avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 87.68km
  • Teren 70.00km
  • Czas 07:00
  • VAVG 12.53km/h
  • VMAX 45.90km/h
  • Podjazdy 2432m
  • Sprzęt ZaSkarb
Wymarzone Broumovsko

Niedziela, 11 maja 2014 | Komentarze 14

Uczestnicy


Nachodzą człowieka od czasu do czasu takie wycieczki, których za nic w świecie nie udaje mu się poprawnie opisać. Bo i tak jakby się nie nastarał i nie napocił to nawet w części nie uda mu się przekazać jak wspaniale się bawił. I to właśnie był jeden z takich wypadów.
Sobotnią wrocławską imprezkę urodzinową mojego małego słodkiego bratanka zakończyliśmy około godziny 18:00, spakowaliśmy się z Kubikiem do auta i pomknęliśmy na złamanie karku do Kudowy. Wiedzieliśmy, że Ania z Bogdanem w nieskończoność z pizzą nie będą na nas czekać :)
Wieczór kudowiany upływa w cudownej atmosferze. Mnie już pod koniec oczy zaczynają się kleić, czuję pobudkę o 5tej, czuję uciążliwą jazdę po Wrocławiu. Zadziwiam Bogdana odmawiając chęci przyjęcia ostatniego proponowanego mi piwa, dając tym samym do zrozumienia, zupełnie nieumyślnie, że czas pakować się do wyrek. Zatem pełni nadziei odnośnie niedzielnej pogody kładziemy się spać.

Ja, jak to ja, muszę obudzić się za wcześnie, inaczej nie byłabym sobą. O 6tej zerkam za okno. Pada. Pierwsza myśl – jaką decyzję podejmuje Tomi, docierający do nas z Wrocławia. Jak się okazało za chwil kilka, podjął On decyzję jedyną prawidłową i najlepszą z możliwych i ok. 9:00 stawił się w Kudowie wraz ze swoim Specem :-) I bardzo dobrze, bo pogoda z minuty na minutę staje się coraz znośniejsza, aż w końcu – w chwili wyjazdu – można o niej powiedzieć już nawet ładna.

Następuje podział na dwie grupy.
→ Grupa nr 1, pod dzielnym przewodnictwem Aneczki, składa się dodatkowo z dwóch drabów – Kuby i Artura. Piękny opis Ankajowej trasy znajduje się na Jej blogu.
→ Grupa nr 2, którą perfekcyjnie dowodzi Cyborg;) składa się również z dwóch drabów, ale prócz Przewodnika i Tomiego, w tejże grupie znajduję się również ja.

Początkowo w planie mamy na dzień dobry przejazd przez Skalniaka, z czego rezygnujemy na rzecz niebieskiego szlaku pieszego biegnącego z Rozdroża pod Lelkową do Szosy Stu Zakrętów. Na pierwszym terenowym podjeździe na Rozdroże chłopaki coś sapią, że nie ta forma, że ciężko będzie z taką kondycją zrealizować całą zaplanowaną na dziś trasę... Ponoć kokieteria to domena kobiet, ale okazuje się tym razem, że i faceci potrafią się czasem podrażnić ze słuchaczem, by po chwili już pokazać mu na co ich tak naprawdę stać :D


Z pozdrowieniami dla Wodza z niebieskiego szlaku Rozdroże pod Lelkową-Droga 100 Zakrętów.

Z radością docieramy do Karłowa i pod samo wejście na Szczeliniec Wielki. Pakujemy się na pyszny niebieski pieszy okrążający Szczeliniec Mały, skręcamy na Pasterskie Łąki, które i tym razem urzekają mnie swym urokiem. Po chwili jesteśmy już pod Pasterką. Podczas kręcenia pod Schronisko zaczynają się delikatne namowy Wodza by może stanąć, może uzupełnić minerały...? Nic z tego, nie teraz, Wódz jest nieubłagany. Wyrokuje, że najbliższy pobór płynów będzie dopiero w Americe i basta! Skruszeni pochylamy głowy, przyjmując dzielnie delikatne skarcenie za naszą chwilową chęć małej niesubordynacji. Bo w sumie bardziej niż piwa to chce nam się tego co Wódz najlepszego ma dla nas w zanadrzu. Jedziemy zatem dalej. 


Pod Szczelińcem Wielkim.


Niebieski wokół Szczelińca Małego.


Pasterskie Łąki.

