avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 252.43km
  • Teren 8.00km
  • Czas 12:31
  • VAVG 20.17km/h
  • VMAX 60.20km/h
  • HRmax 129 ( 67%)
  • HRavg 177 ( 92%)
  • Podjazdy 4071m
  • Sprzęt KROSSowy
250 km i 4000 m w górę

Sobota, 7 czerwca 2014 | Komentarze 48


Początkowym planem było powtórzenie standardowej trasy Piotera50 na Przełęcz Karkonoską, z powrotem do domu przez Czechy. Wiedziałam, że będę chciała w tym roku pokusić się o pobicie zeszłorocznego rekordu dystansu, ale od niepamiętnych czasów wszystkie weekendy miałam zajęte. Bo albo były to spotkania z ekipą, z których na pewno nie miałam chęci rezygnować na rzecz samotnego szlajania się; albo pogoda była na tyle kiepska, że nikt nic nie proponował. Tak oto nadszedł ten weekend - w zapowiedziach słoneczny, ciepły, z lekkim wiatrem, bez żadnych innych planów. Koniecznie musiałam to wykorzystać!
Na kilka dni przed zaplanowaną realizacją przyszło mi do głowy by zaszaleś jeszcze bardziej i zrobić znacznie ważniejszy rekord od tego dystansowego, a mianowicie nie tylko pobić nieprzekraczalną dla mnie do tej pory granicę 3000 metrów przewyższeń na trasie, a zrobić szał i przebić 4 klocki. A co?!
Z domu wyruszyłam o 5:30, po 1,5 km skapnęłam się, że zapomniałam zabrać ze sobą mapy. No nie, bez przesady. Zawracam, wrzucam do plecaka 2 mapy i wracam na trasę. Dojazd do Podgórzyna uskuteczniam przez Świebodzice, Kamienną Górę, Przełęcz Kowarską, Kowary.


Za Świebodzicami, w oddali, majaczą Karkonosze, przywołując mnie do siebie. Patrząc na to jak pięknie je widać z tej odległości serce mi się raduje na samą myśl o tym co za widoki mnie czekają na trasie!


Kamienna Góra.


Za Kowarami, w pełnej krasie. Szałowe to były widoki. Na Równi pod Śnieżką skrzył w Słońcu Dom Śląski, wszystkie kontury ostre jak brzytwa. Po raz kolejny napiszę, że muszę w końcu zaopatrzyć się w nowy aparat fotograficzny! Ma ktoś może kafelka na zbyciu?


Zalew Sosnówka.

W Podgórzynie z ciekawości notuję czas i sprawdzam ile zajmie mi pokonanie tych 12 najcięższych szosowo kilometrów w Polsce (profil podjazdu od Genetyka). Zajęło 1 h 11 min. Sporo z tego mogłabym urwać, gdyż zdecydowanie na luzie jechałam, zwłaszcza spokojniejszy odcinek z Podgórzyna do Chybotka. Dociskam do Odrodzenia na 11:00 uradowana tak, że ta radość mi się z uszu wylewa. Pogoda piękna, widoki obłędne, prawie wszystko jest tak jak być powinno. Rozkoszuję się tym co mnie otacza, popijam piwko, zajadam makaron.


Widok z podjazdu. Gdzieś w okolicach Przesieki. Wszystkie fotki robione na podjazdach cykane były w ruchu, więc przepraszam za poruszenia, prześwietlenia, itp...


To rozdroże, 4000 metrów przed szczytem, początek najgorszego chyba kilometra podjazdu, zawsze mnie obezwładnia na chwilę. Tym razem ta część podjazdu poszła mi wyjątkowo sprawnie.


Za chwilę będę u celu! Jak się okazuje to w tym miejscu, na Przełęcz Karkonoskiej, pierwszy raz minęłam się z Sebkiem i Marcinem, którzy uskuteczniali kilkudniową objazdówkę po Sudetach.


Ta-dam! Cel nr 1 zdobyty :D


Nagroda się zatem należy.


Piękne widoki z tarasu Odrodzeniowego.



