avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Góry Sowie

Dystans całkowity:8228.49 km (w terenie 1844.50 km; 22.42%)
Czas w ruchu:443:17
Średnia prędkość:17.65 km/h
Maksymalna prędkość:75.10 km/h
Suma podjazdów:120079 m
Maks. tętno maksymalne:174 (91 %)
Maks. tętno średnie:146 (76 %)
Liczba aktywności:115
Średnio na aktywność:71.55 km i 4h 08m
Więcej statystyk
  • DST 86.14km
  • Teren 26.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 16.78km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Podjazdy 1770m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 27 kwietnia 2014 | Komentarze 14

Uczestnicy


Weekendowo coś ciężko mi szła organizacja czasu. Prognozy, w które od wielu dni nie szło wierzyć sprawdzały się jakoś tak na opak, więc ich pod uwagę brać nie musiałam i deszczu, burz, żab i gradobicia obawiać się nie trza było.
Z Toompem niestety ostatecznie nie udało się zgrać (trzeba będzie to nadrobić!:).
Za to sobotnie długie plotkarskie popołudnie u Mamy wmiotło mi do głowy świetny pomysł - telefon do Bodzia i Ani, namówienie na dołączenie Kuby i za kilkanaście godzin wspólna eksploracja Gór Sowich. Wiem dobrze, że w Ani drzemie zwierzę terenowe i że z dnia na dzień coraz bardziej rozkochuje się w pięknych, ciężkich technicznych trasach. Pomyślałam, że jest to dobry moment, by pokazać Jej za co pokochałam Sowie.
Bodzio te górki niby znał, ale jakoś tak głównie maratonowo więc przelotnie, bez piwka i kiełbach, a przecie tylko tak to się liczy :D
Kubik Sowie już trochę zna i lubi więc wiedziałam, że Jego nie zawiodę.
Ostatnia kwestia to terenowe rodziewiczanie SPDów. I jak się okazało - nie ma to jak uczynić to w doborowym towarzystwie, które każdą moją kolejną glebę kwitowało wybuchem śmiechu, miast głaskaniem po głowie :P

Na Przełęcz Sokolą docieram przed 10:00. Na miejscu już rozpakowany z samochodu czeka Kubik.
Kudowianie docierają ździebko spóźnieni, ale w 100% usprawiedliwieni od razu po wyjęciu z samochodu jakiś 10 opakowań kiełbachy na ognisko ;)
Podział na grupy. Bodzio i ja wybieramy czerwony pieszy, przez Schr. Orzeł, Sowa, prosto na szczyt. Ania z Kubą ciut lżejszą rowerową alternatywę (którą i tak opacznie kończą na czerwonym pieszym:)))
W drugiej, najcięższej, części podjazdu zaliczam "do trzech razy sztuka" i za trzecią próbą podparcia się na podjeździe nie udaje mi się wypiąć. Gleba. Patrzę na Bodzia, temu na twarzy wykwitać zaczyna gigantyczny uśmiech. No niech Cię!!! Ale i mnie do płaczu daleko. Notuję dziurę w kolanie, dziurę w nowej bluzce i wracam na rower. Po dojechaniu na szczyt piwko i woda utleniona poszły w ruch czym prędzej. Zaraz dołącza do nas pozostała dwójka. A i po chwili ukazuje się Merlin, zdobywający tego dnia szczyt już po raz drugi.


Pierwsza tego dnia ranka wojenna.

Podczas gdy ja przeprowadzam pilną piwną rehabilitację, Bodzio testuję wpierw mojego Krossa (dziwiąc się jak ja się mogę nie wypinać z tak luźną sprężyną w pedałach:)), a później Kuby Cube`a.





