avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Masyw Ślęży

Dystans całkowity:3142.65 km (w terenie 1100.80 km; 35.03%)
Czas w ruchu:169:55
Średnia prędkość:16.00 km/h
Maksymalna prędkość:58.00 km/h
Suma podjazdów:42164 m
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:53.27 km i 3h 32m
Więcej statystyk

Sobota, 28 marca 2015 | Komentarze 5

Uczestnicy


Cholera! Wciąż nie mogę w sobie znaleźć chęci do ciągnięcia tego bloga. Mam nadzieję, że to minie, choć trwa to już wyjątkowo długo. Dodatkowe utrudnienie to brak licznika - nie podawanie żadnych danych statystycznych na stronie bikeSTATS to jednak trochę bzdura więc muszę się pierdzielić z klikaniem tras na mapce, co w przypadku ostatnich wycieczek mocno terenowych zaczyna być co najmniej frustrujące.
Marudzę? Sory. Jakoś nie umiem aktualnie inaczej.

Do rzeczy...
Sobota to pierwszy dzień dwudniowego rozpoczęcia sezonu enduro na Ślęży. Umawiam się z kudowianami w Sulistrowiczkach, gdzie mieści się baza zawodów. Tam jest czas na piwo, przemarznięcie, przemoknięcie, testowanie rowerów i w końcu - ruszenie w trasę :)

--> Cel nr 1 - Radunia. Z Sulistrowiczek świetny dojazd na Przeł. Tąpadła, skąd udajemy się na szczyt. W międzyczasie krótka zamiana maszyn:

(fot. Ania)


(fot. Ania)

By za chwilę wrócić do normy i brnąć przed siebie:

(fot. Cerber)

Niektórzy się opierdzielają na podjazdach... (Sorki B. Musiałam, bo kto wie kiedy dane nam będzie znów widzieć Cię w takim wydaniu:)


Inni pokazują jak to powinno być zrobione dając przykład reszcie :D




--> Cel nr 2 - Singiel Szweda. Czyli to co eksplorowałam kilka dni wcześniej. Tym razem stopień śliskości tego stromego zjazdu mocno daje nam popalić. Całe szczęście wszystkim udaje się w całości dotrzeć do końca :)

(fot. Cerber)



--> Cel nr 3 - Ślęża. Podjazd na szczyt w coraz gęstszej mgle, Odkrycie na szczycie iście wiosennej temperatury w okolicach 4 st C i zjazd czerwonym/żółtym w stronę Wieżycy.

(fot. Cerber)


(fot. Cerber)




(fot. Cerber)

--> Cel nr 4 - zjazd z Wieżycy. Nie ma co komentować - jak zawsze PYCHA!


Powrót czarnym pieszym z lewej strony, który doprowadza nas do drugiej części OS1, którą postanawiamy zjechać do Sulistrowiczek. W międzyczasie zamieniemy się z Bogusławem rowerami. Mądre dziewczę ze mnie, bo proponuję by skosztował również kawałka podjazdu. Chyba ja lepiej na tym wyszłam :D Zjazd oesem na za dużym Nervie, do tego z za wysoko podniesionym siodłem, którego opuścić się już nie dało, na pedałach spd bez butów spd, nie należał do najprzyjemniejszych. Na zjeździe zdecydowanie Bogu lepiej na zamianie wyszedł. Czułam sie bardzo niepewnie. W końcu gdzieś w połowie zjazdu wróciliśmy do swoich maszyn.

Świetny wypad w doborowym towarzystwie. Pogoda, mimo średnich zapowiedzi - dopisała. Czad!


Poniedziałek, 23 marca 2015 | Komentarze 0

Kategoria Masyw Ślęży


Wcześnie rano przed pracą obieram kierunek - niezmiennie ostatnio - na Masywy Ślęży i Raduni. Wpierw ta druga. Podjeżdżam spokojnie i od razu pakuję się na zjazd bezszlakową ścieżynką z trzema skałkami na początku. I pięknie. Udaje się za jednym zamachem zjechać wszystkie, dopiero drugi raz w życiu, pierwszy raz samotnie - to jest dla mnie powód do dumy :)
Myślę - fajnie się zapowiada dalsza trasa - lecę szukać szwedowego singielka, który znam z jenego z filmów Szweda, a jeszcze do tej pory się o niego nie pokusiłam. Jadę powoli nowym niebieskim szlakiem, rozglądając się na boki. I jest! Nie da się jej nie zauważyć aktualnie.

