avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 45.60km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:38
  • VAVG 17.32km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Podjazdy 750m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 22 stycznia 2015 | Komentarze 6


Ależ się nie chciało. Za oknem mleko. Budyń. Mgła, że wyciągniętej dłoni prawie nie widać.
Ale jechać się chce. Bo po chorobie może i forma poleciała na łeb na szyję, ale chęci do jazdy są, jak były.
Ruszam zatem przed siebie, bez określonego bliżej celu.

Przez czas jakiś mgła  jest i skończyć się jakby nie zamierza.


Ale im ja dalej tym jej mniej. Aż nagle, ni stąd ni zowąd. TA-DAM!!!
Największą niespodzianką okazało się słoneczne mrugnięcie okiem w okolicach Michałkowej. Jakże dobrze smakowały wiosenne promienie słoneczne przepędzające na chwil kilka mgłę i jesień.






Oo dotarciu na samą górę Michałkowej postanawiam miast asfaltowego zjazdu do Walimia wybrać nieznany mi jeszcze czerwony strefowy. Na początku niespodzianka - czas jakiś asfalt i asfalt. Zaczęło mnie to już ciut wnerwiać kiedy w końcu...


Ja w prawo, również ze względu na lęk przed tym, że wariant łatwy wciąż ciśnie asfaltem.
Wybór zacny. Trasa zacna. I niespodzianki na trasie zacne również.






Im dalej w las tym więcej błota. Przed dotarciem do szerokiej szutrówki schodzącej nad Jezioro Bystrzyckie czeka mnie jeszcze przeprawa przez jakieś glino-podobne dziadostwo, które oblepia opony nieznośnie. No nic.
Kilka słów o tym kawałku czerwonego - bardzo pozytywne wrażenie. Według mnie trudność tego szlaku polega na miescami dość wymagających kondycyjnie podjazdach. Technicznie - nieszczególnie ciężki. Bez wielkich nachyleń czy ciężkich do pokonania przeszków. Miły kawałek górskiego mtb.

Po krótkiej, szczytowej kąpieli słonecznej, zjazd na dół znów sprowadził mnie do szarej, choć wciąż pięknej, rzeczywistości.



  • DST 36.76km
  • Czas 01:45
  • VAVG 21.01km/h
  • VMAX 32.80km/h
  • Podjazdy 210m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 20 stycznia 2015 | Komentarze 7


Zimowo-sowio-górski wypad z dnia wcześniejszego podkęcił jeszcze bardziej moją potrzebę jazdy.
Dzień z dymem BARDZO skutecznie tenże zapał ostudził.
Mówię stanowcze NIE oddychaniu powietrzem z procentową zawartością powietrza w powietrzu nie przekraczającą 5%.

To nie chmury, to nie mgła...


Walę pięścią w kierownicę, skracam trasę i resztką sił docieram do domu z płucami przepełnionymi tlenkiem węgla i cyjanowodorem. Brrr...


  • DST 64.59km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:55
  • VAVG 16.49km/h
  • VMAX 51.70km/h
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 19 stycznia 2015 | Komentarze 7


Po krótkiej wycieczce dwa dni wcześniej postanowiłam, że dość mam czekania na nadejście Zimy i śniegu. Sama pójdę poszukać. A właściwie pojadę. Stęskniłam się po czasie spędzonym na chorobie za jazdą, stęskniłam się jak dzika za górami i rowerem.

Przez pierwsze 20 km zero zimy. Szarówka i niekończący się dym kominowy. Czekam zatem cierpliwie, kręcąc powoli przed siebie.

Lekko zamglone Glinno.


W dalszej kolejności czeka mnie podjazd do niebieskiego pieszego.
Droga wciąż czysta i przejezdna bezproblemowo. A na górze nareszcie jakieś sensowne ilości śniegu.




Na Przełęczy Walimskiej pseudo-bałwany.


Na szczyt docieram fioletowym szlakiem. Na górze rezygnuję ze zjazdu czerwonym pieszym w stronę Schroniska Sowa, bo lodu na nim kupa.




Zjeżdzam naokoło do Schroniska, tam zatrzymuję się na przerwę i pogawędkę. Na Przełęcz Sokolą docieram strefowym zielonym.






