avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:1315.80 km (w terenie 292.00 km; 22.19%)
Czas w ruchu:72:15
Średnia prędkość:18.21 km/h
Maksymalna prędkość:71.30 km/h
Suma podjazdów:13870 m
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:73.10 km i 4h 00m
Więcej statystyk
  • DST 47.33km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 19.86km/h
  • VMAX 42.60km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Środa, 14 sierpnia 2013 | Komentarze 7

Kategoria Masyw Ślęży


Pracy dziś mnie trochę czeka, poza tym mam nakaz oszczędzania sił przed jutrem, ale odpuścić małej rundki już sobie nie umiałam.
Padło na Radunię, bo blisko i fajnie, a co najważniejsze - miałam tam do załatwienia jedną sprawę, a mianowicie zjazd ze szczytu, którego nigdy wcześniej nie udało mi się pokonać na rowerze. Jest to marne kilkanaście, może 20 metrów, dosyć ostre, sypkie, z zakrętem. Nie miałam z tym kawałkiem do tej pory szans. Aż do dziś :)
Za trzecim podejściem się udało, mało zgrabnie, ale całość ze stopami na pedałach :D
Oczywiście w drodze powrotnej już standardowo zjazd łatwiejszą połową niebieskiego pieszego, co by pamiętać, że kiedyś się go panicznie bałam :-)



  • DST 76.77km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:37
  • VAVG 16.63km/h
  • VMAX 66.10km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Niedziela, 11 sierpnia 2013 | Komentarze 11

Kategoria Góry Sowie

Uczestnicy


Jak to Młody rzekł u siebie - po wczorajszej wycieczce potrzebna była mała rozkrętka. Padło na Wielką Sowę. Spotkanie na Przeł. Jugowskiej. Ja rezygnuję z dojazdu nielubianą trasą przez Pieszyce i cisnę Michałkowa, Glinno, dojazd do drogi na Przeł. Walimską, jadę w dół chwilę w stronę Rościszowa aż natrafiam na czerwony szlak rowerowy okrążający W. Sowę. Nie spodziewałam się tak ciężkiego początku, przez co na miejsce spotkania przyjeżdżam ciut spóźniona. Budzę Młodego i po chwili ruszamy czerwonym pieszym w stronę szczytu. Idzie mi dobrze, zważywszy na powczorajszą wycieczkę. Na Sowie nie zatrzymujemy się - Mariusz aż się pali na zjazd czerwonym w stronę Schroniska Sowa. Na trasie kupa ludzi, ale rozsądnie przed nami odskakują :D Uradowani dojeżdżamy do fioletowego, po czym kierujemy się znów na szczyt, tym razem czerwonym rowerowym. Na szczycie dłuuuuga sielanka. Następnie zjazd na Kozie Siodło, żółtym w stronę Sowy, czerwonym do Orła i Rzeczki. Pod Orłem jeszcze postanawiamy porozkoszować się widokami przez chwilę. Następnie szybki zjazd do Rzeczki i rozstanie.
Dzięki Młodzieniaszku za ten wypad!

Na zdjęcia dziś zabrakło czasu :)


  • DST 101.79km
  • Teren 40.00km
  • Czas 06:20
  • VAVG 16.07km/h
  • VMAX 68.20km/h
  • Podjazdy 2062m
  • Sprzęt ZaSkarb

Sobota, 10 sierpnia 2013 | Komentarze 11

Uczestnicy


Kochany Ryjek po raz kolejny ustalił na weekend trasę po swoich górach.
Dla mnie wycieczka inna od pozostałych, może to przez jesień, która powoli zaczyna się rozpanaszać w moim ciele..? Wspólnie z Ryjkiem oddawaliśmy się wczoraj, częściej niż nam się to zdarza w letnich okolicznościach, zadumie.
Bardzo to interesujące doświadczenie :)
Dzięki Wam wielkie za ten wspaniały dzień i za to, że nie odstraszyła Was licha dość pogoda.
Jak zwykle - nic tylko konie kraść :D

Spotkanie w Kłodzku i razem z Ryjkiem, Młodym, Ra i Toompem ruszamy do Zieleńca gdzie czekać na nas będą Bogdan i Tomek.


Po drodze wiele razy był czas na rozodzianie, przyodzianie i tak w kółko...


Na rozjeździe, w oczekiwaniu na wskazówki Przewodnika:


Na podjeździe pod Orlicę:




Zupełnie niecodzienny widok zamyślonego Mariuszka:)


Przed szczytem Orlicy nie tylko Toomp raduje oblicze bezproblemowym podjazdem w swoim wykonaniu:






Ze szczytu Orlicy:


I jazda w dół, cudna jazda!


