce to zdecydowanie ZA MAŁO!


W drodze do domu, gdzieś przed Miłochowem, zlało mnie powtórnie z tego.


  • DST 48.32km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 17.47km/h
  • VMAX 45.80km/h
  • Podjazdy 878m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 3 kwietnia 2014 | Komentarze 13

Kategoria Masyw Ślęży


Jest mały progres. Na zjeździe niebieskim z Raduni już zaliczyłam ino dwa pit-stopy zamiast trzech. Paskudny zakręt (dla zorientowanych - z prawej strony zjazdu omija lekko szlak z toną - jakże by inaczej? - kamiennych stopni) udało mi się w końcu wykręcić, wyrobić i przejechać.
Nauczona doświadczeniem dwóch poprzednich zjazdów postanowiłam bardziej zdać się na intuicję a mniej ufać wytyczonej przez kogoś linii. Skończyło się to na wpakowaniu się na krechę na ściankę, co bardziej już przypominało spadek swobodny niż zjazd. Miliony czaszek w oczach, ja mimo naciskania na hamulec zamiast zwalniać przyspieszam. Ech... nie tędy droga. Kontrolowana gleba na prawo. Nic mi się nie stało, ale na przyszłość wiem, żeby omijać ten kawałek jednak szerokim łukiem :D

Żółtym na Ślężę, przed samym szczytem skręt w prawo na czerwony w stronę Sulistrowiczek. Drugie podejście i coraz większe przekonanie, że nie ma szansy bym pokonała ten zjazd na tym rowerze, choć tym razem poszło znaczeni lepiej niż za pierwszym. Nie jest to moja ulubiona droga ze Ślęży.
A oto kwintesencja czerwonego:




I tak praktycznie bez przerwy ze szczytu do przecięcia z czarnym pieszym, czyli ok. 1,5 km. Idzie się wymęczyć porządnie!
Czesi na pewno już dawno temu poprowadzili by tędy jakiś prorodzinny szlak rowerowy :P




  • DST 64.39km
  • Teren 29.00km
  • Czas 04:15
  • VAVG 15.15km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Podjazdy 1168m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 13 marca 2014 | Komentarze 5


Szybko szybko, bo praca nie poczeka na mnie.
Dziś znów zjazd z Raduni niebieskim pieszym. Efekty - ciut lepiej niż wczoraj, bo obeszło się bez schodzenia z roweru, ale znów 3 stójki na korekcję kierunku Krossa na zakrętach być musiały. Czas zacząć się rozglądać za jakąś inną linią.
Drugi niebieski to nowość - zjazd/zejście ze Ślęży. I nie chodzi o tę część lecącą od wieży widokowej w dół, tylko od schroniska. Początek - miodzio! Jedyne minusy to dość gęste przeszkody w postaci powalonych drzew. No ale im dalej w las tym szlak robi się coraz bardziej wariacki. Zdjęcia pokażą o co mi chodzi :) Radunia przy tym nawet wymięka :P Jakieś 3/4 zjechane, reszta znoszona. Nie na mój rower, nie na moje umiejętności jest ten zjazd.
Dalej już b. podobnie do wczorajszej trasy. Z tym, że z Przeł. Tąpadła jeszcze pociągnęłam terenem żółtym do Jędrzejowic.
Git - pogoda cudna, ciepło, znów mogłam sobie pozwolić na zdjęcie w trasie długich spodni i pozostanie w samych krótkich - CZAD!

Widoczek ze szczytu Raduni:


I tędy niebieskim ze Ślęży:


I tak to on się prezentuje:








Z radością (sama sobie już teraz nie wierząc) pochwalę się, że ten odcinek ze zdjęcia poniżej jakimś cudem w całości zjechałam:


I na koniec pożegnanie z masywem:





  • DST 59.71km
  • Teren 22.00km
  • Czas 03:48
  • VAVG 15.71km/h
  • VMAX 45.60km/h
  • Podjazdy 1138m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 12 marca 2014 | Komentarze 11


MI-STRZO-STWO ŚWIATA!!!

Świadomość nadchodzących opadów deszczu popchnęła mnie do podjęcia próby zjazdu niebieskim szlakiem pieszym ze szczytu Raduni. Nie będę ściemniać - nastawiałam się na 5 metrów próby zjazdu i resztę katulkania się wraz z rowerem w dół. Skończyło się na prawie idealnie zrealizowanej całości. W trzech momentach stanęłam, za każdym razem przyczyną postoju było nie wyrobienie na ostrym zakręcie. Wiem, że to jeden z największych moich problemów - zwrotność, nad którymi muszę bardzo ostro pracować. Wszystkie schody, kamole, korzenie i inne cudowne cuda zjechane, a na kilku zakrętasach (choć nie na wszystkich, co już mnie raduje) klops. W dwóch wypadkach wystarczyło skorygować ustawienie Krossowego i od razu ruszyć. Raz musiałam 3 kroki zejść, by wystartować. Moja subiektywna ocena tego zjazdu: 5+, a tak wysoko przede wszystkim ze względu na to, że to pierwsza próba, a dwa, że realizowana na hateku :D

Kiedy już stanęłam odwracałam się za siebie i pykałam fotkę tego co przed chwilą zjechałam. Trzecia fota to sama końcówka zjazdu (żeby było precyzyjnie - najgorszego odcinka, czyli tego ze szczytu Raduni do zielonego choinkowego, reszta na Przeł. Tąpadła to już lajcik):







Zakochałam się!!! Kiedyś na pewno sprawię sobie jakiś rower enduro, ale póki co widzę, że mój Kross spisuje się wyśmienicie więc nie będę wydziwiać :)

Dalsza droga z Tąpadła na Ślężę, z niej czerwonym/żółtym i potem samym żółtym na Wieżycę. Z niej zjazd żółtym do Schroniska pod Wieżycą. Uzupełnienie minerałów. I pierwszy raz w całości zrealizowana zachodnia część czarnego szlaku pieszego Wieżyca-Przeł. Tąpadła. Wcześniej zawsze gdzieś odbijałam. Bardzo mi się spodobało to co przejechałam. Dużo szutrówki, która pozwala odpocząć po ciężkich zjazdach, ale i zdarzają się zupełnie nietrywialne zjaździki i podjaździki na tej trasie :) Z Tąpadła już szybko asfaltem do domu.

Czas na obiad i przed 14 do pracy!! Tak to ja mogę każdy dzień zaczynać :P