I to by było tyle. Pięknie i zimowo. Wiem, że na pewno niebawem zjawię się tu ponownie, bo jazda po górach w śniegu zaczyna mnie coraz bardziej bawić.


  • DST 33.15km
  • Czas 01:23
  • VAVG 23.96km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 17 stycznia 2015 | Komentarze 11




  • DST 69.70km
  • Teren 29.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 15.49km/h
  • VMAX 39.70km/h
  • Podjazdy 1230m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 21 grudnia 2014 | Komentarze 6


Sobota, mimo że cudnie słoneczna przez większą swą część, musiała zostać przeze mnie olana rowerowo. Niedzieli już w taki sam sposób traktować nie chciałam. Od pewnego czasu łaziły za mną Masywy. Dawno mnie tam po prostu nie było i stęskniłam się dziko. Pamiętam, że w zeszłym roku sporo czasu grudniowo-styczniowego spędziłam na tych niepozornych górkach.

Dojazd z wiatrem. Wyjeżdżam za słoneczności, która bardzo szybko ustępuje miejsca szarówie i delikatnej mżawce. Standardowo już we wsi Tąpadła odbijam z szosy i ostatnie 2 km z hakiem jadę żółtym pieszym.
Na fotce Ślęża z lewej, Radunia z prawej strony.


Na szczycie przełęczy średnia ponad 22 km/h, co sugeruje, że powrót będzie baaaardzo nieprzyjemny. Ale póki co nie czas o tym myśleć. Pierwszy cel - Ślęża. Przed szczytem zaczyna się delikatna śnieżna pokrywa.


Jednak te dwa kawałki kostki przed samym szczytem są bez lodu więc raczej nie ma się co przejmować ewentualnym przymrozkiem i ślizgawicą na zjeździe.
Na górze szybkie fotki ze trzy i zjazd żółtym (z małymi modyfikacjami na trasie) aż do Wieżycy.




I smakowa końcówka zjazdu z Wieżycy.


W Schronisku chwila na oddech, herbatkę z termosa, pierniki i zabawę z bernardynem.
Dalej czarnym pieszym z lewej strony (znów z małymi modyfikacjami) dojazd na Przeł. Tąpadła. Podjazd na Radunię i zjazd nieoznaczoną ścieżynką z trzema uskokami skalnymi na początku. I znów, drugi raz w życiu udało mi się zjechać wszystkie trzy. JUPI :-)
I znów na Przełęczy jestem chwilę przed 14 więc jeszcze pakuję się na zielony pieszy, który doprowadza mnie do wsi Biała. Stąd już czeka mnie ino asfaltowy ślimaczy dojazd do Jagodnika. Nie dość, że wichura próbowała mnie uparcie zatrzymać w miejscu, to jeszcze w pewnym momencie zaczął padać deszcz. No nieeeee.... Aż mi się w penym momencie zachciało płakać z wnerwa i zmęczenia. Szybko ochłonęłam, doturlałam się do Maminki i zaaplikowałam sobie zasłużoną ogórkową i ruskie pierogi!!!
I basta!
TAK FAJNIE BYŁO :-D


  • DST 42.18km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:06
  • VAVG 20.09km/h
  • Podjazdy 510m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 18 grudnia 2014 | Komentarze 11


Codziennie od ładnych paru dni prognozy zapowiadały opady deszczu w ciągu dnia. Jakoś się to sprawdzać nie chciało i miast deszczu Słońce świeci. I tak uśmiechałam się tęsknie do tego Słońca za oknem, przycupnięta niezmiennie nad szydełkowymi robótkami, pracą, porządkami i innymi czynnościami mniej lub bardziej ważnymi, nijak z rowerem niezwiązanymi.

I tęsknota zaczęła na mnie spływać więc dziś już nie dałam się nabrać na zapowiedzi i na siodełko wskoczyłam.

Standardowo wokół Jeziora. Zupełnie nie wiem co ze sobą zrobić, wieje trochę nielekko w paszczę, kolano pobolewa nieprzyjemnie (może być, że po glebie sobotniej jeszcze), nadgarstek pobolewa (chyba się zniekształcił od ciągłego ściskania szydełka...). Postanawiam podjechać do Modliszowa i potem na chwilę odwiedzić szlak czerwony pieszy lecący do Burkatowa. Na samym szczycie podjazdu patrzę w prawo na drogę leśną prowadzącą w las. Na drogę, na kórą niejednokrotnie zerkałam, ale olewałam. Bo to ja - lubię to co znam, boję się nowego, sama się do nowego przekonać nie mogę i omijam szerokim łukiem szlaki, których nie znam, zwłaszcza drogi bezszlakowe prowadzące do nie-wiadomo-gdzie.