Dalsza część trasy prowadzi nas na Małą Sowę i pyszny zjazd żółtym pieszym do krzyżówki ze Srebrną Drogą.
W tym miejscu jestem świadkiem gigantycznego skoku adrenaliny u Ani. Po zjeździe na ustach wielki uśmiech, nogi z wrażenia nie mogą przestać się trząść (znam i ja to dobrze:).
Aneczko - wielkie olbrzymi brawa dla Ciebie za wszystkie zjazdy tego dnia; a były one zdecydowanie nietrywialne. Dajesz czadu pierwszorzędnie!










Zjazd czerwonym ze szczytu W. Sowy na Przeł. Jugowską. Kuba pięknie tego dnia cisnął, nie odpuszczając zjazdom ani na chwilę :)

A tu już z po zjeździe z Rymarza z powrotem na Jugowską. Staję, wyciągam aparat by cyknąć Zwierzakowi fotkę, Ania śmiga przede mną wykrzykując z radością - "zjeżdżam z dupskiem za siodłem" :))) Radość biła od Ciebie Mała na kilometry :D



Słowa trzy o spdach. Czuć na podjazdach różnicę wielką. Mimo delikatnego lęku przed kolejnymi wywrotkami podjazdy i tak szły bardzo przyzwoicie. A na zjazdach... och na zjazdach! Cóż to za komfort, gdy noga nie lata na wszystkie strony na każdym większym wyboju.

Z Bodziem postanowiliśmy wbić z Zimnej Polany na Kalenicę, pozostawiając Kucharzy przy ognisku :) Żałowaliśmy jedynie, że aparaty zostały przy naszych małżonkach, bo rzepakowe widoczki z wieży były zupełnie wyjątkowe. Zorientowałam się wtedy, że to chyba mój pierwszy raz na Kalenicy wiosenną porą. Nigdy podjazd z Zimnej Polany na szczyt nie poszedł mi z takim luzem. Wymiękła moja głowa, nie mięśnie czy technika, przed trudnym kawałkiem. Brak dostatecznej wiary w siebie kazał mi wypiąć się zawczasu, zamiast podjąć próbę. Głupia!

Po napełnieniu brzuchów na Zimnej, po zjeździe na Jugowską, kolejny cel to znów wdrapać się na Kozie Siodło. Z niego żółtym dojazd do Schroniska Sowa. Tam czas na zimnego, wybornego Kvasnicaka oraz pyszną kawę i herbatę ;p
Ostatni z kolej hit tego dnia to pokazanie moim towarzyszom zielonego pieszego spod Schroniska Sowa do szosy przed Sokolcem. Krótki, ale jakże treściwy to kawałek porządnego zjazdu :)





Na Przeł. Sokolej trójka pakuje się do samochodów, ja postanawiam wrócić do domu tak jak dotarłam na miejsce spotkania, czyli rowerem.

W tym miejscu pragnę również poinformować, że ostatni to raz katuję Wasze oczy tymi zaplamionymi fotkami (dzięki aparatowi Ani i Cyborga na niektóre z dodanych do wpisu zdjęć idzie patrzeć z przyjemnością). Ostatecznie mój Lumix dokonał żywota.

Pełen luz, ciężka trasa, kupa śmiechu, pyszne jadło i wspaniałe towarzystwo - i o to właśnie w tym chodzi! :D


  • DST 61.38km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:05
  • VAVG 19.91km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Podjazdy 1095m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 8 kwietnia 2014 | Komentarze 11


Jeszcze w tym roku nie zjeżdżałam niebieskim z Wielkiej Sowy na Przełęcz Walimską. Trzeba było to nadrobić.
Wyjazd o 8:00. Z Rzeczki czerwonym pieszym przez oba schroniska aż do samego szczytu. Na górze wylewam litr łez, bo jednak po cichu liczyłam, że sklep w wieży będzie już otwarty, ale jednak nie. Trudno. Poczekam cierpliwie.
Ciepło. Zaczynam nie na żarty znów uskuteczniać rowerową opaleniznę :P


Z rana Słońce się wyłania zza Ślęży.


W stronę Małej Sowy.