W oczekiwaniu na ekipę pieszą:


Trochę słonecznych radości pod Velką Destną:


Na szczycie:


I na dobre zakończenie Przewodnik - jeszcze raz wielkie dzięki!!


  • DST 63.93km
  • Teren 22.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 13.46km/h
  • VMAX 54.70km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Czwartek, 8 sierpnia 2013 | Komentarze 2

Kategoria Karkonosze


Ach ten Toomp i jego GraniczMOki :D
Po naszej ostatniej fajowej jeździe zielonym szlakiem pieszym wzdłuż granicy polsko-czeskiej w Górach Suchych nieszczególnie długo rozważałam czy dołączyć do Toompa i tym razem.
I dla mnie i dla Niego był to pierwszy raz na zielonym szlaku granicznym biegnącym z Okraju.
Pierwsze kilometry były genialne. Pogoda, mimo paskudnie upalnych zapowiedzi, bardzo przyjemna; nastroje dopisywały; szlak od Okraju śliczny....
... do czasu. Po ok. 10 km zmienił się nie do poznania i praktycznie do końca pozostał już paskudą. Skutecznie wyprowadziło nas to z równowagi, bo nie na to się pisaliśmy.
Żałować ostatecznie nie żałuję, bo co przejechałam/poniosłam/poprowadziłam to moje. Następnym razem będę wiedzieć już gdzie się nie pchać, a początek trasy był na tyle ujmujący, że nawet końcówka nie była w stanie zupełnie zepsuć mi tego wypadu.
Po zjeździe do Bukówki popas, odpoczynek, krótka kąpiel i ruszamy w Góry Krucze, bo czasu jeszcze ciut przed zmierzchem pozostało.
Oznakowanie szlaków w Kruczych po raz drugi okazuje się fatalne, co i rusz się gubimy, na koniec na ostrym i krótkim podjeździe, który chciałam wziąć bez rozpędu, boleśnie nabijam się na ramę. Tego już za wiele!! Siedzenie na siodle okazuje się prawie niemożliwe, wracamy na asfalt, do samochodu i do domu.
Trasa pełna przygód, śmiechu, bluzgów, pięknych widoków i odrobiny bólu, czyli niezły letni misz-masz :)
Dzięki Toomp!



Widoczki z podjazdu na Przełęcz Okraj:




A to już Karkonosze widziane z zielonego granicznika:




I schronisko Jelenka:




Toomp sprawdza czy da się dalej jechać. Przez chwilę, krótką chwilę się nie dało:


Ujmujący toompowy uśmiech :D




Rzut oka na zalew Bukówka:


A Toomp pokazuje ile ma jeszcze siły do przedzierania się przez dzikie ostępy leśne:


Jak widać sił mu nie brakowało. Na końcu nawet mi pomógł dotaszczyć rower na górę, bo chyba wyglądałam jakbym lada chwila miała paść trupem ze zmęczenia:




A po wspinaczce czas na chwilę orzeźwienia:


I Bukówka:






  • DST 22.57km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:26
  • VAVG 15.75km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Środa, 7 sierpnia 2013 | Komentarze 1


Przed pracą miałam niewiele czasu, wcześnie rano również nie mogłam wyruszyć więc postanowiłam szybciutko poszukać gdzieś w pobliżu domu nowych ścieżek, którymi można by pośmigać z Kubą.
Z mapy wyglądało jakby czerwony szlak pieszy biegnący z Książańskiego Parku Krajobrazowego przez Witoszów Górny, Modliszów, Bystrzycę Grn. itd nadawał się do tego doskonale. Pojechałam sprawdzić jak to wygląda. Wystartowałam z Witoszowa Górnego. Początkowo droga wygląda bardzo przyjaźnie choć nieszczególnie interesująco:


Szybko się kończy ta gładka jak stół szutróweczka i szlak przechodzi w bardziej przyjemne dla oka i kół roweru takie klimaty:


Jedzie się nie najlepiej ze względu na spore nachylenie i śliską po nocnej ulewie nawierzchnię. Ale podoba mi się.
Szybko się radość kończy, gdy nagle szlak przechodzi w coś takiego:


Przez sporą część dalszej drogi rower trzeba prowadzić, bo droga jest zupełnie nieprzejezdna (miejscami ledwie da się przejść).
Marne 5 kilometrów, a męczarnia Konkretna.
Zdążyłam dojechać ino do Modliszowa i trzeba było zjeżdżać by wyrobić się przed pracą.
Następnym razem czeka na mnie inna część tego szlaku, oby okazała się bardziej przystępna.

