avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 86.14km
  • Teren 26.00km
  • Czas 05:08
  • VAVG 16.78km/h
  • VMAX 72.00km/h
  • Podjazdy 1770m
  • Sprzęt KROSSowy
Fantastyczne Góry Sowie

Niedziela, 27 kwietnia 2014 | Komentarze 14

Uczestnicy


Weekendowo coś ciężko mi szła organizacja czasu. Prognozy, w które od wielu dni nie szło wierzyć sprawdzały się jakoś tak na opak, więc ich pod uwagę brać nie musiałam i deszczu, burz, żab i gradobicia obawiać się nie trza było.
Z Toompem niestety ostatecznie nie udało się zgrać (trzeba będzie to nadrobić!:).
Za to sobotnie długie plotkarskie popołudnie u Mamy wmiotło mi do głowy świetny pomysł - telefon do Bodzia i Ani, namówienie na dołączenie Kuby i za kilkanaście godzin wspólna eksploracja Gór Sowich. Wiem dobrze, że w Ani drzemie zwierzę terenowe i że z dnia na dzień coraz bardziej rozkochuje się w pięknych, ciężkich technicznych trasach. Pomyślałam, że jest to dobry moment, by pokazać Jej za co pokochałam Sowie.
Bodzio te górki niby znał, ale jakoś tak głównie maratonowo więc przelotnie, bez piwka i kiełbach, a przecie tylko tak to się liczy :D
Kubik Sowie już trochę zna i lubi więc wiedziałam, że Jego nie zawiodę.
Ostatnia kwestia to terenowe rodziewiczanie SPDów. I jak się okazało - nie ma to jak uczynić to w doborowym towarzystwie, które każdą moją kolejną glebę kwitowało wybuchem śmiechu, miast głaskaniem po głowie :P

Na Przełęcz Sokolą docieram przed 10:00. Na miejscu już rozpakowany z samochodu czeka Kubik.
Kudowianie docierają ździebko spóźnieni, ale w 100% usprawiedliwieni od razu po wyjęciu z samochodu jakiś 10 opakowań kiełbachy na ognisko ;)
Podział na grupy. Bodzio i ja wybieramy czerwony pieszy, przez Schr. Orzeł, Sowa, prosto na szczyt. Ania z Kubą ciut lżejszą rowerową alternatywę (którą i tak opacznie kończą na czerwonym pieszym:)))
W drugiej, najcięższej, części podjazdu zaliczam "do trzech razy sztuka" i za trzecią próbą podparcia się na podjeździe nie udaje mi się wypiąć. Gleba. Patrzę na Bodzia, temu na twarzy wykwitać zaczyna gigantyczny uśmiech. No niech Cię!!! Ale i mnie do płaczu daleko. Notuję dziurę w kolanie, dziurę w nowej bluzce i wracam na rower. Po dojechaniu na szczyt piwko i woda utleniona poszły w ruch czym prędzej. Zaraz dołącza do nas pozostała dwójka. A i po chwili ukazuje się Merlin, zdobywający tego dnia szczyt już po raz drugi.


Pierwsza tego dnia ranka wojenna.

Podczas gdy ja przeprowadzam pilną piwną rehabilitację, Bodzio testuję wpierw mojego Krossa (dziwiąc się jak ja się mogę nie wypinać z tak luźną sprężyną w pedałach:)), a później Kuby Cube`a.





Dalsza część trasy prowadzi nas na Małą Sowę i pyszny zjazd żółtym pieszym do krzyżówki ze Srebrną Drogą.
W tym miejscu jestem świadkiem gigantycznego skoku adrenaliny u Ani. Po zjeździe na ustach wielki uśmiech, nogi z wrażenia nie mogą przestać się trząść (znam i ja to dobrze:).
Aneczko - wielkie olbrzymi brawa dla Ciebie za wszystkie zjazdy tego dnia; a były one zdecydowanie nietrywialne. Dajesz czadu pierwszorzędnie!










