avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2015

Dystans całkowity:886.60 km (w terenie 100.00 km; 11.28%)
Czas w ruchu:39:10
Średnia prędkość:18.75 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:12610 m
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:44.33 km i 2h 36m
Więcej statystyk
  • DST 32.40km
  • Czas 01:18
  • VAVG 24.92km/h
  • VMAX 53.60km/h
  • Podjazdy 330m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 16 września 2015 | Komentarze 1


Fajnie :-)
Ciepło.
Kotów mnóstwo.
I noga kręciła nad wyraz wyśmienicie...


  • DST 57.60km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:01
  • VAVG 19.09km/h
  • VMAX 52.60km/h
  • Podjazdy 1000m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 15 września 2015 | Komentarze 17


Po jednodniowym poniedziałkowym odpoczynku po mocnym weekendzie wybrałam się w moje góry.
Sama.
Nie goniąc króliczków.
W aktualnym moim stanie kondycyjno-rowerowym samotne jazdy to JEST TO!!!
W większym towarzystwie tylko pieszo, rowerowo póki co tylko sama, ewentualnie w małych grupkach.

Powietrze dzisiejszego dnia wspaniale klarowne!









  • DST 55.60km
  • Teren 18.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 12.36km/h
  • Podjazdy 1400m
  • Sprzęt Terenowy Reign

Niedziela, 13 września 2015 | Komentarze 6

Uczestnicy


Bywają takie dni, w których podejmuje się same złe decyzje.
Złe... Nieprzemyślane... Głupie zwyczajnie.
13 września 2015 był dla mnie właśnie jednym z takich dni.
Wszystko miało być pięknie a ostatecznie wyszło na opak.

W punktach wymienię co zrobiłam źle:

1) Nie przewidziałam, że wycieczka piesza po Górach Stołowych z 12 września zniszczy połowicznie moje nogi i mojego ducha walki. Było wspaniale, ale nie w momencie, gdy na drugi dzień w planie jest jazda po Masywie Śnieżnika, a nogi wciąż nie współpracują ze mną tak jakbym sobie tego życzyła. Poza tym zauważyłam istotną kwestię - wciąż podświadomie mocno odciążam operowaną nogę. Poczułam to w niedzielę rano, kiedy po przebudzeniu czworogłowy zdrowej nogi bolał mnie tak mocno, jakbym dzień wcześniej przebiegła maraton bez przygotowania. Prawa nie bolała prawie w ogóle. Muszę nad tym bardzo mocno pracować - starać się obciążać nogi symetrycznie.






2) Dojazd na miejsce spotkania i rozpoczęcia właściwej trasy (do Międzygórza) postanawiam uskutecznić na rowerze, na Reignie. GŁUPIA!!! Przez to czeka mnie prawie 40 km jazdy pod dość paskudny wiatr, na blisko 15kilowym fullu, z terenowymi oponami 2,4 cala; w towarzystwie osób, które mają kondycję, o której ja aktualnie mogę jedynie pomarzyć i którzy mimo usilnych starań by mnie nie obciążać zbyt dużym tempem i tak to nieświadomie robią... Czy ja w ten weekend przypadkowo pozostawiłam rozum w Śwdnicy?!?! Czy muszę być tak uparta, żeby nie słuchać rad innych sugerujących bym sobie dała spokój i zabrała się na miejsce autem, z Kubą??? Głupsza od swojego kota!


3) Bezsensownie zgrywamy się czasowo z ekipą docierającą z Wrocławia. Co mocno opóźnia nasz dojazd do Międzygórza (z Kłodzka wyjeżdżamy dopiero o 10:00) i powoduje, że czujemy nad sobą wciąż bicz czasowy. A dlaczego to bez sensu? Bo ostatecznie nawet nie miałam okazji poznać imion niektórych z chłopaków. Bo przejechaliśmy wspólnie ino kilka kilometrów dojazdu do Międzygórza i tyle ich widziałam. Jest nauczka na przyszłość - nie umawiać się na siłę, kiedy i tak wiadomo, że się wspólnie później nie będzie jeździć.

