avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 97.50km
  • Teren 25.00km
  • Czas 06:00
  • VAVG 16.25km/h
  • VMAX 65.80km/h
  • Podjazdy 2315m
Majówkowe Dlouhé Stráně (1353 mnpm)

Piątek, 2 maja 2014 | Komentarze 12

Uczestnicy


Pierwszodniowe zerwanie haka nie bolało ze względu na straty w sprzęcie, co przez konieczność pożegnania się z rowerowaniem przez kolejne trzy dni w ogólności.
Z pomocą przyszła Super-Ania ze swoim KTMem. Z założenia miała Kochana drugi dzień spędzać pieszo więc wyszła z propozycją bym dosiadała Jej Lycana. Z ledwością powstrzymałam łzy wzruszenia i tylko modliłam się w myślach, by i tego cuda nie skasować gdzieś na trasie...
Poranne drugomajowe spojrzenia przez okno nie napawały optymizmem. Pogoda mocno się przetransformowała i z lata w ciągu nocy przeszła w chłodną jesień. Deszczu jednak ni widu ni słychu więc z wypadu nikt rezygnować nie zamierza. A cel tego dnia konkretny, bo to przecie w oddali czeka na nas elektrownia szczytowo-pompowa Dlouhé Stráně. Dwa sezony wcześniej, podczas jazdy z Toompem, poległam na trasie i nie zdobyłam szczytu, dlatego też motywacja dla mnie była podwójna. Nie poddać się fizycznie (jak pod chatką) i psychicznie (jak podczas załamania pogody). Wyjeżdżając z rana na trasę nie spodziewałam się jeszcze jaką dla mnie, jak i całej reszty ekipy, w tej materii Wszechświat szykuje niespodziankę...

Początek trasy tego dnia to asfaltowy dojazd 44-ką do Bělá pod Pradědem. Chwila jeszcze asfaltu do góry, docieramy do Drátovnej (600 mnpm), następuje skręt w lewo w nieznaną chyba nikomu drogę, mającą nas zaprowadzić na Červenohorské sedlo (1013 mnpm)


Od samego początku towarzyszą nam gęste mgły, nadając dojazdowi na Sedlo niezwykły, mistyczny charakter. Dopóki nie pada, to taka pogoda należy do jednych z moich najulubieńszych. Wiem wiem - nic nie widać, okulary parują, wilgoć oblepia ubrania, zimno i ponuro. Ale gdyby Słońce świeciło przez cały czas to i wrażenia pogodowe byłyby niezmienne. A zmiany to przecież fajna sprawa i jakże barwne później dzięki temu wspomnienia :)






Na krótkim postoju Pod Velkým Klinem (970 mnpm) widać, że humory wszystkim dopisują :D Zastanawiam się, która z osób chciała biednemu fotografowi-Ryjkowi spuścić w tym momencie największe manto :) Myślę, że miny mamy nietęgie ze wzlędu na świadomość nieuchronnie zbliżającego się końca podjazdu na Sedlo.

Na fullu podjeżdża mi się genialnie. Bardziej wyprostowana pozycja niż na Krossie na tym etapie jazdy daje dużo satysfakcji. Moje uczucie do fulla ulegnie natomiast zmianie o 180 stopni podczas terenowego zjazdu. O ironio!

Po dotarciu na szczyt przełęczy Ryjóweczka przywołuje na mą twarz szeroki uśmiech oznajmiając, że na tym etapie podróży nie pozostaje nic innego jak przyczaić się w jakiejś knajpce. Oczywiście w celu ogrzania się.


Nie mnie jedną raduje ta informacja :)

W knajpie jest uroczo, swojsko, przedpotopowo. Czas oczywiście przyspiesza i nim się obejrzymy nadchodzi chwila powrotu na rowery. Wszystko jest pięknie dopóki nie wyjdziemy na zewnątrz. Tam dopadają nas odgłosy burzy. Niedalekiej. Lekko zatrważającej. Nie wiem jakim cudem, ale zostaje podjęta decyzja kontynuowania trasy. Przyznaję, że zaskoczyło mnie to nielicho, bo zanim jeszcze zdążyliśmy opuścić parking przedknajpiany ciuchy nasze zaczął rosić coraz bardziej rzęsisty opad. No ale kim ja jestem by oponować?! :) Ciśniemy zaplanowaną trasą, powoli, naokoło, szuterkiem zmierzając w stronę Kout nad Desnou. Mimo opadu (który całe szczęście wciąż pozostawał na znośnym poziomie deszczu, nie zmieniając się w ulewę) dane nam jest podziwiać fantastyczne widoki: Pradziad z szalejącą nad nim burzą, Dlouhe Strane z przetaczającymi się nad nim ciężkimi chmurami, Kouty w dolinie - cudownie i błogo oświetlone Słońcem, dające nadzieję na ładną pogodę w dalszej części dnia.










