avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

1000 - 1500 w pionie

Dystans całkowity:7716.96 km (w terenie 1727.00 km; 22.38%)
Czas w ruchu:389:52
Średnia prędkość:17.43 km/h
Maksymalna prędkość:68.40 km/h
Suma podjazdów:139877 m
Liczba aktywności:116
Średnio na aktywność:66.53 km i 3h 51m
Więcej statystyk
  • DST 47.70km
  • Teren 40.00km
  • Czas 04:07
  • VAVG 11.59km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 1390m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 5 grudnia 2015 | Komentarze 3

Uczestnicy


W końcu po bardzo długich staraniach nieszczególnie usilnych, ale niepozbawionych intensywnych myśli na temat tychże odwiedzin, trafiłam w Góry Kaczawskie. I to w jakim towarzystwie?!
W końcu udaje nam się z Profesorkiem zgrać i pojeździć jak za starych lat - sami, we dwójkę. Cieszę się z tego bardzo.
Bo wiem, że z Psorem nigdy nie jest nudno :)
W trasę ruszamy z Wojcieszowa.
Od początku czeka nas mocny podjazd asfaltowy do terenu, którym później wspinamy się prosto na najwyższy szczyt Gór Kaczawskich - Skopiec. Kolejny szczyt do mojej rowerowej Korony Gór Polski. Powoli zbliżam się do celu jeśli idzie o część sudecką :)

Po drodze wspaniałe widoki!


Na szczycie chwila na medytację...

(fot. Prof)

... oraz trochę tańców ludowych...



(fot. Prof)

Cała trasa obfituje w cudowne widoki na pasmo Karkonoszy. Niby wciąż to samo, ale oczu nacieszyć nie mogę i co i rusz staję by się napatrzeć i cyknąć fotkę.


Góry Kaczawskie nie należą do szczególnie skomplikowanych technicznie, ale - jak się okazało tego dnia - na podjazdach potrafią dać całkiem porządnie popalić. Co Tomkowi zdaje się nic a nic nie przeszkadzać ;)


W stronę Łysej Góry, a wpierw, przed szczytem, w stronę słonecznej przerwy pod schroniskiem. Nad piwkiem. I pierogami.

(fot. Prof)

"Podjazd" na Okole. Nie jest lekko. Dojazd cudowną łąką, na której się trochę rozodziewamy, bo jesteśmy zdecydowanie zbyt grubo ubrani jak na towarzyszącą nam wspaniałą, iście wiosenną, aurę. Za łąką zaczyna się kamieniste podejście, którego nie wyobrażam sobie aktualnie zrobić w siodle. Wycieczka piesza również smakuje wybornie :)


I widok z Okola. Białe placki to śnieg na stoku narciarskim z Łysej Góry, którą niedawno opuściliśmy. Świetnie te białe kropki wyglądały.





(fot. Prof)

Z Okola zjeżdżamy do Wojcieszowa, gdzie okazuje się, że godzina jeszcze pozwoli na wdrapanie się na trzy szczyciki, z Marcinkiem na końcu. Szczytu nie udaje nam się znaleźć, bierzemy go lekko bokiem. Na zjeździe znów mijamy morderców zwierząt. Na końcu zjazdu, przed samym Wojcieszowem, na łące mordercy rozpalają ogień, mając za towarzyszy kilka sztuk zwłok zamordowanej wcześniej zwierzyny. Bardzo niemiły widok.


Niezależnie od przykrej końcówki wypad był wyśmienity!
Pogoda dopisała.
Towarzystwo tym bardziej.
Zgodnie stwierdziliśmy, że - jak na nas przystało - daliśmy sobie dość porządnie w kość.
I taki był plan! :-D
Dzięki Psorze!!!




  • DST 64.70km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:17
  • VAVG 15.11km/h
  • VMAX 46.00km/h
  • Podjazdy 1330m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 28 listopada 2015 | Komentarze 3

Uczestnicy


Zaprzeczając dalekosiężnym planom umawiamy się z Tomkiem na zimową jazdę szybko i konkretnie.
9:00. Start - Świdnica.
Pogoda poranna wielce zachęcająca.
Wszyscy stawiają się o czasie :-) i możemy ruszyć w świat.
Radośnie zostaję oddelegowana na przedownika dzisiejszego wypadu, ku wielkiej mej radości stając się przy okazji towarzyszem pierwszego Tomkowego rowerowego wjazdu na szczyt Wielkiej Sowy.
Trochę wieje (do niedzieli - dnia następnego - myślałam, że wiało w sobotę dość mocno:)) dlatego dość szybko odbijamy z asfaltu i wjeżdżamy w teren ponad Jeziorem Bystrzyckim i Michałkową. Do Glinna. I dalej niebieskim na Przełęcz Walimską.