I na niebieskim szlaku.




  • DST 63.81km
  • Teren 14.00km
  • Czas 03:36
  • VAVG 17.73km/h
  • VMAX 37.70km/h
  • Podjazdy 1048m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 1 kwietnia 2014 | Komentarze 10


Przed pracą postanowiłam szybko wyskoczyć zobaczyć jak się mają śnieżne sprawy na mojej (już nie takiej ulubionej:)) górce.
Mają się wyśmienicie, choć jeśli ktoś ma awersję do błotka to nieszczególnie polecam wjazd na górę.

Po drodze do celu, w Michałkowej, spotykam NAJMNIEJSZEGO ŚLIMAKA ŚWIATA:



Wprawne oko na pewno zorientuje się, że to-to na górze to nie dwudziesto-calowy sony xperia galaxy note 7, tylko malutki przeżytek minionej epoki telefonów komórkowych, kiedy to mały rozmiar miał znaczenie :P Podkreślam jego mikry rozmiar w celu podkreślenia jeszcze większej mikrości ślimaczej ;)


Nowość natomiast to zjazd z Koziego Siodła (na które dotarłam standardowo czerwonym pieszym ze szczytu - wciąż smakuje wybornie) czerwonym szlakiem (biała strzałka na czerwonym tle w kształcie rombu) do Kamionek. Z czystym sumieniem poleciłabym go każdemu miłośnikowi mtb, gdyby nie zalegające na nim w przerażającej ilości zeschłe liście i - co gorsza - gałęzie różnej maści, kształtu i wielkości. Przy tych warunkach polecam go ino tym co bardziej ryzykanckim, nie stroniącym od sytuacji zagrażających życiu szprych i napędu :P Zjechałam go jednak w całości, więc tragedii wielkiej nie ma, ale o komforcie również można zapomnieć. ABSOLUTNIE nie polecam próby wzięcia go z drugiej strony - jako podjazdu - nic tylko noszenie roweru na plecach.

Jak wszyscy to i ja:





  • DST 59.24km
  • Teren 11.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 17.77km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Podjazdy 1059m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 11 marca 2014 | Komentarze 1


Przed pracą postanowiłam zrealizować zjazd, który mi się śnił przez ostatnich kilka nocy, czyli żółty z Małej Sowy do Walimia. Wcześniej (w zeszłym sezonie) za każdym razem gdzieś stawałam i musiałam kawałki sprowadzać. Tym razem cały zjazd zrealizowany bez większych problemów. Były mniejsze, jak tony zeschłym liści pokrywających luźne kamienie walające się na szlaku oraz syf pozostawiony przez leśników. Lubię ten zjazd - dzieje się na nim fajnie :)

Widoczek z niebieskiego Glinno-Przeł. Walimska:


Pierzchająca przede mną w popłochu czarny wiewiór:


I syf leśnikowy:





  • DST 62.70km
  • Teren 13.00km
  • Czas 03:38
  • VAVG 17.26km/h
  • VMAX 57.20km/h
  • Podjazdy 1080m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 5 marca 2014 | Komentarze 9


... przed pracą, z glebą w pakiecie :)

Na niebieskim szlaku Glinno-Przełęcz Walimska sporo błota, ale generalnie git.


Srebrna droga aż do Toompowej odnogi wolna od śniegu i prawie bezbłotnista,




Toompowa droga również czyściutka, choć coraz mocniej zryta przez ciężki sprzęt.






Końcówka podjazdu na sam szczyt jeszcze dość mocno zalodzona, w jednym miejscu byłam zmuszona zejść z roweru i wskoczyć na jagodziny, bo iść po tym nie szło. Ale to tylko krótki kawałek, zaraz znów można się pakować na siodło.




I wjeżdżam w czerwony pieszy w stronę Schr. Sowa i Orzeł. Prawie cały przejezdny (tylko początek wygląda ciut niezachęcająco), choć błota na nim po pachy.