A tu już pod Petrovką. Następuje podział na podgrupy - Renatka z Grzesiem wybierają Pradziada, reszta - niepomna na pogodę - postanawia kontynuować zaplanowaną trasę. Żegnamy się z rodzeństwem i uskutecznimy zjazd leśnym asfaltem w stronę Kout.


Renia i Grześ na szczycie najwyższej góry Jesioników Wysokich.




Po drodze ze Zbyszkiem zatrzymujemy się na chwil kilka podziwiać podeszczowe widoki.

Pogoda ustabilizowała się na satysfakcjonującym, bezulewowym poziomie. Dobrze. Bardzo dobrze. Jest szansa, że jednak się uda...? E-he. "Nie tym razem:)" - śmieje się ktoś na górze, odkręca kurek i spuszcza nam na głowy hektolitry zimnego deszczu z gradem. Ma to miejsce.. na którym? Trzecim? Czwartym kilometrze podjazdu na szczyt elektrowni? Trochę za późno wyciągam przeciwdeszczówkę i przypłacam to przemoczeniem softshella. Po przyodzianiu tak nieprzemakalnej jak i nieoddychającej żółci rozradowana jadę przed siebie. Po prawej mijam Ryjka walczącego ze swoją kurtką. Przekonana, że reszta dzielnie pruje pod górę, czynię to samo. Mija krótka chwila, na poboczu dostrzegam porzucone rowery, a pod tyci drzewkami przemoknięte, przyczajone, mokre kury w liczbie osób 5.


Dołączam do nich, po kilku minutach przybiega również Ryjeczek, złorzecząc na swoje nagie drzewko ochronne, kuląc się pod krzakiem i uskuteczniając antydeszczową medytację. Tak stoimy, złość i rozczarowanie przykrywając uśmiechami i dowcipami. Mnie trochę szlag trafia - drugi raz? w tym samym miejscu? taka sama przeszkoda? Mijają minuty, w butach jeziora, kurtki coraz gorzej radzą sobie z ulewą, a ta wciąż przybiera na sile.
Ryjek powstaje mężnie, wyskakuje spod ochronnych drzewek wprost na deszczo-grad i z uśmiechem na ustach zarządza - "KOUTY! OBIAD!! PIWO!!!".
raz
dwa
trzy...


...i po pokonaniu kilku kilometrów zjazdu już jesteśmy w knajpie, przemoczeni do suchej nitki, ale uradowani obecnością dachu.

W takich okolicznościach przyrody wstydu w nas za grosz. Ściągamy buty, zdejmujemy skarpety, kiedy wychodzi Słońce wynosimy wszystko przed knajpę w nadziei, że te kilka minut choć odrobinę przesuszy nasze 'onuce'.
Pogoda robi się coraz bardziej genialna, po ciemnych chmurach ślad ginie, Słońce pięknie świeci już kolejne dekaminuty. Koniec knajpianej sielanki, czas zacząć rozważania, kto co gdzie i z kim. Baaaaardzo opornie nam to idzie. Morale mocno podupadły. Chciałoby się, ale się nie chce. Przydługi postój na dworze również nie jest niczym ekscytującym kiedy wszystko na człowieku mokre. Ryjek waha się najdłużej i ostatecznie, jako Przewodnik Stada odpowiedzialny za swoją trzódkę, postanawia przyłączyć się do grupy skracającej trasę - Ani, Zbyszka i Feniksa - i przez Premyslavskie Sedlo, Branną i Ostruzną wrócić do Jesenika.


Uśmiechnięta Ania podczas powrotu do Jesenika

Ja + dwójka Bogdanowa kontynujemy trasę i wracamy na podjazd na szczyt elektrowni. Tym razem bez niespodzianek. Całkiem żwawym tempem docieramy na górę. Po drodze znów zaczyna padać, ale ani trochę uciążliwie. Satysfakcja z dotarcia na szczyt jest co najmniej podwójna!


Przy dolnym zbiorniku wodnym.


Pozostałości gradowo-śnieżnych opadów.


Na szczycie elektrowni.


Na fotce, po prawej stronie, widać przewalające się przez góry chmury. To w nie wjedziemy później podczas zjazdu do Jesenika.






Ninja przygotowuje się do zjazdu :)

Zjazd uskuteczniamy do Kout, wybierając z Cerberem terenowy wariant - dla mnie kolejny nietrafiony wybór.