I już w śniegu na niebieskim pieszym Glinno - Walimska:






Na Walimskiej krótka przerwa na popas.
Tutaj też krótka narada którędy jechać. Sugeruję delikatny fioletowy, bo ze śniegiem jeszcze nie jest zupełnie komfortowo i niebieski na szczyt wydaje się nieszczególnie dobrym pomysłem.
Zatem fioletowy.
Po drodze piękne widoki i pożegnanie chwilowe ze Słońcem.
Wjeżdżamy w pięknie zabarwione przez Słońce (NA RÓŻOWO!! :-) ), cieniutkie chmury...




Na szczycie chwila przerwy.
Wieża otwarta.
Krótko rozmawiam z Panem Wieżowym - Mateo, który donosi mi, że w środku ma - (słownie: MINUS) 3,5 stopnia C.
Nie ukrywam zdziwienia.
I nie zazdroszczę.
Jednak za serce Mateo ujmuje mnie ukazując mi śpiącego obok niego pod kocem szczytowego Kota. I stwierdzeniem, że musi przyjść na górę choćby po to by kocura nakarmić. Słoooodko!! :)


Na zjazd wybieramy czerwony pieszy do Schroniska Sowa, gdzie decydujemy się przycupnąć przy cudownie nagrzanej kozie, nad Opatem i pomidorówką.


I przemiła niespodzianka - do środka wchodzi Toomp, który - jak się okazuje - podąża po naszych śladach aż od Glinna :-) Chwilę siedzimy razem, ale nasze piwo się kończy, plany dalszej drogi rozmijają się więc po pogawędce i rozgrzaniu ruszamy dalej.
Z TomDygiem zjeżdżamy na Przełęcz Sokolą, stąd do Sierpnicy i w rowerowy szlak, który zeszłej Zimy z Radziorem wybraliśmy jako ulubioną alternatywę zjazdu do asfaltu w Jugowicach.
Po drodze powoli zaczyna się z powrotem przez chmury przedzierać Słońce:


Aby na ostatnich 20 kilometrach znów nieprzerwanie nam towarzyszyć przywracając jesień:


Dzięki Tom!




  • DST 61.90km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:30
  • VAVG 17.69km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Podjazdy 1050m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 21 listopada 2015 | Komentarze 8


Weekend miał być spędzony w całości w szkole.
Wyszło inaczej.
Skutek - pierwsze smagnięcia Zimy.
Po części nie smagnięcia a biczowanie. Na gołe ciało. Rzemieniami pokrytymi kolcami.
Ale przeżyłam to.
Jestem cała, zdrowa i gotowa by kontynuować podbijanie zimowych Gór...

Specjalnie dla Morsa jako małe zadośćuczynienie za ociąganie się ze ślężańskim wpisem :P

Początek Zimy nad Glinnem. Nic nie swiastowało tego co mnie czekało później...


A czekał mnie wjazd w zamieć śnieżną, która prawie mnie pokonała.






Ale na Szczyt dotrzeć się udało i tym samym rozpocząć Rowerowy Sezon Zimowy!




Do Świdnicy wróciłam przemoczona, przemarznięta do szpiku, w ciemności.
Bo jednak ważne jest również to jak się ZACZYNA... :P




  • DST 71.10km
  • Teren 23.00km
  • Czas 04:11
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 56.00km/h
  • Podjazdy 1380m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 6 listopada 2015 | Komentarze 1


Wspaniała pogoda wciąż się utrzymuje. Korzystam.
Tego dnia postanawiam trochę pokręcić bez konkretnego szczytowego celu.
Robię zielony szlak strefowe przez Cesarskie Skałki w przeciwnym niż zawsze kierunku.
Jedzie się wyśmienicie.
Po zjeździe z zielonego objeżdżam szczyt Sobonia i docieram do Rozdroża pod Moszną.
Stąd znów na zielony i czerwony pieszy i nimi dojazd do Rzeczki.
Dalej stokami Wielkiej Sowy do Glinna i już asfaltem powrót do domu.