Na zjeździe właśnie w stronę Sowy zaliczam glebę. Nie na lodzie - to by było zbyt oczywiste, tylko przy próbie ominięcia go. Wjeżdżam na skarpę nad lodem, po chwili widzę, że za stromo i za wysoko by z niej zjechać więc co? Razem z rowerem z niej zlatujemy. Podczas lotu przez chwilę przyszło mi do głowy, że mogę to przypłacić złamaniem, zaraz potem zaczęłam się martwić o rower - psychopatka! :P Ani mnie ani jemu nic się nie stało. Upadek na cztery łapy :)

Pogoda dziś bajeczna choć przejrzystość słabiutka.
Czas do pracy.




  • DST 109.41km
  • Czas 04:56
  • VAVG 22.18km/h
  • VMAX 48.40km/h
  • Podjazdy 1350m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 1 marca 2014 | Komentarze 13


Cel dzisiejszej trasy to Srebrna Góra. Przez chwilę nawet wahałam się czy by nie podjechać na samą twierdzę, ale ostatecznie lenistwo wzięło górę :)
Jechało mi się dziś wyśmienicie. Trzy dni odpoczynku zrobiły swoje.
Fantastyczna niespodzianka dzisiejszego wypadu to spotkanie z Bogdanem podczas podjazdu (dla mnie, dla Niego to zjazd) od Sokolca na Przełęcz Sokolą. Ładnych parę minut pogaduch, których nie można było za długo przeciągać ze względu na pałętający się w pobliżu chłodek chcący napaść na przepocone ciała. Uradowało mnie to spotkanie wielce. Pozdrawiam Cię B. serdecznie!

Z Przełęczy Sokolej przez Sierpnicę i Kolce zmierzam do Głuszycy z myślą o sprawieniu tyci-tyci niespodzianki Goździkowi. Mariuszu - obiecuję, że to dopiero część pierwsza i zamierzam się niebawem bardziej wgłębić w Twe rodzinne strony!

Cudowny dzień, genialna pogoda. Oby reszta marca była co najmniej tak kapitalna jak jego początek :)


Zaraz przed Owiesnem rozkoszuję oczy coraz bardziej soczystą zielenią pól.


Docieram do punktu docelowego nr 1, czyli moich ulubionych ruin dolnośląskich - zamku Owiesno:




Dalej mknę w stronę Srebrnej Góry i górującej nad nią twierdzy.


Genialny widok na Srebrną Górę z podjazdu w stronę twierdzy oraz Przełęczy Srebrnej:


TAKA pogoda była:


I TAKA (co za miejscówka na domek - pycha!):



I dla Goździka fotek kilka:


Kościół parafialny Matki Boskiej Królowej Polski w Głuszycy:




Osiemnastowieczny pałac (obecnie budynek mieszkalny) przy ul. Grunwaldzkiej:


Pałac fabrykanta przy ul. Grunwaldzkiej - willa z końca XIX wieku otoczona ogródkiem jordanowskim:


No i Stara Piekarnia:





  • DST 76.15km
  • Czas 03:51
  • VAVG 19.78km/h
  • VMAX 63.50km/h
  • Podjazdy 1222m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 20 lutego 2014 | Komentarze 10


... w kolejności - Jugowska, Sokola i Walimska.
Tempo jazdy dziś baaaardzo spacerowe. I fajnie. Za często zbyt mocno cisnę i przez to szybko się wypruwam. Dziś, mimo sporej ilości podjazdów, po powrocie do domu byłam (i nadal jestem) rześka jak skowronek o poranku.

Na początku trasy pogoda piękna, widoczki świetne, trawki i inne zielska na polach wiosennie zielenieją.


Ale niedługo przed Pieszycami zerkam w stronę Sowich i rozdziawiam paszczę... może się dziać tam na górze.


Na podjeździe z Kamionek na Przeł. Jugowską pogoda jednak całkiem przyzwoita, nawet Słońce wychodzi zza chmur raz na jakiś czas.


