avatar Ten blog prowadzi lea.
Przejechałam 44307.11 km, w tym 5998.80 w terenie.

Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl
  • DST 62.79km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:23
  • VAVG 18.56km/h
  • VMAX 38.30km/h
  • Podjazdy 627m
  • Sprzęt KROSSowy
Dojazd na imprezkę w Chełmy

Sobota, 15 lutego 2014 | Komentarze 10


Na dzień dobry jeszcze raz najlepsze życzenia składam Solenizantce! :)

Drogę dojazdową starałam się dobrać tak by ominąć główne drogi. W rezultacie pobłądziłam i nadrobiłam jakieś 15 km. To nic, bo trasa była nowa i dość ciekawa.

Jakieś 400-500 metrów, które musiałam pokonać na 5-tce to było wietrzne przejście przez piekło. Pierwszy raz w życiu wiatr zmusił mnie do zejścia z roweru kiedy to paskudny boczny podmuch zwiał mnie wpierw na pobocze, z zaraz potem na środek drogi. Gdyby za mijającą mnie ciężarówką jechało jakieś auto to najpewniej byłoby już po mnie. Grrr.... Nie walczyłam dalej jadąc, zeszłam z roweru i ok. 200 metrów walczyłam idąc. Zdecydowanie najcięższe i najbardziej niebezpieczne starcie z wiatrem w mojej "karierze" rowerowej.

Za Jakuszową, gdzie dopadł mnie krótki opad deszczu, wpakowałam się w las z nadzieją, że tan dziwny szlak doprowadzi mnie do Myśliborza. Tak też się stało, ale w międzyczasie dopadły do mnie dwa potwornie wielkie psy: bernardyn (o ironio! Jedyny pies, który mnie w życiu dziabną był bernardynem właśnie) wielkością dorównujący dorosłemu niedźwiedziowi grizzly oraz niewiele mniejsze niezidentyfikowane coś czarnego spędzającego jednak więcej czasu przy swoich jajkach niż na obszczekiwaniu mnie:P Środek dziczy, uciekać nie ma ani gdzie ani sensu, stoję zatem jak ten słup soli przemawiając (tak mi się zdaje) kojąco do tych bydlaków, pełna nadziei, że nie głodują od 5 dni. Po jakiś dwóch godzinach (na bank musiało to co najmniej tyle trwać) usłyszałam odległe nawoływanie. Byczy bernardyn zareagował od razu i pognał do góry, mniejsze-czarne-coś jeszcze chwile majstrowało przy swoich cojones i niedługo potem dołączyło do towarzysza. I znów najadłam się strachu na kilka najbliższych tygodni.

Kiedy już wydawało mi się, że dotarłam do celu podróży, znalazłszy się w docelowej miejscowości, spędziłam kolejne kilkadziesiąt minut błądząc, próbując sobie uparcie udowodnić, że bez gpsa SIĘ DA. Nie dało się. Niezbędny okazał się jeden telefon do przyjaciela, po którym ostatecznie dotarłam na miejsce delektując się błogim, zupełnie nielutowym ogniskiem, ogniskowym towarzystwem i ogniskową kiełbaską. Pycha!

Nad zalewem w Komorowie:


Masyw Ślęży i Raduni, na tle którego pięknie prezentuje się Świdnica z Rakietą w roli głównej:


A liczyłam na to, że moja trasa jednak nie wiedzie w tamtym kierunku... trochę wiodła :P




Neogotycki piękny pałac w Myśliborzu odrestaurowany pod koniec XX wieku przez nowego właściciela - pana Franciszka Ardela, polskiego emerytowanego kolarza pochodzącego ze Ścinawy. (dla bardziej zainteresowanych pałacem: link)


Pokierowana przez tubylca rezygnuję z asfaltowego objazdu i pakuję się na (jak się później dowiedziałam) czerwony szlak, który szybko doprowadza mnie do docelowej wsi:






Komentarze
alouette
| 17:51 poniedziałek, 17 lutego 2014 | linkuj Dziękuję za przyjazd i super prezencik:) Szkoda, że nie starczyło już czasu na wycieczkę po okolicach:/ Może następnym razem?:)
lea
| 07:13 poniedziałek, 17 lutego 2014 | linkuj Podczas oczekiwania na reakcję byczków, przez myśl mi przeszło, że dobrze by było mieć przy sobie jakieś zabezpieczenie na okoliczność takich spotkań. Szybko jednak, po rzuceniu okiem jednym i drugim na psiaki, doszłam do wniosku, że rzeczywiście broń przeciw nim wymierzana musiałaby być większego kalibru niż "marny" gaz pieprzowy, zwłaszcza, że było ich dwóch.