W końcu nie ma co zwlekać na sielance za długo. Pakuję się i zjeżdżam w stronę Czech - do Vrchlabi przez Szpindlerowy Młyn. Pierwszy ciężki podjazd tego dnia za mną. Teraz podążam w stronę drugiego. Na ok. 140 kilometrze zaczyna mi delikatnie doskwierać kolano. Niestety problem ten utrzymał się (a raczej mocno pogłębił) do samego końca wyprawy. Na tym etapie - etapie dojazdu do Peca pod Śnieżką - przeżywam dość konkretny kryzys. Pierwszy z dwóch tego dnia.


Zapora na Łabie, Spindleruv Mlyn.


Cerna Hora w tle. Tego dnia nad szczytem Cernej Hory latała taka chmara paralotniarzy, że nawet nie podejmowałam próby liczenia. Na oko, w najbardziej tłocznym momencie, musiało ich być ok. 40 sztuk. Aż dziw brał, że to to nie wlatuje na siebie nawzajem ;)

Po dojechaniu do Peca nie mogę sobie odpuścić naszej wiosennej knajpy. Uzupełniam mikroelementy, uzupełniam kalorie, wodę w bidonie. Staram się doprowadzić do ładu psychicznego, bo podczas tej przerwy kryzys zamiast słabnąć pogłębia się. Otrzymuję porządnego kopa z kosmosu, który nie pozostawia mi wyboru. Czy mi się uda czy nie - próbę podjąć trzeba. Pakuję się zatem w końcu na rower i wyruszam w stronę Rychtrovej Boudy, Vyrovki i - ostatecznie - Modrego Sedla (profil podjazdu od Genetyka). Na samym początku źle wybieram drogę, błędnie podjeżdżam chwilę nie w tym kierunku, szybko orientuję się w omyłce, zawracam i trafiam na właściwy szlak.
Plan - od Peca do kapliczki podjechać bez wypięcia. Nie do końca wierzyłam, że się uda, zwłaszcza część między Rychtrovą Boudą a Vyrovką przerażała mnie nie na żarty. Ale udało się! Ze 160 km w nogach, z Karkonoską za sobą. Udało się. Po dotarciu do kapliczki trochę się rozklejam, z ulgi, zmęczenia, radości. Nic nie mogę na to poradzić, ale łzy same mi lecą z oczu. Trwa to tylko chwilkę, ale zaskakuje mnie nielicho.
Cieszę się niesamowicie z tego co zrobiłam. Dwa najcięższe szosowe podjazdy - polska Karkonoska i czeskie Modre Sedlo - zaliczone w 100% idealnie, jednego dnia. Tego się nie spodziewałam :D


Rychtrova Bouda. Na całym podjeździe miałam w pamięci naszą wiosenną wyprawę i tenże podjazd. Bardzo miło mi te myśli wypełniały głowę podczas walki z najgorszymi nachyleniami.


Vyrovka. Fajnie wyszło na fotce nachylenie, choć najgorszy kawałek już miałam za sobą.


Ostatni podjazd pod kapliczkę. Dla czekających na człowieka widoków warto wylać te litry potu.


I nareszcie u celu!!!




Lucni Bouda.

Za Lucni Boudą czas na przeprawę przez kostkę brukową. Katastrofa. Ręce okrutnie na tym ucierpiały.
Nie umiałam sobie odpuścić podjazdu nad staw przy Samotni (choć to raczej Samotnia jest przy stawie a nie odwrotnie...). Do samego schroniska już nie zjeżdżałam, bo czas powoli zaczynał mnie gonić, a absolutnie nie chciałam wracać po zmroku.


Mały Staw.


Świątynia Wang.

Dalej to już prosta droga - z Karpacza do Kowar i powrót tą samą drogą, którą przyjechałam.
Cała trasa zajęła mi 15 godzin, z czego 12,5 h na siodle.
Fajna to była wycieczka. Fajne będą z niej wspomnienia i duma, która mnie rozpiera, że udało mi się tego dokonać.


