avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 87.00km
  • Teren 24.00km
  • Czas 04:45
  • VAVG 18.32km/h
  • Podjazdy 1760m
  • Sprzęt KROSSowy
Góry Suche zielonym TdG + niespodzianka :)

Sobota, 23 sierpnia 2014 | Komentarze 8


Plan działania początkowo był ciut inny. Kuba miał się zabrać z kumplem na Masyw Ślęży, co mnie w weekend nieszczególnie kręci ze względu na natłok ludzi, którzy w zdecydowanej większości nie dostrzegają innej górskiej alternatywy dla tego ulubionego przez najbliższą okolicę masywu.
Ostatecznie okazuje się, że kumpel jechać nie może, proponuję zatem Kubie Góry Suche z głównym punktem programu w postaci single trawersującego Rybnicki Grzbiet. Ja go znam bardzo dobrze, Kuba będzie tam pierwszy raz.
Pakuję się szybko, wskakuję na rower i grubo po 11 wybywam. Spotykamy się w Grzmiącej, dokąd Kubski dociera samochodem.

Na dzień dobry podjazd/podjeście pod właściwy początek singla, a później już jazda po nim. Mnie coraz mniej ta droga fascynuje, Kubie się podoba, ale też dupy nie urywa. Nie wiem co jest grane, może taka pora roku. A może po Alpach już nie tak łatwo przychodzi mi ekscytacja moimi domowymi ścieżkami...


Po zabawie na Rybnickim Grzbiecie czas na drogę pod Skalne Bramy. Dziwna nawierzchnia tego dnia na szlaku panuje. Niby świeżo po opadach więc przyczepność powinna być genialna i sprzyjająca pokonywaniom najcięższych podjazdów. Okazuje się jednak, że sypkość jest przepotężna i zwala z roweru w trymiga. Dziadostwo!!
Pod Skalnymi Bramami robimy przerwę na odciążenie plecaka, radujemy oczy widokiem Gór Sowich (o zgrozo! Zapomniałam cyknąć tego dnia standardową fotkę) i po chwili ruszamy atakować Turzynę.
Kuba po drodze postanawia się ubrać. Komu nie zdarzyło się nigdy przebierać się bez uprzedniego zdjęcia kasku niech pierwszy rzuci kamień! Kubski nic sobie nie robi ze swej omyłki i postanawia przez czas jakiś wcielić się w rolę Jeźdźca bez Głowy. Pękłam!!!




W dalszej kolejności Turzyna, Andrzejówka z pysznym Opatem i omawianie dalszych planów: Waligóra czy Ruprechticky Spicak, na którego chrapkę mi zrobiła niedawna na nim wizyta Ani. Wygrywa Szpiczak, bo chce nam się skosztować zjazdu ze szczytu niebieskim szlakiem pieszym schodzącym na Polską stronę. Podjeżdżamy zatem od strony Czech. Podjeżdżamy to może ciut za dużo powiedziane. Walczę do upadłego, ale nie daję rady. Mimo wszystko idealny podjazd i od tej strony wydaje mi się przy tej nawierzchni i nachyleniu niemożliwy.




Po wdrapaniu na szczyt wieży chwilę podziwiamy widoki, ale szybko zmywamy się na dół, bo ZIMNO!




Droga, która nas tu przywiodła:


A dalej siad na rowery i SRU w lewo na niebieski!