Zjazd czerwonym ze szczytu W. Sowy na Przeł. Jugowską. Kuba pięknie tego dnia cisnął, nie odpuszczając zjazdom ani na chwilę :)

A tu już z po zjeździe z Rymarza z powrotem na Jugowską. Staję, wyciągam aparat by cyknąć Zwierzakowi fotkę, Ania śmiga przede mną wykrzykując z radością - "zjeżdżam z dupskiem za siodłem" :))) Radość biła od Ciebie Mała na kilometry :D



Słowa trzy o spdach. Czuć na podjazdach różnicę wielką. Mimo delikatnego lęku przed kolejnymi wywrotkami podjazdy i tak szły bardzo przyzwoicie. A na zjazdach... och na zjazdach! Cóż to za komfort, gdy noga nie lata na wszystkie strony na każdym większym wyboju.

Z Bodziem postanowiliśmy wbić z Zimnej Polany na Kalenicę, pozostawiając Kucharzy przy ognisku :) Żałowaliśmy jedynie, że aparaty zostały przy naszych małżonkach, bo rzepakowe widoczki z wieży były zupełnie wyjątkowe. Zorientowałam się wtedy, że to chyba mój pierwszy raz na Kalenicy wiosenną porą. Nigdy podjazd z Zimnej Polany na szczyt nie poszedł mi z takim luzem. Wymiękła moja głowa, nie mięśnie czy technika, przed trudnym kawałkiem. Brak dostatecznej wiary w siebie kazał mi wypiąć się zawczasu, zamiast podjąć próbę. Głupia!

Po napełnieniu brzuchów na Zimnej, po zjeździe na Jugowską, kolejny cel to znów wdrapać się na Kozie Siodło. Z niego żółtym dojazd do Schroniska Sowa. Tam czas na zimnego, wybornego Kvasnicaka oraz pyszną kawę i herbatę ;p
Ostatni z kolej hit tego dnia to pokazanie moim towarzyszom zielonego pieszego spod Schroniska Sowa do szosy przed Sokolcem. Krótki, ale jakże treściwy to kawałek porządnego zjazdu :)





Na Przeł. Sokolej trójka pakuje się do samochodów, ja postanawiam wrócić do domu tak jak dotarłam na miejsce spotkania, czyli rowerem.

W tym miejscu pragnę również poinformować, że ostatni to raz katuję Wasze oczy tymi zaplamionymi fotkami (dzięki aparatowi Ani i Cyborga na niektóre z dodanych do wpisu zdjęć idzie patrzeć z przyjemnością). Ostatecznie mój Lumix dokonał żywota.

Pełen luz, ciężka trasa, kupa śmiechu, pyszne jadło i wspaniałe towarzystwo - i o to właśnie w tym chodzi! :D



Komentarze
mors
| 18:39 piątek, 2 maja 2014 | linkuj też zwróciłem na to uwagę. ;)
alouette
| 16:40 piątek, 2 maja 2014 | linkuj Ale się zgrałyśmy! Tego samego dnia założyłyśmy niemal identyczne bluzki:)
ryjek
| 19:25 środa, 30 kwietnia 2014 | linkuj Fantastyczny pomysł Emi, oby więcej takich spontanów :)
mors
| 20:02 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Ta nowa bluzka bez rękawków w kwietniu i ZIMNA Polanka to bardzo sympatyczne zestawienie. ;)
A i rana też ładna. ;)
Toomp | 19:33 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj No właśnie to ja miałem jechać w niedzielę w sowie, a Ty malutka w sobotę. Jak się okazało to wyszło odwrotnie ;D. Ja również żałuję, że się w końcu nie zgadaliśmy na wspólny wypad :).