Dodam jeszcze jedną bardzo ważną rzecz - poranna wymiana smsów z Birdasem to był strzał w 10! Okazało się bowiem, że nie jestem jedyną, która nie śpi w sobotę o godzinie 4 nad ranem, nie chlejąc jednocześnie (choć za Marcina ręczyć nie mogę:)). Dzięki Birdas, za to, że miałam do kogo "otworzyć paszczę" o poranku. Szkoda, że nie udało nam się zgrać i spotkać. Następnym razem już nie odpuszczę :D






Komentarze
Ancorek
| 19:40 czwartek, 3 lipca 2014 | linkuj Kochana - przyjmij czterdziesty ósmy wpis z gratulacjami. Complimenti !
Znajome tereny na zdjęciach ucieszyły moje oczy. Pozdrawiam.
JPbike
| 10:30 czwartek, 19 czerwca 2014 | linkuj Szacun Lea, twardzielka z Ciebie !
W porównaniu z Twoim konkret tripem ja mogę się pochwalić skromniejszymi 212 km i 3932 m w pionie :)
Gość | 02:13 środa, 18 czerwca 2014 | linkuj no też składam gratki! nieźle! a ja byłam ostatnio w tych terenach! piękne. ogólnie 800 km przejechanych w dużej mierze po dolnośląskim, ale niestety urlop trwał tylko 5 dni... i na tego typu akcje nie było czasu...szkoda. (a propos Świdnicy to odcinek - krótki, bo 19km - z tego miasta do Wałbrzycha był okropny...pod górę, ok 1 w nocy przez las..sama!....brrr...wspominam o tym tu: http://nakreconakreceniem.blogspot.com/)
marcingt
| 21:49 czwartek, 12 czerwca 2014 | linkuj Dystans w górskim terenie plus suma podjazdów powaliła mnie na kolana. Naprawdę ogromne gratki :) Mam nadzieję że kolano szybko się wyleczy, bo to dość nieprzyjemna kontuzja. Jak widać nasze drogi się tego dnia niejednokrotnie przecinały, trasę częściowo mieliśmy taką samą, ale my startowaliśmy z Jeleniej Góry, więc o takim dystansie nie było mowy :)
birdas
| 17:33 środa, 11 czerwca 2014 | linkuj ... albo sprzęt, który to źle zmierzył. ;) W przyszłości sprawdzę możliwości koleżanki i wówczas dam znać czy to możliwe ... ;) Huh ... i w taki oto sposób zamyka się wszelkie "drzwi" ewentualnej ucieczki od przewidywanego zgonu ... ;)
rmk
| 17:22 środa, 11 czerwca 2014 | linkuj Jestem pełen podziwu. 4km w pionie na jednym wyjeździe jest zarezerwowane tylko dla najlepszych. Musisz mieć niewiarygodnie silną psychikę!
Katana1978
| 07:02 środa, 11 czerwca 2014 | linkuj Brawo i gratuluję.
Piękna walka ze swoimi słabościami.
lea
| 05:37 środa, 11 czerwca 2014 | linkuj Marcin - oczywiście pozostajemy w kontakcie.

Arek - wielkie dzięki :)

Starsza - no niestety, po wczorajszej krótkiej próbie, okazuje się, że wciąż boli. W związku z tym zawieszam działalność rowerową w tym tygodniu licząc - zupełnie nie po cichu - że do weekendu przejdzie zupełnie. Wielkie dzięki za troskę :)
starszapani
| 05:21 środa, 11 czerwca 2014 | linkuj Jak Twoje kolanko Emi? Mam nadzieję, że już zdecydowanie lepiej :)
Arek | 21:35 wtorek, 10 czerwca 2014 | linkuj Dołączam się do gratulacji. Ostatnio byłem pod wrażeniem trasy pokonanej przez Gregera, jednak Twój sobotni wyczyn po prostu zwala z nóg! Pozdrawiam :)
birdas
| 19:01 wtorek, 10 czerwca 2014 | linkuj Emi będziesz miała jakąś (niezobowiązującą jeszcze w 100%) propozycję terminu to daj znać na PW. Będziemy myśleć jakie będą możliwości na wspólną wycieczkę. :)
Emi | 11:49 wtorek, 10 czerwca 2014 | linkuj Proszę Cię Mariuszu o wybaczenie. Następnym razem obiecuję się trochę podciągnąć, bo rzeczywiście się nie postarałam.. :/ Wracając do domu myślałam nawet by zahaczyć o Rysy, ale baterii w latarce by mi nie stykło.
zarazek
| 07:07 wtorek, 10 czerwca 2014 | linkuj Nieźle, nieźle. Ale liczyłem na co najmniej 300 km i jakieś przyzwoite 6 km podjazdów. :]
starszapani
| 06:06 wtorek, 10 czerwca 2014 | linkuj Rozłożyłaś mnie na łopatki tą wycieczką :))) Gratki wielkie :))) Jesteś niesamowita :)))
lea
| 05:13 wtorek, 10 czerwca 2014 | linkuj Marcinie - w takim razie będziemy szukać takiego terminu, by Ci on nie kolidował z pozostałymi zobowiązaniami. Fajnie będzie się w końcu spotkać!