  • DST 59.70km
  • Teren 9.00km
  • Czas 03:16
  • VAVG 18.28km/h
  • VMAX 66.00km/h
  • Podjazdy 1190m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 4 listopada 2015 | Komentarze 0


Jak nie dodam szybko zaległych wpisów to nie zrobię tego nigdy.
Wciąż wspaniała Jesień za oknem, z której korzystam jak tylko mogę najczęściej.



Wartwa inwersyjna NIEPRAWDOPODOBNIE się prezentowała tego dnia, oglądana z tej strony.




  • DST 85.80km
  • Teren 7.00km
  • Czas 05:30
  • VAVG 15.60km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Podjazdy 1170m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 31 października 2015 | Komentarze 4


Emocje opadły i nie będę nawet próbowała ich odtworzyć, bo jestem z góry skazana na porażkę.

Podczas doświadczania wschodu Słońca na szczytach bodźce tak silnie oddziałują na zmysły i emocje, że niemożliwym jest by ubrać je w słowa.
Nie, inaczej.
Dla mnie jest to niemożliwe, gdyż nie dysponuję takimi narzędziami i umiejętnościami, które pozwoliłyby mi na to.
Więc daruję sobie tym razem nieśmiałe próby opisania tego poranka. Tego wspaniałego czasu zlepienia nocy z dniem, ciemności z brzaskiem, baśniowości tych kiludziesięciu minut, podczas których kurtyna unosi się do góry, a monumentalny podniebny reflektor zaczyna ukazywać skrywane do tej pory tajemnice. Ezoteryka tych kilku chwil, tajemna wiedza dedykowana nielicznym, którzy zrezygnowali z uciech nocy, na rzecz doznań poranka, zalewa moje serce i duszę, przenosi na chwil kilka do świata pełnego  wrażeń i emocji, a pozbawionego zbędnej analizy.
Nie żałuję, że nie chce mi się częściej. Bo dzięki sporadyczności tych wypadów nie tracą one w moich oczach na wyjątkowości. Za każdym razem odnoszę wrażenie jakby to był mój pierwszy raz z Jutrzenką.

6:19


6:36


6:41


6:43


W dole wspaniała pierzyna:




7:01


7:05


Ze szczytu decyduję się zjechać niebieską pieszą ścianką na stronę polską. Z jedną podpórką, ale zjazd wychodzi całkiem przyzwoicie.



Szybko wracam z powrotem do Łomnicy, która jeszcze śpi przykryta warstwą porannej mgiełki.


Po prawe Ruprechitcki Szpiczak,




Nad Jeziorem Bystrzyckim:


Do domu wracam o godzinie 9:00, szybko się ogarniam i po 10:00 ruszamy z Kubą szynobusem do Wrocławia, na cmentarze. Zabieramy ze sobą rowery, by po mieście nie tłuc się komunikacją miejską. NIE ZNOSZĘ jazdy rowerem po Wrocławiu!!!



Szpiczak:

Wrocław:



  • DST 69.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:50
  • VAVG 18.00km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Podjazdy 1470m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 30 października 2015 | Komentarze 2


Tego dnia mam dwa cele:
1. wdrapać się na Kozie Siodło zielonym szlakiem pieszym odbijającym w lewo z szosy za krzyżówką Sokolec-Jugów-Przełęcz Jugowska z dwoma mocniejszymi kawałkami na trasie.
2. Z Wielkiej Sowy zjechać bez postojów do Walimia, wciąż żółtym szlakiem pieszym, przez Małą Sowę.

Punkt numer dwa prawie udany. Dwa razy po kilka sekund straciłam - wpierw konieczność poprawienia kasku, który mi zleciał na oczy, później, pod koniec, wyciągnięcie sporej gałęzi, która mi wlazła między tylne widły a koło. Poza tym żadnych przerw spowodowanych błędami technicznymi na zjeździe. A lekko nie było - trasa pokryta grubą warstwą liści, spod których nie było widać morza kamieni na szlaku. A może to i wręcz było pomocne... :)
W drugiej połowie niemałe spustoszenie, które poczynili ścinacze drzew.
Jestem zadowolona. Kolejna próba moich lęków zjazdowych pooperacyjnych zdana na 4+.