Skręt w lewo od drogi:


I wjeżdżamy na stromy singiel:






Mocny to kawałek zjazdu, na którym zaliczam jednego fikołka, obijając sobie przy tym porządnie piszczel i naciągając pachwinę. Nie wiem jak ja leciałam, ale boli kolejny dzień nielekko :P

Rezygnuję z podjazdu na Ślężą ze względu na obitą nogę. Postanawiam powoli kierować się w stronę domu.
Wpierw żółty do Jędrzejowic, później w Kiełczynie przy kościele odbijam na Wzgórza Kiełczyńskie, którymi docieram do Gogołowa (omijam Szczytną bo nie mam chęci dziś na noszenie roweru).




W Krzczonowie dalej z żółtym pieszym skręcam na pola, którymi docieram do Miłochowa:


A stąd już rzut beretem do Świdnicy.
Miły nieasfaltowy dojazd do domu, który od tego dnia będzie często gościł w moich ślężańskich powrotach.


Sobota, 21 marca 2015 | Komentarze 6


Mimo, że powoli ciągnie mnie już w inne górki to jednak zalegająca w nich śniego-breja nie pozostawia wyboru - Masyw Ślęży i Raduni.
Bez wnikania w szczegóły, krótko i na temat - nie mogłam lepiej wydać tej kasy!!!!

Kuba na zjeździe z Wieżycy:






Końcówka dnia i zmęczenie daje o sobie znać :D Mój drugi tego dnia raz na Raduni:




Za pierwszym razem znów zmierzyłam się z niebieskim. Znów nie wszedł.
Za drugim razem bezszlakowy z trzema skałkami - wszedł tak, że nawet nie zastanawiałam się którędy jechać. SZOK!



Piątek, 20 marca 2015 | Komentarze 17

Kategoria Masyw Ślęży


Gdzie indziej mogłabym przeprowadzić test mojej nowej maszyny jak na Masywie Ślęży???

Cała procedura zakupu (od chwili objawienia się wspaniałej oferty, do chwili odebrania roweru ze sklepu) trwała dokładnie 7 pełnych dni. W tym miejscu składam olbrzymie podziękowania Marcinowi ze sklepu msport w Lubinie (http://www.msport.com.pl/giant), który okazał się być najwspanialszym sprzedawcą jakiego mogłam sobie wymarzyć, a przy okazji również świetnym człowiekiem z pasją. Mam nadzieję, że nasza znajomość się nie zakończy na zakupie/sprzedaży. I oczywiście absolutnie każdemu POLECAM współpracę z Marcinem!

Do rzeczy - w czwartek po powrocie z Lubina nie było szans na testy, prawktycznie od razu zaczynałam pracę. Pozostało tylko gapienie się do 20:00 na stojący obok nowy nabytek :-)
W piątek pobudka o 5:30, szybkie ostatnie szlify wykładów i SRU na rower.

Wrażenia:
1) dojazd asfaltowy - bomba, co mnie zaskoczyło. Spodziewałam się, że te ponad 4 dodatkowe kilogarmy znacznie bardziej odczuję. Okazuje się, że pozycja, którą mam na tym rowerze wręcz zachęca do asfaltowej rozgrzewki przed terenowym szaleństwem. Wiem wiem - mało to "ęduro" :P Tak czy siak - pierwsze wrażenie świetne.

2) podjazd - na dzień dobry podjazd na Radunię. I znów - miłe zaskoczenie. Masę odczułam porządnie dopiero przy konkretniejszych nachyleniach, wtedy to każdy dodatkowy kilogram czuć jak 3 nowe. Ale to nic. Forma ma choć nie wyśmienita to na pewno w powijakach się nie znajduje więc - wolniej niż na Krossie - ale na spokojnie podjazdy wchodzą całkiem miło.

3) kierownica - 800 mm szerokości (czyli całe 22 cm więcej niż w Krossie) to mała niespodzianka. Zwróciłam na to większą uwagę ino raz - podczas singielka na grzebiecie Raduni, gdzie drzewa rosną przy samej ścieżce. Wtedy pojawiła się myśl - zmieszczę się? Zmieściłam. Na tę chwilę komfort szerokiej kiery nieporównywalny do 580 mm w Krossie. Zobaczymy co dalsze wypady pokażą, ale na tę chwilę nie planuję skracać.

