avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
Operacja.

Poniedziałek, 29 czerwca 2015 | Komentarze 17

Kategoria Rekonstrukcja ACL


Nareszcie! Nadszedł ten dzień. Dzień, na który mniej lub bardziej niecierpliwie wyczekiwałam 43 dni. No nie do końca, bo rozmiar zniszczeń, który dokonał się w moim kolanie podczas upadku 17 maja, nie był znany od początku. Ale bez wnikania po raz kolejny w szczegóły. Minęło 6 tygodni i 1 dzień (opisane wcześniej).

O godzinie 8:40 zjawiam się w Centrum Medycznym eMKa MED na ulicy Ślężnej 169 we Wrocławiu.
Na miejsce dowozi mnie mój kochany brat Radzior.
Już podczas dojazdu uzmysławiam sobie, że nie zabrałam kapci. Myślę - olać, chyba za wiele nie pochodzę...

O godzinie 9:00 przychodzi przemiła pani Asia i zabiera mnie na Oddział, spisuje moje dane, kseruje co Jej potrzebne, prowadzi mnie do mojego pokoju i przedstawia panu Jankowi - pielęgniarzowi, który skutecznie umilał mi czas spędzony na oddziale :D
Dostaję do wypełnienia ankietę (nie wiem co zaznaczyć w pytaniu: Czy pije Pan/Pani regularnie alkohol? W sumie tak, nawet jakbym piła raz do roku to wciąż by było regularnie raz w roku. Dziwne pytanie. Później przychodzi mój oprtopeda dr Sebastian Krupa, stwierdza, że rzeczywiście trochę głupio sformułowane to pytanie i rozwiewa moje wątpliwości: Nie piję regularnie. Dobrze! :P)
Swoją drogą łaknienie mnie zaczyna męczyć. Nic nie piłam od 19:00 dnia poprzedniego. A tu zbliża się południe...

Dłuuuugo czekam na anestezjologa. Do 12:30. Szczerze to powinien ktoś dać mi znać, że to trochę potrwa, nie siedziałabym jak na szpilkach 3 godziny. Nic tam. Poczytałam, pod koniec szpilki się stępiły i nawet na chwilę przysnęłam. W międzyczasie do pokoju wjeżdża moja współlokatorka po operacji barku. Fajna babka, z początku mocno otumaniona po znieczuleniu. Czadowo się obserwuje jej powrót do rzeczywistości.
W końcu zjawia się anestezjolog. Od tej chwili wszystko pędzi z prędkością światła. Szybko tłumaczy mi jak będzie wyglądać kwestia znieczulenie, każe zmienić jeansowe krótkie na bawełniane krótkie spodenki (taki był plan) i już za sekundy trzy jest z powrotem.

Idziemy na salę operacyjną. Dostaję jednorazowe kapcie, czepek, kładę się na stole. Dobiera się do mnie pielęgniarka.
1) Wenflon. Nie wyglądało to miło przed wbiciem, ale poszło gładko, prawie bezboleśnie. Pomiar ciśnienia i już wpada anestezjolog;

