avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Sowie

Dystans całkowity:8228.49 km (w terenie 1844.50 km; 22.42%)
Czas w ruchu:443:17
Średnia prędkość:17.65 km/h
Maksymalna prędkość:75.10 km/h
Suma podjazdów:120079 m
Maks. tętno maksymalne:174 (91 %)
Maks. tętno średnie:146 (76 %)
Liczba aktywności:115
Średnio na aktywność:71.55 km i 4h 08m
Więcej statystyk
  • DST 66.54km
  • Teren 6.00km
  • Czas 03:27
  • VAVG 19.29km/h
  • VMAX 66.50km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Piątek, 28 czerwca 2013 | Komentarze 1

Kategoria Góry Sowie


Rzeczywiście niebawem "wdeptana" zostanie ta Sowa przeze mnie:)

Już podczas podjazdu szosą na Przełęcz Sokolą zaczęłam czuć lewe kolano. Jednak na szczyt wjechałam z samej Świdnicy bez przerwy. Na górze czekały na mnie same złe wieści - miliardy mikromuszek pożerających mnie żywcem, zimno pieruńskie, że usiedzieć nie mogłam i do tego mocno już doskwierający ból kolana.
W związku z tym mina mi zrzedła i wróciłam prawie tę samą trasą co przyjechałam (jedyna modyfikacja to zjazd ulubionym czerwonym pieszym, którym następnym razem postanowiłam spróbować również podjechać).

Obawiałam się, że kolano może mnie wykluczyć z zaplanowanego na następny dzień spotkania z kłodzczanami i kudowianinem, okazało się na szczęście, że ból piątkowy był ino chwilową niedyspozycją.


Jej, będę musiała niebawem przysiąść i pouzupełniać mapki :/

  • DST 64.02km
  • Teren 11.50km
  • Czas 03:28
  • VAVG 18.47km/h
  • VMAX 73.30km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Czwartek, 20 czerwca 2013 | Komentarze 4

Kategoria Góry Sowie


To miał być sprawdzian wytrzymałości na nielekki upał. Wyjechałam w najgorszym momencie, bo w okolicach godziny 10. Wróciłam ok. 14. Temperatura w tym dniu dochodziła do 34st C. Była rzeczywiście parówa pierwszorzędna!
Ale co tam. Ulewy przeżywam to i upał muszę się nauczyć tolerować.
Z Jeziora skierowałam się na Michałkową i Glinno. Stamtąd niebieskim pieszym dojechałam terenem na Przełęcz Walimską i stamtąd na szczyt W. Sowy. Nie było lekko, było ciężko, bardzo ciężko, ale do zniesienia.
Lód i piwko na szczycie w cieniu smakowały obłędnie!
W domu musiałam być o 14:00 więc nieszczególnie długo rozkoszowałam się tą chwilą.
Zjazd ukochanym czerwonym pieszym do Sowy, Orła i na Przełęcz Sokolą.
I prawie 30-kilometrowy zjazd do domu :) który miał być kojący, a nie był. Na początku osiągnęłam piękną prędkość ponad 70 km/h - pycha!
Później spora szybkość zjazdu nie przynosiła żadnej ulgi przed upałem. Co i rusz oblewałam kark i twarz wodą z bidonu. I to na niewiele się zdało, bo woda w kilka sekund zaczynała mi wrzeć na skórze :P

W piątek jeszcze czułam się dobrze, wieczorem wyskoczyliśmy ze znajomymi do Kostrzy na kamieniołom, gdzie raczyłam się kąpielą w cudnie chłodnej wodzie.
W sobotę dopadło mnie COŚ i położyło do łóżka aż do poniedziałku.
U lekarza oczywiście nie byłam, ale wydaje mi się, że moje weekendowe samopoczucie może mieć coś wspólnego z czwartkową przejażdżką. Ja generalnie się nie pocę, a przynajmniej pocę w szalenie ograniczonej ilości. Może to to, może nie, nieważne. Jak doszłam do siebie na tyle by móc wyjść na rower, zaczęło lać. I leje do teraz. Może wieczorem karnę się by sprawdzić czy nie zapomniałam jak się to robi :)

Co za powieść...



