avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 47.95km
  • Czas 01:54
  • VAVG 25.24km/h
  • VMAX 50.90km/h
  • Podjazdy 622m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 11 kwietnia 2014 | Komentarze 12


Kapitalnie mi się dziś jechało.
W związku z tym nie miałam dla siebie szczególnie dużo litości :D


Jezioro Bystrzyckie z tamą.


Michałkowa.


Zjazd do Walimia.




  • DST 61.38km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 19.91km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Podjazdy 1095m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 8 kwietnia 2014 | Komentarze 11


Jeszcze w tym roku nie zjeżdżałam niebieskim z Wielkiej Sowy na Przełęcz Walimską. Trzeba było to nadrobić.
Wyjazd o 8:00. Z Rzeczki czerwonym pieszym przez oba schroniska aż do samego szczytu. Na górze wylewam litr łez, bo jednak po cichu liczyłam, że sklep w wieży będzie już otwarty, ale jednak nie. Trudno. Poczekam cierpliwie.
Ciepło. Zaczynam nie na żarty znów uskuteczniać rowerową opaleniznę :P


Z rana Słońce się wyłania zza Ślęży.


W stronę Małej Sowy.


I na niebieskim szlaku.




  • DST 32.98km
  • Czas 01:15
  • VAVG 26.38km/h
  • VMAX 52.90km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 6 kwietnia 2014 | Komentarze 6


Krótko, intensywnie.
Przez jakiś czas trzymałam się niedaleko za innym rowerzystą (starając się nie dojeżdżać zbyt blisko niego), który trzymał całkiem fajne tempo.
Nie mogło być wczoraj takiej pogody? :D


  • DST 146.70km
  • Teren 25.00km
  • Czas 07:10
  • VAVG 20.47km/h
  • VMAX 57.90km/h
  • Podjazdy 2000m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 5 kwietnia 2014 | Komentarze 17

Uczestnicy


Dziś przewodnicze honory czynił Zibi. Oprowadzał nas po Górach Złotych, których ja osobiście nie znałam ni w ząb.
Na miejsce zbiórki, do Lądka, docieram na rowerze. Dobrze, że z domu wyjechałam przed brzaskiem, bo w przeciwnym razie, po spojrzeniu przez okno, nie wiem czy dałabym radę zebrać się w sobie i usadzić dupsko na siodle.
Prawie od samego początku trasy delikatnie kropi. Za Przełęczą Jaworową, czyli po 70tym kilometrze mżawka zamienia się w już bardziej upierdliwy opad. U celu jestem pół godziny przed czasem. Zastanawiam się czy ktoś w ogóle się jeszcze zjawi (prócz oczywiście Toompa, którego byłam pewna, gdyż spotkałam go na trasie i zrealizowałam podjazd na Przeł. Jaworową). Jakież było moje zaskoczenie kiedy pojawili się wszyscy. Całe radosne 11 osób, wśród których nowy ekipowy narybek - Arek i Greger :)
Nawet nie podejmę się opisywania trasy, bo zupełnie nie wiem co się po drodze działo. Wiem na pewno, że Przewodnik uparcie starał się doprowadzić nas do wyzionięcia ducha. Były ostre terenowe podjazdy, podejścia, przeprawy przez chaszcze, ostre zjazdy po mokrych kamieniach i korzeniach. Cudowne to wszystko! Było też jadło i napitek więc już w ogóle czego jeszcze pragnąć?!
Pogoda? No do dupy, ale jak widać żaden deszcz nam niestraszny :)
Dziękuję Wam za ten wspaniały dzień!


Opactwo Cystersów w Kamieńcu Ząbkowickim


Dywagowanie nad dalszym planem dnia, jeszcze w Lądku, w oczekiwaniu na koniec deszczu.

Czas naglił więc deszcz/nie deszcz - postanowiliśmy dłużej nie czekać i gęsiego powędrowaliśmy za naszym dzisiejszym Wodzem.





W pewnym momencie rozdzielamy się na dwie grupy. Ta mniej rozsądna postanawia pochodzić trochę między powalonymi drzewami :)
Zibi tylko cieszy się radośnie, że udało mu się wpuścić nas w maliny :P






Po chwilach kilku docieramy do drugiej połówki na ruinach zamku (jakiego zamku?)




