avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 68.94km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:36
  • VAVG 14.99km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Podjazdy 1286m
  • Sprzęt KROSSowy
Mistyczna Ślęża i Radunia

Sobota, 13 września 2014 | Komentarze 2


Jakże inne były plany na ten dzień. Miało świecić piękne Słońce, być ciepło i czesko. Zapowiedzi pogodowe rychło zweryfikowały nasze plany i zamiary i przeniosły ich realizację na (mam nadzieję) przyszły weekend.
Sobotni poranek nie okazał się być jednak tak fatalny jak to zapowiadała prognoza. Nie pada, choć coś wisi w powietrzu. Nie myśląc wiele namawiam Kubę na rezygnację z Rychlebskich Ścieżek i wypad na Masyw Ślęży. Szybki telefon do Piotra - Kuby kolegi i sru!
Wskakuję na rower. Lekko ociężale (rzeczywiście czuć jesień nie tylko w powietrzu ale i w moim zmęczonym sezonem ciele) dojeżdżam do wsi Tąpadła i zaczynam podjazd na Radunię.

Na trasie dojazdowej surrealistycznie prezentujące się kostki siana.


W lesie klimat jaki kocham i pożądam:






W tych pięknych okolicznościach docieram na szczyt Raduni. Na łączce całkiem niemała gromadka ludzi zostaje nielekko zaskoczona piskiem moich hamulców. Witam się grzecznie i pakuję na zjazd nieoznakowaną ścieżką z trzema skalnymi uskokami na dzień dobry. Nawet podczas suchości nie dotarłam jeszcze do momentu by próbować zupełnie na poważnie zmierzyć się z tymi skałkami. W tych warunkach nawet przez myśl mi to nie przechodzi. Sprowadzam rower po wszystkich trzech. Dalszy zjazd uskuteczniam już bez większych problemów, choś ślisko jest jak diabli.
Na Przełęcz Tąpadła docieram dokładnie po dwóch godzinach od wyjazdu z domu więc w momencie, w którym powinni też na miejsce dotrzeć prujący z Sobótki Kuba i Piotrek. Jestem wciąż na czczo, ale ze śniadaniem w plecaku. Zakupuję więc w sklepiku piwko, które zagryzam bułką z sałatką. W oczekiwaniu towarzyszy mi wrocławki rowerzysta, który właśnie zjechał ze Ślęży. Po wypiciu swojego piwa pakuje się na rower i ucieka w dalszą drogę. Mija chwila i zasiada obok dwójka biegaczy z - jak się okazuje - Sobótki. I z nimi uskuteczniam przemiłe pogaduchy na tematy wszelkie i wszelakie (choćby o człeku, który podjechał żółtym na szczyt Ślęży w czasie 15 minut :O !!!). Czas przelatuje mięzy palcami. Chłopaki kończą swoje napoje i również muszą lecieć. Moich towarzyszy jak nie było tak nie ma. Sadzam zatem dupsko na siodło i jadę im na spotkanie. Czarnym lewym od strony Przełęczy patrząc. Zjeżdżam, asfalt, podjeżdzam, zjeżdżam. W końcu udaje mi się z nimi spotkać! Hura!!! Już zaczęłam tracić nadzieję.


Zawracam i wspólnie realizujemy podjazd na P. Tąpadła, tam pozwalamy sobie na kolejną chwilę odpoczynku i jedziemy na górę.
28 minut. Zgroza! Ok - forma nie ta co jeszcze 2-3 miesiące temu, ale i tak - zgroza, że ho-ho! Mam na przyszły rok mocne postanowienie poprawy i oczekuję od siebie, że zejdę do 20 minut. Zobaczymy co z tego będzie :-)
Na szczycie trochę czekam. Wpierw przyjeżdża Kuba, parę minut po nim Piotrek. Słońce nawet wychodzi. I oczy nasze cieszy widok pomykającego po szczycie Ślęży szosowca:


Na szczycie mamy pierwsze spotkanie z Michałem - młodym rowerzystą z Ostrowa Wielkopolskiego, który uskutecznia trzygodzinne dojazdy w jedną i potem drugą stronę pociągiem by móc pośmigać po masywach. Podziw! Przez cały czas do Schroniska pod Wieżycą mijamy się, jedziemy wspólnie, wypełniamy czas oczekiwania pogaduchami. Szalenie to miłe spotkać takiego pasjonata. Rower też wypasiony - 160mm z przodu, 150 z tyłu. Prędkości na zjazdach to miało piękne.
Jazda po mokrych kamolach okazuje się nie lada wyzwaniem. Jest zabawa! :-)




Na dojeździe do szczytu Wieżycy tak Michał jak i Kuba zatapiają się w błotnistej kałuży po osie. Ubaw mam z nich nieprzeciętny. Tak. Jazda w takich warunkach ma kilka niekwestionowanych zalet :P
Z Wieżycy zjeżdża się nienajgorzej aż do końcowych kamieni. Cała trójka zalicza po glebie na tym samym omszałym, pieruńsko śliskim kamieniu. Iść się po tym nie da. Nic tam, nie decyduję się na kolejną próbę, po głazach tym razem rower sprowadzam. Końcówka zjechana.


Pod Schroniskiem rozstaję się z całą trójką. Kuba z Piotrem jadą w jedną, Michał pędzi na pociąg, ja obieram kierunek - czarny wschodni. No nie lubię tego szlaku, później żałowałam, że jednak nie zdecydowałam się na kolejne dziś starcie z drugim - zachodnim - czarnym. Przez chwilę lekko kropi, ale szybko przestaje. Z Przełęczy już asfaltem dojeżdżam do domu.
Bardzo dobry to był dzień.
Podziękowania dla całej trójki, dzięki której uśmiech rzadko schodził mi z ust!



Komentarze
jasinski21444
| 15:01 środa, 17 września 2014 | linkuj Warunki nie były takie tragiczne ale zabawa przednia . Dzięki za wypad ;)
alouette
| 18:55 wtorek, 16 września 2014 | linkuj Też lubię nawet taką pogodę- fajny klimacik wtedy w lesie panuje:)
Widzę, że macie z Jarkiem podobne wizje artystyczne- oboje uwieczniliście na zdjęciach piękne pajęczyny:)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa enera
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]