  • DST 89.94km
  • Teren 11.00km
  • Czas 04:50
  • VAVG 18.61km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Niedziela, 9 czerwca 2013 | Komentarze 4

Kategoria Góry Sowie


Prognozy na ten dzień sprawdzałam. Na ICMie mówili o opadach zapowiadanych na późne popołudnie. Tak się nastawiłam by przed nadejściem deszczu być już w domu. A wyszło jak? Tak by mi dopiec i mnie wkurzyć. Deszcz zaczął padać, a po chwili lać okrutnie zaraz po zjeździe z Sokoła (dobrze, że nie dorwał mnie na szlaku), czyli ok. 30 km od domu, ok. godziny 14:30. Odległe odgłosy burzy towarzyszyły mi od mniej więcej godziny 13:00.
Trasa na Sowę i z niej taka sama jak 2 dni wcześniej, choć pierwotny plan zakładał wjazd z Przeł. Jugowskiej czerwonym pieszym. Plan uległ zmianie po dojechaniu do końca Kamionek - rajd samochodowy, brak przejazdu:(
Zmiana planów, zwrot w tył, cel - Rościszów i Walimska.
Ludzi na szlakach tego dnia prawie brak.
Z Przeł. Sokolej na Sokoła pierwszy raz udało mi się podjechać w całości, bez żadnych podparć.
Po nadejściu deszczu przejechałam jeszcze kawałek, ale na końcu Głuszycy skryłam się w bramie, bo pieruny mi waliły już nad samą głową. Tam przeczekałam najgorszą burzę i grad, po 30 minutach, przemoczona i przemarznięta do szpiku kości wyszłam z powrotem w ulewę, która nie odpuszczała ani trochę. Pierwsze 3-5 km to była droga przez lodowe piekło - niesłychanie zimno. Później się już rozgrzałam i przez ostatnie 20 km nic już nie było w stanie zepsuć mojego całkiem przyzwoitego nastroju; nawet konieczność przejechania w Świdnicy przez 30-40centymetrową warstwę lodowatej wody, która zalegała przed i pod wiaduktem na skrzyżowaniu ul. Śląskiej i Słowiańskiej.

Co mnie nie zabiło to mnie wzmocniło! :)

Widoczek ze zjazdu z Sokoła:




Zjazd z Sokoła do Sierpnicy:


Fotki cykane z bramy:




Gradowe zaspy spotykane na trasie do domu:


I niespodzianka na koniec wycieczki:


Samochody, które czekały przed tą "kałużą" ruszyły dopiero gdy przetarłam im szlak:D

  • DST 58.84km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:17
  • VAVG 17.92km/h
  • VMAX 64.50km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Piątek, 7 czerwca 2013 | Komentarze 0

Kategoria Góry Sowie


Miałam świadomość, że będzie mokro na szlakach, ale już mi się chciało okrutnie w górki jakieś wjechać. Nie było czego żałować. Słońca jeszcze brakowało, chłodnawo, ale przeuroczo.
Pierwszy raz skosztowałam zjazdu czerwonym szlakiem pieszym ze szczytu w stronę Schronisk Sowa i Orzeł. Stał się on momentalnie moim najulubieńszym zjazdem. Jego urok potęgowany był dodatkowo strumykami wody spływającymi między kamolcami na trasie. Miodzio!





Patrząc na tonący w chmurach szczyt W. Sowy myślałam, że na górze będzie bardziej uroczo. A było - jak zwykle:)


Mapkę stworzę, ale później. Nieeeee chce mi się tego robić okrutnie teraz.

  • DST 114.81km
  • Teren 24.00km
  • Czas 06:14
  • VAVG 18.42km/h
  • VMAX 56.10km/h
  • Podjazdy 1750m
  • Sprzęt ZaSkarb

Niedziela, 19 maja 2013 | Komentarze 8

Kategoria Góry Sowie


Plan na dziś był ciut inny - chciałam terenem dojechać do Srebrnej Góry. Fatalne warunki na niebieskim szlaku rowerowym z Przeł. Woliborskiej sprowadziły mnie na ziemię.
Nie mam weny na żadne opisy.
Fajnie było.
Zjazdy bez strachu, podjazdy przyzwoicie.







Tak wyglądał wspomniany niebieski rowerowy; po niedługim czasie zrezygnowałam z dalszego taplania się w błocie.


Większość błocka z opon klasycznie wylądowała na moi dupsku, plecach, nogach i paszczy podczas zjazdu asfaltem do Bielawy.


Na trasie na Radunię oczywiście zbłądziłam i po dotarciu do stromego podjazdu po jakimś miękkim runie leśnym zrezygnowałam i wróciłam na Przełęcz. Nie dam sobie ręki uciąć, że na mapce dobrze zaznaczyłam tę część trasy raduniowej.