4) Pędzę za grupą nie słuchając siebie i nie robiąc odpoczynków, które może uratowałyby mi skórę. Przynajmniej odrobinę. Ale nieeee..... Ja nie dogonię?! Jasne, że nie dogoniłam. Nie stać mnie na to. Ale cisnęłam również w terenie ciut ponad miarę i pod Schroniskiem zwyczajnie miałam już dość. W miejscu, w którym powinna się dopiero zacząć właściwa część wycieczki.


5) Pod Schroniskiem długie debatowanie co kto z kim gdzie... Grupka się coraz bardziej kurczy, wszystko organizacyjnie kuleje, ja kuleję humorzaście i motywacyjnie. Nic mi się nie chce. Na szczyt się nie chce, na Mały Śnieżnik się nie chce, w dół się nie chce, a pod Schroniskiem za zimno by się chciało. Ostatecznie przekonuje mnie Kuba twierdząc, że po to tu przyjechał by wtaszczyć rower na szczyt Śnieżnika a następnie z niego zjechać. Racja. Coś muszę ze sobą zrobić. Rozstajemy się z kolejnymi współtowarzyszami podróży (Bogdano i Młody) i ciśniemy na szczyt, po drodze radując się chwilą spędzoną z Ryjkiem i jego rodziną :)




6) Jedyne co się w miarę udało to zjazd ze Śnieżnika. Co prawda pomyliłam po drodze trasę i musiałam się wracać, a także skonfrontowałam się z przekonaniem, że Kubi jadący przede mną zmielił wózek (całe szczęście udało się szybko doprowadzić go do jako takiego porządku). Poza tym na tym zjeździe, który do zupełnie trywialnych nie należy ja skonfrontowałam się ze swoimi potencjalnymi lękami. Są. Ale malutkie. To lęki wynikające z odrobiny rozsądku, który posiadam, a który mówi mi - bastuj czasem odrobinę, bo nie na wszystko możesz sobie jeszcze pozwolić. A może nigdy nie będę mogła...? Pogodziłam się już z myślą, że potrzeba czasu by nogę doprowadzić do pełnej sprawności. Pogodziłam się również z myślą, że istnieje ryzyko, że się tego nigdy nie uda osiągnąć. Z czym wciąż nie mogę się pogodzić to to na co wpływ mam, ale głupia głowa szwankuje - czyli to, że kondycyjnie grzeję tyły. Siada mi to na ambicję, choć walczę by tak nie było. Znów - głupia ja!




Po zjeździe do Schroniska żegnamy się z ostałą się piątką śmiałków atakujących dalszą trasę. Ja, Kubi i Radzio (którego dupsko też chyba się za wielkie zrobiło, bo na końcówce zjazdu przyłapał węża) pakujemy się na czerwony pieszy i nim zjeżdżamy do samochodu. Na tym zjeździe włącza mi się gigantyczna blokada. Jadę, trochę sprowadzam. Frustracja we mnie narasta. Cieszę się, że ten dzień się powoli kończy. Bo choć radość miałam wielką ze spotkania z tak dużą grupą znajomych to przeceniłam siebie bardzo. I to jest przyczyna, dla której nie byłam w stanie wycisnąć z tego dnia wszystkiego co najlepsze i cieszyć się wszystkim wokoło.

