avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 115.23km
  • Teren 80.00km
  • Czas 08:40
  • VAVG 13.30km/h
  • VMAX 68.90km/h
  • Podjazdy 3220m
  • Sprzęt KROSSowy
3000 na MAXA! (Orlickie, Stołowe, Broumovsko)

Niedziela, 29 czerwca 2014 | Komentarze 13

Uczestnicy


Pierwsza próba podjęta została dwa tygodnie temu. Przeciążeniowa kontuzja mojego kolana niestety uniemożliwiła nam realizację całego planu. A plan domagał się realizacji, śnił się po nocach i zaprzątał myśli za dnia, nie pozostawiając wyboru. Kiedy upewniłam się, że kolano nie doskwiera niezależnie od wybranego terenu jazdy, nadszedł czas powtórki.
--> Miejsce startu: Kudowa-Zdrój;
--> Godzina startu: 6:20.
--> Plan niepodlegający dyskusji: 3000 metrów w pionie z możliwie największą ilością terenu.
--> Współtowarzysz doli i niedoli: Bogdan vel Cerber.

Pierwszy cel - objazd Gór Orlickich z wjazdem na najwyższy szczyt po czeskiej stronie - Wielką Desztnę (1115 mnpm) oraz po polskiej - Orlicę (1084 mnpm). To podczas jazdy po orlickiej części trasy wpada nam największa ilość asfaltów. Omijanie ich mija się z celem. Kosztowałoby nas to za wiele czasu i za dużo kombinowania; zrobiłby się porządny przerost formy nad treścią. A podstawową treścią tego dnia ma być szalona frajda jazdy po Broumovsku i to tu czym prędzej zdążamy.

Z Kudowy docieramy do Lewina Kłodzkiego, stąd uskuteczniamy asfaltowy dojazd do Oleśnice przez Kocioł. W Oleśnicy wbijamy w teren podążając w większości niebieskim szlakiem pieszym pod Serlissky Mlyn. Dojazd pod Masarykovą Chatę i już zaraz jesteśmy na szczycie Wielkiej Desztny. Po chwili odpoczynku wracamy pod Masarykową i zaczynamy terenowy dojazd na Orlicę. W tym miejscu mijamy się z szóstką uskuteczniającą tego dnia objazd Gór Orlickich. Po pogaduchach, wymianie wrażeń rozjeżdżamy się w swoje strony. Chwila moment i lądujemy na szczycie Orlicy. I teraz piękna nowość - zjazd z Orlicy innym szlakiem niż czerwony pieszy, bardzo urokliwym szlakiem, którym ostatecznie docieramy do 8-ki. Dalej piękne łąki obok Grodczyna, by ostatecznie ok. godziny 13:00 wylądować w Karłowie.


Gdzieś na niebieskim szlaku pieszym biegnącym z Olesnice w stronę Serlisskiego Młyna.


Na szczycie Velkej Destny.


A pod szczytem orientuję się, że mój rower - obok Bogdanowego Nerwusa - prezentuje się bardzo beemiksowo ;)


Spotkanie z liczniejszą grupą (od lewej: Janek, Witek, Ryjówka, Bogdano, Ania i Kubik) okupującą tego dnia Góry Orlickie oraz Bystrzyckie.


Pod Orlicą.


Przepiękny zjazd z Orlicy (i pomyśleć, że 2 tygodnie wcześniej nie dałam się na niego namówić i wybrałam znany mi już czerwony...)


Przeprawa przez łąki Sawanny. Ciut na skuśkę, ale najważniejsze, że skutecznie.

Drugi cel - objazd Broumovska, podczas którego szczyty mają bardzo drugorzędne znaczenie. Najważniejsza jest radość z pokonywania broumovskich zjazdów, oczekiwanie na starcie się z amerikańskim uskokiem, podziwianie mijanych po drodze widoków, które nie potrafią mi się znudzić i wciąż cieszą oczy co najmniej tak samo jak za pierwszym razem.
W Karłowie nawet się nie zatrzymujemy, od razu skręcamy w stronę Szczelińca i niebieskiego szlaku. Jeszcze na dojazdowej kostce pod wejście na Szczeliniec Wielki mijani turyści piesi dziwnie komentują naszą obecność (zachciało im się na rowerach tu wjeżdżać... Hę?!). Dalej Pasterskie Łąki, Machowski, Pański Krzyż i Bożanowski Szpiczak. Tu nie może zabraknąć chwili na relaks i odciążenie pleców. Dalsza droga taka jak zwykle, czyli ze Szpiczaka kierujemy się na telewizory, które i tym razem pokonujemy bez zająknięcia (ja tym razem pierwszy raz uskok zjeżdżam środkiem, nie kombinując z okupowaniem boków). Stary asfalt prowadzi nas do Ameriki, gdzie Kvsnicakiem dodajemy sobie sił przed czekającą na podjechanie Ścianą!