2) Znieczulenie miejscowe/blokada - igła w kręgosłup. To już nie jest tak miłe jak igła w żyłę :P Trochę boli, choć spodziewałam się większego hardkoru, czuć jak płyn wpływa do środka - dziwne uczucie, ciekawe. Wszystko wokół dzieje się wciąż bardzo szybko, ale personel gawędzi ze mną miło. Z pielęgniarką stwierdzamy, że wzrost 158 cm to najpiękniejszy wzrost dla kobiety :D Anestazjolog coś marudzi o 164, ale co on tam wie...
3) Za chwilę wchodzi dr Krupa, sprawdza jak znieczulenie. Mam wrażenie, że nieszczególnie, czuję jak mnie szczypie w kolano, czuję jak mnie kłuje igłą. Czy boli? Chyba nie, ale ani myślę dać się rzeźbić przy tak działającym czuciu!!! Coś tam jeszcze we mnie znieczuleniowego pakują (a może to ino placebo, abym się lepiej poczuła... :)) i jedziemy z koksem.... Przysnęłam! SZIT!!!
4) Budzę się w trakcie. Wszystko pamiętam jakby to miało miejsce 20 lat temu i do tego było ino snem. Wiem, że coś narzekam, że zasnęłam, mimo że nie planowałam! Brawo za precyzyjne operacyjne plany! Wiem, że jarałam się wnętrzem swojego kolana, które widziałam na ekranie. Wiem, że czułam jak mnie "maltretuje" tam za zasłonką, szarpie, cuda wydziwia, widziałam gruby drut w moim kolanie i czułam jak go wyciąga ze mnie. Wrażenia PIERWSZA KLASA. Pamiętam jak przedstawił mi moje nowe więzadło a ja pomyślałam (a może i powiedziałam) Serio!? Ta meduza??!! Podczas operacji zostałam poinformowana, że podczas urazu doszło jednak do całkowitego zerwania więzadła przy przyczepie. Trudno. Po cichutku liczyłam na lepsze wieści, ale CO TAM! Grunt, że zbliżamy się ku końcowi.
5) Zdaje się, że po operacji anestezjolog pakuje mi w pachwinę jeszcze jedną dawkę znieczulenia, która ma mi przedłużyć działanie tego wcześniejszego na operowaną nogę. Oby.
6) Jak przez mgłę pamiętam przewiezienie do pokoju i "przerzucenie" mnie na moje łóżko. Chwilę jeszcze jestem otumaniona, wysyłam smsa Kubskiemu i Mamie, że po wszystkim, że żyję i daję sobie chwilę na odpoczynek... Jest godzina 13:59. Szybka akcja!

Po ok. 2,5 godzinie w końcu podniesiono mi zagłówek i pozwolono się napić. Zimna woda i głowa ponad poziomem - cudowne chwile...
Pzed 17:00 zjawia się Mirek, zaraz po nim dostaję krupnik, ależ pyszny krupnik!!! Kolejna "pierdoła", która rozgrzewa mi serce. Ok. 18:00 nadchodzi Alinka, zaraz po niej Toomp. Jest przemiło. Gapimy się na moją nogę, krzywiąc się odrobinę na widok drenów:

O 19:00 wjeżdża niebieńskie drugie danie.

Goście opuszczają mnie o 20:00 wraz z odchodzącym w zapomnienie znieczuleniem pierwszym. Pachwinowe się utrzymuje przemiło, bo chorą nogę wciąż mam zdrętwiałą. Po wyjściu gości zanurzam się w lekturze. Przed 22 przychodzi pielęgniarka z kolejną kroplówką i tabletką nasenną. Z przyjemnością, dziękuję uprzejmie!

Długo nie mogę zasnąć, pamiętam, że ostatni raz zerknęłam na telefon około północy. Nie boli, ale wszystko jakoś nie pozwala mi spać. No, ale jak już się udało to porządnie. Chyba się w nocy nie budziłam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poranek dnia następnego jakoś niemrawo pamiętam. Było śniadanie, potem sama nie wiem co było. Przed południem przyjechał Kubi i wspólnie czekaliśmy na fizjoterapeutkę z zaleceniami na najbliższy tydzień. Przyszła ok. 13:00, ustawiła ortezę, przekazała zalecenia oralnie i na kartce. I w sumie na nas nadszedł czas. Z uroczym Panem Jankiem zjechaliśmy windą, dotarłam do samochodu i WSIO! Do domu.

Pierwsza noc w domu to koszmar. Prawie nieprzespana. Ból to jedno - wcale nie był taki znów obezwładniający, choć byłabym zdecydowanie szczęśliwsza bez niego. Gorsze to sama obecność ortezy na nodze i konieczność spania na plecach co jest dla mnie zupełnie nienaturalną nocną pozycją. Druga noc w domu dopiero przede mną. Mam nadzieję, że dziś już będzie lepiej.

1 lipca, czyli drugi dzień po operacji, to przemiły dzień. Dużo czasu spędzonego w towarzystwie Mamy, która dbała o mnie jak o cierpiącą córkę :P
Dziś też zaczęłam samodzielną rehabilitację:
- regularne, izometryczne, napinanie czworogłowego.
- prostowanie nogi (wciąż mi się nie chce wierzyć, ale jestem prawie pewna, że mam już osiągnięty pełny wyprost bez wielkiego bólu);
- ćwiczenia stawu biodrowego: unoszenie prostej w kolanie nogi do góry w leżeniu na plecach, na zdrowym boku i na brzuchu; 3 razy dziennie, 3 serie, po 5 powtórzeń w serii. Codziennie, aż do wizyty kontrolnej (najbliższy poniedziałek 6.07), będę dokładać po 2-3 powtórzenia do serii.
Dziś też samodzielnie zmieniłam opatrunek, z radością patrząc w końcu na moje kolano w pełnej krasie:

Niezmiernie cieszy fakt tak małej różnicy w wyglądzie chorej i zdrowej nogi. Brak siniaków, krwiaków, opuchlizny, czy sporego obrzęku. Podjerzewam, że jakiś płyn będziemy z niej ściągać, ale wygląda to naprawdę bardzo przyzwoicie.
I ból wciąż jest całkowicie do zniesienia.

Jeśli idzie o operację i okres tuż po niej to by było chyba tyle w temacie.
Kolejny etap - zdjęcie szwów i walka o kolejne zgięcia. Póki co mam pozwolenie na zakres od 0 do 30*. Po cichu liczę, że w drugim tygodniu będziemy walczyć o 60*. Również od drugiego tygodnia zaczynam już rehabilitację z fizjoterapeutką Dorotką. Ależ jestem podekscytowana tym wszystkim! :-)



Komentarze
Katana1978
| 09:33 poniedziałek, 31 sierpnia 2015 | linkuj Fajne masz te nogi :)))
lea
| 13:13 poniedziałek, 27 lipca 2015 | linkuj Wielkie dzięki!
giovanni
| 18:07 czwartek, 23 lipca 2015 | linkuj Też to miałem i żyję. Szybkiego powroty na siodło życzę!
mors
| 22:14 poniedziałek, 13 lipca 2015 | linkuj Niesamowita optymistko-pesymistka. ;) Podziwiam. :)
Ancorek
| 12:21 niedziela, 12 lipca 2015 | linkuj Zrekonstruowałam braki odwiedzin na Twoim blogu :), teraz jestem na bieżąco.
Kobieto o idealnym wzroście - trzymam kciuki za Ciebie, wiem, że dasz radę.
Uściski z mojej strony - pozdrawiam serdecznie!
Ciut wyższa :)
Greger
| 12:06 piątek, 3 lipca 2015 | linkuj Świetnie, że wszystko się układa. Powodzenia w rehabilitacji!
Zaortezowana | 06:56 piątek, 3 lipca 2015 | linkuj Całkiem ciekawym połączeniem jest optymizm i dobry humor na bieżąco z nastawieniem pesymistycznym przewidującym te bardziej niesprzyjające mi scenariusze na przyszłość :P

Ale działa. Chyba właśnie dlatego, że jak trafia mi się gorsza z alternatyw <kiedy to choćby okazało się, że z trzech możliwości: 1) naprawianie lekko naderwanego mojego ACLa, 2) połowiczna rekonstrukcja z zachowaniem włókiem o zachowanej ciągłości i 3) pełna rekonstrukcja spowodowana całkowitym zerwaniem więzadła, trafiła mi się ta trzecia, która wiąże się z najdłuższą rehabilitacją po> to nie jestem podłamana, bo i tak to właśnie na nią się nastawiałam.

Z optymizmem patrzę w przyszłość ciesząc się każdym drobnym krokiem ku dobremu, ku zdrowiu. A że aktualnie te kroki są gigantyczne, większe niż bym się w najpiękniejszych snach spodziewała - to tylko wzmaga moje świetne samopoczucie.

Co oczywiście nie zwalnia mnie z gigantycznej wręcz zazdrości, którą odczuwam na myśl o Waszych trasach, o jeździe, o ruchu i spotkaniach. No nic. Poboli poboli, przestanie i nim zdążycie zatęsknić znów będę jeździć z Wami, dysząc na podjazdach, próbując odbudować utraconą formę :P