Dzięki wszystkim za towarzystwo.
Młody, Toomp - wielkie dzięki za pociąg w drodze z Kłodzka do Międzygórza, za to, że nie pozostawiliście mnie z tyłu na pożarcie wilkom.
Doprowadzę się do porządku i obiecuję, że kiedyś znów będę się nadawać do wypadów w dużym gronie :-P

Mapkę mi pocięło, bo tu też coś zawaliłam. A co? Jak coś spieprzyć to tylko porządnie :)



  • DST 54.80km
  • Czas 02:32
  • VAVG 21.63km/h
  • VMAX 47.50km/h
  • Podjazdy 460m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 11 września 2015 | Komentarze 5


Po pierwsze - wszystkich zapraszam do akcji Enduro Srebrna Góra na PolakPotrafi.pl. (dzięki Radziu za info!)
Nadmienię, że trzeci z umieszczonych na stronie filmów jest autorstwa mego Mauża z Kubą i Bogdanem w rolach głównych (Bogu, Ty to tam powinieneś co najmniej 3000 zł przelać :-P ). Takie projekty to ja wspieram z największą przyjemnością!!

Po drugie - dziś asfaltami w okolicach ślężańskich. Mgliście, ponuro i mokro. Fajnie.


Ostatnio byłam tu jakieś 3 lata temu. Nie spodziewałam się, że tak "pięknie" prezentuje się Zalew Sulistrowicki ;-)







  • DST 48.00km
  • Czas 02:12
  • VAVG 21.82km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Podjazdy 650m
  • Sprzęt KROSSowy

Czwartek, 10 września 2015 | Komentarze 4


Jakoś przez cały czas wiatr w paszczę. Wiedziałam, że w okolicach 10:00 wiatr ma zmienić kierunek o 180 stopni, ale po babsku odczytałam wszystko dokładnie wspak. Brawo :-D Tuż za Świdnicą, jeden - drugi - trzeci kot. A na zwieńczenie, jako wisienka na torcie, Radzio we własnej osobie, któremu chyba coś popsułam w KOMach-SROMach. Ale grunt, że nie zrzędził - wręcz przeciwnie - i zechciał uskutecznić przydrożną pogadankę ;-)

  • DST 32.50km
  • Czas 01:28
  • VAVG 22.16km/h
  • VMAX 40.30km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Środa, 9 września 2015 | Komentarze 2




Wtorek, 8 września 2015 | Komentarze 4


No i się zaczęło.

Początek roku, wyczekiwany z niepokojem ze względu na rozpoczęcie pracy w nowej szkole, przyszedł i przyniósł wielki uśmiech na usta! Dzieciaki zrobiły na mnie wspaniałe wrażenie. Patrząc na nich, słuchając i obserwując przypominam sobie siebie (nas = ja + moja klasa w ogólniaku) sprzed 15 lat. Szalonych, dzikich, w większości niepoukładanych i niepokornych. Po prostu wspaniałych! :-D
Duuużo pracy mnie czeka nad ogarnięciem kwestii czysto organizacyjnych, bo po pierwszej lekcji widzę, że czas nie będzie moim sprzymierzeńcem. Jak to idzie? Podczas dobrej zabawy czas płynie szybko. Mi wczorajsze 45 minut zleciało jak 10. Nie mogłam w to uwierzyć. Więc wiem, że nad tym będę ciężko pracować, by zmieścić w tych tycich 45 minutach to co ja chcę powiedzieć, to co Oni chcą powiedzieć + CAŁĄ RESZTĘ. Mam nadzieję, że mi się to uda.

A w najbliższy weekend w Jeleniej Górze Klasyk Karkonoski. Trzymanie kciuków za reprezentantów ze świdnickiego LO SMS zdecydowanie wskazane :-)

A telefon? W niektórych dziedzinach nic się nie zmienia. Od jakiegoś czasu za nic nie chciała mi działać lokalizacja. Kombinowałam na ile mi wiedza i intuicja pozwalają i nic. Zapomniałam o sposobie najprostszym, najbardziej oczywistym, praktykowanym już przez nasze prababcie. Wyłącz/włącz. Działa. No ba! Przecież taka jest również moja nauczycielska dewiza - rób tak by wyszedł wynik, najprostszą drogą do celu, bez tracenia niepotrzebnej energii na okrężne drogi. I sama się zapomniałam jak przyszło co do czego :-P


A za oknem aktualnie mgła. Jeszcze mam trochę czasu przed pracą, ale czy chęci są również....? Pewnie najbliższe kilka(naście) minut rozwiąże ten rowerowy dylemat...

