avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 112.22km
  • Teren 41.00km
  • Czas 06:22
  • VAVG 17.63km/h
  • VMAX 51.60km/h
  • Podjazdy 2358m
  • Sprzęt ZaSkarb
Góry Sowie bez kompromisów

Środa, 21 maja 2014 | Komentarze 6

Uczestnicy


Jest kilka takich sytuacji kiedy w zupełności obejść się mogę bez używania zdań złożonych. Tak na dobrą sprawę wystarczą same rzeczowniki.
Cyborg rzuca hasłowo: środa, rower, Sowie.
No i czegóż tu nie rozumieć?? Jasność przekazu dociera do mnie z prędkością światła. Pracę udaje mi się tak zorganizować by środę zwolnić sobie zupełnie. I w taki oto sposób przed południem, pięknego letniego majowego dnia spotykamy się na Przełęczy Jugowskiej by ciutkę popracować nad Bogdanową techniką jazdy :-P

Na miejsce spotkania docieram przez Przełęcz Sokolą.


Z podjazdu na Przeł. Jugowską rozpościera się kapitalny widok na góry, z Jugowem (zdaje się) w dolinie.

Wiem, że będę sporo przed czasem więc nie spieszę się szczególnie. Po dotarciu do celu na miejsce odoczynku i słonecznego wylegiwania się obieram sobie wielki powalony pień drzewa (mój kręgosłup do teraz ma do mnie z tego powodu olbrzymie pretensje!). Czas upływa w tak pięknych okolicznościach przyrody, że nawet udaje mi się na chwilę przysnąć. Ze snu wyrywa mnie dotarcie na miejsce mojego współtowarzysza. Szybka reorganizacja. Pozostawienie w samochodzie zbędnych gratów, zamiana ich na graty znacznie mniej zbędne :) i POSZLI!

Pierwszy punkt programu to ósemka: na rozruch niebieski rowerowy na Bielawską Polanę - z Polany czerwony pieszy na Przeł. Woliborską - z Przełęczy niebieski rowerowy z powrotem na Bielawską Polanę - z Polany czerwonym pieszym przez Kalenicę na Przeł. Jugowską. Słońce świeci obłędnie, po nieszczególnie przychylnej pogodowo pierwszej połowie maja cudownie jest zaznać tego letniego ciepełka.


Katorżniczy podjazd nie-do-podjechania z Bielawskiej Polany na Popielaka.


Do kolekcji figur woskowych :D     Na P. Woliborskiej.


Uzupełnianie płynów gdzieś na niebieskim pieszym. Niby to nie było nic takiego, ale nie na żarty wymęczył mnie ten podjazd. Bogdan absolutnie nie miał dla mnie litości (za co jestem oczywiście wdzięczna:)) i nie pozwalał na ociąganie się i marudzenie.


Podjazd z Bielawskiej Polany na Kalenicę do łatwych nie należy. Zresztą atakowanie tej górki z obu stron jest nie lada wyzwaniem. Niestety i tym razem nie podołałam całości podjazdu, choć poszło najlepiej dotychczas. Obeszło się bez podprowadzania roweru, niestety podpórek nie udało mi się uniknąć.

Z radością muszę stwierdzić, że część dzisiejszej trasy była dla Bogdana nowością. Udało się niektóre zaliczone już wcześniej zjazdy zamienić mu na podjazdy, tudzież na odwrót. A Sowim trzeba oddać to, że można się tu na szlakach pobawić i pokombinować. Bo nie są to trasy na tyle trudne by musiały być jednokierunkowe. Fajne zjazdy mogą być ambitnymi i ciężkimi technicznie podjazdami; i odwrotnie. Hulaj dusza - piekła nie ma! :-)


Na Kalenicy czas na zasłużony wypoczynek, posilanie/popijanie, pogaduchy, ekscytację pięknymi widokami z wieży. Czyli po prostu okołorowerowe radości, dla których człowiek wylewa litry potu by się wdrapać na szczyt.



W dalszej kolejności następuje zjazd na Jugowską, z której mamy przed sobą całkiem ambitne zadanie - czerwony pieszy na szczyt Wielkiej Sowy, przez Kozią Równię i Kozie Siodło. Szalenie lubię ten podjazd. Jest na tyle nietrywialny by dawać mnóstwo satysfakcji z pokonywania go, ale i realny do podjechania w całości idealnie (do tej pory wykonane raz, w zeszłym roku) co dodatkowo mobilizuje do dawania z siebie wszystkiego co się ukrywa za pazuchą.


W drodze na W. Sowę.