Ale nie dziś. O nie! Dziś bez dłuższego namysłu postanawiam uskutecznić improwizowaną eksplorację okołomodliszowskich lasów i pagórków.

Nieprawdopodobną radochę mi sprawiło te 5 kilometrów błąkania się po nieznanym. Przez czas jakiś myślałam, że w końcu dotrę do czerwonego, ale nie. Nie tym razem. Tym razem były ino nieoznaczone drogi, dróżki i bezdroża. Cudo!!!

Na początku trasa wiedzie duktami, z których korzystają ciężkie sprzęty z pobliskiego tartaku.


Dalej wjeżdżam w gęstszy las i już pozbawiona nadziei na dotarcie do czerwonego lecę gdzie mnie koła i intuicja poniosą :-)


Cały czas przejezdnie. Ale w pewnym momencie droga się kończy. Kończy na amen. Zawracać? Nieeee. Skręcam zatem w prawo, bo tam da się jakoś jechać i po chwili i tak dojeżdżam do jakiejś starej stromej dróżki.


W oddali słyszę poszczekiwania psów, gdzieś roi mi się dźwięk przejeżdżających aut. Mija chwila i widzę w dole pierwsze zabudowanie. Na zdjęciu skryte za tym krzewem.


Jadę. W dole coraz więcej domów. Po chwili widzę nitkę asfaltu. Zdaję sobie sprawę z tego, że skręciłam tyle razy w ciemno, że mogę wyjechać praktycznie gdziekolwiek, bo rozeznanie jakiekolwiek straciłam już jakiś czas temu. Ku uciesze ląduję na granicy Lubachów - Bystrzyca Górna, wyjeżdżając z drogi z prawej strony zdjęcia. Dotąd byłam przekonana, że to ino dróżka prowadząca na czyjąś posesję.



  • DST 65.59km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 16.61km/h
  • VMAX 58.80km/h
  • Podjazdy 1170m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 13 grudnia 2014 | Komentarze 6


Temperatura dziś relatywnie wysoka.
Ciepło i przyjemnie.
Nic nie zmarzło, nic nie skostniało.
Tylko błota na trasie MNÓSTWO!

Przez ostatnie dwa dni wschody Słońca są absolutnie genialne!


Z Kubą spotykamy się w Walimiu. Ja dojeżdżam na rowerze, On samochodem. Stąd zmierzamy na zielony strefowy i nim na Przeł. Walimską.






Z Walimskiej na szczyt docieramy fioletowym szlakiem pieszym, a na końcu czerwonym rowerowym (zdaje się). Im bliżej szczytu tym więcej błotnistego śniegu, a na końcu również sporo lodu.




Na szczycie nie zabawiamy długo.
A to nasza fotka ze szczytowej kamerki :-)


Na zjazd wybieramy czerwony pieszy do Schroniska Sowa. Ślisko na nim miejscami konkretne.
Przeglądając zarchiwizowane zdjęcia ze szczytu dowiaduję się, że to wczoraj i przedwczoraj sypnęło lekko na górze. Jeszcze dobę temu szczyt prezentował się tak:


No to teraz już się nie dziwię tej ilości błoto-lodu na trasie.
W każdym razie czerwony zjechany, w Sowie chwila przerwy, po której zmierzamy na szczyt Małej Sowy.






Stąd zjazd żółtym pieszym do Walimia. Ostro było. Na początku w brei śnieżno-lodowej, której się obawiałam, ale łyknęłam więc JUPI! W pewnym momencie podczas hamowania ślizgam się na mokrym badylu i zaliczam glebę. Łokieć boli, ale będę żyć.