Tomek postanawia w dość niekonwencjonalny sposób dotrzeć do reszty biesiadników.

A później czeka nas bardzo smakowity kąsek w postaci czadowego technicznego zjazdu.







Następny cel: kamienne damy.








I po wielu dniach włóczęgi w końcu docieramy do Travnej, obiadu i Koziołków:) Ania próbuje ogarnąć ferajnę.


Po obiedzie na dobre trawienie z Bodziem urządzamy sobie małe wypluwanie płuc na dojeździe na Przełęcz Lądecką. Prawie umarłam!


I piękne widoczki z Przełęczy.


Na Przełęczy żegnamy Toompa i Gregera. W Lądku rozdzielamy się z ekipą Lądkową i Kudowianą. Razem z Kłodzczanami pociskamy do Kłodzka by zdążyć na mój szynobus do Świdnicy.




:)


  • DST 33.01km
  • Czas 01:16
  • VAVG 26.06km/h
  • VMAX 48.07km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 4 kwietnia 2014 | Komentarze 2


Typowo treningowo.
Wokół Jeziora.


  • DST 48.32km
  • Teren 12.00km
  • Czas 02:46
  • VAVG 17.47km/h
  • VMAX 45.80km/h
  • Podjazdy 878m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 3 kwietnia 2014 | Komentarze 13

Kategoria Masyw Ślęży


Jest mały progres. Na zjeździe niebieskim z Raduni już zaliczyłam ino dwa pit-stopy zamiast trzech. Paskudny zakręt (dla zorientowanych - z prawej strony zjazdu omija lekko szlak z toną - jakże by inaczej? - kamiennych stopni) udało mi się w końcu wykręcić, wyrobić i przejechać.
Nauczona doświadczeniem dwóch poprzednich zjazdów postanowiłam bardziej zdać się na intuicję a mniej ufać wytyczonej przez kogoś linii. Skończyło się to na wpakowaniu się na krechę na ściankę, co bardziej już przypominało spadek swobodny niż zjazd. Miliony czaszek w oczach, ja mimo naciskania na hamulec zamiast zwalniać przyspieszam. Ech... nie tędy droga. Kontrolowana gleba na prawo. Nic mi się nie stało, ale na przyszłość wiem, żeby omijać ten kawałek jednak szerokim łukiem :D

Żółtym na Ślężę, przed samym szczytem skręt w prawo na czerwony w stronę Sulistrowiczek. Drugie podejście i coraz większe przekonanie, że nie ma szansy bym pokonała ten zjazd na tym rowerze, choć tym razem poszło znaczeni lepiej niż za pierwszym. Nie jest to moja ulubiona droga ze Ślęży.
A oto kwintesencja czerwonego:




I tak praktycznie bez przerwy ze szczytu do przecięcia z czarnym pieszym, czyli ok. 1,5 km. Idzie się wymęczyć porządnie!
Czesi na pewno już dawno temu poprowadzili by tędy jakiś prorodzinny szlak rowerowy :P




  • DST 61.69km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:03
  • VAVG 20.23km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 2 kwietnia 2014 | Komentarze 8


Coś ciężkawo mi z rana szło zebranie się w sobie. Ale i próżnować przed pracą mi się nieszczególnie chciało. Więc z dwóch leniów wybrałam lenistwo twórcze - rowerowe.
Pierwotny plan Andrzejówki i Waligóry uległ zmianie kiedy zorientowałam się, że jednak nie stoję z wolnym czasem przed pracą tak dobrze jak mi się zdawało. Tycia modyfikacja i za Grzmiącą wbijam w lewo na zielony rowerowy strefy TdG. W planie mam ponowne zmierzenie się z czerwonym pieszym spod Skalnych Bram. Podjazd idzie bardzo fajnie. A sam zjazd? Bomba! Nareszcie udało mi się zjechać ten kamienisty kawałek - nie taki on straszny jak mi się wydawało jeszcze rano :P Uwielbiam robić postępy :-)

I perełki czerwonego zjazdu:

Widok na Góry Sowie, dziś niestety mocno zamglony, ale w sprzyjających warunkach genialny i niejednokrotnie tu wrzucany (choćby w tym wpisie)


Singiel miejscami przerażający i chcący zrzucić w przepaść!