Feniksie - przy następnym spotkaniu POTĘŻNY kop w dupsko Cię czeka za to "a ja już z Tobą nie jeżdżę". Jestem zdruzgotana i zasmucona na kilka najbliższych dni! Czyli standardowo - do rychłego zobaczenia na trasie :D :*
FENIKS
| 18:43 poniedziałek, 9 czerwca 2014 | linkuj Emi tu zostało chyba wszystko napisane co powinno i co było można, ja wiem że na trzeźwo sytuacja jest nie do przyjęcia ;))) a po paru wzmacniaczach z zieloną etykietką Pana Leszka już tak ;). Czytam już czwarty raz i złożyć cyferek do kupy nie mogę. Ale gratulacje potężne i mocne jak te cztery tysiaki.
Jesteś wielka a ja już z Tobą nie jeżdżę ;)) chyba że samochodem ;).
Ściskam i Pozdrawiam.
birdas
| 15:47 poniedziałek, 9 czerwca 2014 | linkuj Emi szukaj terminu, ekipy z wariantem dojazdu autem i daj znać. Jeśli tylko będzie to możliwe to jadę z Wami - tzn. poprowadzę Was na Petrovkę ;)
Już dzisiaj wiem, że w lipcu (od 1 do 11-stego i od 20-stego do 31-go) ja na pewno odpadam (praca, bike adventure i wakacje).
lea
| 04:59 poniedziałek, 9 czerwca 2014 | linkuj Dzięki chłopaki :)

Morsowy - co dalej? W tym roku będę robić swoje, skupiając się głównie na jeździe w terenie i tam realizując największe wyzwania. Od czasu do czasu wyskoczę gdzieś dalej szosą. Ja absolutnie nie mam parcia na bicie rekordów dystansu co i rusz. Te 250 km nie napawa mnie nawet w małym stopniu taką dumą jak 4 kilometry w pionie. Bo to właśnie góry i podjazdy to to co kocham. Prawda jest taka, że podobnie trudna (a chyba jeszcze trudniejsza) trasa czeka mnie za chwil kilka. Ale w statystykach tego nie będzie widać.

Greger - no wiesz! Sam przecież niedawno zrobiłeś podobną trasę do mojej, zwłaszcza jeśli idzie o przewyższenia :) Myślę, że bez żadnych problemów dokręciłbyś do 250 km, dodając raptem 500 metrów w pionie :D
Greger
| 23:25 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Ale rzeź! Dystans, przewyższenia i charakterystyka podjazdów z kosmosu. Z jakiej planety tak naprawdę do nas przyleciałaś Leo? ;) Pozdrawiam w pozytywnym osłupieniu :)
mors
| 21:52 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj W taką pogodę na rower? ;D
Odwodniłem się od samego tylko wzruszenia! ;D
Nie mam słów, choć bardzo się starałem. ;)

Zapytam jeno: i co dalej? może to samo, ale Zimą? albo w Alpy i z powrotem? ;D
No bo chyba nie masz dość wyzwań? ;>
nikty
| 21:24 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj EEEEEEEEeeee kto chce kupić mało używanego Kellysa? Co tam, oddam prawie darmo. Idę do swojego lekarza, żeby mi wystawił dożywotnią rentę. Za stary już jestem, ot co. I ... za słaby oczywiście. A teraz do kuchni po zmiotkę i szufelkę się udaję celem pozmiatania uzębienia z desek podłogi.
lutra
| 20:57 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Kuuurde! Ale katorga!Jesteś gigantem. :)))
ramborower
| 20:38 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj No nieźle :)
daniel3ttt
| 20:37 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Ależ piękna wyrypa. Graty
lea
| 18:19 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Sebek - pewnie robiłam dobrą minę do złej gry w Pacu, dlatego jako-tako się prezentowałam :) Będę czekać na relację z Waszej wyprawy, bo ciekawam co wyprawialiście w międzyczasie.