  • DST 63.40km
  • Teren 7.00km
  • Czas 03:14
  • VAVG 19.61km/h
  • VMAX 60.00km/h
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 28 października 2015 | Komentarze 3


Wiało nielicho!
Pogoda jednak wciąż piękna więc wykorzystując to zapuściłam się w okolice kompleksu "Włodarz", podąrzając leśną ścieżką rowerową w kierunku przeciwnym do tego który zawsze do tej pory obierałam wracając do domu.











Podczas tej wycieczki stwierdziłam, że napęd (korba, łańcu, kaseta i kółka tylnej przerzutki) chodzi już tak fatalnie, że czekanie jeszcze kilku dni dłużej z jego wymianą może ostatecznie poskutkować rozkraczeniem się śmiertelnym roweru gdzieś na trasie.
Pojechałam, oddałam, na drugi dzień przed pracą odebrałam.
Postanowiłam przejść z trzy- na dwurzędową korbę. Póki co wrażenia ani na plus ani na minus. Jest dobrze :)








  • DST 75.30km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 19.06km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt KROSSowy

Poniedziałek, 26 października 2015 | Komentarze 2


No i zaczął się.
Wspaniały tydzień prawdziwie złotej polskiej Jesieni.

Wyjazd początkowo tak trochę bez celu. Ostatecznie stanęło na Andrzejówce.
Jednakże w trakcie jazdy zaczęłam czuć mocne zmęczenie. Pomyślałam - nie dotrę na górę. I wtedy zrobiłam coś zupełnie do siebie niepodobnego - zwolniłam :) Bardzo zwolniłam. Stwierdziłam - będę jechać takim tempem i zobaczymy dokąd mnie to doprowadzi. Okazało się, że nawet w bardzo kiepskiej formie można wiele jeśli tylko człowiek odpuści. Stara baba i takie konkluzje. Brawo!
Tak czy siak okazało się, że wolniejsze tempo mnie nie męczy, a wręcz zaczęłam powoli odzyskiwać siły. Dzięki czemu możliwym było zahaczenie jeszcze o Waligórę.



Widok na Suchawę, Kostrzynę i Włostową.


Jesień pod ruinami Schroniska na stoku Waligóry.


Z Waligóry jadę na singiel czarnego pieszego i dalej na Trzy Strugi. Stąd już asfaltem do domu.






  • DST 90.90km
  • Czas 04:25
  • VAVG 20.58km/h
  • VMAX 50.00km/h
  • Podjazdy 1180m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 29 września 2015 | Komentarze 7


Nie miałam się ocierać o to miasto. Miałam je w każdym momencie trasy mieć obok, ale w bezpiecznej odległości.
Ale remont drogi gdzieś na trasie Nowe Bogaczowice - Jaczków zweryfikował moje plany na dzisiejszy dzień. W Starych Bogacz. obrałam kierunek na Strugę i przez jakiś czas jechałam zupełnie dla mnie nieznanymi drogami, ciut za blisko Wałbrzycha. To miasto (i jego okolice: Szczawno-Zdrój, Boguszów-Gorce) napawają mnie lękiem. Nie wiem dlaczego, ale wystarczy sama świadomość, że dojeżdżam w pobliże Wałbrzycha bym się zaraz zaczęła gubić... Lęk przed zabłądzeniem mnie nie opuszczał przez cały okres Stare Bogacz. - Unisław Śląski :-)

Poza tym pogoda marna. Pierwszy raz dziś wyjazd z kominiarką. Przez długi czas mgły i szarość przygnębiająca. Wiatr niby nieszczególnie mocny, ale jakiś wkurzający. A tak po prawdzie to po prostu ja miałam bardzo słabą dziś formę i usilnie szukam usprawiedliwień :-P

Na WIELKI plus - zaktualizowana playlista w uszach działała cuda. Super-przystojny drwal (z piłą łańcuchową to też drwal?) uciekający mi z wielkim uśmiechem spod kół uprzyjemnił mi ostatnie kilkanaście kilometrów powrotu do domu :-D No i Słońce, które nieśmiało zaczęło wyłazić zza chmur na końcówce trasy...

Na SPORY minus - na trasie przez jakiś czas doskwierało mi operowane kolano. Przesadziłam z podjazdami na stojąco. Później się uspokoiłam, mocno zwolniłam, zmiękczyłam przełożenia i przeszło. Jest nauka.

Dziękuję. Pozdrawiam. Do pracy MARSZ!!


..... Coś BS protestuje i nie chce mi wrzucić zdjęć. Nic tam. Trudno. .....