Machowski Krzyż, Pański Krzyż, wszystko idzie całkiem sprawnie. Następuje podjazd pod Bożanowskiego Szpiczaka, którego chyba żadne z nas nie odczuwa. A na szczycie radowanie oczu i serc pięknymi widokami, wspaniałymi humorami i wzajemnym towarzystwem.
Zjeżdżamy z powrotem na Pański Krzyż. Ja zaczynam coraz intensywniej rozmyślać o tym co nas zaraz czeka, czyli pięknych telewizorach na zielonym szlaku rowerowym schodzącym do Martinkovic. Wraz z tą świadomością zaczynają nawiedzać mnie wspomnienia majówkowych gleb. Wiem, że nie mogę sobie pozwolić na te myśli, bo nic z tych zjazdów dziś nie będzie. Wiem, że jeśli się nie przemogę tu i teraz, to następny raz może być nie wiem kiedy...
Dojeżdżamy do celu, jeden zjazd, drugi, osławiony kawałek z największymi telewizorami niestety dziś mnie pokonuje, ale to na pewno przez to, że się Bogdan gapił i mnie rozproszył :P Wszystko idzie wspaniale. Po złych myślach nie ma śladu. Teraz już wiem, że wszystko dzisiejszego dnia może się udać zrealizować. Czy tak będzie? - zobaczymy. Ale nastrój i nastawienie mam wspaniałe więc po prostu uffff... :-)


Bożanowski Szpiczak.


Moja męska obstawa na Bożanowskim:)


Brawo Tomi za pokonanie tego kawałka (najbardziej problematycznego ustrojstwa akurat zabrakło na fotce) w całości!

W końcu docieramy do Ameriki. Tu czas na wypoczynek, chwytanie tych paru fotonów, którym uda się przebić przez ciężkie chmury zasłaniające powoli niebo. Śmiechu kupa. W międzyczasie Przewodnika grupy nr 2 łapie telefonicznie Przewodnik grupy nr 1. Ludzie się tam gubią na potęgę, zaliczają po kilka razy te same pętle wokół Szpiczaka i inne cuda. Absolutnie bez zgody Aneczki, która na wszystkie sposoby stara się trzymać chłopaków w kupie, ale ci jakoś nie chcą Jej iść na rękę :D


Amerika.

A nam powoli zaczyna się robić zimno, czas ucieka przez palce. Wstajemy, pakujemy tyłki na siodła, ja – mimo chłodu, ale świadoma tego co mnie zaraz czeka – zdejmuję softshella. I ruszamy. Czyli przed nami podjazd-morderca. Podjazd, który wyciska z każdego szesnaste poty, doprowadza do palpitacji serca... i niestety również tym razem staję. Każde z nas staje mniej więcej na środku podjazdu. Matko jedyna! Tyle podjeżdżaliśmy, ściany podjeżdżaliśmy, a tu wymiękamy. Ale nie nie nie. Podejrzewam, że nie tylko ja jeszcze policzę się z tym podjazdem i dokopię mu w końcu porządnie!
Ja wiem co mnie teraz czeka, Bogu wie co go czeka. Tylko Tomi jest tu pierwszy raz i zjazd zna ino z teorii. Fajny był, co T.?! :D
I tym razem z końcowym uskokiem żadne z nas sobie nie radzi. Wiem, że się to da zjechać, jestem tego pewna, że nawet na Zaskarze mogłabym dać radę. Tylko jak przekonać się w ostatniej chwili, że ryzykowanie życiem się opłaci, że warto? No dobra, dramatyzuję. Ale ostatnia chwila, kiedy dojeżdżasz, jesteś na tym głazie, widzisz przed sobą to co widzisz i zastanawiasz się – JAK, DO CHOLERY, NO JAK!?! I tu stajesz, bo blokuje Cię strach. Strach do pokonania. W odpowiednim momencie się uda!


Uradowana na końcu podjazdu.


Ostatni kamol, który kiedyś pokonamy!!


Godziny mego oczekiwania mijają. W międzyczasie zdążyłam się wykąpać w przydrożnej kałuży, przespać na przydrzewnym mchu, upolować, wypatrosić i uwędzić jakiegoś starego łosia. W końcu, po dłuuuugim czasie faceci skończyli obgadywać "którędy, pod jakim kątem, kiedy i z kim" i usadzili dupska z powrotem na siodłach, by walczyć z kolejnymi zjazdami nie-do-zjechania tylko w teorii :P

Dalej wciąż jest sporo fajnego zjazdu, podjazdu, potem korzennego odcinka, pysznego odcinka, na którym jestem pierwszy raz i który prowadzi nas do dzikiej chatki w środku lasu, tuż przed Suchym Dulem. Gdzieś po drodze zlewa nas trochę deszcz, ale krótko, więc niewiele sobie z niego robimy.


Na korzonkach.


Relaks pod chatką.