Birdas - u genetyka obczaiłam już ten podjazd - miazga! Jestem bardziej niż zainteresowana.
A co do moich dojazdów - gdybym ja miała prawo jazdy to bym takich dojazdów nie uskuteczniała. A na pewno nie tak często. Ale będąc skazaną na "albo dojazd rowerem albo nic" to zawsze wybiorę opcję numer 1 :) I proszę nie marudzić o żadnych porażkach!!! :) Obiecuję zawczasu odezwać się na priv i umówić na realizację tego planu. Może uda mi się namówić jeszcze jakiś śmiałków na dołączenie do wypadu...
birdas
| 17:28 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Dzieciaczek jest przyczyną mojej codziennej porannej bezsenności ... nie tylko sobotniej. ;)
Ale dzięki temu, że nie śpię to mogę w tym czasie porobić coś innego. :)
Nie znasz Petrovki ? - no to mnie zaskoczyłaś. Musisz ją poznać obowiązkowo !! :)
Tylko tym razem dojedź jakimś innym środkiem transportu to łatwiej mi będzie zaakceptować swoją porażkę (bez świadomości, że jeszcze masz 100 km do domu i że Ty na pewno dasz radę wrócić, a ja do siebie już niekoniecznie). ;) Z tą Petrovką to mi się bez podpórki udało dojechać na wysokość 910 m. n.p.m. I za każdym razem w tym miejscu (lub wcześniej) kapitulowałem (z braku sił lub w wyniku uśliźnięcia się koła itp.). To takie Odrodzenie w wariancie MTB :)
Daj znać wcześniej o planach wyjazdu w moje rejony - u mnie z dyspozycyjnością bywa ciężko, ale czasami udaje mi się zorganizować troszkę wolnego czasu na "takie dłuższe przygody". :)
sebekfireman
| 17:17 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Tak byliśmy we dwóch i pod tym domkiem po prawej zrobiliśmy sobie przerwę. A w Pecu mijałaś nas na tym głównym skrzyżowaniu w centrum. Na zmęczoną nie wyglądałaś bo sprawnie szło Tobie podjeżdżanie. Tam nam machnęłaś i kolega rozpoznał że to chyba jesteś Ty.
anamaj
| 17:11 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj No ja też zbieram zęby z biurka !!
Emi | 17:01 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj O nie nie Marcinie - absolutnie nie należy się mnie bać! Zazwyczaj przynajmniej ;)
Zwracam honor co do porannego niespania. Jakoś zupełnie mi to do głowy nie przyszło, że dzieciaczek może być przyczyną Twej sobotnio-porannej bezsenności.
Petrovkę znam ino z teorii i relacji znajomego. Czyli, że co? Że jesteśmy wstępnie umówieni na wspólny karkonoski wypad? :P Gdy mi się trafi wolny dzień i chęć na kolejne szaleństwo podjazdowe to od razu dam znać i tym razem z wyprzedzeniem, co byś się już nie mógł wymigać :D
birdas
| 16:09 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Szok i gratulacje !! Ja na pewno nigdy tyle nie zrobię, aczkolwiek niewiele brakowało i kawałek trasy byśmy przejechali razem. Wiedziałem, że jesteś niebezpieczna ... ale Ciebie trzeba się po prostu bać. ;)
Emi jak się ma małe dziecko to się w nocy (z reguły) nie sypia. ;)
O tej godzinie oczywiście ja również nie piłem ... skończyłem chyba w okolicach północy. ;)
Czy na tej trasie (np. po czeskiej stronie) to nie było gdzieniegdzie zakazu wjazdu rowerem ? Teoretycznie na Odrodzenie nie można wjeżdżać bo to KPN, ale jeśli chodzi o ten główny asfalt to nie słyszałem żeby komuś wlepili mandat czy nawet zwrócili uwagę. Z kolei kolega jak jechał Petrovką to już miał drobne problemy ... . Przy okazji ... znasz Emi Petrovkę ? ;)
Lea | 16:00 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Dzięki. We dwóch byliście? Może to jeszcze Wy staliście pod budynkiem, który się mija jako pierwszy po prawej, po wjeździe na Karkonoską od polskiej strony?
Niezłe zbiegi okoliczności. W Pecu za dużo rowerzystów mijałam i za nic nie pamiętam, ale i forma moja w tym czasie była w opłakanym stanie więc marzyłam jedynie by siąść i napić się piwa :)
sebekfireman
| 15:52 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Gratulacje! Konkret trasa. Deptaliśmy sobie po piętach bo koło 11 też byliśmy na Karkonowskiej, a w Pecu w centrum chyba się mijaliśmy i nam machałaś :)
Lea | 15:40 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Monia - tak na dobrą sprawę jedyną radą na strach przed samotnymi wycieczkami jest po prostu realizować je, z czasem coraz bardziej wydłużając dystans i dodając coraz więcej nieznanych terenów. Zaczepek obcych się nie obawiam. Współczułabym raczej temu, który próbowałby ze mną zadzierać :-P