  • DST 50.97km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 19.73km/h
  • VMAX 41.70km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Wtorek, 6 sierpnia 2013 | Komentarze 6


Rano pojeździliśmy po sklepach. W serwisie oglądaliśmy całkiem fajnego Gianta, ale rama jednak trochę za duża. Później poszukiwania ciuchów rowerowych, co w Świdnicy nie jest zajęciem prostym. Ale ostatecznie udało się.
Po powrocie do domu wsiadam na rower i przez Boleścin, Krzczonów, szutrem do Gogołowa zmierzam do Jagodnika na chwilę. Krótkie i upalne 20 km. Po 17:00 wyruszamy już razem. Za zadanie miałam wynaleźć krótką trasę z odrobiną zróżnicowanego terenu. Myślę, że spisałam się na medal :D
W Bystrzycy Górnej wbijamy się w lewo w nieoznaczoną drogę leśną i pniemy niebanalnym i miejscami dość stromym podjazdem do żółtego pieszego. W tym miejscu widać, że Kuba zacięcie ma, chęci duże, marudzenia brak, tak jak i kondycji. Ja jednak jestem ciekawa co pokaże na zjeździe w stronę Jez. Bystrzyckiego, a konkretnie do źródełka. Zjazd ten zdecydowanie nie należy do prostych. Pierwszy ciężki kawałek zjechałam pierwsza i czekałam na dole. Szczena mi opadła do samej ziemi, gdy zobaczyłam, że i Kuba bez pardonu pyknął ten kawałek. Żałuję, że nie podeszłam z aparatem do góry, ale szczerze - absolutnie nie spodziewałam się, że to zjedzie.
Po reakcji ze zjazdu widać, że to jest to co mu się podoba. Choć wspominałam, że bez jazdy po asfaltach się nie obejdzie, jeśli w przyszłości chce dołączyć do wycieczek 100-150 km z dużą dawką terenu. Myślę, że będzie git!! Dumna jestem z niego niezmiernie :)







  • DST 71.51km
  • Teren 13.00km
  • Czas 03:44
  • VAVG 19.15km/h
  • VMAX 56.70km/h
  • Sprzęt ZaSkarb

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 | Komentarze 7

Kategoria Góry Sowie


Tym razem postanowiłam zaatakować W. Sowę z nowej strony i też w innym kierunku pokierować się na zjeździe. Rano, przed popołudniową pracą, to idealny czas na realizację takich planów.

Za Przełęczą Sokolą zjazd w stronę Sokolca; jak zwykle w tym miejscu oczom okazują się urocze widoczki:


Dalej kieruję się w stronę Przełęczy Jugowskiej, ale zaraz za skrzyżowaniem Jugów-Przeł.Jugowska skręcam w lewo w zielony szlak pieszy. Przez 2 pierwsze kilometry pnie się ostro, prawie bez wytchnienia, pod górę. Nie jest lekko, ale mocne postanowienie poprawy na podjazdach nie pozwala mi na odpoczynek. Z trasy rozpościerają się śliczne widoki na W. Sowę:




Oraz w tył, gdzieś na (zdaje się) Góry Kamienne, z ledwie widoczną na fotce kopalnią melafiru w Rybnicy Leśnej:


Ktoś dawno dawno temu postanowił zostawić tu swój kask:


Po dojechaniu zielonym pieszym do Koziego Siodła pakuję się na czerwony pieszy w stronę szczytu Sowy. Zadowolenie z podjazdu - 100%, efektywność - 99%. Ze trzy razy rower stanął i musiałam mu pomóc pokonać przeszkodę; wniosek, który bardzo szybko wyciągnęłam i zastosowałam w praktyce - większa szybkość-przyciśnięcie pedałów na większych przeszkodach i podciągnięcie kierownicy rękoma do góry. Sprawdziło się, bo po tych trzech małych niepowodzeniach, później już wszystko poszło super gładko:


Przed szczytem fota wieży z niecodziennej strony. A na szczycie co? Wieża zamknięta. Bez zatrzymywania się więc ruszyłam przed siebie...


I pierwszy raz w życiu wylądowałam tu:


Z Małej Sowy zjazd żółtym pieszym do krzyżówki z fioletowym. Wrażenia - absolutnie genialne. Przejechane - ok. 97-98% trasy. Dwa razy rower kawałek sprowadziłam. Stromo, dość mocno technicznie, w samotności i przede wszystkim mokro po wczorajszej ulewie - życie mi miłe, nie ryzykowałam. Zadowolenie ze zjazdu - znów 100% :))


Reasumując - chyba najlepsza do tej pory moja wycieczka w samotności. A może po prostu radość mnie wciąż rozpiera po sobotnich wojażach i wszystko wydawało by mi się fajne :)

Mniejsza z tym. Robię postępy więc jest GIT!