  • DST 104.93km
  • Teren 15.00km
  • Czas 05:57
  • VAVG 17.64km/h
  • VMAX 56.10km/h
  • Podjazdy 1689m
  • Sprzęt ZaSkarb

Piątek, 10 maja 2013 | Komentarze 9


... w związku z tym dołożyłam Ślężę.

Po flaku rano nie było już śladu. Na tylne koło założyłam Michelina Country Gravel i nową dętkę, przednie zostawiłam bez zmian. Wyjeżdżałam z domu bez większych planów, bez papu. Po drodze zaświtała myśl - może by tak Wielka Sowa, może nie jest aż tak mokro jak mi się roi w głowie... Nie było :-) Podjazd pod Przeł. Sokolą i od razu pod Orła poszedł wyśmienicie. Pod Orłem oczywiście czas na kilka fotek widoczków i dalej przed siebie czerwonym pieszym. W pewnym momencie na rozwidleniu zjechałam z czerwonego i pojechałam Srebrną Drogą, czego teraz żałuję. No nic tam. Chwila jeszcze wspinania i ląduję na szczycie Sowy, podjazd spod Orła bezproblemowy, bez przerw. Z Sowy zjazd czerwonym pieszym (na chwilkę z niego zjechałam na czerwony rowerowy - okropny, strasznie błotnisty i zawalony przeszkodami) na Kozie Siodło i Jugowską. I tu widzę niesamowitą różnicę w mojej jeździe. Z czerwonego pieszego nie zjechałam aż do Przełęczy Jugowskiej (pierwszy raz), z roweru nie zeszłam ani razu, choć przyznaję, że było kilka podparć, warunki na szlaku bardzo fajne, ale jednak przeszkód na trasie w bród. Z Jugowskiej zjazd do Kamionek i nagle myśl - a może by tak na Ślężę jeszcze dziś zawitać? Sił mam w sobie mnóstwo więc nie zastanawiając się za dużo w Lutomii skręcam na Mościsko, Tuszyn, Jędrzejowice, Wiry i cisnę przed siebie na Tąpadła. Tam szamię drugą połówkę podwójnego snickersa zakupionego jeszcze w Walimiu i zabieram się za podjazd. Chciałabym napisać, że w końcu udało mi się w 100% podjazd zrealizować, ale byłaby to prawda w ino 98%. Jedno podparcie, jedno nieszczęsne na kamiennej rynnie wodnej (wiecie o co chodzi). Poza tym całość podjechana bez żadnych innych przygód - jestem z siebie dumna! Przed szczytem wjeżdżam w chmury - wrażenie nie z tej ziemi. Cykam foty, raduję oczy i zjeżdżam w dół. Również na zjeździe jedno podparcie, gdy mi koło ucieka na kamieniu, poza tym zjechana całość. Jak sobie przypominam moje zeszłoroczne wizyty na Ślęży, gdzie przez część trasy rower albo prowadziłam, albo się użerałam z kamieniami, to teraz jechało się tak lajtowo jak na Sowę :)
W Świdnicy łapie mnie deszczyk, ale i tak zajeżdżam jeszcze do serwisu gdzie zaopatruję się w nowe opony w teren.

Widoczki spod Schroniska Orzeł:






Na szczycie:




Na zjeździe jak widać sucho:


Już tu widać, że szczytu Ślęży nie widać:


W na szczycie:)












Początek zjazdu:


I rzut oka za siebie na zatopiony w chmurach szczyt Ślęży:





  • DST 100.40km
  • Teren 26.00km
  • Czas 06:20
  • VAVG 15.85km/h
  • VMAX 57.70km/h

Niedziela, 21 października 2012 | Komentarze 13

Kategoria Góry Sowie


Dziś tylko fotki.
Kilka słów o wycieczce jutro.
A jutro, bo dziś nie chcę Was zasypać żużlem bluzgów :P

Poranne mgiełki:


Przed agroturystyką w Michałkowej:


I wciąż bajkowa poranna Michałkowa:


Wielka Sowa:


Niespodzianka na czerwonym pieszym z Wielkiej Sowy na Kozie Siodło:


Zdecydowana większość zielonego rowerowego z Przełęczy Jugowskiej na Bielawską Polanę wyglądała tak:


Słabiutkie widoki z wieży widokowej na Kalenicy:


Zdecydowana większość (albo tak mi się tylko wydaje...) niebieskiego rowerowego z Bielawskiej Polany wyglądała tak:




Przełęcz Woliborska:


I prognozy pogodowe na przyszły tydzień:


  • DST 124.41km
  • Teren 50.00km
  • Czas 08:23
  • VAVG 14.84km/h
  • VMAX 52.50km/h
  • Podjazdy 2140m

Niedziela, 23 września 2012 | Komentarze 15

Uczestnicy


Jak wiadomo słaba ze mnie bajkopisarka, zdecydowanie bardziej od opowieści pisanej preferuję relacje foto. Ale słów kilka napisać muszę :)

Na wczorajszy dzień od dawien dawna zaplanowany mieliśmy (ja, Anamaj, Ryjek oraz Toomp) zielony szlak mtb Tour de Głuszyca. Pogoda dopisała (choć chłodek nie chciał ustępować przez cały dzień) więc nic nie stało na przeszkodzie by zakładany plan zrealizować. Spotkanie - 7:50 na dworcu w Głuszycy Górnej, na które dojechałam na rowerze, opuszczając Świdnicę chwilę po 6:00. Dojazd szedł mi trochę opornie, odwykłam już od bardziej agresywnych opon na teren, na które zamieniłam moje Micheliny Country Gravel 26x1,95. Po przywitaniach i uściskach ruszyliśmy terenem w stronę Przełęczy pod Czarnochem. Po drodze atrakcje w postaci elektrycznych pastuchów, rażenia prądem i nielegalnego przedzierania się przez czyjąś posesję całkowicie nas rozbudziły. Jeszcze bardziej otworzyliśmy oczy gdy po dotarciu do Kolców okazało się w jakim stanie jest Ryjkowy hak :O Ryjosław zaczął się rozglądać za najbliższą stacją przygnębiony koniecznością szybkiego zakończenia wycieczki, a Toomp jak to Toomp - oaza spokoju "zaraz się naprawi". Uwierzyliśmy. I dobrze. Złota rączka Toomp doprowadził hak i przerzutkę do stanu lepszego niż przed awarią :) Chwała mu za to. Po godzinie napraw ruszyliśmy dalej pędząc przed siebie asfaltem by nadrobić "stracony" na naprawie czas. Było fantastycznie, żadnych więcej poważnych szkód (choć mój napęd wysypał się ostatecznie, końcowe kilkanaście kilometrów jechałam już tylko na jednym biegu, gdyż zmienianie przerzutek powodowało bardzo dziwne reakcje mojego roweru; zaraz myję go i marsz do serwisu). Piękne widoki, trudne podjazdy i nieraz jeszcze cięższe techniczne zjazdy. Jestem bardzo zadowolona ze swojej formy w górach. W porównaniu do tego co było jeszcze kilka miesięcy temu czuję się o niebo swobodniej tak na zjazdach jak i podjazdach. Nic tylko ćwiczyć i trenować dalej :)
Powrót do domu już o zmierzchu, a później ciemności. Lampka spisałam się na medal. W domu byłam o 20:15.
Podsumowując - było świetnie! Nic bym w tej wycieczce nie zmieniła (prócz dorzucenia kurtki do plecaka:)
Dziękuję Wam bardzo!!!

I po "kilku" słowach czas na fotki:

Chwil kilka przed wschodem Słońca; za Świdnicą:


Rzeka Bystrzyca o poranku:


I Jezioro Bystrzyckie z nieodłącznym elementem wędkarskim:


Spotkanie na dworcu w Głuszycy Górnej. Anamaj i Ryjekowi na licznikach wyświetleją się jeszcze wspaniałe 24 st C - pozostałość po pociągowym ciepełku:)


Śliczny i zupełnie nieoczekiwany kamieniołom przy Głuszycy Grn.


Walka z przeciwnościami losu:


Za Sierpnicą wjazd w teren. Słońce świeci, radość na twarzach, miodzio widoczki... Czegóż chcieć więcej?