Zjeżdżając wzdłuż stoku za późno zauważam konkretny rów, nie podbijam kierownicy (za co później zgarniam, zasłużenie, mały ochrzan) i zaliczam nieprzyjemny lot nad kierą. Upadek boli. Boli niefart tych dwóch dni. No nic. W końcu docieramy do Kout, za chwilę dołącza do nas Bogdano, który wybrał asfaltową dłuższą alternatywę zjazdu. Teraz już tylko przed nami jakieś 10 km podjazdu szosą na Červenohorské sedlo, który idzie bardzo sprawnie. Z przełęczy okropny zjazd do Jesenika - b. gęsta mgła, mżawka, temperatura nieprzekraczająca 5 st C - katorga! Ale jakże pysznie smakował w końcu prysznic :D

Dziękuję Wam za ten wspaniały dzień. Dzięki Ryjku za organizację trasy. I Tobie Bogdano za przewodnictwo w jej drugiej części.
Będzie co wspominać!
Ani K. drogiej największe podziękowania się należą - bez Ciebie nic z tego by mnie nie spotkało.



Komentarze
FENIKS
| 19:43 niedziela, 18 maja 2014 | linkuj Teraz na spokojnie przeglądam zdjęcia i przypominam sobie tą pogodę ;) było bardziej jesiennie niż wiosennie ;) ale duże gradki za elektrownie i podziękowania za super towarzystwo.
Pozdrawiam.
Greger
| 10:11 sobota, 10 maja 2014 | linkuj Super relacja! :) Ale Ci te Jeseniky dają w kość na każdym kroku (dosłownie!) :)
Lea | 03:25 sobota, 10 maja 2014 | linkuj Dziękuję Wam za miłe słowa :)

Aniu - a jednak K4r3l ma rację - nie każdy wyszedłby z propozycją pożyczenia roweru. A u Ciebie było to takie naturalne. Złota dziewczyna z Ciebie! :***

Toomp - no jakoś tak dziwacznie wychodzi. Mam nadzieję jeszcze w tym roku tam wrócić. Przy okazji przeprowadzi się experyment - lunie czy nie lunie? :P

Cyborg - dlatego napisałam, że mały ochrzan:D Zdecydowanie bardziej motywacyjny niż dobijający. Wtedy przed kolejnymi uskokami w lęku się zatrzymywałam. Rzeczywiście mam nadzieję, że w przyszłości w końcu załapię to podbijanie. Ponoć na naukę nigdy nie jest za późno ;)
cerber27
| 21:17 piątek, 9 maja 2014 | linkuj Z tym ochrzanem to nie przesadzaj, to był tylko mały wykład naukowy na temat podrzucania kiery nad uskokami :) Myślę że drugi raz już nie popełnisz tego błędu ???? przy najbliższej okazji powtarzamy szkolenie z W. Sowy :)
Toomp | 19:35 piątek, 9 maja 2014 | linkuj Fajnie, że tym razem nie odpuściłaś tego podjazdu bo widoczki z samej góry warte każdego zachodu :).
No i już jest wszystko jasne ;D kto chce przeżyć burzę z gradobiciem podczas wypadu na Dlouhe Strane to musi się wybrać tam tylko z Tobą :D:D:D.

Co do fulla to dziwie się, że gorzej Ci się na nim zjeżdża niż na HT. Może to przez to że nie był on ustawiony pod Ciebie.
starszapani
| 18:20 piątek, 9 maja 2014 | linkuj Twardziele :) Nie ma co ukrywać :)
Kot
| 18:01 piątek, 9 maja 2014 | linkuj Wspomnień czar :) bawiłam się w tamtych rejonach w 2012r. na szosówce. Piękne okolice!
grzess
| 15:36 piątek, 9 maja 2014 | linkuj Pogoda spłatała nam figla i trochę namieszała. Gratuluję dotarcia do celu mimo gradu, burzy i mgły :)
ankaj28
| 12:43 piątek, 9 maja 2014 | linkuj Koleżanka, która użyczyła sprzętu - czyli ja - cieszy się przeogromnie, że mogła pomóc:)
Wiem Emi, że się nie przesiądziesz na fulla, ale ja po ostatnich wycieczkach jestem zakochana w swoim rowerze i nie zamieniłabym go już na inny. A Kubik i Alinka to tak świetni towarzysze, że wycieczka z nimi to była sama przyjemność i cieszę się, że opcja piesza była od początku w drugi dzień planowana.

W pierwszej chwili myślałam, że ta ninja to ty. :):)
klosiu
| 08:04 piątek, 9 maja 2014 | linkuj Hardkorowa jazda, szacun za dojechanie do końca :).
k4r3l
| 07:56 piątek, 9 maja 2014 | linkuj Ten sam dzień, pogoda identyczna jak kilkaset kilometrów dalej w Beskidach ;) Też doświadczyliśmy burzy jak i lekkich opadów - wrażenia dzięki temu jeszcze bardziej spotęgowane ;) Super wycieczka i koleżanka, która użyczyła sprzętu: ja miałbym opory zarówno, żeby pożyczyć jak i jeździć na pożyczonym :))))
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa przed
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]