  • DST 136.71km
  • Teren 28.00km
  • Czas 07:42
  • VAVG 17.75km/h
  • VMAX 71.30km/h
  • Podjazdy 2063m
  • Sprzęt ZaSkarb

Sobota, 3 sierpnia 2013 | Komentarze 11

Uczestnicy


Upał? Komary? Zerwane łańcuchy? czy też flaki?
Nic nie mogło zepsuć nam tego dnia.
Weekend spędziłam z "moimi" dziewczynami w Kłodzku. Jakże bym mogła nie wykorzystać tego faktu na spotkanie z ekipą na kolejnej git wycieczce?
Tak też się stało - sobota, 8:00, PKS Kłodzko - spotkanie z Ryjkiem, Ra, Feniksem, Anią i Zbychem; kierunek - Pasterka, gdzie umówiony czeka na nas Młody rozkoszujący się słońcem i pięknymi okolicznościami pasterkowej przyrody.
Chwila odpoczynku, naładowania akumulatorów i w drogę. Jak zwykle nie będę się podejmować opisywania gdzie byliśmy, którędy jechaliśmy, dokąd zmierzaliśmy, bo cienki ze mnie bolek okrutnie w tej materii. Na pewno wszystko przepięknie będzie opisane u Ryjka:)
Od siebie napiszę wielkie, olbrzymie podziękowania dla Was wszystkich; a w szczególności:
- dla Feniksa za lampkę nocną, która pozwoliła mi dotrzeć z Wambierzyc do Kłodzka bez uszczerbku na życiu i zdrowiu psychicznym;
- dla Młodego za przewożenie mojego wygazowanego VIPa i dbanie o moją "zapijaczoną" osobę :D
- gratki dla Ani za piękne postępy na technicznych zjazdach!
- brawo dla Ra za życiówkę i piękne zjazdy w Twoim wykonaniu.
Byle następne spotkanie z Wami było szybko szybciutko!



Ukrop prawie od samego rana dawał się we znaki, ale jak widać po uradowanym Ra - nieszczególnie psuło nam to nastroje:






Na końcu najgorszego chyba dla mnie podjazdu tego dnia, który udało mi się pokonać, ale na szczycie prawie padłam trupem:


Zbych tuż przed łąńcuchową bubą:


Czegóż tu brakuje?


No tak:


Węża na szczęście udało się pięknie skuć z powrotem, choć Zibi przez chwilę miał poważne wątpliwości czy uda mu się kontynuować po awarii wycieczkę. Ale doświadczenie uczy, że faceci ze wszystkimi problemami poradzą sobie bezproblemowo i nikt wycieczki z powodu zerwanego łańcucha kończyć nie będzie!


Widoczek z punktu widokowego gdzieś-tam:


I wesoła gromada z wtaszczonym Ryjkowym rowerem w roli głównej:


Młody w uroczy sposób wyraża swoją radość:


W oczekiwaniu na resztę ekipy, obok obóz namiotowy i zjazd-morderca, za pokonanie którego kłaniam się w pas przed Młodym i Ra!!






3 kilometry do celu postoju obiadowego, które zniszczyły większość z nas bardziej niż chyba wszystkie wcześniejsze:


Feniks niekoniecznie świadom tego co nas za chwilę czeka:


A czeka nas 3-kilometrowa wspinaczka w otwartym terenie i temperaturze w okolicach 60 st C...


W końcu dojeżdżamy do Zamku Bischofstein, gdzie czekają już na nas moje dziewczyny. Przywitania, zamówienia, szamanie, aż w końcu zmierzamy do wyczekiwanego (przynajmniej przez trójkę z nas) jeziorka/stawiku. Zamulone dno? I cóż z tego! Woda była rozkosznie ciepła i orzeźwiająca. Młody - Twój atak na mnie nie ujdzie Ci na sucho!!!




Pakujemy się w końcu na rowery i ociężali po obiedzie, zrelaksowani i totalnie przemoczeni po kąpieli ciśniemy dalej...






W pewnym momencie cieszymy oczy widokiem karkonoskim:




Gdzieś pod koniec wędrówki przez Czechy oczom mym ukazuje się znajome pasmo z nie-do-pomylenia Ruprechtickim Szpiczakiem:


W Wambierzycach rozstajemy się z Młodziutkim, który zmierza do domu.
Pozostała szóstka pruje do Kłodzka.
Czeka nas jeszcze jedna nocna niespodzianka, w postaci Zbyszkowego flaka, ale nawet nie zauważamy kiedy udaje mu się wymienić dętkę.
W pokoju melduję się dziewczynom chwilę przed 23.
Jeszcze raz olbrzymie dzięki.
Z Wami to ja bym się genialnie bawiła nawet jeżdżąc cały dzień w kółko po parku :)

Mapkę zakoszę Ryjkowi niebawem.




I na dokładkę kilka słit foci ze specjalną dedykacją dla Młodzieniaszka:)