Chłopaki prą przed siebie na cudownym singlu Rybnickiego Grzbietu:


Dzielna Anamaj nie daje się pokonać podjazdowi i zwycięsko dociera do Skalnych Bram pod ruinami Zamku Rogowiec:


Po zjeździe ze szczytu Turzyny, ostatnie kilkaset metrów przed dotarciem do Andrzejówki, ciepłe i słoneczne, z Waligórą (bliżej) i Spicakiem (dalej) w tle:


Po szamanku i piwnym uzupełnieniu brakujących mikroelementów (czy coś) ruszamy w stronę Waligóry; fota Andrzejówki być musi:


Na szczyt Waligóry jedziemy bokiem, dzięki czemu mamy okazję podziwiać piękne widoczki:




oraz Ryjówkę radzącego sobie na swój niepowtarzalny sposób z przeszkodą:)


Pozowanie na Waligórze:


Gdzieś na szlaku między Radosną a Przełęczą pod Czarnochem:


I wsio. Na Przełęczy kończy się nasza dzisiejsza pętla, ostatnie pogawędki i rozstanie. Anamaj z Ryjkiem pędzą w swoją stronę, my z Toompem kierujemy się w stronę Zagórze, gdzie i my się rozstajemy. Na "do widzenia" prawie nocna fotka z tamy:



Dzięki Toomp za mapkę!


  • DST 80.35km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:17
  • VAVG 18.76km/h
  • VMAX 65.30km/h
  • Podjazdy 970m

Wtorek, 4 września 2012 | Komentarze 11

Kategoria Góry Sowie


Kolejny raz w tym roku wypad na Wielką Sowę. Udany, bo z Koziego Siodła na szczyt czerwonym szlakiem podjechałam (co nie oznacza, że z siodełka nie spadałam; spadałam wieeeele razy, ale nie poddałam się i roweru nie prowadziłam, tylko za każdym razem dupsko z powrotem pakowałam na siodło i starałam się cisnąć dalej). Ciężki to kawałek chleba. Dużo pracy mnie czeka w terenie nim takie podjazdy bez spadania mi będą jako tako wychodzić.
Z Przełęczy Jugowskiej czarnym rowerowym przez ok. 1,5 km jedzie się tragicznie. Będzie fota tego szlaku więc chyba nic więcej dodawać nie muszę.
W górach po ostatnich opadach trochę błocka jest, ale generalnie jest ok. Kamieni woda trochę więcej na szlaki naznosiła tylko.

Taka piękna droga prowadziła mnie dziś z Makowic do Krzyżowej:


Krzyżowa:




Za Krzyżową znów wjazd w szutry polne, a tam krowie wakacje w pełni:


Takie przyjemne drogi prowadziły mnie dziś do Lutomii Dolnej:


A taka nieprzyjemna droga zastąpiła w większości czarny szlak rowerowy z Przeł. Jugowskiej na Kozie Siodło. Dziadostwo!


Przed samym szczytem:


Małe wodne przeszkody na szlaku:


Schronisko "Sowa":


Dożynkowy kocur:


I na koniec dla uśmiechu. TAK się powinno bawić w piaskownicy! :)




  • DST 69.77km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:33
  • VAVG 19.65km/h
  • VMAX 68.60km/h
  • Podjazdy 940m

Środa, 29 sierpnia 2012 | Komentarze 6

Kategoria Góry Sowie


Dzisiejszy wjazd na Sowę odbył się w iście spacerowym tempie. I dobrze. Przecież nigdzie mi się nie spieszyło, a ostatnie 3 dni cisnęłam dość mocno. Czas na odpoczynek się przyda.
Z Pieszyc na Przełęcz Walimską, przez Rościszów - pięknie było. Lato w pełni, choć chmury nad Sowimi wróżyły deszcz.
Przejazd Srebrną Drogą dziadowski - okrutne są te kamyczki, które wysypali na sporym odcinku tego, przyjemnego niegdyś, szlaku.
Na Sowie sielanka, ogniska, wrzeszczące dzieciaki z jakiejś koloni; wakacje w pełni:)
Zjazd czerwonym rowerowym na Przełęcz Sokolą bardzo przyjemny.
Kropiło kilka razy, ale bardzo delikatnie i nieuciążliwie.
Piękny dziś dzień mamy!

Wilka Sowa - cel mojej dzisiejszej wycieczki:


W Rościszowie nad Sową wyrastają niepokojąco deszczowe chmury:


Na podjeździe na Przełęcz Walimską ruiny (czego? jakiegoś gospodarstwa?)








Jak pięknie by było mieć chatkę w takim miejscu, u podnóża Wielkiej Sowy:


Przypadkowy autostopowicz, który podłączył się na wjazd na szczyt:


Takim syfem wysypana jest teraz część Srebrnej Drogi:


Ognisko na szczycie:


W trakcie "polowania" na obiad (Jezioro Bystrzyckie):