A potem? Potem trochę wiem gdzie jestem, a trochę nie. W końcu docieramy asfaltowym podjazdem z powrotem do Pańskiego Krzyża skąd znów Bogu ma dla nas smakowity kąsek w postaci technicznego zjazdu. W pewnym momencie czuję jak zaczyna odcinać mi prąd. Małe śniadanie i mały banan na trasie to o wiele za mało dla takiego łasucha jak ja. Więc niepomna na otaczające nas obłędne okoliczności przyrody...i niepowtarzalnej, wyglądam jedynie Pasterki i obiadu.
Docieramy, pytamy czy była już tu ekipa nr 1. Była. Szkoda, że nie udało nam się zgrać w czasie, by wspólnie pochłonąć obiad i mikroelementy płynne.
I bardzo bardzo mniej więcej teraz to co było dalej. A była Ostra Góra z genialnym zjazdem. Była Sawanna Afrykańska, która ujęła mnie za serce niebywale. Był gdzieś po drodze dłuuuugi podjazd po raz kolejny na Lisią Przełęcz, który szedł opornie, ale z Wami nie był tak straszny jak byłby w pojedynkę. Był kawałek nie ujęty na mapce, podczas przejazdu którego trafiliśmy na obłędny punkt widokowy na skałkach. No i był zjazd czerwonym pieszym do samej Kudowy, gdzie czekała na nas już druga grupa; czysta, pachnąca i uradowana swoją trasą.


Gdzieś. Mimo zmęczenia uśmiech nie chce mi schodzić z twarzy :)


Punkt widokowy zdecydowanie piękniejszy od samych widoków.


Na Sawannie.

Cóż mogę rzec? Najzwyklejsze dziękuję musi wystarczyć. Było najlepiej jak to możliwe!



Komentarze
lea
| 20:47 piątek, 16 maja 2014 | linkuj No a za cóż innego miałoby mnie chwytać??? :P

Teraz tylko czekać trzeba na zaproszenie od Zbycha. Nie żebyśmy Zbyszku to próbowali na Tobie jakoś wymusić...
K4r3l też może wyskoczyć z jakąś uroczą propozycją :D
Toomp | 20:45 piątek, 16 maja 2014 | linkuj Dobrze, że za serducho Cię chwyta, a nie za co innego :D:D:D

To jeszcze tu napiszę, że na Beskidy z największą ochotą również się zapiszę :)
lea
| 20:11 piątek, 16 maja 2014 | linkuj No i takie nastawienie mnie za serce chwyta!!!! :D
Swoją drogą z Bogdanem i Anią będę musiała się niebawem rozmówić w kwestii zablokowanej możliwości komentowania przez niezalogowanych... ;)
Toomp | 19:59 piątek, 16 maja 2014 | linkuj Ho, ho, ho jeszcze jedno w planie 1000m w pionie :D. U Bodzia komentarza nie mogę dać więc tu go dam. Chociaż już na końcówce ciągnąłem jęzorem po ziemi to i na ten wypad oczywiście się zapisuję :).
starszapani
| 06:08 piątek, 16 maja 2014 | linkuj Wariaci :) Daliście czadu :)))) Gratulacje :)
lea
| 04:20 piątek, 16 maja 2014 | linkuj Alou - ślad masz u Bogdana we wpisie. Zresztą zakoszę mu go i u siebie również wrzucę. Pewnie nie muszę jeszcze dodatkowo polecać Gór Stołowych, tak polskiej, jak i czeskiej ich strony :)

Tomi - u Cyborga masz już wstępny plan na kolejną jazdę po Jego terenach. Szykuj siły :P
Toomp | 19:47 czwartek, 15 maja 2014 | linkuj Malutka zrobiłaś naprawdę świetny opis, ale jak sama napisałaś tego wspaniałego klimatu który panował podczas tego wypadu za żadne skarby nie da się opisać. Dlatego wielkie dzięki dla Ciebie i Bodzia za wspaniale towarzystwo :).
Myślę, że uda nam się jeszcze w tym roku zorganizować jeszcze parę tak idealnych wypadów :))), i że następnym będzie Masyw Ślęży z wypaśnymi zjazdami z Raduni, Ślęży i Wieżycy :))).
k4r3l
| 11:14 czwartek, 15 maja 2014 | linkuj Jaaaacieeeeee, ale zaczadziście ;) Te "szesnaste poty" to już musiało być całkiem poważne odwodnienie, dobrze, że się wcześniej piwkiem napoiliście ;)))
alouette
| 07:59 czwartek, 15 maja 2014 | linkuj Macie może ślad gps z tej wycieczki? Bo się strasznie napaliłam:)
alouette
| 07:04 czwartek, 15 maja 2014 | linkuj Super trasa i wycieczka!! Muszę koniecznie tam pojechać, bo jeszcze nigdy nie byłam w tych rejonach:))
daniel3ttt
| 21:29 środa, 14 maja 2014 | linkuj Niezły ten szlak. W takich miejscach czasem tak fajnie się jeździ że nie ma czasu na więcej fotek
lea
| 21:09 środa, 14 maja 2014 | linkuj Dziękuję :)
Ja nadal uważam, że któreś z nas musiało trafić w jakąś dziurę czasoprzestrzenną na trasie, stąd ta różnica w czasach przejazdu. Bo protestuję bardzo żywo przeciw temu, że aż tak się guzdrałam, że 15 minut musiałeś na mnie czekać! :p
cerber27
| 20:58 środa, 14 maja 2014 | linkuj Relacja jak zwykle świetna, rozkręcasz się Emi z każdym wpisem :) Coś Ci się średnia pomyliła :) Również wielkie dzięki.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zylis
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]