4) zjazd - czułabym pewne niespełenienie gdybym nie zaciągnęła go na niebieski szlak z Raduni. I tu wyszło pierwsze UPS! Na tak stromych zjazdach okazuje się, że muszę poświęcić trochę czasu na nauczenie się tej maszyny. Zupełnie inna pozycja zjazdowa, inna geometria ramy (mniejsze - zjzdowe - kąty nachylenie ) wymuszają inne zachowanie się, przyjęcie innej pozycji niż na Krossie. Najgorsze w tym przypadku okazało się, że nie umiałam na tej raduniowej ściance na Reignie wystartować jak już stanęłam. Z Krossem nie miałam tych problemów. Mało które nachylenia uniemożliwiały mi ponowny start. Tu jest z tym kłopot. Nauka i jeszcze raz nauka! Kiedy nachylenia stały się mniej śmiercionośne :p maszyna cięła, że uśmiech na ustach z każdym metrem stawał się szerszy i szerszy.

5) regulowana sztyca - wymysł tak genialny i wygodny, że wspaniałości tego urządzenia komentować nawet nie zamierzam!

Ogólne wrażenie - mało co mogłoby sprawić by było jeszcze lepiej. Więc z czystym sumieniem, po pierwszej jeździe, napiszę, że zakup tego cacka to STRZAŁ W 10!














  • DST 48.03km
  • Teren 19.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 13.72km/h
  • VMAX 44.20km/h
  • Podjazdy 930m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 15 marca 2015 | Komentarze 0

Kategoria Masyw Ślęży


Wypad przypłacony dwoma siniakami na oblizgłych kamieniach wieżycowych, pękniętą linką tylnej przerzutki i - jak się okazało na dzień następny - rozpierdzielonym licznikiem. Jak ma się psuć to nigdy pojedynczo :P







Pod Wieżycą w końcu obaczailiśmy tycią górkę Gozdnice. Powierzchni to to ma jakieś 10 m^2, ale chłopaki wycisnęli chyba z tego pagórka wszystko co się dało przygotowując tam całkiem ładne - cholernie szkoda, że tak krótki - traski zjazdowe. Brawo!



  • DST 65.70km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:25
  • VAVG 14.88km/h
  • VMAX 46.10km/h
  • Podjazdy 1220m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 8 marca 2015 | Komentarze 13

Uczestnicy


Z końcem lutego Bożenka rzuca hasło "Co powiesz na damski wypad 8 marca?".
Odpowiedź: "Po stokroć TAK!".
Okazuje się, że na mnie spoczywa obowiązek wyboru trasy :-) Jeszcze wtedy nie sądziłam, że zima w Sowich się utrzyma na tyle długo by swobodnie po śniegu w dzień kobiet pojeździć. Jak się okazuje - nie pomyliłam się. Proponuję więc Masywy: Ślęży i Raduni. Zwłaszcza, że wiem, iż Bożenka nie zna ich prawie w ogóle. A jest co poznawać. Bo może powierzchniowo to niewielkie, ale radochy przysparza BARDZO wiele.

Z rana spotykamy się na PKP w Ś-cy i spokojnie ciśniemy w stronę Przeł. Tąpadła.


A na Przełęczy niespodzianka - Toomp :-) Wiedziałam, że zamierza się zjawić w okolicy, ale spodziewałam się, że dotrze znacznie później niż my. Super, że udało się spotkać. Razem dość spokojnym tempem ciśniemy na szczyt, gdzie czeka nas pierwsza tego dnia posiadówka i pozowanie z Miśkiem.


No i zaczyna się - początek zjazdu lekko oblodzony, ale po zimowych szalonych jazdach po Sowich lód mi już niestraszny. W końcu! Bo długo się z lękami po glebie na lodzie męczyłam. Okazuje się, że najlepszym lekarstwem na lęki jest zmierzenie się z nimi. Najlepiej w Górach Sowich :-P
Początek zjazdu ze szczytu nigdy nie należał do moich ulubionych kawałków, ale coraz bardziej się do niego przekonuję. Myślę, że do pokochania go będę musiała zaopatrzyć się w fulla.
Bożenka mimo słabiutko pracującego amora elegancko sobie radzi na zjazdach.




I ja:

(zdj. Toomp)

W końcu docieramy na Wieżycę i czeka nas najprzyjemniejszy moim zdaniem kawałek żółtego szlaku.