Na samej Jugowskiej ponuro (choć całe szczęście nie ma już tego paskudnego lodu na drodze), dlatego nie zabawiam tam długo i zmywam się w dół, w stronę Sokolca.


Po drodze cieszę chwilę oczy pięknymi widoczkami:




Na Przełęczy Sokolej znów szaro i buro i pochmurno-mgliście.


W Walimiu odbijam w prawo na przełęcz Walimską. Przed samym końcem podjazdu wyłania się brak Wielkiej Sowy, zasnutej chmurami, nad którą Słońce walczy o swoje prawa.




Na samej przełęczy znów Słońca mało, śniegu ni ma, za to błota jest kupa.


Przed skrętem w stronę Glinna i Michałkowej Słoneczko ostatecznie wygrywa batalię i nie poddaje się chmurom aż do samej Świdnicy, oświecając i ogrzewając mnie wiosennie.







  • DST 78.72km
  • Teren 22.00km
  • Czas 05:10
  • VAVG 15.24km/h
  • Podjazdy 1688m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 12 stycznia 2014 | Komentarze 15


Z jakiegoś niewytłumaczalnego dla mnie powodu zarówno w tę jak i nazad (co gorsza) wiatr przeszkadzał dziś zamiast pomagać.
Druga sprawa - ostrzegam Cię Drogi Czytelniku, że czekają na Ciebie poniżej obrazy mogące doprowadzić każdego o tej porze roku do palpitacji serca.

Z trudem, wiatrowi naprzeciw, docieram za Grzmiącą gdzie pakuję się na dawno nie odwiedzany cudowny singiel trawersujący Rybnicki Grzbiet. Początkowego podjazdu nigdy nie udało mi się w całości zrealizować w siodle. Dziś nie było inaczej. Ale mimo ciężkiego początku jakże warto się tu wybrać. Bo czeka nas jakieś 5 km niesłychanej radochy!












Od tego miejsca kupa noszenia roweru. Cholerni, dziadowscy ścinacze drzew!!!!


Odrobinkę po tym syfie zrzedła mi mina, ale nie na długo. Szybki zjazd dalej zielonym TdG i pakujemy się w stronę Gór Suchych, na Skalne Bramy. Po drodze coraz więcej śniegu. Naprawdę niespotykane zjawisko 12 stycznia!






Do kolekcji, do znudzenia...


A po co znów na pod Skalne Bramy? A po czerwony pieszy!!



 
Na powyższym zjeździe Krossowy poległ, jak widać. Zjazd absolutnie nie na te warunki pogodowe.

Zjeżdzam do Grzmiącej, chwila asfaltu do Głuszycy i pakuję się znów na żółty TdG wzdłuż głuszyckich stawów.


Jednakże po drodze zbaczam z żółtego i aż do Rozdroża pod Moszną kieruję się czerwono-pomarańczowym - nowość dzisiejszego dnia. Początkowo jest to szeroka szutrówka okrążająca górę Soboń, która kryje w sobie podziemia komleksu Riese. Szutrówka w pewnym momencie przechodzi w znacznie ciekawszą drogę, którą dojeżdżam prosto na rozdroże (na zdjęciu jedziemy w lewo).


Z rozdroża znów fajnym niebieskim pieszym do Walimia i asfaltem powrót do domu.


A w Walimiu zupełnie nie zaniepokojony gapi się On.