Tomi - zamówienie przyjęte :D
birdas
| 16:47 czwartek, 2 lipca 2015 | linkuj Super, że już po. Z dnia na dzień będzie już coraz lepiej. Szybkiego powrotu do zdrowia !!
Toomp | 16:24 czwartek, 2 lipca 2015 | linkuj Bardzo się cieszę, ze nie możesz spać przynajmniej dzisiaj w nocy i jutro w dzień będziesz mi słała sms-y dopingujące ;).
A tak poza tym to zrobiła się z Ciebie twardzielka :) i tak trzymaj :).
Zamawiam sobie pierwszą jazdę spacerową z Tobą :)))
starszapani
| 16:03 czwartek, 2 lipca 2015 | linkuj Twardzielka z Ciebie i optymistka, i bardzo dobrze bo to gwarantuje pełen sukces :))) Jesienią na pewno wskoczysz na rower, jestem tego pewna :) Ściskam :))))
Ubawiona | 10:21 czwartek, 2 lipca 2015 | linkuj Ra - we wrześniu powiadasz? Dopuszczam do siebie odrobinę optymistycznego nastawienia. Za dobrze idą mi te pierwsze dni, bym sobie tego żałowała i po cichutku liczę, że przełom wrzesień/październik to będzie czas na powrót na rower!

Jurek, Grzesiu - wielkie dzięki!

Grzesiu - z jednej strony szybko - najszybciej jak zakładałam, kiedy tylko dowiedziałam się, że czeka mnie rekonstrukcja. Z drugiej strony to były jedne z najdłuższych sześciu tygodni mojego życia. I, co ciekawe, wcale nie były takie złe. Mimo kryzysów, dobrze się bawiłam wracając do sprawności. Myślę, że walka, która mnie teraz czeka przyniesie mi jeszcze więcej frajdy.

Moniczko - zeszłą jesienią poczułam delikatny przedsmak tego nie-spania-w-ukochanej-pozycji, którą u mnie jest brzuch. Kiedy obiłam (albo złamałam) sobie żebra podczas gleby to przez co najmniej miesiąc nie było mowy o spaniu na brzuchu, głębokim wdechu czy swobodnym ziewaniu. Dzisiejsza noc była już bardziej znośna. Zaczynam się uczyć spania na boku. Nie jest to łatwe i przyjemne, po jakimś czasie budzi mnie ból/dyskomfort i muszę zmienić bok, ale jest to nieporównywalnie przyjemniejsze od (nie)spania na plecach!
Dobierania się do mnie pielęgniarki nie rozwinę, niechaj to będzie moją słodką okołooperacyjną tajemnicą :P

Cre, Monia - głupki jesteście, tak jak i ja zresztą. Bo czytając to pytanie właśnie o nieregularnym alkoholizmie pomyślałam. Kiedy dr Krupa powiedział, że według niego regularność oznacza coś w okolicach picia codziennie, to stwierdziłam - codziennie to nie piję więc z uśmiechami na ustach zaznaczyliśmy odpowiedź "nie".

Swoją drogą dra Sebastiana Krupę na tę chwilę poleciłabym każdemu z ręką na sercu i pełnym przekonaniem. Wspaniały specjalista! O czym na pewno jeszcze później wspomnę niejednokrotnie!
moniaaa | 10:05 czwartek, 2 lipca 2015 | linkuj Radzior - bo może ktoś jest alkoholikiem i owszem - pije codziennie, ale raz litr, a raz tylko połóweczkę. Więc mamy wtedy nieregularność hehe
cremaster
| 10:02 czwartek, 2 lipca 2015 | linkuj Nieregularny alkoholizm? :D
grzess
| 21:19 środa, 1 lipca 2015 | linkuj No to szybko poszło. Powodzenia w rehabilitacji i szybkiego powrotu do pełnej sprawności :)
monikaaa
| 20:45 środa, 1 lipca 2015 | linkuj "(...) kładę się na stole. Dobiera się do mnie pielęgniarka" - rozwiń :D heheehe

Doskonale rozumiem "ból" przymusu spania na plecach. Po złamaniu obojczyka, musiałam tak spać przez bite 1,5 m-ca. Koszmar to mało powiedziane. Gdzieś dopiero po tygodniu ogarnęłam temat i byłam w stanie przysnąć choć na kilka godzin. A chwilę, kiedy w pierwszą noc po zdjęciu gipsu, położyłam się na lewym boczku - zapamiętam do końca życia! Takie to było mega przyjemne!!! :)

Z takim hartem ducha, to wrócisz na rower szybciej niż się spodziewasz. :)
Jurek57
| 20:04 środa, 1 lipca 2015 | linkuj Powodzenia !!!
Ra1984
| 20:00 środa, 1 lipca 2015 | linkuj Powodzonka w rehabilitacji.... coś czuję, że do września będziesz brykać jak młoda :P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa liceo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]