Na szczycie niemiła niespodzianka - ogniska brak. U nas w plecakach zapałek brak. Sklep wieżowy zamknięty. Kiełbasy w plecaku krzyczą do nas by je zjeść. Słuchamy, jemy, ja przypłacam tę dycyzję zgagą. Zjeść jednak coś trzeba było, bo nie samą jazdą człowiek żyje. Dopiero po zjechaniu na Przeł. Walimską oczom naszym ukazuje się pięknie rozbuchane ognisko. No gdybyśmy tylko potrafili to przewidzieć... :)
Na samą Walimską zjeżdżamy niebieskim pieszym. Pierwszy raz w życiu zjeżdżam tędy po rzece. Podejrzewam, że jeszcze kilka dni temu musiał tędy płynąć naprawdę wartki strumień. I teraz nie mamy na co narzekać - jest zabawa, jest woda i błocko na twarzy i dupsku!! Jest bardzo dobrze :D


Z wrażenia nad ekskluzywnym posiłkiem zapominamy na szczycie Sowy pyknąć fotkę. Na dojeździe do Małej Sowy próbujemy naprawić błąd. Wprawne oko dostrzeże w oddali, na prawo od Bogdana, białą wielkosowią wieżę ;)


Ach, te góry!


Widok na Sokoła, na którego w planie wspinaczka była, ale jakoś nie doszła do skutku. Następnym razem nie odpuszczę, bo podjazd to zacny.

Z Walimskiej nie-tak-do-końca-spokojny i relaksacyjny fioletowy do Schroniska Sowa. Tu bardzo krótka narada nad mapą co dalej. Decyzja szybko się podejmuje, bo zielony pieszy w stronę Sokolca kusi. Więc nie dajemy mu się długo prosić i ciśniemy w dół. W tym miejscu muszę się pożalić i napomknąć, że mój ostatni nabytek, czyli soczewki kontaktowe, doprowadzały mnie momentami na zjazdach (zwłaszcza tych szybszych) do szewskiej pasji. Problem z nawilżeniem/natlenieniem oka i dyskomfort nieprzeciętny; podwójne widzenie. Grrrr! Na technicznym ostrym zjeździe takie niespodzianki nie należą do szczególnie przyjemnych. Ok. Pomarudziłam.
Z zielonego pieszego pakujemy się od razu na czarny rowerowy, który doprowadza nas na Kozie Siodło i nielicho zaskakuje swoim niezmiennym nachyleniem wciąż powyżej 10%.
Dzięki obraniu tego podjazdu NARESZCIE dowiadujemy się co to za cudo widać na zjeździe zielonym pieszym (w centrum poniższej fotki. Coś jak wieżyczka/wiatrak..?)




Okazuje się, ku ogólnej uciesze, że to nic innego jak ścianka wspinaczkowa! W życiu bym na to nie postawiła złamanego grosza :)

Z Koziego Siodła zjeżdżamy już czerwonym pieszym z powrotem na Jugowską, do Bogdanowego samochodu. I tutaj plan musiał ulec malutkiej modyfikacji, ale czas gonił, niepewność zarysowanego przeze mnie planu ciut niepokoiła więc wybraliśmy drogę najkrótszą z możliwych.


Na końcówce.

Co tu dużo gadać? Było wyśmienicie. Towarzysz, pogoda, góry. Wszystko dopisało idealnie :)
Dzięki Ci Bogu za wsparcie i mobilizację. Za próbę odgięcia mojego zęba na blacie i ostateczne jego złamanie :D - sorki, ale nie mogłam o tym nie wspomnieć ;-)
I oczywiście dziękuję za fotki, które w zatrważającej większości bezczelnie zakosiłam!





Komentarze
ramborower
| 19:50 środa, 28 maja 2014 | linkuj jak tam nowy hak znalazł się ?
ankaj28
| 14:04 piątek, 23 maja 2014 | linkuj Emi!
Bodzio kompromisy na trasie uznaje, czego jestem ewidentnym przykładem, zgrywa tylko groźnego. Sowę dojrzałam, a wycieczka piękna. Do juterka. :)
anamaj
| 06:32 piątek, 23 maja 2014 | linkuj Oj, świetny towarzysz, świetna trasa i piękna pogoda. Zazdroszczę !! Muszę szybko zawitać rowerowo na Sowie. Na przełęcze wybieram się w najbliższym czasie, ale na szosówce.
cerber27
| 21:30 czwartek, 22 maja 2014 | linkuj Dzięki Emi za wspaniale spędzony dzień, super zaplanowałaś te trasę, dzięki temu poznałem nowe ścieżki w Górach Sowich, pogoda udała się wyśmienicie, a Ty spisałaś się jako Przewodnik Gór Sowich, ciekawe czy masz taka odznakę?:) Było kapitanie, Dziękuję. Mam nadzieje, że będzie okazja do rewanżu w Górach Stołowych... a wiesz że tam nie uznaje kompromisów na trasie!!!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa azprz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]