Fajnie było. Zimno, przez wiatr jeszcze zimniej, ale i tak świetnie :)




  • DST 62.28km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 18.68km/h
  • Podjazdy 896m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 9 stycznia 2014 | Komentarze 2

Kategoria Góry Sowie


Czyli szlak okołoOssówkowy. Trywialny jeśli idzie o aspekt techniczny jazdy, ale wcale nie tak zupełnie nudny. 
Na wstępie mijamy po drodze pięć głuszyckich stawów, z których aktualnie 2,5 jest zapełnionych wodą, pozostała połowa prawie pusta i bardzo zapracowana:




Towarzyszą nam po drodze liczne kałuże-giganty, za stworzenie i podtrzymywanie żywota których winnam stokrotne dzięki leśnikom:


Kwitnąca woda - standard 9 stycznia:


I kolejne niespodzianki pozostawione przez leśnych przyjaciół:


Na krótką chwilę udaje się nawet wjechać na przyjemny singielek:


który prowadzi do naziemnych obiektów ossówkowej części projektu Riese.


Za chwilę odbijam na sekund kilka z żółtego rowerowego TdG na czarny pieszy, dzięki czemu omijam krótki szutrowy zjazd i krótki szosowy podjazd, na rzecz miłej przejażdżki uroczą terenową alternatywą - bezproblemowa przejezdną. Dobijam do zielonego rowerowego TdG, który prowadzi mnie na:


Za Mosznę tego pięknego jesiennego przedpołudnia dziękuję, wybieram Walim. Odbijam zatem na nie-taki-trywialny już niebieski pieszy, którym radośnie dojeżdżam do rzeczonego Walimia.




Od końcówki żółtego TdG do samego domu towarzyszy mi niewielki deszczyk. Nie przeszkadza zupełnie. Bardziej to sikające małe ptaszki niż porządny opad. 

Na koniec z pozdrowieniami dla Radzia - Jeziorny czarnuch:



A teraz do pracy szykować się MARSZ!


  • DST 66.30km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 16.57km/h
  • Podjazdy 1131m
  • Sprzęt KROSSowy

Niedziela, 5 stycznia 2014 | Komentarze 9


... czyli sprawdzanie stanu nogi po noworocznej glebie. Wrażenia - przez większość czasu było ok, choć na powrocie do domu ból stłuczonego uda zaczął mi się dawać we znaki.

Pogoda przez większość czasu uroczo wczesno-wiosenna. Na Sowie standardowo już - klops. Ale i tak nie narzekam - początek stycznia a ja bez problemów mogę wjeżdżać w teren na wysokość powyżej 1000 mnpm. Pięknie!
Kilka spostrzeżeń: śniegu na trasie już jak na lekarstwo, ale miejscami jeszcze sporo lodu zalega - początek czerwonego zjazdu ze szczytu na Kozie Siodło - jedno wielke lodowisko; dość szybko się kończy i reszta trasy już jest 100% przejezdna, choć miejscami nadal placki lodowe spoczywają. Druga sprawa - odradzam żółty pieszy z Koziego Siodła do Schroniska Sowa - zabawa w błocie i lodzie gwarantowana - średnio to przyjemne. Polecam za to zjazd spod Schroniska Sowa zielonym pieszym w stronę Sokolca - mimo sporej ilości błota z początku, trasa miodzio! Szkoda, że tak krótka, bo dostarczyć by mogła bardzo sporo wrażeń :)
Polecam również dojazd na szczyt Toompową drogą (nie jestem w stanie jej zaznaczyć na mapce, bo jej tam zwyczajnie nie ma), zupełnie wolną od śniegu i lodu.

I chyba wsio.
Acha - na lodzie za szczytem nie wiem jakim cudem wybroniłam się przed glebą. Chyba siłą woli zmusiłam się do nie wyłożenia się jak długa. Śmieszne wrażenie, gdy umysł już wie, że nie ma co podejmować dalszych prób, bo upadek jest nieunikniony, a tu nagle okazuje się, że nie-e :D

Dojazd na Przełęcz Walimską przez Michałkową.


Ślęża widziana z fioletowego szlaku:


W drodze na szczyt - początek Toompowej drogi:


Na szczycie nawet nie staję i pędzę na czerwony pieszy:


Sporo tego typu dziadowstwa zalega uparcie na żółtym:


I widoczek z zielonego w stronę Sokolca