avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2015

Dystans całkowity:673.00 km (w terenie 164.00 km; 24.37%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:10350 m
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:61.18 km
Więcej statystyk

Wtorek, 5 maja 2015 | Komentarze 3


Tym razem Sowie w samotności.
Radość mi ta trasa przyniosła niebywałą.

Na dojeździe na Przełęcz Walimską, tą samą drogą co 3 dni wcześniej:




Glinno w dole, Wielka Sowa w tle:


Na niebieskim pieszym Glinno-Przeł. Walimska towarzyszy mi przez chwil kilka Słodziak. Przez kilka pierwszych sekund nieszczególnie ufni jesteśmy wobec siebie, ale później całkiem przyjemnie nas się kawałek wspólnie podróżuje.


Tego dnia decyduję się na dotarcie na szczyt niebieskim szlakiem pieszym. Uwielbiam ten podjazd, choć wciąż nie udaje mi się go pokonać w 100% w siodle. Kiedyś się uda. Komentarz do Reigna - uwielbiam go na ciężkich technicznie, stronych terenowych podjazdach! Oczywiście na fotce wygląda to-to prawie jak autostrada :P




Na szczycie chwila posiadówki, zjazd czerwonym pod Schronisko Sowa. I tam krótkie pławienie się w promieniach prawie letniego Słońca, żółty na Kozie Siodło i zjazd czerwonym na Przeł. Jugowską.


Nieszczególnie długo zastanawiam się co dalej. Decyzja szybko podejmuje się sama - Kalenica. Podjazd idzie całkiem sprawnie, jest siła, choć na mocno sztywnych kawałkach brakowało mi możliwości mocnego chwytu prawej ręki.
Widoki niestety bardzo słabiutkie więc miast na góry patrzyłam w dół:)


Powrót na Jugowską tą samą drogą. Ok. 2 kilometry zjazdu asfaltowego w stronę Kamionek i odbicie w czerwony pieszy, który z różnymi modyfikacjami po drodze ostatecznie doprowadza mnie dokładnie tam gdzie chciałam - asfalt Rościszów-Walim, przy zjeździe do Glinna. Zjeżdzam asfaltem i wracam z Glinna tak jak przyjechałamn - czerwonym strefowym.
A po drodze z pozdrowieniami dla Młodego Mariusza:



Sobota, 2 maja 2015 | Komentarze 2


Z lekka parafrazując Kubusia Puchatka - autorytet lat młodości (niekoniecznie minionych) : gdyby mi się chciało chcieć tak jak mi się niechcieć chce...

Czyżbym nie jeździła od 27 kwietnia do 2 maja? No chyba. Żadnych jeszcze bardziej zaległych wycieczek nie odnajduję w moich lichych zapiskach podręcznych.
Więc to chyba będzie to.
Góry Sowie. ACH! Jakże ja tęskniłam za terenem!! Na złamanym palcu jeszcze szyna, bo to dopiero kończy się trzeci tydzień od niefortunnej gleby. Ale nie zamierzam dłużej czekać. Nie wiem czy w tym przypadku zdanie się na stwierdzenie: co mnie nie zabije to mnie wzmocni jest wyjątkowo trafionym pomysłem, ale NIE! nie zamierzam się tym przejmować. Bo pogoda piękna, bo nie chce mi się znów tylko asfaltem.

Ruszam. Po 11 km wjeżdżam "W LAS" wpierw bezszlakowo, później żółtym pieszym, by po kilku kilometrach połączyć się z czerwonym rowerowym strefowym, który doprowadza mnie prosto do Glinna. Jechałam nim po raz pierwszy. Wrażenia bombowe!

Widok ze szlaku na Michałkową w dole:




Na Przełęczy Walimskiej łączę się z Kubą i razem jedziemy na szczyt.


No i przecież! Majówka!!


Na szczycie tłumy, na czerwonym do Schroniska Sowa tłumy, na niebieskim na Walimską TŁUMY. Nie przynosiły tego dnia zjazdy olbrzymiej radości. Zbyt wiele walki było o to by stonki nie zrównać z ziemią. ALE - dobrze, że ludzie w góry wybyli zamiast wizytować w marketach.


Na Walimskiej rozstajemy się, ja jadę obczaić jeszcze jeden, olany na dojeździe kawałek czerwonego. Oj - zacne to kilka kilometrów. Bez hardkorów, ale i nie tak zupełnie trywialne, zwłaszcza na powrocie.




A dalsza część majówki to wizyta u rodziny na komuni. I też fajnie :)