  • DST 60.09km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:34
  • VAVG 16.85km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Podjazdy 1040m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 10 grudnia 2014 | Komentarze 14


Ani trochę nie będę się im dziwić jak w końcu postanowią odmówić mi posłuszeństwa.
Póki co coraz głośniej protestują.
Słyszę te protesty klarownie, ale ignoruję je ile sił w sercu.
Dziś już dość ekstremalnie zmarzły, bo do palców - standardowo w tych temperaturach kostniejących - dołączyło całe śródstopie.
Póki temperatura spada ino ciut poniżej zera mój system ochronny stóp sprawdza się wyśmienicie, ale nie dziś.
Dziś było zimno i bardzo wietrznie. A przy temperaturach poniżej zera taki jak dzisiejszy wiatr robi już mocny rozpierdziel z ciałem, niezależnie od tego jak się próbuję przed tym przejmującym zimnem ochronić.
Pierwotny plan wycieczki odrobinę zmodyfikowałam, bo zwyczajnie psychika mi zaczynała siadać podczas walki z wichurą. Na co mi to dziesiątego grudnia?!

Na Przełęcz Sokolą dojeżdżam asfaltem, wciąż atakowana paszczowiatrem. Notuję, że na dwóch stokach armatki pracują jak szalone. Niższy (zdaje się "Bartek") już pięknie ośnieżony, najwyższy - "Górnik" - właśnie zaczął walkę o śnieżną nawierzchnię. Wymęczona rezygnuję z asfaltowej ścianki pod Schr. Orzeł. Skręcam w lewo na rowerowe, z których po chwili odbijam ostro w prawo razem z zielonym strefowym, który doprowadza mnie po kolejnej chwili do czerwonego pieszego GSS. Genialna alternatywa dojazdu do pieszego, gdy się człowiek nie chce bawić w staro-asfaltowy podjazd.
Na szlaku delikatna pokrywa śnieżno-szronowa. Ładnie, choć dość szaro i ciut ponuro.




Postanawiam do samego szczytu cisnąć czerwonym pieszym, choć aktualnie nierealne jest podjechanie go w całości.




Dziś ani na szlaku ani na szczycie nie spotkałam żywej duszy prócz:


Miauczau przepięknie prosząc się o pieszczoty, które przyjmował z największą rozkoszą. Pożywienia żadnego ze sobą nie miałam więc musiał się zadowolić ino porządną dawką głaskania.
Za długo na szczycie nie zabawiam, wieje potwornie; zakładam na siebie kolejne warstwy szykując się na zjazd, na który wybieram niebieski pieszy. Po drodze cieszę oczy genialnymi widokami. Niebieski miejscami nieprzejezdny ze względu na lodowe wielkie placki. Ale poza tym zjeżdża się GIT!







  • DST 69.62km
  • Teren 6.00km
  • Czas 03:37
  • VAVG 19.25km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1110m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 9 grudnia 2014 | Komentarze 4


Standardowo ostatnimi czasy późny wyjazd z domu uskuteczniam.
Nie mam więc czasu na trasie nawet na to by się przez chwilę ogrzać w Schronisku.
A przydało by się, oj przydało.
Bo zimno dziś było dość konkretne, stopy do samego końca trasy nie odżyły po tym jak gdzieś w połowie postanowiły lekko się przymrozić. Bolało.
Ale tak generalnie pogoda PRZEPIĘKNA! Piękne Słońce rekompensowało zimowy chłodek. Nie narzekam więc więcej.
Sio do pracy!



Pod Andrzejówkę dojeżdżam asfaltem przez Grzmiącą i Rybnicę. Dalej cisnę żółtym pieszym, wokół Turzyny, na Skalne Bramy, spod których uskuteczniam szalony zjazd czerwonym pieszym z powrotem do Grzmiącej.




Spod Skalnych widoczku na Góry Sowie zabraknąć oczywiście nie może, zwłaszcza, że dziś i powietrze przejrzyste było wyjątkowo.


I sam czerwony, smakowy, dziś mocno szalony ze względu na śnieżek i lodzik :-)



  • DST 68.53km
  • Teren 11.00km
  • Czas 03:47
  • VAVG 18.11km/h
  • VMAX 58.00km/h
  • Podjazdy 1120m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 7 grudnia 2014 | Komentarze 17


Tegoroczne przewyższenia dosięgły tę okrągłą liczbę w taki sposób w jaki powinny - na podjeździe na Wielką Sowę.
JUPI!!!









:-D