Na Bożanowskim.




Mniam-mniam!!


I filmik ze zjazdu nagrany przez Anię tydzień wcześniej.


Amerikańskie przysmaki.

Uffff... Siedzimy, pijemy, zastanawiamy się komu bardziej się nie chce walczyć ze Ścianą. Oboje stwierdzamy solidarnie, że parcia brak, pokonane do tej pory podjazdy na tyle nas obciążyły, że nie chce nam się podejmować katorżniczych wysiłków by podjechać to cudo, które miejscami mocno przekracza 30%. Ale już kiedyś zauważyłam, że tak to z nami jest - głowa swoje, a serce i nogi swoje. Na podjeździe zatem żadne nie odpuszcza i ciśnie dopóki sił starczy. Siły nie wiadomo skąd były, niefart niestety tym razem nie pozwolił dokończyć zadania. Zabrakło mi dosłownie kilkunastu metrów, gdy opona poślizgnęła się na mokrym kamieniu. Klops. No i ok. Nadal jest o co walczyć :)
Na zjeździe Bogu zalicza małą glebkę, która na pierwszy rzut oka wygląda niepokojąco, ale nie skutkuje niczym prócz odrobiny śmiechu :D
Serce zaczyna coraz mocniej walić.... uSKOK-uSKOK-uSKOK... obiecałam sobie, obiecałam i Bogdanowi, że nic na siłę, że jak poczuję wątpliwości po dotarciu do uskoku - rezygnuję i nie walę w ciemno. Wątpliwości nie było a obraz podczas zjazdu był przed oczami czysty i klarowny jak niebo w górach po burzy. Sama nie do końca wierzyłam, że to już, że o to było do tej pory tyle hałasu :) Oczywiście i Bogdan pokonał najcięższy tego dnia kawałek chleba bezproblemowo, ale to był już Jego drugi raz więc nie ma o czym pisać :-P


Gdyby tylko na zdjęciu było choć w połowie widać z czym mamy do czynienia...


A tu Tomi na uskoku, który tamtego dnia zatrzymał całą naszą trójkę.

Bez dwóch zdań jest to - prócz faktu zrealizowania całej trasy - największy dla mnie powód do dumy tego dnia. Więc się chwalę, chwalę się przebrzydle! :D
Dalej mamy Suchy Dul, znów Pański Krzyż, z którego trochę inaczej niż 11 maja docieramy pod Pasterkę. Tutaj już nie ma czasu na posiadówki, niebo również nie sprzyja dłuższym postojom, zwiastując nadejście opadów. Ciśniemy zatem czym prędzej na Ostrą Górę (ze smakowitym zjazdem), Karłów i Darnków (z korzonkami, za którymi nie przepadam, gdy są mokre oraz łąkami Sawanny, które uwielbiam niezależnie od aury. A aura w tym momencie już mocno jesienna - 100%zachmurzenie i deszcz). Ostatecznie, pokonując z Darnkowa ostatni tego dnia podjazd na Imkę, dojeżdżamy z powrotem do Drogi 100 zakrętów. Garmin mówi 2988 metrów. Chyba sobie jaja robisz?! Po zrzuceniu tracka na kompa wiadomo, że będzie korekta, wiadomo, że będzie ponad 3000. Ale nie nie nie, Bogdan nie daje za wygraną i zamiast w prawo w dół, skręca w lewo pod górę. I dobrze. Wystarczy chwila i na wyświetlaczu wyskakuje magiczne 3000 metrów podjazdów. Mój wynik nr 2, po Karkonoskich 4k, ale ALE osiągnięty na ponad 2 razy krótszym dystansie, w ciężkim górskim terenie.
Bez ściemy - jest to trasa, której pokonanie napawa mnie największą dumą dotychczas! Bez dwóch zdań - wycieczka życia.