Młody i Grzesiu - dziękuję Wam :)

Zibi - no pewnie, że byś dał radę. Wystarczy się zaprzeć i nie poddawać zwątpieniu. Wtedy wszystko okazuje się możliwe. No, prawie wszystko :D A co ja biorę to Ty dobrze wiesz ;) Wczoraj ino dwa razy to wzięłam - to pewnie z niedoboru kolano mi teraz doskwiera :P Dzięki.
grzess
| 13:56 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Przyjmij kolejne gratulacje. Jestem pod wrażeniem, że przejechałaś po górach 250 km w ciągu jednego dnia, i to tego ... 4k podjazdów!
merlin083
| 13:06 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Podwójne gratulacje raz jeszcze :)
monikaaa
| 12:21 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Ja awarii w rowerze również nie boję się. Bardziej mi chodzi o to, że ktoś może mnie zaczepić po drodze... Wiem, że to dziwne podejście, bo równie śmiało ktoś może mnie zaczepić w drodze nad jezioro (10 km w obie strony :) ), ale długi samotny dystans działa na mnie paraliżująco. Będę musiała popracować nad strachem, bo mam do zaliczenia w tym roku parę wycieczek pow. 100 km.
Lea | 12:11 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Bardzo Wam dziękuję :-)

Pioter - mam nadzieję, że to kolano to tylko chwilowa niedyspozycja. Właśnie wróciłam z dwugodzinnego spaceru i kolano zabolało dopiero podczas wchodzenia do domu po schodach. Nie mam pojęcia, w którym miejscu mogłam mu dać w kość, bo na podjeździe na Karkonoską byłam nadzwyczaj grzeczna. Mam podejrzenie, że to wina spdów, w których dopiero zaczynam jeździć i środowa Jelenka oraz wczorajsze 250km to po prostu za dużo czasu na nową pozycję (może niekoniecznie idealnie dobraną). Dzięki za rady w kwestii specyfików. Będę musiała koniecznie się w taki doraźny środek zaopatrzyć. A Karkonoszy wcale nie znam tak dobrze. Większość trasy po czeskiej stronie była dla mnie nowa i to dla tego odcinka cofnęłam się po mapy.

Ryjeczku - zdecydowanie nie wszystko jest dla mnie do wjechania. Ale rzeczywiście te dwa podjazdy wydaje się, że już mnie nie złamią (przynajmniej taką mam nadzieję:)) Zobaczymy teraz czym Dolomity mnie zaskoczą :D