Problematyczny aż do dnia dzisiejszego zjazd kamienisty:




Przed ponownym spotkaniem z zielonym rowerowym TdG:


Przed dotarciem do asfaltu jest jeszcze jeden pyszny moment, ale już byłam tak rozemocjonowana, że o fotce zapomniałam :D
Dobrze, że trasę skróciłam, bo po dotarciu do domu okazało się, że pracę jednak zaczynam już o 12:30 więc szybkie myju, szamanie i wio!


  • DST 63.81km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:36
  • VAVG 17.73km/h
  • VMAX 37.70km/h
  • Podjazdy 1048m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 1 kwietnia 2014 | Komentarze 10


Przed pracą postanowiłam szybko wyskoczyć zobaczyć jak się mają śnieżne sprawy na mojej (już nie takiej ulubionej:)) górce.
Mają się wyśmienicie, choć jeśli ktoś ma awersję do błotka to nieszczególnie polecam wjazd na górę.

Po drodze do celu, w Michałkowej, spotykam NAJMNIEJSZEGO ŚLIMAKA ŚWIATA:



Wprawne oko na pewno zorientuje się, że to-to na górze to nie dwudziesto-calowy sony xperia galaxy note 7, tylko malutki przeżytek minionej epoki telefonów komórkowych, kiedy to mały rozmiar miał znaczenie :P Podkreślam jego mikry rozmiar w celu podkreślenia jeszcze większej mikrości ślimaczej ;)


Nowość natomiast to zjazd z Koziego Siodła (na które dotarłam standardowo czerwonym pieszym ze szczytu - wciąż smakuje wybornie) czerwonym szlakiem (biała strzałka na czerwonym tle w kształcie rombu) do Kamionek. Z czystym sumieniem poleciłabym go każdemu miłośnikowi mtb, gdyby nie zalegające na nim w przerażającej ilości zeschłe liście i - co gorsza - gałęzie różnej maści, kształtu i wielkości. Przy tych warunkach polecam go ino tym co bardziej ryzykanckim, nie stroniącym od sytuacji zagrażających życiu szprych i napędu :P Zjechałam go jednak w całości, więc tragedii wielkiej nie ma, ale o komforcie również można zapomnieć. ABSOLUTNIE nie polecam próby wzięcia go z drugiej strony - jako podjazdu - nic tylko noszenie roweru na plecach.

Jak wszyscy to i ja:





  • DST 90.15km
  • Teren 25.00km
  • Czas 05:21
  • VAVG 16.85km/h
  • VMAX 47.30km/h
  • Podjazdy 1644m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 30 marca 2014 | Komentarze 18


Oj ciężko było się rano zebrać do wyjścia. Czas jednak uciekał nieubłaganie. Każdy miał do wypełnienia jakieś obowiązki (największe pozdrowienia w tym miejscu przekazuję Bogdanowi!) więc ostatecznie z wybiciem 11 ruszyłam w świat.
Na "dzień dobry" 10 km podjazdu z Kudowy do Karłowa. Idzie wyśmienicie, choć cisnę ciut za mocno. Cieszę się zatem gdy w połowie podjazdu doganiam jakiegoś rowerzystę. Zwalniam ciut i trzymam się niedaleko za nim, wypoczywając i podziwiając widoczki.

W Karłowie rzut oka na Szczeliniec Wielki:


I zaczyna się: niebieskim pieszym okrążam Szczeliniec Mały by omyłkowo dotrzeć do szosy i nią zjechać prosto do Pasterki i Opata.





Mogłabym się tak wygrzewać w tym Słońcu i kilka godzin, ale zbieram się w końcu do kupy i podążam w stronę Bozanovskiego Spicaka.
Trzy hopki zaraz za Machovskym Krizem, które zawsze mnie zrzucały z roweru, tym razem wchodzą bez żadnych problemów. Zdumiewa mnie to wielce i raduje.