Ania miło słyszeć, że tak wspaniale idą Ci zjazdy :))). Więc trenuj solidnie bo w końcu czas by pomyśleć o wypadzie na Masyw Ślęży, a tam tak lekko jak w Sowich nie będzie. Oczywiście myślę tu o mocniejszej grupie terenowej, w której to już teraz Ciebie widzę :)))).
Lea | 17:12 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Jeszcze do tego dochodzi pieszy 8.02.2014 z luźnej okazji moich urodzin :)
Myślę, że to fajny pomysł jest by wstępnie się zacząć umawiać na koniec maja na sowi wypad. Może reszta ekipy z przyjemnością by dołączyła. Byłoby więcej plecaków do rozdzielania po nich kiełbasami i piwkami :D
ankaj28
| 16:55 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Emi, zauważyłam właśnie pewną prawidłowość: 26.02.2014 (pieszo), 30.03.2014 (pieszo), 27.04.2014 (rower!!) - to daty mojej bytności w Sowich w tym roku. Idąc tym tropem, to następna data to powinno być 25 lub 31 maj, co ty na to?.
ankaj28
| 14:50 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Aniu:
Cieszę się ogromnie, że zauważyłaś dalszy brak mojego kontaktu z ziemią. Naprawdę nie przewróciłam się jeszcze tak centralnie, jak EMI, ale kilka razy - zwłaszcza na żółtym szlaku - podpierałam się ostro. ale noga tak lekko wychodzi, że to coś nieprawdopodobnego.

EMI:
Zapomniałam w relacji dopisać, że mój rower też jest ci wdzięczny. Dzięki Tobie przetestowałam fulla na fulla i już nie zamienię go na lepszy model. Obserwować cię jak śmigasz po terenie, jak taka mała pchełka to czysta przyjemność.

Zarazku:
Potwierdzam, że piesi turyści są tutaj fantastyczni i niezawodni - ja jechałam ostatnia, więc widziałam i słyszałam niektóre komentarze. Po prostu wszyscy nie tylko ustępowali, ale jeszcze byli pełni podziwu, a już nad płcią słabszą szczególnie (choć w przypadku Emy to złe określenie).
Przymocowana | 12:40 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Bodzio - polecam się na przyszłość :)

Zarazku - nie wiem jeszcze jak smakuje gleba w spd na zjeździe. Jeśli (mam nadzieję, że nieprędko to nastąpi, a właściwie to w ogóle nigdy:) kiedyś jej zakosztuję to pewnie przestanę piać z zachwytu :P
A turyści piesi - zaskakujące jest to, że prawie nigdy nie zdarzają się niemiłe słowa skierowane pod adresem rowerzystów, o ile zachowują oni choć szczątki zdrowego rozsądku na pieszych szlakach. Turyści raczej ustępują miejsca i z radością przyglądają się zjazdom. Fajnie wtedy jechać za kimś i patrzeć na miny pieszych, które na naprawdę hardkorowych zjazdach potrafią być oszałamiające ;)
zarazek
| 12:14 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Wydawało mi się, że na takich ciężkich zjazdach to własnie lepiej nie mieć SPD. A tu się okazuje, że wprost przeciwnie. Tak czy inaczej, dla mnie to ogólnie hardcore to robicie, a co dopiero z butem przymocowanym do pedały... :O A propos - zabiliście już jakichś turystów szlakowych? Chyba nieźle klną na takich downhillowców. ;)
cerber27
| 11:26 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Jeszcze raz wielkie dzięki Emi za super ciężka trasę, towarzystwo i bardzo udany dzień :) Do zobaczenia już niebawem. Pozdrower
lea
| 11:14 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Dzięki Aniu! Następnym razem, gdy nie będzie to tak spontaniczny pomysł z dnia na dzień, trzeba będzie większą ekipą pobujać się po Sowich.
Ja nie wiem właśnie o co chodzi z tymi Ani anty-glebami. Rzeczywiście ino jakimiś lichymi siniakami mnie wkurza :))) Naprawdę będę musiała przemyśleć w Jesenikach to podkładanie nóg, badyli i innych przeszkód pod Jej koła i w szprychy :P
anamaj
| 11:10 wtorek, 29 kwietnia 2014 | linkuj Super wyjazd !! Czytałam z zaciekawieniem twoją relację. Kilka gleb w SPD juz miałaś, a Ania jeszcze nie ?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zylub
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]