avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 25.13km
  • Teren 10.00km
  • Czas 02:11
  • VAVG 11.51km/h
  • Podjazdy 1027m
  • Sprzęt KROSSowy
Dolomity 6. Alleghe - Falcade

Czwartek, 24 lipca 2014 | Komentarze 1

Uczestnicy


Po wspaniałym czwartym dniu wyprawy i obezwładniająco pięknym piątym, nadszedł czas delikatniejszej trasy - typowego transferu stąd - dotąd, czyli opuszczamy Alleghe, w którym zabawiliśmy ino jedną noc i zmierzamy w kierunku Falcade, po którym nieszczególnie wiemy czego się spodziewać.

Pogoda od samego rana taka sobie. Ani szczególnie ciepło, ani szczególnie zimno. Takie właśnie nie-wiadomo-co. Chyba najgorsze ze wszystkiego, bo za nic nie wiadomo jak się ubrać i człowiek co kilka minut musi się zatrzymywać by zdjąć/ubrać/zdjąć/ubrać ponownie.... I tak w koło Macieju...

Asfaltem docieramy do miejscowości San Tomaso Agordino, z jej pięknym kościółkiem Chiesa di San Tomaso.

(fot. Cerber)





Za dużo się napodziwiać nie da, bo wszystko przykrywają dość niskie chmury. Zbieramy się zatem w sobie, podjeżdżamy trochę asfaltem i po chwili zaczynamy mocny (a na końcu supermocny) terenowy podjazd pod małą kapliczkę.

Jeśli się nie mylę to napis głosi: Przystanek na modlitwę. Ja po podjechaniu końcówki w duszy prosiłam siły wyższe, by zabrały ogień z moich ud, którym dałam właśnie porządnie popalić. Modły zostały po chwili wysłuchane.

By nie skłamać - nieszczególnie wiem co się działo później. Żadnego konkretnego celu tego dnia nie było. Żadnego szczytu ani przełęczy do zdobycia. Lekki dzień na przetransportowanie swoich tyłków, sprzętów, które owe tyłki wożą oraz plecaków z miejsca na miejsce. Wiem, że bywało ciężkawo:

(fot. Ryjek)

Wiem, że w pewnym momencie trafiliśmy do wioski, która wszystkich nas ujęła tak za serca, że postanowiliśmy na czas jakiś rozbić w niej obozowisko:



(fot. Ryjek)

Wiem, że żadnemu z nas dupska się ruszać dalej nie chciało i pewnie przez czas jakiś byśmy się stamtąd nie ruszyli, gdyby nie zaczęło padać.... Swoją drogą czas spędzony pod stodołą to jedna z najcieplej wspominanych przeze mnie chwil tego wypadu. Taka błoga, niewymuszona, cudowna sielanka.
Ruszyliśmy zatem. Niektórzy, niepomni nawoływań reszty stada, podczas zjazdu zagalopowali się i musieli popylać z powrotem pod górę... No cóż, zdarza się najlepszym :) Potem padało i padało i padać przestać nie chciało.
Trafił się jakiś podjazd, który zdaje się miał być zjazdem. W ostatniej wiosce przed Falcade trafiła się Polka, która już bardziej była Włoszką niż Polką i w mowie i czynie i ciele. Trafiały się kolejne punkty informacyjne, które swoją sjestową nieobecnością szerzyły do godziny 15:30 dezinformację, zmuszając nas do picia nieoczekiwanie się prezentujących caffe Americano w szalenie o tej porze opustoszałych kawiarnio/spelunach.
I trafiło się, że po otwarciu informacji w końcu dotarliśmy do poleconego nam lokum, które po całym dniu wielce miłego, ale i ciut niefartownego transferu, okazało się być nieprawdopodobnie przytulnym, a do tego obdarzonym wspaniałą właścicielką (do polecenia absolutnie każdemu: Albergo La Montanara, Via Scola 12, Falcade). I nareszcie last but not least - Augusto Murer Museum - najbrzydsza, a zarazem najpiękniejsza perełka architektoniczna tego cudownego miasteczka ;-)

W oczekiwaniu na otwarcie punktu (dez)informacji.

(fot. Ryjek)

Falcade:


Augusto Murer Museum:


I wieczorny widok z okna La Montanary:

(fot. Janek)

LA FINE DEL SESTO GIORNO





Komentarze
z1b1
| 07:27 poniedziałek, 25 sierpnia 2014 | linkuj Ładne widoczki, super relacja. Świetnie się czyta. Szkoda że pogoda nie była lepsza,ale i tak pewnie było super :) Pozdro!!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa eszcz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]