Przed Ostrą Górą.


Piękne chmury. Karłów.

Nic  tego nie miałoby sensu, gdyby nie Cerber. Bo realizowanie takich tras ma dla mnie sens jedynie w towarzystwie. A towarzsytwo tego dnia - jak zwykle - wykazało się humorem, wsparciem i oparciem. Za co olbrzymie dzięki Bogu Ci się należą po stokroć!!






Komentarze
grzess
| 20:40 piątek, 4 lipca 2014 | linkuj Piękne tereny, a do tego jakie wyniki. Mogę tylko podziwiać Wasze wyczyny.
cerber27
| 06:26 piątek, 4 lipca 2014 | linkuj Emi, wielkie dzięki za ten szalony dzień, taka trasa dla mnie samotnie jest nie do pokonania, wiec olbrzymie podziękowania za towarzystwo, dobry humor i motywacje w trudnych momentach szczególnie pod koniec trasy:) Mam nadzieje, że jeszcze nie jeden szalony pomysł razem zrealizujemy, świetnie się przy tym bawiąc. Dziękuję
mors
| 21:12 czwartek, 3 lipca 2014 | linkuj PS. zabrakło Ci 90 METRÓW do jubileuszowych 30.000 km z bikestatsem. ;)
mors
| 21:11 czwartek, 3 lipca 2014 | linkuj Wycieczka życia, duma i przechwałki - zupełnie jak ostatnio u mnie ;D no i bardzo dobrze. :)

Zmęczyłaś się chociaż? ;>

PS. w okolicach Karłowa będę we wrześniu, oczywiście nie zabraknie tamże monocykla. :D
Lea | 20:36 czwartek, 3 lipca 2014 | linkuj Dziękuję Wam :)

Marcin - jak widać na fotce z Bożanowskiego Szpiczaka - nie obeszło się bez wspomagacza przed zjazdem :D
marcingt
| 18:35 czwartek, 3 lipca 2014 | linkuj Gratulacje. Wiem co znaczy 3000 metrów w pionie, a w takim terenie to nie potrafię sobie nawet wyobrazić :) Przed zjazdem z tych telewizorów chyba bym musiał łyknąć coś na odwagę :)
starszapani
| 21:07 środa, 2 lipca 2014 | linkuj Jak zwykle masakra. Chociaż co ja się tam znam. Mogę sobie co najwyżej wyobrażać. Ale i tak masakra :)
anetkas
| 19:43 środa, 2 lipca 2014 | linkuj Podziwiam Cię Kobieto !!! :) Gratulacje :)
Lea | 16:03 środa, 2 lipca 2014 | linkuj Tomli - ja już się nauczyłam, że nie sprzęt się liczy a zacięcie. A zacięcie do pokonywania takich zjazdów mam wielkie więc jakoś leci :) Ale porządny enduras by się przydał, nie przeczę :P Szybciej by szło. Bo na sztywniaku ciężko o sensowne prędkości na takich kamolach.

K4r3l - dzięki za wskazówkę. Takie proste a takie trudne ;)
Widziałam, że pięknie szalejesz. Tak trzymaj!

Kociaku - dziękuję. Właśnie dlatego tak dumna jestem z tego wypadu. I więcej mi się chce :D
Kot
| 10:44 środa, 2 lipca 2014 | linkuj Wielkie gratulacje!!! Na tak krótkiej trasie zrobić tak duże przewyższenie i to jeszcze w trudnym terenie to nie lada wyczyn!!! BRAWO!
k4r3l
| 08:26 środa, 2 lipca 2014 | linkuj O k...urde! ;) Mega czad, telewizornia na Borumovisku re-we-la-cja! Też ostatnio poniżej trzech klocków nie schodzę :P ps. a traskę możesz wkleić bezpośrednio wybierając opcję: udostępnij->osadź i kopiujesz kod <iframe... ;)
TomliDzons
| 08:05 środa, 2 lipca 2014 | linkuj Fota z podpisem "Mniam-mniam!!" to by sie nadawała do relacji ale z jakiegoś DH, do pokonaniu na fullu z mega skokiem a nie rowezer z amorem o skoku 100 mm z przodu ...Super zdjęcia, Pozdrawiam!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ulatk
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]