Tomi na końcówce:


I Lea:

(zdj. Alouette)

A! No przecie NAJWAŻNIEJSZE - inauguracja sezonu letniego :-P Krótkie spodenki przez sporą część dnia u mnie i krótki rękawek u Bożenki. Pycha!
Pod Schroniskiem zaliczamy przepiękną, długą sielankę w Słońcu. Rozmowom nie ma końca. Ruszać się nie chce, zwłaszcza, że przed nami upierdliwy powrót na Przełęcz Tąpadła. Na podjeździe Alouette z Tomim cisną morderczo, ścigając się nawet przez chwilę ze sobą. We mnie dziś za grosz chęci do ścigania więc podziwiam tylko z oddali ich zacięcie, łapiąc ledwo co odrobinę tchu raz na jakiś czas.


Na Przełęczy rozstajemy się z Toompem w zamian dostając wymianę na Kubę :-D Miało być ino po babsku, a tu wciąż mamy obstawę męską. No i git. Przynajmniej byłoby komu nas zbierać ze szlaku w razie czego :-P Całe szczęście okazało się, że nie dałyśmy się pokonać zjazdom i obyło się dziś bez gleb.
Teraz czas na Radunię.


Na górze dość długa polemika. Którędy? Bezszlakowy z trzeba skałkami na początku, stary niebieski hard-core czy powrót niebieskim nowym. Bożenka decyduje się na stary niebieski. Twierdzi, że skoro nie jest szczególnie długi to nawet jakby miała całość zejść to przynajmniej pocyka nam jakieś fotki :-)
I z tego zjazdu jestem całkiem zadowolona. Mimo dwóch czy trzech podparć jest git, bo obawiałam się, że po zimie więcej we mnie będzie lęku przed takimi zjazdami.
I nawet udało mi się cyknąć pomykającego Kubę:


I Bożenkę:


I Lea. Dzięki Bożenko! Nareszcie mam fotki ze zjazdu niebieskim z Raduni :-D

1.


2. Śmierć w oczach i na ustach :-P


3. (zdj. Alouette)

Po kolejnym dotarciu na Przełęcz znów rozsiadamy się na trawce:


Kuba się ulatnia do auta i domu, a my kontynuujemy ploty :-) Nadal w cudnie grzejącym Słońcu. W końcu zaczyna się robić za chłodno. Wskakujemy na rowery, żółtym pieszym docieramy do Jędrzejowic i asfaltem do domu.




Było absolutnie genialnie. Bez koloryzowania i niepotrzebnego słodzenia - po prostu BOMBA!!!
Bożenka nie zrezygnowała z żadnego z ciężkich zjazdów, za co brawa się należą wielkie!
Taki dzień kobiet to wspaniały dzień kobiet :-D

Mapka coś nie do końca idealnie poprowadzona, ale mniej więcej o to się rozbijało.


  • DST 34.21km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 15.20km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Podjazdy 640m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 28 lutego 2015 | Komentarze 10

Kategoria Masyw Ślęży


Krótko, ale na temat.
Na Masywach prawie bezproblemowa jazda, mimo zalegającego u podnóży szczytu mokrego śniegu.
A poniżej śnieżnej brei BOSKO, liście pojesienne ładnie uklepane przez stopniały śnieg.
Nic tylko korzystać!

Do czego już teraz serdecznie zapraszam w najbliższą niedzielę z okazji Dnia Kobiet
:-P





Nawet na sztywniaku powyższy zjazd smakuje mi wybornie, ale doczekać się nie mogę przyszłości (oby niezbyt dalekiej), kiedy dane mi go będzie łykać na enduraku :-D






  • DST 69.70km
  • Teren 29.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 15.49km/h
  • VMAX 39.70km/h
  • Podjazdy 1230m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 21 grudnia 2014 | Komentarze 6


Sobota, mimo że cudnie słoneczna przez większą swą część, musiała zostać przeze mnie olana rowerowo. Niedzieli już w taki sam sposób traktować nie chciałam. Od pewnego czasu łaziły za mną Masywy. Dawno mnie tam po prostu nie było i stęskniłam się dziko. Pamiętam, że w zeszłym roku sporo czasu grudniowo-styczniowego spędziłam na tych niepozornych górkach.

Dojazd z wiatrem. Wyjeżdżam za słoneczności, która bardzo szybko ustępuje miejsca szarówie i delikatnej mżawce. Standardowo już we wsi Tąpadła odbijam z szosy i ostatnie 2 km z hakiem jadę żółtym pieszym.
Na fotce Ślęża z lewej, Radunia z prawej strony.


Na szczycie przełęczy średnia ponad 22 km/h, co sugeruje, że powrót będzie baaaardzo nieprzyjemny. Ale póki co nie czas o tym myśleć. Pierwszy cel - Ślęża. Przed szczytem zaczyna się delikatna śnieżna pokrywa.