Moniaaaa - dzięki :) Pamiętam swój pierwszy wypad na Okraj w 2012 roku. Ależ ja byłam tym zestresowana. Teraz po prostu idę na żywioł. Czegóż się mogę bać? Na sporą część awarii w rowerze jestem przygotowana. Do rozładowania telefonu na trasie nie dopuszczam. Dowód osobisty ze sobą wożę. Tak jak i mapy, dzięki którym się nie gubię. A jeśli mapy to za mało to zawsze mogę poprosić tubylca o pomoc :) Co do paszy na takie wyjazdy - wczoraj miałam ze sobą wysokowęglowodanową sałatkę makaronową, którą pochłonęłam w trzech podejściach + baton marcepanowy "na już". Poza tym nic więcej nie jadłam a to w zupełności wystarczyło.
monikaaa
| 10:55 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj O zesz w mordę!!!!!! G R A T U L A C J E! Mega wyczyn. I tak przy okazji. Jak Ty to robisz, że nie boisz się sama jeździć w tak długie trasy? Doradź. I dwa - co zabierasz ze sobą do jedzonka na takie akcje?
ryjek
| 10:29 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Dopiero teraz ochłonąłem po wiadomości o Twoim wyczynie. Gratuluję rekordu dystansu i rekordowych przewyższeń. Dwa bardzo wymagające podjazdy, w tym ten najtrudniejszy pokonany bez schodzenia z roweru. To wymaga nie tylko siły fizycznej, ale w jeszcze większym stopniu psychicznej odporności, żeby porwać się na taki wyczyn i nie wycofać się z zaplanowanej trasy.
Ze względu na długość i nachylenie Modre Sedlo bez przystanków jest poza moimi możliwościami, jestem szczęśliwy, że w zeszłym roku udało mi się tam wjechać bez prowadzenia roweru. Kolejny raz przesunąłeś wczoraj granicę swoich możliwości i wydaje się, teraz możesz wjechać gdziekolwiek sobie zamarzysz. WIELKIE GRATULACJE!
Pioter50 | 10:04 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Nie mogę przejść obojętnie wobec takiego Wyczynu.To niesamowite co wyprawiasz ostatnimi czasy.Ta jednak wyprawa(nijak przecież nie da się tego nazwać wycieczką)przebija wszystko co do tej pory zrobiłaś.Wielki i zasłużony szacunek dla Ciebie za tę trasę.Mnie już pewnie kolana- zajechane latami jeżdżenia po górach-nie pozwoliły by na wrzucenie wszystkich tych podjazdów w jedną trasę.Te zajechane kolana są też u mnie najczęstszą przyczyną skracania trasy.Za 20 lat na pewno będziesz wiedziała o czym tu teraz piszę ;)Co do bólu kolana to jest on sygnałem, że i Twoje kolana zaczynają mieć dość Twoich wyczynów ;).Rozejrzyj się za jakimś specyfikiem regenerującym(ja stosuję amerykański Arthron Complex) i kup sobie też coś doraźnego, co będziesz mieć zawsze przy sobie na wypadek nagłej kontuzji kolana.U mnie doskonale sprawdza się Diky w sprayu.Jest bardzo skuteczny.3-4 psiknięcia w bolące kolano, delikatnie wetrzeć i po chwili ból znika i jedzie się dalej.Specyfik jest mocny, działa nie tylko przeciwbólowo ale też likwiduje stan zapalny.Wracając do trasy, to myślałem że w Karkonoszach mapy nie są Ci już potrzebne :)Racja, racja, mapę lepiej mieć, zwłaszcza jak się ma skłonności do improwizacji.Zdjęcia bardzo piękne, widoczność była perfekcyjna tego dnia.Myślę, że jest tylko kwestią czasu, kiedy i 300km pojawi się u Ciebie na rozkładzie(w końcu tak niewiele już brakuje...Z całego serca życzę Ci tego.Jeszcze raz Wielkie Gratki i pozdrawiam.
ankaj28
| 08:53 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj A teraz gdy znam już więcej szczegółów, jak naprawdę nielekko ci to przyszło, tym bardziej cię podziwiam. Jesteś naprawdę niesamowita wróbelku. :)
alouette
| 08:23 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Gratki:) Taką samą prawie trasę chciałam zrobić niedawno- Kapliczkę i Karkonoską na raz:)
lea
| 07:42 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj No żesz! Jedno gubi zęby, drugie leży znokautowane. Nie chcę być przyczyną uszczerbku na Waszym zdrowiu :P
cremaster
| 07:39 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Nokaut z rana jak śmietana :)
ankaj28
| 06:35 niedziela, 8 czerwca 2014 | linkuj Zbieram moje ostatnie zęby z biurka.
ryjek
| 21:57 sobota, 7 czerwca 2014 | linkuj Nie mam pojęcia jak to skomentować, zabrakło mi słów w gębie, po prostu jesteś niemożliwa ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ieini
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]