Aż do tego dnia byłam przekonana, że szlak ten jest niezjeżdżalny. Raz nim z rowerem podchodziłam w towarzystwie Młodzieniaszka. Pamiętałam momenty, które absolutnie nie wyglądały na możliwe do pokonania na dwóch kółkach. I co? Kuba zjeżdża całość (wariat z niego na zjazdach, że drugiego takiego nie znam!). Ja niestety jeszcze przed wjazdem w las kilka metrów muszę rower sprowadzić, bo po podparciu nie udaje mi się na luźnych kamykach przy takim nachyleniu wystartować. Ale część leśną, która najbardziej mnie przerażała pokonuję w całości na rowerze! JU-HU! Hulaj dusza, piekła nie ma!!!
Na zjeździe asfaltem w stronę Łomnicy Kubski zahacza o mnie swoją trzymetrową kierownicą i powoduje tym konkretną glebę. Obijam się i obcieram. Czy ja jestem w stanie zakończyć jakąś wycieczkę bezglebowo?! Na szczęście prócz pojawienia się siniaków i strupów nic wielkiego się nie stało więc ufff.
Oczywiście do domu wracam na rowerze. Już bez dodatkowych przygód.
Po glebie zauważam zasmucona również, że nie działa mi licznik. Tak już zostało. Musiał się przerwać kabelek, ale śladu tego nie widzę nigdzie na izolacji więc naprawiać usterki nie ma jak. Szkoda mi kasy na nowy więc póki co jeżdżę bez, a dane wycieczek podaje mi googlowa mapa. Upierdliwe to-to, ale musi na razie wystarczyć.



Komentarze
lea
| 18:25 sobota, 30 sierpnia 2014 | linkuj Dzięki Bożenko za wieści. Mam maści, kremy i inne cuda na kolano. Jeszcze tabletkami niedługo się nafaszeruję. I z nadejściem jesieni planuję uskutecznić terapię glukozaminową. Poza tym odpocząć trochę muszę, ale na to też przyjdzie czas niebawem.

A obite żebra? Czytałam, że 4 tygodnie bólu to norma. Kuba niedawno też zaliczył glebę i przez 3 tyg zmagał się z bólem żeber. Mnie wkurza to, że po 3 tygodniach, gdy ból powoli tracił na intensywności wczoraj wrócił taki jaki odczuwałam na drugi dzień po upadku. Coś musiałam wczoraj niefortunnego zrobić na trasie i mam za swoje!
alouette
| 18:05 sobota, 30 sierpnia 2014 | linkuj 60 zł miało być- pomyliło mi się:)
alouette
| 17:58 sobota, 30 sierpnia 2014 | linkuj Lea, ja też mam ten problem:/ Jakiś taki przesyt, jeszcze jakbym miała góry blisko siebie to bym śmigała, a teraz już coraz trudniej o długodystansowe wycieczki...

Ponoć obite żebra bolą bardziej i dłużej niż załamane- ok. miesiąca, więc już tylko tydzień:)

Na kolano polecam Artblock Olimpu- trochę drogie (opakowanie ok. 40 zł), ale mi bardzo pomaga:)
lea
| 20:36 piątek, 29 sierpnia 2014 | linkuj A dziękuję uprzejmie :) Nie wiem jak to się stało. Musiałam mieć nie najgorszy dzień, bo teraz jak o tym zjeździe myślę to i tak mi się to niemożliwe wydaje :P

Zibi - ja akurat standardowo latem czuję przesyt i chęci do jazdy wracają mi jesienią. Teraz dodatkowo frustrują mnie dodatkowo dwie kwestie - co jakiś czas powracający ból prawego kolana i obite żebra, które trzeci tydzień nie chcą przestać boleć :/
z1b1
| 08:58 piątek, 29 sierpnia 2014 | linkuj No i udał się w końcu zjazd, gratulacje!! Co do ekscytacji a raczej jego braku naszymi szlakami to myślę że przychodzi powoli okres wypalenia,w końcu zbliża się jesień i trzeba trochę zluzować, bardziej relax, stąd też może u Ciebie się bierze niechęć. W nowym sezonie nabierzesz nowych chęci, zobaczysz!!!
cremaster
| 07:08 piątek, 29 sierpnia 2014 | linkuj Ja to bałbym się nawet patrzeć jak ktoś stamtąd zjeżdża :D
anamaj
| 06:49 piątek, 29 sierpnia 2014 | linkuj WIELKIE gratulacje !!! Dla ciebie i dla Kuby za zjazd ze Spicaka !!! I Niemożliwe okazało się możliwe !!! chylę czoła.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa otaja
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]