Po dotarciu do U Panova Krize wybieram opcję zielonego pieszego i nią zmierzam powoli w stronę zielonego rowerowego i osławionych telewizorów, które dziś udaje mi się zjechać w całości, razem z końcówką - JUPI!!! :D




Z Martinkovic stary asfalt doprowadza mnie do Americi, gdzie znów rozkoszuję się latem.


I to w tym miejscu rozpoczyna się największy hit dzisiejszego dnia, czyli zielony szlak rowerowy w stronę Hlavnov. NIGDY nie pomyślałabym, że można wytyczyć szlak rowerowy w takim miejscu. Wcześniejsze tv chowają się przy tym zjeździe. Niebywałe. Zarówno podjazd, który nieprawdopodobnie daje w dupsko, jak i późniejszy zjazd.






Z Hlavnov docieram do Polic a stąd już powtórka dojazdu z dnia poprzedniego. Czyli podjazd w stronę Broumova, a na koniec mordęga na podjeździe do Janovicek.
To zdecydowanie był dzień pełen wrażeń :)




  • DST 141.88km
  • Teren 30.00km
  • Czas 07:45
  • VAVG 18.31km/h
  • VMAX 58.60km/h
  • Podjazdy 2600m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 29 marca 2014 | Komentarze 10

Uczestnicy


Kolejny wypad z ekipą.
Co jest cudownego w tych spotkaniach - zawsze znajdzie się ktoś kto rzuci hasło wypadu, zaraz znajduje się osoba chętna by oprowadzać resztę, większość z uśmiechami na ustach dołącza i podąża - czasem w ciemno - za przewodnikiem "stada". Tym razem wodzem był Bogdan. Postanowił sprezentować nam wycieczkę po Pogórzu Orlickim.
Na miejsce spotkania, czyli do Kudowy, docieram na rowerze. Wybieram przejazd przez przejście graniczne na Przełęczy pod Czarnochem, Broumov, Police n. Metuji i Hronov. Na samej końcówce się trochę gubię i przypadkiem zjeżdżam aż do Nachodu.






Klasztor Benedyktynów w Broumovie:


U Cerbera i Ani czeka już na mnie pyszna kawa oraz Toomp z Arturem :) Chwila na wytchnienie i przegryzkę i zaraz docierają do nas z Kłodzka: Ania, Ryjek i Bogdano. Przed ustalonym czasem ruszamy w tany!

W drodze do Jiraskovej Chaty:








W Jiraskovej czas na zasłużony wypoczynek w dymie przy pysznym Primatorze.




Kolejny punkt wycieczki to Peklo, do którego podążamy fantastycznym czerwonym szlakiem pieszym.




(podwędzone Ryjkowi:)


Z Pekla cisnęliśmy do Novego Hradka. Nie obyło się bez ostrych podjazdów. Przewodnik postarał się byśmy wrócili do domów mocno zmęczeni :)




Niedaleko Olesnicy rozłączamy się na chwilę z trójką współtowarzyszy, którzy krótszą drogą pomykają schłodzić nam piwka. Piątka ślepo podąża za Przewodnikiem, który ma dla nas przed obiadem kilka niespodzianek podjazdowych, a na końcu cudowny łąkowy zjazd.






Po obiedzie czeka nas kolejna górka, która kończy się w Borovej gdzie niestety musimy pożegnać się z Kłodzką częścią ekipy, pędzącą do Kudowy na pociąg. W piątkę kontynuujemy zabawę z rowerami i kosztujemy czadowy przejazd nad piekielnym urwiskiem:)










Od wspaniałych Kudowian dostaję propozycję noclegu. Nie mam innej opcji - muszę (i chcę) przyjąć zaproszenie :D
Dzień kończy się pogaduchami i piwnym wypoczynkiem w sielankowej atmosferze.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję za wspaniałą gościnę!!

Całej ekipie wielkie dzięki za genialną atmosferę, śmiechy i snute plany na najbliższą rowerową przyszłość!

Druga część mapki będzie kiedy podwędzę orlicką cześć Bogdanowi. Na razie tylko dojazd.