Piotrku - dziękuję Ci za troskę. Ja też już kiedyś pisałam, że absolutnie z samotnych wypadów w góry rezygnować nie będę w obawie przed nieznanym. Nie wydaje mi się bym wykazywała się tu jakąś wielką nieodpowiedzialnością, po prostu nie zamierzam spędzać życia na strachu przed "czymś". Sam wiesz, że niejednokrotnie się sam w las zapuszczałeś na pewno świadom, że jakieś tan niebezpieczeństwa mogą na Ciebie czyhać. W tym wypadku jednak uwierz mi, że nie rozchodziło się o emocje i adrenalinę. Mapa pokazywała drogę w tym miejscu, pani miejscowa powiedział, że droga jest, nie dla samochodu, ale do pokonania rowerem. Zmęczona już byłam walką z wiatrem, lekko zmoczona wcześniejszym opadem deszczu, przez myśl mi nie przeszło nawet by zawrócić i szukać czegoś innego. Podczas całego "incydentu", który rzeczywiście trwał pewnie ok. 3 minut, wciąż powoli odwracałam się w stronę bernardyna, nie pozwalałam na to by stracić go z zasięgu wzroku. Żadnych krzyków, żadnych ucieczek czy prób odejścia, żadnych szybkich ruchów. Wciąż spokojne przemawianie do nich. Gdyby to długo trwało, pewnie jednak w końcu zaczęłabym powoli posuwać się przed siebie.
Czy następnym razem będę mieć fart? Mam nadzieję, że tak :)
Pozdrawiam serdecznie.
Pioter50 | 04:33 poniedziałek, 17 lutego 2014 | linkuj Zarazek, puszeczka gazu w przypadku bernardyna mogła by tylko doprowadzić do tragedii.Jeśli już gaz, to przeznaczony do obrony przed niedźwiedziami.Produkuje go pewna amerykańska firma, można go też kupić w Polsce.Nie jest tani a zapewnia wysoki procent bezpieczeństwa, choć zasada jest taka, że nie ważne jaką broń posiadasz, tylko czy umiejętnie z niej korzystasz.Niektórzy wożą gaz, czy pistolet w plecaku.Ciekaw jestem, czy zawsze zdążą sięgnąć go plecaka...Lea zareagowała prawidłowo, z tym że jeśli sytuacja na to pozwalała, można było obrócić się bokiem do psów(to może je trochę uspokoić, choć nie zawsze), chwilkę postać i powolutku, małymi krokami zacząć się wycofywać.Nigdy nie obracamy się do psów plecami bo to prowokuje atak.Kiedy jesteśmy po spożyciu alkoholu to psy to wyczują i na 90% zaatakują, nasze szanse na wyjście z podobnej sytuacji spadają wtedy o połowę.

Kiedyś już pisałem, że samotne plątanie się po lasach to proszenie się o nieszczęście.Las to nie Disneyland.Ja to jednak mogę sobie pisać i mówić, każdy wie lepiej, chce ryzyka i adrenaliny.Jak trudno goją się rany szarpane, zadane przez dużego psa i jakie blizny po tym pozostają, to wiedzą ludzie, którzy tego doświadczyli.Ja akurat tego nie wiem, bo mnie nigdy żaden pies nie ugryzł, choć tak długo już żyję i kilka setek tysięcy kilometrów przejeździłem rowerem.Jako dziecko wychowałem się na wsi, gdzie zawsze było dużo agresywnych psów i uczono tam dzieci , jak sobie z tym radzić. Tym razem miałaś fart, ale czy zawsze tak będzie?
zarazek
| 20:46 niedziela, 16 lutego 2014 | linkuj Polecam zawsze mieć przy sobie pojemniczek gazu pieprzowego na takie okoliczności przyrody.
mors
| 19:37 niedziela, 16 lutego 2014 | linkuj Ja się nie wyczerpałem, no chyba że Ty. ;p
starszapani
| 19:23 niedziela, 16 lutego 2014 | linkuj Dziękuję wielce za wyczerpujące odpowiedzi :P :D
mors
| 19:19 niedziela, 16 lutego 2014 | linkuj Lea: "czarne-coś" miało chyba inny plan niż zagryzanie. ;)
mors
| 19:17 niedziela, 16 lutego 2014 | linkuj Starsza: odpowiem Ci symetrycznie, jak Ty mi po wizytaNcji u Lei: Nie przeginaj. ;P
;)
Chociaż na moim blogu uchylę "Tobie" rąbka "tajemnicy", acz pewnie to za pół roku, jak mi ludzie pozrzucają foty i wideo. :)
lea
| 18:02 niedziela, 16 lutego 2014 | linkuj O nie nie nie. Ja prawie nigdy nie robię fotek na imprezach ;)
starszapani
| 17:41 niedziela, 16 lutego 2014 | linkuj A gdzie zdjęcia z imprezy?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa naspo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]