Z pozdrowieniami. Jednak wciąż jeszcze emocjonalnie mocno LETNIMI!


  • DST 80.00km
  • Podjazdy 390m
  • Sprzęt KROSSowy

Sobota, 5 września 2015 | Komentarze 6


Dziś znów postanowiłam rowerem wybrać się na zajęcia do Wrocławia.
Wyjazd 5:50. Jeszcze konkretna szarówa. Po kilku kilometrach Słońce zaczęło się pięknie przebijać ponad horyzont i przed chmurki.

Po 15 kilometrach jazdy było już tak ślicznie:




We Wrocławiu ciut pobłądziłam na Oporowie, ale ostatecznie i tak z małym naddatkiem czasowym dotarłam na miejsce.
Po pięciu z sześciu zaplanowanych godzin szkoły zostaliśmy wypuszczeni do domów.
Nie było mi to na rękę.
Wrócić postanowiłam pociągiem do Jaworzyny Śląskiej, gdyż doświadczenie pierwszego zjazdu nauczyło mnie, że tam i z powrotem na rowerze (120-130 km) i na następny dzień znów szkoła to nie dla mnie. Już nie wspominając o tym, że nie jestem jeszcze gotowa na trasy powyżej 100 km.
Do rzeczy - pociąg powrotny miałam mieć o 15:50, po dojechaniu na dworzec okazuje się, że to ponad godzina czekania. Pytam pani w kasie czy nie ma czegoś wcześniej co dowiezie mnie w okolice Świdnicy (precyzuję jej: 10-15 km spokojnie sobie dojadę). Twierdzi, że nie ma i sprzedaje mi bilet na 15:50. Trudno, idę z rowerem na peron kupując po drodze pizzerkę ze szpinakiem (nieszczególnie smaczną). Na peronie stoi pociąg do Szklarskiej Poręby na 14:51. Patrzę na spis miejscowości pośrednich i  po chwili jest - Jaworzyna Śląska. No szlag by to trafił!! Ale nie nie nie. Nie poddaję się. Niedaleko stoi trzech konduktorów. Podchodzę i pytam - weźmiecie mnie ze sobą z biletem na za godzinę. Odpowiedź "owszem" cieszy mnie bardzo. Godzina darowana :-)

Z Jaworzyny już niby prosta droga, ale przy samej Świdnicy grzęznę i błądzę gdzieś w polach. I dobrze. Trochę terenu wpadło :-P

Wspaniała dziś przejrzystość, świetna pogoda, idealne warunki by wyskoczyć w góry.
No ale nic. Rozpaczać nie będę choć minę miałam nietęgą podziwiając z oddali piękne Sowie, Wałbrzyskie, Karkonosze.. Mmmmm.....







  • DST 45.30km
  • Podjazdy 600m
  • Sprzęt KROSSowy

Piątek, 4 września 2015 | Komentarze 8


Przez dwa ostatnie dni dałam trochę odpocząć kolanu.
Nie żeby jakoś szczególnie bolało, ale zaczęłam odczuwać ogólne zmęczenie.

Dziś już w powietrzu mało lata, mnóstwo jesieni.
Wyjazd przy pełnym zachmurzeniu.
Na trasie jednak zaczęło wychodzić Słońce, uśmiechając się przymilnie.



Nawigacja dziś nie chciała mi zaskoczyć w telefonie, więc bez mapki.


  • DST 32.70km
  • Czas 01:22
  • VAVG 23.93km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt KROSSowy

Wtorek, 1 września 2015 | Komentarze 0


Po rozpoczęciu roku szkolnego miałam już nigdzie się nie ruszać.
Upał mnie zaczął wykańczać.
Ale ostatecznie o 16 postanowiłam skorzystać jeszcze z lata.
Dobra decyzja, jechało się całkiem miło, mimo, że nie było czym oddychać :-P