Jednak te dwa kawałki kostki przed samym szczytem są bez lodu więc raczej nie ma się co przejmować ewentualnym przymrozkiem i ślizgawicą na zjeździe.
Na górze szybkie fotki ze trzy i zjazd żółtym (z małymi modyfikacjami na trasie) aż do Wieżycy.




I smakowa końcówka zjazdu z Wieżycy.


W Schronisku chwila na oddech, herbatkę z termosa, pierniki i zabawę z bernardynem.
Dalej czarnym pieszym z lewej strony (znów z małymi modyfikacjami) dojazd na Przeł. Tąpadła. Podjazd na Radunię i zjazd nieoznaczoną ścieżynką z trzema uskokami skalnymi na początku. I znów, drugi raz w życiu udało mi się zjechać wszystkie trzy. JUPI :-)
I znów na Przełęczy jestem chwilę przed 14 więc jeszcze pakuję się na zielony pieszy, który doprowadza mnie do wsi Biała. Stąd już czeka mnie ino asfaltowy ślimaczy dojazd do Jagodnika. Nie dość, że wichura próbowała mnie uparcie zatrzymać w miejscu, to jeszcze w pewnym momencie zaczął padać deszcz. No nieeeee.... Aż mi się w penym momencie zachciało płakać z wnerwa i zmęczenia. Szybko ochłonęłam, doturlałam się do Maminki i zaaplikowałam sobie zasłużoną ogórkową i ruskie pierogi!!!
I basta!
TAK FAJNIE BYŁO :-D


  • DST 66.11km
  • Teren 32.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 13.92km/h
  • VMAX 37.60km/h
  • Podjazdy 1245m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 26 października 2014 | Komentarze 4


Plan na dziś był inny, ale chęci we mnie i tego ranka było tyle co kot napłakał.
Piękny wschód Słońca troszkę mnie rozbudził i ostatecznie postanowiłam jednak się ruszyć z domu, bo pogoda taka PIĘKNA, że jakbym została w domu to bym sobie porządnie w brodę napluła wieczorem.
Zatem Radunia i Ślęża, w tej kolejności.

Ze szczytu Raduni postanawiam zjechać nieoznakowaną z polanki. Dwa pierwsze uskoki weszły idealnie, na trzecim stanęłam i klops. To nic. Nic na siłę. A jeszcze na polance pogadanka z piechurem. Delikatne, urocze spięcie mieliśmy na temat niebieskiego pieszego masakratora z Raduni. On, że nie ma tam szlaku, ja że oczywiście jest. Co mi będzie bredził? Kilkukrotnie się przekomarzyliśmy w ten sposób, aż mówię idziemy! Udowodnię!! I co? I dupa!! Niesamowite, ale niebieski masakrator jest już ex-niebieskim masakratorem. Ni ma szlaku. Szlak został poprowadzony szutrówką biorącą szczyt ślimakiem, miast niedawnej przecinki pionowej. Niebywałe! Ciekawa jestem czy ma to jakiś związek z planami utworzenia tras zjazdowych na Masywach. Jeśli ktoś ma jakieś wieści na ten temat - będę wdzięczna.

Tu, pod przepięknym nachyleniem, szedł jeszcze niedawno szlak niebieski:


Taką drogą prowadzi teraz:


ZGROZA!!
W planie miałam ponowny podjazd na szczyt Raduni i wpakowanie się na (już eks) niebieski, ale w samotności i ryzyku, że na nieistniejącym już szlaku może się przez czas jakiś nikt nie pokazać, postanowiłam nie przesadzać i zjechać na przełęcz. Obiecałam kiedyś takim jednym, że nie będę się na ten szlak samotnie zapuszczać i staram się danego słowa dotrzymywać od czasu do czasu ;-)

Na Przełęczy jak żmijka wygrzewam się w promieniach Słońca. Spodziewałam się już dziś pięknej żarówki, ale zdecydowanie nie spodziewałam się tak wspaniałego ciepełka. No ale ileż można siedzieć i dumać? Obiecałam, że o 15:00 wrócę, na zegarze widzę już okolice 11:00, a przede mną jeszcze dłuuuga droga. Ruszam więc spokojnie na szczyt. Na trasie mijam po raz drugi tego dnia trzech piechurów - chłopaków z wsi Tąpadła. Oni mnie poznają, ja ich poznaję, resztę trasy podjeżdżam w ich tempie dowiadując się mnóstwa ciekawostek o okolicznych szlakach, przede wszystkim tych nieoznaczonych. Oj, będzie co zwiedzać niebawem :-)
Na szczycie nie korzystam z ichniego zaproszenia na piwo. Bez robienia przerwy pakuję się na zjazd czerwono-żółtym. Zjazd idzie całkiem przyzwoicie, ale wciąż nie do końca zadowalająco. Droga standardowa - czyli czerwony, później odbijam na na chwilę na singiel, wracam na czerwony, z którego zjeżdżam na ino żółty i na szczyt Wieżycy, zjazd do Schroniska, kolejna sielanka i skuszenie się na drugi podjazd na Wieżycę i zdublowanie zjazdu. Tym razem na samym końcu zaliczam glebkę i obijam udo. Brakowało mi tego bólu :-P Ale obicie znaczy, że jeszcze nie zdziadziałam zimowo tak ostatecznie, bo fantazji na zjazdach jeszcze we mnie trochę zostało :-)
Słońce wciąż obłędnie grzeje.


Na trzeci zjazd się nie decyduję. Obieram kierunek na czarny zachodni, którym bardzo spokojnie i rekreacyjnie dojeżdżam do Przeł. Tąpadła.





Z Przełęczy jadę na żółty pieszy, który prowadzi mnie prosto do Jędrzejowic.




Z dedykację dla Starowinki:


Na powrocie do domu, mimo zmęczenia, jakoś mocniej dociskam.
Wracam o 16:00 gotowa by przygotować pyszną niedzielną ucztę :-)


  • DST 41.84km
  • Teren 23.00km
  • Czas 03:17
  • VAVG 12.74km/h
  • VMAX 41.70km/h
  • Podjazdy 1050m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 12 października 2014 | Komentarze 3


Niedziela zapowiadała się nieszczególnie piękna pogodowo. Zatem w sobotę wieczorem myśl o rezygnacji z niedzielnego rowerowania nie napawała mnie wielkim smutkiem, zwłaszcza, że zmęczenie po sobotniej trasie było niemałe.
Noc jednak zdziałała regeneracyjne cuda i w niedzielę przed 9:00 byłam gotowa by na letniaka (ino w koszulce na ramiączkach i krótkich spodenkach) wybyć na podbój Ślęży. Z Kubą umawiamy się na Przełęczy Tąpadła o 10:00.
Docieram na czas. Na dojeździe czuję zmęczenie w nogach, ale nie takie, które by mnie powstrzymało przed małymi harcami. Pakujemy się zatem na szczyt Ślęży - im wcześniej tym lepiej, bo z czasem wiadomo, że na szlaku będzie coraz więcej ludzi, którzy skutecznie utrudniać nam będą zjazdy. Na szczycie nie odpuszczmy sobie jednak chwili sielnakowania w Słońcu.





Dalej zjazd żółto-czerwonym w stronę Sobótki. Zjazd idzie mi tego dnia całkiem sprawnie. Szybko docieramy na szczyt Wieżycy, z której w otoczeniu mnóstwa zdumiałych piechurów udaje się w jednym kawałku zjechać na dół, do schroniska, gdzie witani uśmiechem Pani za ladą dostajemy pyszne zimne piwka. Rozsiadamy się na zewnątrz, pałaszujemy to i owo i po jakimś czasie kierujemy się na czarny pieszy, z którego pod koniec zjeżdżamy na Trakt Bolka do Polany z Dębem i stąd równoległą techniczną ścieżką do żółtego pieszego docieramy na Przełęcz Tąpadła.
Nie może być inaczej - następna w kolejności jest trawka na przełęczy. Mam wrażenie, że Słońce grzeje jeszcze mocniej niż godzinę wcześniej. Pogoda-marzenie!
Po leżakowaniu obieramy kierunek na Radunię.


I nareszcie SUKCES! Sukces, który przyniósł mi radość tak wielką, że nie pamiętam kiedy radowałam się jakimś rowerowym sukcesem tak bardzo. Chyba wtedy gdy po raz pierwszy udało mi się zjechać żółtym z Wieżycy, kiedy to uśmiech z twarzy zejść mi nie chciał. A jaki był powód wczorajszej radości? Pierwszy raz udało mi się w całości zjechać z Raduni nieoznakowaną drogą z polanki, tą z trzema skalnymi uskokami na początku. Uskokami, o których jeszcze wczoraj na leżakowaniu na przełęczy myślałam jako o niemożliwych dla mnie do zjechania.
Cudo!